Niemcy mają usta pełne frazesów o rozdziale tzw. uchodźców, solidarności europejskiej i inne banały. Tymczasem właśnie kombinują wspólnie z Francuzami jak się pozbyć pracowników delegowanych. Czyli jak zmienić zasady współpracy na wspólnym rynku, bez narażania się na jakąkolwiek dyskusję o np. transferach kapitałów. Będziemy żyli w Europie, gdzie nie będzie można pracować za granicą, ale będzie można transferować zyski poprzez pompowanie sztucznych kosztów. Wielka Brytania musi zostać potraktowana tak, żeby żadne inne państwo nie zechciało pójść w jej ślady.
Grecja duszona przez instytucje finansowe i zarządzających ej problemami zagranicznych polityków – wymaga racjonalnych i radykalnych decyzji. Do tej pory były głównie radykalne. Jest szansa, że po wyborach pani Merkel będzie skłonna rozwiązać ten problem, bo Grecja sama sobie nie da rady, chyba że poprzez Grexit. Tego nikt nie chce z powodów politycznych, bo o ile Wielka Brytania ma Funt i jej wystąpienie nie podważa Euro, to z Grecją byłby ten problem. Nawet jeżeli w sumie masy pieniężnej Euro, problemy Grecji to tak na prawdę niewielki ułamek, to jeżeli chodzi o efekt propagandowy – nikt nie pozwoli na to, żeby Grecja była złym przykładem.
Polska jest problemem, ponieważ sygnalizuje emancypacyjną politykę. Jest to ryzykowna gra, w tym cała koncepcja trójmorza, jednak jest to na tą chwilę wszystko na co nas stać. Szkoda, że nie zajmujemy się właśnie takimi kwestiami jak prawa naszych pracowników w Unii Europejskiej, jednak nie da się zaprzeczyć oczywistym faktom – mamy inne interesy, zwłaszcza od Niemiec.
Możemy współpracować gospodarczo, w tym zakresie nie ma większych problemów, poza jednym bolesnym jakim jest energetyka. Jednak nie ma co się nawet silić na wspólnotę celów politycznych. Zwłaszcza po tym, jak Niemcy po raz kolejny olewają zasady unijnej solidarności i chcą budować kolejną rurę z Rosji. Z ich perspektywy i obiektywnie to doskonały pomysł, tylko ze względu na naszą politykę (to jak ją oceniamy to już inna sprawa), te interesy są nie do pogodzenia. Niemcy z panią Merkel na czele w ogóle nas nie słuchają w tej sprawie. Żadne racjonalne argumenty z Polski nie przebiły się do niemieckiej opinii publicznej. Tymczasem sprawa jest banalna – kupujesz rosyjski gaz – to zbroisz potężną rosyjską armię. Takie są realia, nie można udawać, że jest inaczej.
Berlin ma świadomość, że w pierwszej godzinie konfliktu z Rosją, Polska prawdopodobnie zrobi wszystko, żeby przerwać Nordstream. Jest to stosunkowo proste, ponieważ wystarczy zwykły atak bombami głębinowymi i po gazociągu. Można wykorzystać roboty podwodne z pojedynczymi ładunkami i przerwać go w kilkudziesięciu miejscach. Wówczas, naprawa będzie długotrwała i kosztowna. Niemcy rozumieją, że w wymiarze politycznym ta inwestycja, stawia ich po innej stronie, niż kraje wschodniej flanki NATO. Sytuacja w której prowadzilibyśmy wojnę z Rosją i bratnią Białorusią, a Niemcy płaciliby im pieniądze za gaz – de facto na finansowanie wojny z Polską czyni nas wrogami. Ponieważ każdy, kto wspiera kraj z którym prowadzimy wojnę – jest naszym wrogiem.
Póki co rzeczywistość jest taka, jaka jest. Niemcy stroją się w piórka demokratyczno-liberalne, do tego lansują poronioną politykę przyjmowania nielegalnych imigrantów – wbrew wcześniejszym unijnym traktatom. Na tej płaszczyźnie oskarżają nas o rzekomy brak solidarności, zupełnie nie słuchając argumentów o bezpieczeństwie. Do których przecież mamy prawo. Jest to tylko dowód na to, jak Niemcy nas traktują i że NIGDY, nie mieli nas za równorzędnych partnerów – chociaż w znaczeniu formalnym. Mamy się podporządkować i uznać ich rację, chociaż jest irracjonalna i widzą to często sami Niemcy.
Najciekawsze jest jednak to, co jest planowane jako nowe otwarcie na Rosję. Nowi liberalni politycy, którzy w nadchodzących wyborach mogą wejść na agorę niemieckiej polityki, to osoby od zawsze bardzo jednoznacznie wypowiadające się o relacjach z Rosją. W rzeczywistości za większością tych nazwisk stoi potężny niemiecki przemysł, który doskonale rozumie, że nie ma nigdzie takich możliwości jak w relacjach z Rosją.
Niemcy nie wystąpią z NATO, ta fikcja będzie podtrzymywana, jednak będą blokować wszelkie inicjatywy prowadzące do urealnienia zdolności obronnych Sojuszu na Wschodzie. W realiach Unii Europejskiej, będą dążyć do ściślejszego związania rdzenia Unii Europejskiej, tak żeby można było nim łatwiej sterować. Nie tylko politycznie – przez instytucje brukselskie, z czym jak widać są problemy, ale także ekonomicznie – z Frankfurtu. Jeżeli Niemcy zgodzą się na emisję wspólnego unijnego długu Strefy Euro, to będzie nowa rzeczywistość.
Obserwując te zagadnienia z naszej perspektywy, widać że społeczeństwo stopniowo zaczyna rozumieć, że Unia Europejska to nie są tylko konfitury. Co ciekawe, coraz więcej osób kreujących opinię zaczyna przywoływać słowa tragicznie zmarłego pana Andrzeja Leppera, który mówił wprost o wyciskaniu Polski jak cytryny przez mechanizmy europejskie. Jeżeli do tego dochodzą kwestie tak skandalicznego gwałcenia naszej suwerenności, jak poroniona koncepcja przymusowego rozdzielania nielegalnych imigrantów – to musi stworzyć pożywkę dla radykalizacji postaw. Na tym korzystają obecnie rządzący i tak długo, jak długo będą sprzeciwiać się polityce, której nie chce dominująca większość społeczeństwa, tak długo będą mieli duże poparcie polityczne. Oczywiście doskonale o tym wiedzą w Berlinie i Brukseli, stąd presja polityczna na Polskę, w części jest obliczona na to, żebyśmy dostarczali powodów do wyalienowania nas z Europy.
Niestety skutki polityki głównie niemieckiej, jednak również dokłada się do niej i Francja, to sprowadzenie nas do roli zdecydowanie poniżej naszych jakichkolwiek aspiracji i oczekiwań. Kwestią wtórną jest to, jak bardzo Warszawa umie je zgłaszać w sposób racjonalny i skuteczny, a przede wszystkim zgodnie z zasadą pragmatycznych oczekiwań. Nie da się zrozumieć kierunków polityki niemieckiej, ponieważ to, co oni robią to odpychanie Polski od Europy. Czy to jest przygotowanie nas do ewentualnego resetu w przyszłości? Proszę zwrócić uwagę, że nawet unijni Komisarze, przestali mówić o „szybkich ścieżkach” i korzyściach wynikających z przyjęcia Euro itd. Ta retoryka już dzisiaj nie istnieje, dzisiaj mówimy o dążeniu do ukarania Polski na kolejnych polach wspólnych polityk. To na pewno nie przysporzy sympatyków Unii Europejskiej w Polsce. Jednak prawdziwym szokiem będą dopiero kwestie funduszy, w tym szczególnie ważnego wsparcia dla rolników. Zachód tak jak w przypadku pracowników delegowanych, używa argumentów wycinkowych – mówiąc o „dumpingu socjalnym”, ale już nie o swobodzie transferu dochodów finansowych itd. Dzisiaj słyszymy o konkurencji ze strony polskich producentów rolnych, którym grozi jeszcze olbrzymia konkurencja z Ukrainy, przed którą obecnie Unia otwiera swoje rynki zbytu.
Sytuacja jest dynamiczna, gra toczy się na wielu poziomach i już tak na prawdę nie wiadomo, czego możemy się spodziewać. Być może jak będziemy zbyt wiele żądać i za bardzo racjonalnie argumentować swoje prawa, to dla części naszego otoczenie – reset w Polsce stanie się opłacalną opcją? Dla wielu ludzi na Zachodzie, tak na prawdę nigdy nie byliśmy w Europie.
Poczekajmy jeszcze tylko, aż Ukraińcy się zbudzą z mirażów europejskiego snu, to dopiero zrobi się w naszym regionie ciekawie.
Krakauer
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy