Antoni Macierewicz - bohater najnowszego bestselera. Fot. P.Drabik (CC BY 2.0) |
Teza główna, wyrażona w formie „hipotezy roboczej" jest taka, iż Macierewicz jest rosyjskim szpiegiem. Jednak w rozpaczliwym poszukiwaniu argumentów na rzecz tej odważnej teorii, autor sięga tak daleko, że jego opowieść staje się zgoła absurdalna.
Koncept, iż do pajęczej sieci Kremla należy także amerykański gigant zbrojeniowy z rocznym obrotem rzędu kilkudziesięciu miliardów dolarów, albowiem do jednego z typów swoich produktów sprowadza on rosyjskie silniki — jest cokolwiek nieprzekonywujący. I nie tylko w tym miejscu argumentacja red. Piątka jest tak rozpaczliwie naciągana, że parcieje jak stara guma od gaci.
Pierwszym dowodem na ruskie rządy nad Antonim jest postać niejakiego Luśni.
Luśnia, protegowany Macierewicza jeszcze od lat 80., to typ zdecydowanie szemrany: milioner, zagorzały prawicowiec, w latach 2001-2006 poseł LPR. Za młodu Luśnia działał w Ruchu Młodej Polski i NZS, kapował na współdziałaczy na bezpiekę i brał za to pieniądze. W 2006 roku Sąd Najwyższy orzekł ostatecznie, że Luśnia jest kłamcą lustracyjnym — a mimo tego, jego nazwisko do dzisiaj widnieje w aktach rejestrowych fundacji „Głos", w której zasiada także Macierewicz. „Głos" to ultraprawicowe antysemickie pisemko, którym Macierewicz kierował w latach 90., fundacja była jego wydawcą.
Dziś szef MON twierdzi, że nie ma z agentem Luśnią nic wspólnego, ale są powody sądzić, że mija się z prawdą: nadal zasiadają w radzie jednej fundacji, ponoć ktoś ich widział razem na jakimś pogrzebie, poza tym wiele wskazuje, że o agenturalnej przeszłości Luśni Antoni wiedział już w latach 90., a mimo to holował go za sobą przez kilkanaście lat.
To wszystko oznacza, że Macierewicz przy doborze przyjaciół nie kieruje się najwyższą formą prawicowego patriotyzmu — ale gdzie tu Ruscy? Otóż prowadzącym Luśni był niejaki Józef Nadworski. A kolegą Nadworskiego z resortu był Marek Zieliński: napisali jakąś wspólną pracę na ANS, potem mieli wspólną agencję ochroniarską, mieszkają w jednym bloku. Zaś Zieliński to — jak pisze Piątek — „najważniejszy sowiecki, a potem rosyjski szpieg w Polsce", „superszpieg GRU".
Nie tak wszakże fantastyczną, jak drugi wątek Piątkowej powieści szpiegowskiej: mieści się w nim i wszechświatowy szef rosyjskiej mafii, i mafia włoska, i ultraprawicowy republikański senator, i wielkie amerykańskie koncerny zbrojeniowe.
Wszystko składa się w harmonijną całość: Alfonse D'Amato, niegdyś senator, dziś lobbysta, znany jest z niejasnych układów z włoską mafią w USA, włoska mafia współpracuje z rosyjską, na czele rosyjskiej stoi Siemion Mogilewicz, który najpewniej powiązany jest ze rosyjskimi służbami specjalnymi. D'Amato jest dziś lobbystą, obsługującym koncern Lockheed Martin, a ten kupuje silniki do swoich satelitów w Rosji. Lockheed produkuje też Black Hawki — „te same dla których Macierewicz naraził na szwank stosunki polsko-europejskie, zrywając kontrakt na francuskie śmigłowce marki Caracal". Frma lobbyingowa D'Amato została także wynajęta przez Polską Grupę Zbrojeniową, a nad nią pieczę sprawuje Macierewicz, jako szef MON.
Z czego należy wnioskować, że za zakupem amerykańskich śmigłowców przez polski MON stoi Kreml — zdaje się sugerować red. Piątek.
Oczywiście alternatywne tłumaczenie jest takie, że skorumpowany amerykański polityk kręci lody ze słynącym z nieuczciwych praktyk koncernem zbrojeniowym, i obu stronom wisi aż do dna, kto daje im zarobić, choćby to była Moskwa — a tępa, bezkrytyczna służalczość polskich władz wobec USA nie pozwala im tego dostrzec.
I wreszcie trzeci wątek, łączący Macierewicza z Rosją — nieco, trzeba przyznać, poważniejszy — to osoba niejakiego Kotasa.
Jacek Kotas w 2007 roku był wiceministrem obrony w rządzie Kaczyńskiego. Jest bliskim współpracownikiem Macierewicza, na którego polecenie SKW wystawiła Kotasowi certyfikat bezpieczeństwa, mimo iż przez wiele lat powiązany był z grupą Radius — która nader kontrowersyjnie działa głównie w branży nieruchomości, zarabiając wielkie pieniądze m.in. na reprywatyzacji.
Grupę Radius kontroluje niejaki Robert Sz. — postać najwyraźniej dość straszna, bo jako jedyna niewymieniona z książce Piątka z całego nazwiska. Sz. był charge d'affaires Gambii w Rosji, ma powiązania kapitałowe z rosyjskimi oligarchami, Piątek powołując się na chcących zachować anonimowość informatorów opisuje go jako „gangstera". Niezależnie od tego, czy Sz. z Gambii jest reprezentantem rosyjskich służb, rosyjskiej mafii, czy może tylko Pruszkowa — jego wieloletni współpracownik Kotas raczej nie powinien uzyskać dostępu do tajemnic państwa polskiego.
Ale z drugiej strony — wymowę swych zarzutów Piątek osłabia dość dramatycznie, kiedy wytyka Kotasowi, iż jest wiceprezesem Instytutu Studiów Wschodnich, który organizuje Forum Ekonomiczne w Krynicy.
„Czym wsławiło się forum ekonomiczne w Krynicy" — zapytuje ironicznie Piątek i zaraz odpowiada, że w 2016 roku „ogłosiło prokremlowskiego premiera Węgier Viktora Orbana człowiekiem roku 2015", a rok wcześniej dało ten tytuł Kaczyńskiemu, co „w jakiejś mierze mogło się przyczynić do zwycięstwa tej partii".
Zarówno to twierdzenie, jak i zawarta w nim sugestia są śmieszne: Forum znane jest z tego, że umizguje się do możnych i aktualnie znaczących, przed Kaczyńskimi i Orbanem krynickim „Człowiekiem Roku" byli Juszczenko i Saakaszwili, Havel i Wałęsa, Tusk i Komorowski, a także Kwaśniewski i Jan Paweł II.
Nawet nieporównany łowca spisków Antoni nie wykaże w składzie tej listy manipulatorskiej ręki Moskwy.
* * * * * * *
Antoni Macierewicz bezdyskusyjnie szkodzi Polsce. Szkodzi jej od lat swoim nacjonalizmem i zwierzęcym antykomunizmem, agresywną aktywnością opozycyjną i amatorską działalnością rządową, histeryczną retoryką nawołującą do nienawiści i podziałów. Ale nad wszystkim szkodzi, zarażając tysiące Polaków swoimi spiskowymi obsesjami, godzącymi w zdrowy rozsądek i zdolność do trzeźwej oceny rzeczywistości.
Nie idźmy tą drogą.
Agnieszka Wołk-Łaniewska, Warszawa
Sputnik Polska
Komentarz red. Zofii Bąbczyńskiej-Jelonek:
Bardzo ucieszyła mnie recencja red. Agnieszki Wołk - Łaniewskiej, dot. wywodów red. Piątka o ministrze Macierewiczu. Jestem Jej szalenie wdzięczna.
Pokazuje ona pewne, wysoce negatywne i żenujace wręcz zjawisko, które zawładnęło środowiskiem polskiej żurnalistyki (i tej uległej PiS i tej wspierającej obecną opozycję), mianowicie - stawiania na piedestał niezaprzeczalnych faktów - insynuacji i plotek, ryzykownych tez, jako pewników na podstawie wydumanych lub fałszywych przesłanek, oraz sprowadzania wszelkich relacji międzyludzkich do lansowanego powszechnie, (za przykładem USA, czy innych państw Zachodu), negatywnego wzorca, jakim jest kontakt z Rosjaninem, nawet bardzo pośredni.
Na tej podstawie - oskarżanie ludzi kontaktujących się z Rosjanami, rosyjskimi organizacjami, czy też wyjeżdżającymi do Rosji - o agneturalną działalność na rzecz "Kremla", czyli obecnej legalnej władzy rosyjskiej.
Oczywiście, ma to się do rzetelnego dziennikarstwa, jak wół do karety. Szkalowanie ludzi na podstawie takich kryteriów, nawet jeśli chodzi tu o wysoce kontrowersyjnego ministra w rządzie PiS - jest dziennikarskim przestępstwem.
Red. Piątek jest protegowanym Gazety Wyborczej (GW), jednego z ogólnokrajowych opiniotworczych medium w Polsce. I to jest zjawiskiem wysoce niepokojącym.
GW, która pretenduje do organu prasowego obecnej opozycji, staje się powoli prymitywnym biuletynem propagandowym anty-PISowców.
Jednocześnie GW chce uchodzić za medium polskiej inteligencji, tej światłej, europejskiej, rzekłabym racjonalnej i oświeconej. Mając takie ambicje sięga tymczasem po narzędzie bardzo prostackiej propagandy, które jest zaprzeczeniem jakiejkolwiek rzetelności zawodowej w dziennikarstwie. Narusza wszelkie kanony etyki zawodowej, a nawet obowiązujece w Polsce nadal "Prawo prasowe". Można rzec, że książka to nie artykuł, ale sam autor jak i redakcja GW - lansują książkę red. Piątka jako "dokument".
To prawda, że łatwo jest teraz w Polsce wydać cokolwiek drukiem, wystarczy nieco pieniędzy lub kilku zainteresowanych sponsorów. "Śpiewać każdy może, nieraz lepiej, czasem gorzej".... to też prawda. Ale jeśli medium chce uchodzić za wiarygodne, poważne, szanujące swój wieloletni dorobek, wypracowanego czytelnika i nazwiska swoich dziennikarzy - nie powinno schodzić do rynsztoka, by plugawić się tak prostacką i prymitywna propagandą.
A dziennikarze, jeśli chcą uchodzić za przyzwoitych i rzetelnych, etycznych i profesjonalnych - nie powinni pisać jak red. Piątek, ani też promować książęk, takich, jaką spłodził red. Piątek.
Pomówienie, plotka i insynuacje nie powinny być narzędziem dziennikarskim.
Po stokroć ma rację red. Agnieszka Wołk - Łaniewska - nie tędy droga.
Zofia Bąbczyńska-Jelonek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy