Aleksandra Piłsudska, druga żona J.Pilsudskiego. Fot. Domena publiczna |
Żona Aleksandra Piłsudska napisze: „nigdy nie miał żadnej idei ponad, ideę własnej, i niepodległej, naprawdę suwerennej Polski”. „Wiktor” dalej działa, pisze i drukuje bibułę. Policja carska wszędzie węszy i szuka tajnej drukarni. „Wiktor” ciągle zmienia mieszkania. Przez 6 lat nie udaje im się wykryć nieuchwytnego wydawcy. Legenda „Wiktora” rośnie.
Niestety!
Przypadek sprawia, że policja wykrywa mieszkanie w Łodzi, w którym Piłsudski
drukuje broszury. Jest rok 1900-setny. Zostaje uwięziony w „sławnym”
cierpieniem Polaków X-ym Pawilonie, w warszawskiej Cytadeli. Grozi mu szubienica,
ale nie boi się więzienia. Jest twardy. Napisze później, że: „podczas 150-ciu długich, długich lat, nie
było człowieka, który by, przebiegając życie polskie dawnych czasów, o
więzienie się nie otarł, o więzieniu nie mówił, do więzienia się nie zbliżał…że
więzienie było towarzyszem życia Polaka od kolebki aż do grobu”.
Brama Straceń Cytadeli Warszawskiej. Fot. A.Siedlecki |
Przewodnik
nam opowiada, że w Cytadeli Polacy byli bardzo źle traktowani, męczeni,
gwałceni, tracili zmysły, umierali lub wychodzili stąd okaleczeni. Ale Piłsudski
ma plan, nie poddaje się. Jego naturalne zdolności aktorskie, które przejawiał
w młodości pomagają mu. Tu chyba gra rolę najtrudniejszą. Symuluje szaleństwo! Cel
jest prosty. Chce by Rosjanie przenieśli go do szpitala, bo stamtąd łatwiej
będzie można uciec. Odmawia więc jedzenia jajek, ponieważ twierdzi, że są
surowe i się zatruje, to mu je ugotowano.
Potem twierdził, że w tych jajkach znajdują się włosy, więc ich nie zje.
Kilka dni później znowu podano mu jajka na śniadanie, to tym razem stwierdził,
że to jest komórka żywa, że z jajka się wylęga życie i trupa nie będzie
zjadał. Robił różne rzeczy, a to
wskakiwał na piec, machał nogami i nie chciał zejść , bo mówił, że podłoga jest
gorąca i go sparzy. Albo leżał cały czas w łóżku odwrócony do ściany i nie
chciał się odwrócić, bo twierdził, że Rosjanie to bazyliszki i zamienią go w
kamień. Czynił wszystko, by Rosjanie uwierzyli, że rzeczywiście coś mu się w
głowie poprzestawiało. I tak przez trzy miesiące. Odbiło to się na jego
zdrowiu, bo odmawiając jedzenia bardzo zmarniał. Cały czas miał poczucie, że
może zostać stracony i jedynym wyjściem było udawanie wariata. Przeczytajmy, co pisze o tym sam więzień:
„Była to niezmiernie przykra gra. Nie mówiąc o głodzie, który mi bardzo dokuczał, tem bardziej, że żandarmi przysyłali mi w tym czasie wyszukane i smaczne obiady, które musiałem odrzucać.... lecz samo udawanie obłędu, ciągła baczność na swe ruchy, na wyraz twarzy, konieczność wypowiadania od czasu do czasu jakichś nonsensów, męczyła mnie niezmiernie, a czasem wprost śmieszyła widokiem przerażenia, jakie wzbudzało moje zachowanie w żandarmach... Po kilku tygodniach byłem tak zmęczony, iż postanowiłem przerwać. Siły mnie opuszczały, ledwie chodziłem... Przestałem więc udawać, zacząłem jeść i zachowywać się zupełnie naturalnie. Myślałem sobie, że się nie powiodło! Wtem drzwi otwierają się, wchodzą żandarmi, wołają mnie do kancelarii, niosą za mną rzeczy. Okazało się, że przerwa w obłędzie właśnie była potrzebna w rozwoju choroby, że ona ostatecznie przekonała obserwatorów, że jestem chory!..”
„Była to niezmiernie przykra gra. Nie mówiąc o głodzie, który mi bardzo dokuczał, tem bardziej, że żandarmi przysyłali mi w tym czasie wyszukane i smaczne obiady, które musiałem odrzucać.... lecz samo udawanie obłędu, ciągła baczność na swe ruchy, na wyraz twarzy, konieczność wypowiadania od czasu do czasu jakichś nonsensów, męczyła mnie niezmiernie, a czasem wprost śmieszyła widokiem przerażenia, jakie wzbudzało moje zachowanie w żandarmach... Po kilku tygodniach byłem tak zmęczony, iż postanowiłem przerwać. Siły mnie opuszczały, ledwie chodziłem... Przestałem więc udawać, zacząłem jeść i zachowywać się zupełnie naturalnie. Myślałem sobie, że się nie powiodło! Wtem drzwi otwierają się, wchodzą żandarmi, wołają mnie do kancelarii, niosą za mną rzeczy. Okazało się, że przerwa w obłędzie właśnie była potrzebna w rozwoju choroby, że ona ostatecznie przekonała obserwatorów, że jestem chory!..”
Doktor Władyslaw Mazurkiewicz Fot. Domena publiczna |
Rosjanie
jednak z obawy, że ucieknie nie umieścili go w lecznicy warszawskiej, ale
przenieśli go do szpitala w Petersburgu. Cały ten okres trwał aż 14 miesięcy.
Sytuacja wydaje się beznadziejna, ale nie dla kolegów Piłsudskiego z PPS-u. Nie
opuszczają legendarnego działacza. Odważny Polak, lekarz Władysław Mazurkiewicz
i spolszczony Tatar, Aleksander Sulkiewicz, potem oddany legionista pomagają mu
w ucieczce. Przemycono eleganckie ubranie, składany cylinder, czyli szapoklak,
bo normalny trudno było schować i „Jego Ekscelencja”, jak nazwał
Piłsudskiego Mazurkiewicz przy
Rosjaninie otwierającym furtkę, żeby temu nie zachciało się o coś zapytać, czyli „Wiktor”- w przebraniu
dżentelmena wychodzi ze szpitala. Potem, zakłada mundur i przemienia się w
urzędnika, bo umundurowanych żandarmi raczej nie sprawdzają. Mimo, stanu
wojennego ucieczka do Galicji udała się.
Schorowany Piłsudski wypoczywa i dalej
aktywnie działa w PPS - ie. Jest jednym z głównych przywódców. Dużo pisze. Działa, bo nie może żyć "na kolanach".
„Walczę i umrę jedynie dlatego, że
w wychodku, jakim jest nasze życie, żyć nie mogę. To ubliża…ubliża mi jako
człowiekowi z godnością nie niewolniczą…”
Andrzej Siedlecki
(ciąg dalszy nastąpi...)
Zob. Poprzedni odcinek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy