Fot. FreeDigitalPhotos.net |
Słowa te trzeba traktować bardzo poważnie. PiS opanowało już publiczne radio i telewizję, ma dużą część prasy, wspomaganej m.in. przez pieniądze SKOK-ów, a teraz chce sięgnąć po pozostałą część rynku mediów, głównie prasę lokalną (regionalną) i centralną oraz niezależne rozgłośnie radiowe i telewizyjne. Chce w ten sposób osiągnąć kilka celów, a w tym dwa najważniejsze: wykorzystanie przejmowanych mediów w propagandzie już przed wyborami do samorządów w 2018 r. oraz wzmocnienie antyeuropejskiej, a zwłaszcza antyniemieckiej polityki PiS.
Opinia publiczna o tych zamiarach jest informowana bardzo skąpo, a o szczegółach politycy PiS nie chcą się wypowiadać. Jarosław Sellin, szefujący projektowi w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego odpowiedział na pytanie Dominiki Wielowieyskiej w radiu TOK FM, że jak będzie projekt ustawy „to zobaczycie”. Nie ma mowy o debacie, konsultacjach, wysłuchaniach publicznych, rokowaniach i konsekwencjach finansowych i t.p. Można spodziewać się najgorszego.
Pewne informacje można jednak znaleźć w niskonakładowym (1500 egz.) czasopiśmie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich „Forum Dziennikarzy”, z czerwca br.
Stowarzyszenie, jak wiadomo, przetrwało – działając w podziemiu – stan wojenny, a potem przyczyniło się do rozwoju i sukcesu wolnych mediów i niezależnego dziennikarstwa. Teraz zostało opanowane przez dziennikarzy -polityków, którzy mocno wspierają PiS. Jednak, przy wszelkich zastrzeżeniach co do wiarygodności i niezależności jego obecnych publikacji, warto je poznać, bo informacje pochodzą ze źródeł bliskich „centralnemu ośrodkowi dyspozycji politycznej”. Ułatwiają więc rozpoznanie jego prawdziwych czynów i zamiarów.
PiS się spieszy. Paweł Lewandowski, wiceminister KiDN w wywiadzie opublikowanym w „Forum Dziennikarzy” mówi, że ustawa będzie uchwalona na pewno w tym roku. Wyjaśnia, czym będzie dekoncentracja mediów: „służy jak największej multiplikacji podmiotów na rynku, natomiast repolonizacja zmierza do zwiększenia kapitału polskiego w poszczególnych podmiotach […]. Jest to gwarancja zapobieżenia przypadkom, w których właściciel działa w interesie państwa, które jest faktycznym właścicielem spółki. Intencją rządu – twierdzi wiceminister – jest wdrożenie ustawy dekoncentrującej kapitał, a jeśli jest on w rękach podmiotów zagranicznych, to niejako „skutkiem ubocznym” może być repolonizacja […]. Jeśli chodzi o nasz interes narodowy, wolałbym, żeby ta władza (tzn. wpływ na informacje – red.) była w rękach Polaków niż przedstawicieli innych państw”.
Publicystka „F.D.” Jolanta Hajdasz potwierdza, że wypowiedzi rządzących są jednoznaczne. Dekoncentracja na rynku mediów jest niezbędna. I trudno się z tym nie zgodzić – pisze. Jako przykład przytacza wypowiedzi posłanki PiS Barbary Bubuli, pracującej nad poselskim projektem ustawy dekoncentracyjnej, która ma wymuszać na wydawcach pozbywanie się mediów, w przypadku gdy wydawca ma zbyt duży udział w rynku. „Jeśli będzie trzeba – mówiła Bubula – to znajdzie się sposób na rozbijanie monopolu zagranicznych grup medialnych, np. na odbieranie im gazet”.
Hajdasz informuje również, że już wcześniej, w styczniu br., na zamkniętym spotkaniu z łódzkimi działaczami PiS, o potrzebie repolonizacji mediów przekonywał słuchaczy Jarosław Kaczyński (relacja ukazała się na profilu twitterowym partii). Chcemy, aby dążyły one do prawdy, a nie opowiadały się za jedną stroną. Prace nad nowymi przepisami toczą się na razie w zamkniętych gabinetach, ale ich kierunki budzą nadzieję na stopniowe przywrócenie rzeczywistej normalności, przynajmniej na rynku prasy drukowanej. Obecna sytuacja z punktu widzenia interesów naszego państwa i obywatela jest już niezdrowa, a w niektórych segmentach wręcz niebezpieczna – relacjonuje Hajdasz.
Kierunek natarcia jest, jak widać, jasno określony. Trzeba pozbyć się obcych. Na celowniku jest przede wszystkim „wielka niepolska trójka” wydawnictw. Numer jeden to niemieckie wydawnictwo Bauer publikujące 52 tytuły prasowe – według Związku Kontroli Dystrybucji Prasy, a według wydawcy 38. Wśród nich są takie czasopisma jak „Tele Tydzień”, „Życie na Gorąco”, „Naj”, „Tina”, „Twój Styl”… Drugi na liście to niemiecko-szwajcarski Ringer Axel Springer, wydawca m.in. dzienników „Fakt” i „Przegląd Sportowy” oraz 11 magazynów, w tym polskiej edycji tygodnika „Newsweek”. Trzeci to wydająca dzienniki regionalne i tygodniki lokalne Polska Press Grupa, również z niemieckim kapitałem (Verlagsgruppe Passau). Agora w tym rankingu zajmuje czwarte miejsce. Naprawdę jest o co się bić – konkluduje publicystka pisma SDP.
Tyle, że PiS chcąc zrealizować ten plan wejdzie na pole, na którym napotka wiele przeszkód i być może niespodzianek. Nie będzie łatwo (Kaczyński to wie, ale – jak mówił w TV Trwam – zostanie to załatwione, choć będzie wielki opór). Nie mówi się też o tym, że Polki i Polacy zostaliby przez PiS pozbawieni ulubionych gazet i magazynów, co na pewno nie przysporzyłoby mu zwolenników.
„Gazeta Wyborcza” (4 sierpnia br.) przypomina, że niemieckie i wszelkie inne europejskie koncerny chroni w Polsce prawo unijne. Traktaty UE gwarantują swobodę przepływu kapitału, która korzysta z bardzo silnej ochrony. Politycy PiS z kolei twierdzą, że np. Francja ma ustalone prawem limity udziału zagranicznego kapitału w mediach i to miałby być wzór dla Polski. Tyle że te przepisy pochodzą z 1986 r. i nie są aktualne, a Francja broniła się ostatnio tylko przed inwestorami z USA w trakcie rokowań umowy handlowej TTIP, której los, przynajmniej na razie jest przesądzony.
Według cytowanych przez „GW” ekspertów medioznawców, obawy o przyszłość może mieć grupa TVN, należąca do amerykańskiego koncernu Scripps Networks Interactive (właśnie został przejęty przez również amerykański gigant medialny Discovery). Wystarczy, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, której skład został wyłoniony po wygranych przez PiS wyborach, cofnie stacji koncesję uznając, że jej programy są sprzeczne z polską racją stanu. Tym bardziej, że najważniejsi politycy PiS bardzo nie lubią przede wszystkim kanału informacyjnego TVN24. Można jednak zadać pytanie – czy obecna władza zechce narażać się na pogorszenie stosunków z USA co z pewnością by nastąpiło?
Na koniec coś optymistycznego. Wątpliwości rodzą się nawet w samym obozie PiS. „F.D.” przytacza m.in. opinię konserwatywnego publicysty Rafała Ziemkiewicza, który nazywa repolonizację mediów walką z wiatrakami, skazaną na niepowodzenie. Nie ma, według niego, możliwości ustawowego zróżnicowania kapitału na krajowy i niekrajowy bez wejścia w konflikt z najistotniejszymi zapisami unijnego prawa. Jak sobie pomyślę – pisze Ziemkiewicz – że tę nową ustawę medialną mieliby napisać tacy mistrzowie jak ci, którzy już pokazali co potrafią przygotowując „prawo chroniące polską ziemię przed wykupem”, „podatek od sklepów wielkopowierzchniowych”, „pomoc dla frankowiczów” i t.p. – to wcale się nie dziwię, że PiS zamiast przyznać otwarcie, gdzie leży istota problemu woli uciekać w jałowe gadki o „repolonizacji mediów”. Ale autorka tekstu w „F.D.” natychmiast „odcina się” od opinii Ziemkiewicza i donosi, że opublikował je na łamach portalu Interia.pl , który niemal w całości należy do Grupy Bauer Media Polska.
Marcin Makowiecki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy