Trump: "Spotka ich ogień, wściekłość i moc, jakiej nikt nigdy wcześniej nie widział ". Fot. YT |
Jest jeszcze jedna kwestia, chodzi o ludzi. Użycie broni jądrowej przez władze Korei Północnej przeciwko Południu lub amerykańskiemu terytorium – jak Guam, to jedna strona medalu. Z drugiej jest ewentualna odpowiedź. Problem polega na tym, że o obywateli Północy raczej nikt się nie zatroszczy. Ostatnią rzeczą jakiej potrzebuje to ciężko doświadczone przez gospodarkę planową i sankcje społeczeństwo, to nuklearne zniszczenia. Chodzi o kwestię humanitarne, chociaż nie ma wątpliwości, że Amerykanie będą musieli odpowiedzieć, jeżeli zostaną zaatakowani, co więcej jeżeli chcą dalej być pierwszym supermocarstwem, to muszą antycypować zagrożenie.
Z punktu widzenia polityki amerykańskiej Północ dostała bardzo dużo czasu. Zbudowała sobie arsenał jądrowy i dzisiaj ewentualne starcie zbrojne z Koreą, może być postrzegane przez USA jako swojego rodzaju „proxy war” z Chinami. Jeżeli te nie zmienią polityki, a w razie zagrożenia jądrowego, po prostu nie przyłączą się do sił ONZ, bo zapewne taki mandat będą miały wojska USA i krajów sprzymierzonych. Ten aspekt chiński komplikuje tutaj wszelkie działania, podobnie jak zagrożenie dla Korei Południowej, której stolica – światowe centrum produkcji elektroniki jest poważnie zagrożona atakiem ze strony sąsiadów z Północy (jest w zasięgu masowej broni konwencjonalnej z terytorium Północy). Co więcej granica jest ufortyfikowana na wiele kilometrów, na Północ nie da się wjechać tak, jak Amerykanie wjechali do Kuwejtu. Mówimy o kraju, który przez 60 lat przygotowywał swoje terytorium do wojny!
Żenujące i interesujące jest to, że Amerykanie nie przemilczą retoryki władz Korei Północnej, albowiem jeżeli ten kraj zamierza zaatakować USA, to zaatakuje. Natomiast podkręcając retorykę wypowiedziami w rodzaju „Fire and Fury”, wszystko co mogą osiągnąć, to tylko przyśpieszenie eskalacji. Może więc właśnie o to chodzi, żeby spowodować żeby Korea pierwsza uderzyła? Następnie zmieść ją z powierzchni ziemi? To jest możliwe. Spowodowałoby jednak, że na kilkanaście lat zmieniłoby się na świecie bardzo wiele. Do sparaliżowania Korei Północnej w takim stopniu, żeby nie mogła zająć Korei Południowej jest potrzebne użycie 50 taktycznych ładunków jądrowych małej mocy oraz około 5000-8000 klasycznych głowic precyzyjnych z uzbrojeniem konwencjonalnym.
Po takim uderzeniu w ciągu pierwszej doby na infrastrukturę, połączonym z działaniami lotnictwa, wojsk lądowych i marynarki w strefie bezpośredniej styczności wojsk – możliwy jest paraliż Północy, w znaczeniu ograniczenia jej zdolności ofensywnych. Jednak, te zdolności nie będą wyeliminowane. Generalnie wszystko, co wystartuje z lotnisk Północy zostanie strącone, jak również wszystko, co pływa po morzu pod ich banderą pójdzie na dno – to Amerykanie są w stanie spowodować już w ciągu dwóch-trzech dni konfliktu. Później jednak pozostanie problem z bardzo emocjonalnie umotywowaną do boju potężną armią lądową, która nawet po ciosach nuklearnych, będzie w stanie podnieść się do natarcia na kluczowych odcinkach frontu. Na pewno zaś, będzie w stanie skutecznie się bronić na swoim terytorium.
Sama idea zaatakowania wyspy Guam z punktu widzenia strategii tego konfliktu jest interesująca, jednak to stanowczo za mało, żeby powstrzymać USA przed odwetem. Tutaj nie ma spójności w retoryce władz Korei Północnej, chyba że to miałoby być potraktowane w warstwie symbolicznej, a kolejne kilkanaście-kilkadziesiąt rakiet z głowicami jądrowymi (więcej nie mają), spadłoby na Japonię i oczywiście Południe? Wówczas moglibyśmy mówić o konflikcie regionalnym o znaczeniu światowym. Jeżeli Chiny nie przyłączyłyby się do „wojny o pokój”, to postawiłoby je w nowej sytuacji politycznej wobec sąsiadów zaatakowanych przez Północ i wobec USA. To jest sytuacja, w której wróg naszego wroga, również może być naszym wrogiem (H. Kissinger). Jednakże USA będą w stanie wyciągnąć bardzo dalekie polityczne i gospodarcze skutki z zachowania się Chin.
W sprawie istnieje jeszcze jedno poważne niebezpieczeństwo, otóż bowiem pan Donald Trump, może chcieć wykorzystać tę ewentualną wojnę do własnych celów w polityce wewnętrznej. Proszę wziąć pod uwagę, że problemy jakie ma w kraju, w związku z domniemaniami na temat jego wyboru (i szeregiem innych kwestii), są bardzo trudne do przetrawienia politycznego. Obecnie pan Prezydent musi się bronić, bo są prowadzone działania, żeby go zdjąć z urzędu. Nic bardziej nie może my pomóc, niż krwawa i trudna wojna, w którą uwikła swój kraj i pół świata na kolejne kilka lat. „Fire and Fury”, może być ukierunkowane na sprawy w polityce wewnętrznej USA. Takie kwestie zawsze mają wielopoziomową logikę i nie są łatwe do oceny po samych przesłankach.
Z punktu widzenia Teorii Gier, Korea (już wszystko jedno która), może tylko stracić na jakichkolwiek działaniach zbrojnych. Ameryka, nawet jakby było zagrożone jej kontynentalne terytorium – doskonale się obroni. Zresztą, Amerykanie żeby się obudzić czasami potrzebują ciosu. Mieli Alamo, Pearl Harbor, 9/11. Dlaczego mieliby nie mieć Guam? To przykre stwierdzenie, ale taka jest prawda o mechanice polityki wewnętrznej tego kraju. Oczywiście jeszcze częściej rozdawali ciosy innym, niż sami je dostawali, jednak o postrzeganiu i tak zadecyduje propaganda, czyli Hollywood jak nakręci serię filmów o zwycięskiej wojnie, obronie demokracji itd.
Krakauer
Obserwator Polityczny
Eskalacja napięcia między Waszyngtonem a Pyongyangiem:
BREKING NEWS - GONEWS
Krakauer
Obserwator Polityczny
* * *
BREKING NEWS - GONEWS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy