polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski podjął decyzję o zamknięciu konsulatu Federacji Rosyjskiej w Poznaniu. Personel placówki dyplomatycznej mocarstwa nuklearnego ma być wg Sikorskiego uznany za "osoby nie pożądane na terytorium Polski". Rosja zapowiedziała, że odpowiedź Moskwy na decyzje Sikorskiego będzie bolesna dla Polski. * * * AUSTRALIA: Aborygeńska senatorka zakłóciła w poniedziałek uroczystość w australijskim parlamencie z udziałem króla Karola III, krzycząc, że on tu nie jest królem, i żądając od niego zwrotu zagrabionych przez Wielką Brytanię przedmiotów. Król Karol przybyl do Australii w piątek. To najdalsza i najdłuższa podróż króla od czasu, gdy we wrześniu 2022 roku objął tron, a także pierwsza podróż poza Europę, odkąd w lutym wykryto u niego nowotwór. * * * SWIAT: W Kazaniu odbywa się szczyt państw BRICS, przybyli przewodniczący ChRL Xi Jinping, premier Indii Narendra Modi, prezydent Egiptu Abdel Fattah al-Sisi, prezydent Iranu Masud Pezeszkian oraz prezydent RPA Cyril Ramaphosa. W szczycie biorą udział przedstawiciele ponad 30 krajów. Na szczyt przybył też sekretarz generalny ONZ António Guterres. Wczoraj Xi Jinping i Władimir Putin po raz kolejny ogłosili, że w relacjach Chin i Rosji “nastała nowa era".
POLONIA INFO: Polski Festiwal w Plumpton - 27.10, godz. 11:30 - 17:00

środa, 19 lipca 2017

Sądne dni w Sejmie. Prezydent postanowił

Prezydent Duda: "Nie podpiszę ustawy o Sądzie Najwyższym,
dopóki nie zostanie uchwalona zgłoszona przeze mnie
zmiana w ustawie o KRS". Fot. YouTube printscreen
Prezydent przemówił – i postanowił wstrzymać procedowanie ustawy o Sądzie Najwyższym. Ma inną wizję – w której PiS nie ma absolutnej dowolności powoływania sędziów SN. Cała Polska nie może wyjść z szoku.

To, co dziś zrobił Andrzej Duda, spokojnie można określić mianem politycznego szantażu. Prezydent powiedział, że nie podpisze ustawy o Sądzie Najwyższym — tej samej, która od kilku dni powoduje falę protestów na ulicach Warszawy. Postawił warunek — nie przychyli się do prośby PiS dopóki nie wejdzie w życie jego własna inicjatywa ustawodawcza, dotycząca Krajowej Rady Sądownictwa. W przypadku, jeśli prezydent będzie trwał przy swoim, konflikt z Jarosławem Kaczyńskim jest nieunikniony — wieszczą komentatorzy.


Na razie jednaj członkowie rządu są w takim szoku, ze jeszcze nie zdążyli odnieść się do słów prezydenta. A ten powiedział dziś zdecydowanie: „Polacy nie są zadowoleni z funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Wymiar sprawiedliwości wymaga zmian. Wiele powinno się zmienić w postawie sędziowskiej. Sędziowie nie są nadzwyczajną kastą, a 10 tys. zł, to nie jest „ledwopensja", bo wielu Polaków musi się utrzymać za o wiele mniejsze pieniądze. Wymiar sprawiedliwości wymaga reformy, ale wymaga mądrej reformy. Zgadzam się, że jest potrzebna reforma KRS, zgadzam się z zasadniczymi kierunkami tej reformy, ale powinna być to reforma przeprowadzana mądrze i spokojnie".

I oświadczył, że nie podpisze ustawy dopóki nie zostaną spełnione jego żądania w związku z KRS. Prezydent złożył do Sejmu swój własny projekt, który zakłada, że członkowie KRS będą wybierani przez Sejm większością 3/5 głosów. Co to realnie oznacza dla PiS? Że jego władza w tym zakresie nie będzie absolutna — więcej! PiS nie ma takiej większości nawet gdyby poparli go wszyscy członkowie Kukiz'15. To zresztą kukizowcy mocno wspierali prezydenta w jego inicjatywie ustawodawczej i konsultowali się z nim w ciągu ostatnich dni.

Nie warto się oczywiście łudzić, że prezydent stanął w obronie niezawisłości sądów. Postanowił wejść w rywalizację ze Zbigniewem Ziobrą, którego rosnących wpływów najwyraźniej się przestraszył. A sama idea, że członkowie KRS mieliby być wybierani przez parlament, jest niekonstytucyjne — niezależnie od rodzaju większości, która to zatwierdza. Gdyby naprawdę zależałoby mu na obronie wolności, zawetowałby oba pisowskie projekty — o KRS i o Sądzie Najwyższym.

Tomasz Dudek
Sputnik Polska




* * *

Dylemat pana Andrzeja Dudy Prezydenta Rzeczypospolitej?

Zmiany w sądownictwie będą wymagać podpisu Prezydenta Rzeczypospolitej – pana Andrzeja Dudy. Jeżeli pan Prezydent podpisze ustawę zakładającą skrócenie kadencji Sędziów Sądu Najwyższego, co więcej pozwalającą Ministrowi Sprawiedliwości na de facto mianowanie Sędziów, to tym sposobem sam funkcjonalnie ograniczy swoje konstytucyjne kompetencje. Ponieważ, powoływanie Sędziów jest jedną z jego konstytucyjnych prerogatyw.

Patrząc na proces od strony potrzeb państwa, bezwzględnie trzeba przyznać że reforma sądownictwa jest koniecznością. Problemem jest to w jaki sposób ma być przeprowadzona i czego ma dotyczyć. Nikt nie kwestionuje faktu, że więzi towarzyskie, rodzinne i korporacyjne w sądownictwie są poważnym problemem. Jednakże, to nie znaczy że zastąpienie tego wszystkiego przez władzę jednej osoby – pana Ministra Sprawiedliwości naprawi system! Chodzi o klasyczny przypadek wpadnięcia z deszczu pod rynnę, poza tym trzeba jeszcze pamiętać, że poważnym problemem jest to, że najciemniej była bezpośrednio pod latarnią.

Sprawa jest bardzo poważna, ponieważ reforma Sądu Najwyższego jest bardzo daleko idąca i łączy w sobie kwestie ustrojowe i personalne tej instytucji. Z pewnością jest potrzebna, zwłaszcza w wymiarze personalnym, albowiem bez zmian personalnych żadna realna zmiana w sądownictwie nie jest możliwa. Jednakże wyposażenie Ministra Sprawiedliwości w praktycznie prawa konstytucyjne, o których Konstytucja pod jego adresem milczy – jest niesłychanie trudne do obrony. Poza tym w Konstytucji jest wyraźnie napisane na jaki okres kadencji jest powoływany Prezes Sądu Najwyższego itp. Ta kadencja jeszcze trwa, jej przerwanie ustawą jest konstytucyjnie trudne do interpretacji, mówiąc wprost i bez ogródek – jeżeli rządzący zdecydują się na takie działanie będą działali contra legem.

Prezydent jest doktorem prawa, wykładowcą uniwersyteckim z wieloletnim doświadczeniem, nie może nie wiedzieć, że takie działanie mogłoby być uznane za złamanie prawa. Problem polega jednak na tym – taka wewnątrz systemowa komplikacja, że nie bardzo miałby kto, to stwierdzić! Trybunał Konstytucyjny już został rozbrojony, jeżeli do tego dojdzie Sąd Najwyższy, to będziemy mieli sytuację, w której nie byliśmy. Nawet delikty konstytucyjne, nie będą rozpatrywane, ponieważ nie będzie miał ich kto rozpatrywać. Trzeba przyznać, że bardzo silnie domyka to system, gwarantując dokonującym tych zmian – bezkarność.

Dodajmy, to nie jest kwestia interpretacji i dywagowania, o tym jak interpretować zapisy Konstytucji. W tym zakresie prawnicy nie mają wątpliwości, orzeczenie może być jednoznaczne. Z tych powodów chyba lepiej byłoby, żeby Prawo i Sprawiedliwość poczekało z projektem zmian na posiadanie większości konstytucyjnej. Wówczas wszystko byłoby klarowne, oto mamy większość, która decyduje się na określoną modyfikację ustroju najważniejszych instytucji publicznych. Byłoby to łatwiejsze dla społeczeństwa i dla pana Prezydenta, który nie byłby w tak niesłychanie trudnej sytuacji, dylematu, który może przesądzić nie tylko o kształcie naszego państwa, ale także o przyszłości politycznej pana Dudy.

Z tego względu inicjatywa ustawodawcza pana Prezydenta w kontekście małej ustawy o KRS [Źródło strona internetowa Prezydenta RP plik PDF tutaj] jest bardzo cenna, to istotna furtka wyjścia z klinczu konstytucyjnego, do którego zaprowadził nas jednoznaczny projekt PiS. jeżeli pan Prezydent uzależnia wybór członków KRS od poparcia 3/5 Sejmu tj. 276 Posłów, to czego więcej opozycja żąda? Wiadomo, że jak wejdzie ustawa o Sądzie najwyższym w proponowanym kształcie, to będzie ona miała de facto dwa składy – polityczny i sędziowski, jednakże 3/5 to jest poważny ukłon w stronę postulatów środowiska. Nie można nie doceniać inicjatywy pana Prezydenta, który jednoznacznie powiedział, że jeżeli jego malutka ustawa [Źródło strona internetowa Prezydenta RP tutaj] – nie zostanie uchwalona, to nie podpisze ustawy o Sądzie Najwyższym. Trudno o bardziej czytelny sygnał dla środowiska politycznego, w tym zaplecza politycznego pana Prezydenta.


Wiele można powiedzieć o panu Prezydencie, nie ulega wątpliwości że jest uzależniony od aparatu PiS w kontekście przyszłych wyborów, który zapewne będzie chciał wygrać. Oznacza to, że nie może się przeciwstawić w sposób graniczny, ponieważ działałby wbrew własnym interesom. Dodatkowo, to żeby się nie przeciwstawił i mógł realnie kandydować w kolejnych wyborach jest również w interesie nas wszystkich. Ponieważ pan Andrzej Duda jest jedyną osobą, która może nas uratować przed różnymi innymi smutnymi, bardziej smutnymi i totalnie smutnymi panami, którzy na pewno będą chcieli przejąć schedę po panu prezesie. Dlatego nawet jeżeli ktoś nie darzy szacunkiem tego, co pan Duda robi i nie akceptuje stylu jego Prezydentury, powinien pragmatycznie rozważyć problem – jeżeli nie Duda, to kto? Niestety to jest bardzo poważny problem, przesądzający o przyszłości naszego państwa w ogóle, PiS nie zniknie z naszej sceny publicznej, nie da się aresztować jego sympatyków! Trzeba to sobie uświadomić i pomyśleć o tym, jak zbudować konsensus, pozwalający na to, żeby wszyscy mieli chociaż odrobinę szynki na kolejne święta! Na pewno będzie to łatwiejsze z panem Andrzejem Dudą, niż z którymś z kręgu smutnych panów z otoczenia pana prezesa. Co do tego nie warto jest mieć wątpliwości. Poza tym, jak ktoś już musi nienawidzić PiS-u, to niech sobie uświadomi, że łatwiej mu będzie walczyć z Andrzejem Dudą, który nie ma swojego zaplecza w partii, niż ze smutnymi panami, którzy się w strukturach prawicy mocno okopali.

Prezydent może to wszystko przekreślić, jeżeli – zgodnie z zapowiedzią – powstrzyma się od podpisania zmian dotyczących sądownictwa, jeżeli takowe trafią na jego biurko.
 
Krakauer
Obserwator Polityczny


* * *

Zagrywka, nie zagrywka?

Nie wiem. Więcej faktów przemawia za tym, że to jednak nie jest przedstawienie według scenariusza Jarosława Kaczyńskiego, odgrywane przez Andrzeja Dudę. Raczej wypadek przy pracy, z którego już szuka się wyjścia. Ale wpierw zobaczmy o co konkretnie chodzi.

Wpierw w misternie złożony zestaw posunięć, likwidujących niezależność wymiaru sprawiedliwości, PiS wprowadza pewną autopoprawkę. Otóż stanowiska sędziowskie w SN nie będą w bezpośredniej gestii ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego z ramienia PiS, lecz w gestii wybranej przez PiS Krajowej Rady Sądownictwa.

Merytorycznie to samo, lecz wydłużenie postępowania decyzyjnego zawsze się przewleka, a może komplikować proces wykonywania decyzji. Dodatkowe narzędzie nie zawsze bywa sprawne i w pełni posłuszne. Kaczyński musi to wiedzieć, ale w napiętej przez atak na sądy sytuacji politycznej w Polsce i wokół niej, wykonuje jakieś taktyczne, nieistotne ustępstwa.
Lecz może być jeszcze i ten aspekt, że zląkł się zbyt wielkiej władzy i daleko posuniętej samodzielności Zbigniewa Ziobry, który już raz był go zdradził. Mógł więc się prezes obawiać, że zamiast sądownictwa PiS, będzie miał sądownictwo Ziobry. KRS, jak bezpośredni dystrybutor nominacji sądowych, staje się więc ważniejszy niż zakładano w pierwotnej wersji, a prezes będzie mógł sam nim kierować. I tu wkracza prezydent Duda ze swym pomysłem.

Przewiduje, że cały niekonstytucyjny system podporządkowanego władzy sądownictwa, projektowany przez PiS pozostaje, ale z jedną ważną poprawką; członków KRS, owszem, wybiera Sejm, ale większością trzech piątych głosów. Przy czym prezydent zgłasza ten projekt jako odrębną ustawę i zapowiada, że nie podpisze ustawy o Sądzie Najwyższym, jeśli nie będzie przyjęta jego stawa.

To ultimatum. Przy czym Duda musi wiedzieć, że pacyfikacja SN, to w tej chwili najważniejszy cel Kaczyńskiego. A wymagana przez Dudę większość to dwieście siedemdziesiąt sześć posłów i takiej większości PiS nie ma. Narzędzie mogłoby mu wymykać się z rąk. Rząd musiał by się układać i niewykluczone, że nawet z jakąś częścią opozycji, a na pewno z Kukizem15, podmiotem, na którym nie można polegać. Nie wszyscy członkowie KRS mieliby jednego politycznego dysponenta w postaci PiS. Wątpliwe, żeby Kaczyński sam zaaplikował sobie taki imposybilizm.

No i reakcja! Beata Mazurek, rzecznik partii, stwierdza publicznie, że Andrzej Duda, bądź co bądź prezydent RP, ma podpisać ustawę o KRS, taką jaka jest, a potem… można dyskutować o poprawkach. Po wielu godzinach Beata Szydło stwierdza, że będzie się rozpatrywać uwagi prezydenta, bez powiedzenia kiedy i jak. A wcześniej wygłasza w Sejmie gwałtowne, kipiące emocjami przemówienie, w którym nie ma żadnego faktu odnoszącego się do meritum, a tylko powtarzane po kilka razy frazesy. I Sejm gwałtownie bierze się do uchwalania ustawy o SN, bez podjęcia dyskusji o warunkach stawianych przez prezydenta.

Po północy, kiedy oczekiwano kolejnego nocnego uchwalenia kolejnej ustawy, prowadzący obrady wicemarszałek Brudziński odracza posiedzenie do rana. A Brudziński dlatego, że marszałek Kuchciński, wraz z marszałkiem Senatu, Karczewskim, obradują z prezydentem w jego pałacu. I w wyniku ich obrad, dowiadujemy się, że 3/5 prezydenta wejdzie w życie, a on ma mieć wpływ na decyzje personalne podejmowane przez KRS. Powiedział to ministerialny minister Krzysztof Szczerski, co pozwala się domyślać, że prezydent przyjmuje rzucany mu ochłap. Najprawdopodobniej usiłował podskoczyć, ale przestraszył się sytuacji, którą rozpętał. Jeśli sądzi, że taki kompromis pozwoli mu wyjść z tego z twarzą, myli się. Wzbudził pewne nadzieje i rozczarował. Miał ostatnio dobre notowania w sondażach i sobie ich nie poprawił.

Naraził się przy tym swojemu zapleczu, którym jest Kaczyński i jego partia. Dla PiS najważniejsze, że Duda nie może już odmówić podpisania ustawy o Sądzie Najwyższym, ale władza będzie miała przez niego problemy z dyrygowaniem SN.

Kaczyński nie wytrzymał napięcia i wybuchnął. „Zdradzieckie mordy” już z nim pozostaną na dłużej.
Różnice zdań i spory między najwyższym instancjami władzy są zrozumiałe i naturalne. W demokracjach przechodzą one na ogół koncyliacyjnie i spokojnie. Nie wywołują przesadnych emocji. Inaczej jest w gangach, w dyktaturach czy w układach walczących o władzę, lub o jej pełnię. Nie można tam sobie pozwolić na pokazywanie różnic wewnętrznych i na wykorzystywanie ich przez przeciwników. Jeśli sporu nie udaje się ukryć, to trup pada gęsto, w wielu przypadkach – dosłownie. Vide: liczne rewolucje i „Ojciec chrzestny”.

Tyle uwag na środowy poranek, 19-go lipca. Jeśli na tym zawirowanie się kończy, to karawana, utykając przez jakiś czas, pójdzie dalej.

Ernest Skalski
Studio Opinii



* * *
Gorące obrady Sejmu 18-19 lipca 2017:
 




Wystąpienie premier Beaty Szydło:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy