Andrzej Cierniewski podczas jednego z koncertow w polskich klubach w Australii. Fot. T.Koprowski |
Z pewnością tak, a może jeszcze coś więcej, czego nie
wychwyciłam. Faktem jest, że słuchacze wszystkich koncertów opuszczali sale zrelaksowani,
z uśmiechem zadowolenia na twarzy.
I wciąż te same głosy
“Jaka szkoda, że nie wszyscy mogli ten koncert zobaczyć.”
Artysta otrzymał pod swoim adresem mnóstwo komplementów. Największą niespodzianką
i najpiękniejszym wyrazem uznania dla Andrzeja Cierniewskiego
był wzruszajacy list jego fanki, pani Urszuli z Buthrust, osobiście odczytany
ze sceny i przekazany artyście na koncercie w Ashfield. Pozwalam sobie
przytoczyć poniżej jego krótkie fragmenty.
“Twoje życie,
Twoja twórczość to podróż do najbardziej egzotycznej i fascynującej krainy jaką
jest Twoje własne wnętrze, bo to czego szukamy, za czym tak bardzo tęsknimy
kryje się w krainie wnętrza człowieka – tam, gdzie mu w duszy gra. A właśnie
nikt inny jak tylko Ty najlepiej potrafisz odszyfrować te zawiłe nuty, słowa
naszych dusz i przełożyć je na wielobarwne dźwieki Twoich przepięknych utworów,
w których każdy z nas znajdzie odrobinę siebie………”
“Nasza wdzięczność
do Ciebie za to, że jesteś dzisiaj z Nami jest jakby pomostem, gdzie znika
odległość, bo przecież los rzucił Nas na tak odległy kontynent ……….”
“To co posiadasz,
tego żadna szkoła nie nauczy. Ty się z tym urodziłeś i to jest Twój dar, dar
dany Ci od Boga i dzięki Bogu za to, że go nie zagłuszyłeś, że ciągle jest
wTobie, ciągle żyje”
……… wdzięczna
Urszula
Przy okazji tej wypowiedzi trochę splendoru spadło na
organizatorów imprezy, a byli nimi: Andrzej Krawczyński – inicjator całego
wydarzenia i Barbara Henclewska – organizator trasy koncertowej. W całym projekcie
ponadto udział wzięli: znani sydnejscy muzycy Mirosław Boguszewicz (keybord) i
Janis Polkas (gitara) oraz piękne dziewczyny z obsługi Małgorzata
Boguszewicz, Barbara Kosowska i Eliza Adamiak. Z boku pomogli
nam Rafal Doboszyński
i Sara Henclewska. Nie bez znaczenia w tym wydarzeniu
jest rola polonijnych mediów:
Radia 2000 FM, Radia SBS, Expresu Polsko –Australijskiego,
Pulsu Polonii, Bumeranga Polskiego, jak również znakomitego fotografa Tomka
Koprowskiego i Eli Celejewskiej.
Na koniec kilka naszych spostrzeżen i uwag związanych z organizacją trasy koncertowej artysty z Polski. Bez wątpienia jest to bardzo kosztowne i niełatwe przedsięwzięcie, szczególnie jeżeli chce się je przeprowadzić na przyzwoitym poziomie. Często zadawano nam pytanie, kiedy sprowadzimy do Australii następnego artystę? Mhhh... w obecnych czasach bez wsparcia organizacji i placówek polonijnych lub prywatnych sponsorów podobne przedsięwzięcie wydaje się dość ryzykowne. Gdyby tylko zarządy klubów doceniły tego typu wydarzenia artystyczne (promocja polskiej kultury na emigracji, integracja Polonii, umilanie czasu wolnego naszym rodakom, ściąganie ludzi do klubów - zwiększone dochody barów, restauracji, sklepików klubowych) i zwolniły organizatorów od opłat za sale można by częściej podejmować takie inicjatywy. Tymczasem my mieliśmy szczęście otrzymać scenę gratis tylko w Essendon (w Melbourne) i Plumpton (Sydney). Miło zaskoczył nas Prezes Klubu w Canberze kiedy po koncercie nie przyjął wcześniej ustalonej opłaty. Odnieśliśmy wrażenie, że jest to gest wdzięczności za frajdę jaką sprezentowaliśmy Polonii tego miasta. Drugim bardzo miłym ukłonem pana Prezesa była ekspresowa wycieczka z piosenkarzem po stolicy. Dziękujemy za te serdeczności.
I jeszcze dwa spostrzeżenia w temacie polonijne kluby –
ogólna kondycja i estetyka naszych placówek kulturalnych i polska gościnność. Z
tym bywało różnie, ale w większości wypadków ocena wypada “blado”– ot, smutne i
czasami wstydliwe wspomnienia, ale to chyba temat
na oddzielną, publiczną wypowiedź. Dziś krótko; po doświadczeniach
z trasy marzą nam się odpajęczone, czyste, wywietrzone z naftaliny kluby z
dobrym sprzętem nagłaśniającym, światłami, odgraconym przejściem za sceną,
odkurzonymi bez dziur kotarami, garderobą
z wieszakami, pionowym lustrem, koszem, ręcznikiem
papierowym lub husteczkami i szklanką wody na stole. Tak dużo i zarazem tak
niewiele jak na placówki kulturalne funkcjonujące od dziesiątek lat.
Które z tych miejsc najbardziej przypominało nam polski
dom? Bez wątpienie Klub Sportowy “Polonia” w Plumpton. Serdeczne WELCOME na każdym
kroku. Zadbany budynek i otoczenie, sala przygotowana do koncertu, kawa w garderobie,
zapalone świeczki (symbol oczekiwania na gości), kwiaty i pamiątkowy prezent
dla artysty, troska i gościnność gospodarzy w stylu “Gość w domu, Bóg w domu”.
Wielkie dzięki, trzymajcie tak dalej i promieniujcie wokół dobrym przykładem.
Największe jednak podziękowania, tak od artysty jak i
organizatorów należą się naszej spontanicznej, wspaniałej publiczności.
Publiczności wszystkich miast, które odwiedziliśmy, byliście SUPER! Dziękujemy
za Waszą obecność i wsparcie.
Barbara
Henclewska
Zdjęcia: Tomek Koprowski, Ela Celejewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy