Donald Trump ogłasza atak na Syrię. Fot. YouTube |
A jeszcze w roku 2013 Pan Trump głosił co następuje:
Ponownie zwracam się do naszego głupiego lidera: nie atakuj Syrii - jeżeli to zrobisz wydarzy się wiele złych rzeczy i USA z tej walki nie wyniesie nic!
Powodem ataku jest niczym nie podparte oskarżenie legalnego rządu Syrii i prezydenta Bashar Al-Assada o sprawstwo ataku gazowego na ludność cywilną w prowincji Idlib. Atak ten miał być przeprowadzony z bazy lotniczej Szajrat w prowincji Homs. Baza Szarjat w której stacjonują wojska rządu Syrii oraz jednostki rosyjskie stała się celem amerykańskiego ataku. Nawiasem mówiąc dość kompromitującego Amerykę także na poziomie wojskowym, albowiem według informacji rosyjskiego ministerstwa obrony Amerykanie wystrzelili 59 rakiet Tomahawk z których 23 dotarły do celu. No comment.
Basar Al-Assad oświadczył, że rząd Syrii nie użył broni chemicznej, zaś skażenie gazem nastąpiło na skutek uszkodzenia zbiorników z gazem przechowywanych przez ISIS. Zbiorniki zostały uszkodzone w wyniku ostrzału pozycji ISIS przez wojska rządu Syrii. Jeżeli tak było, użyty gaz byłby najprawdopodobniej "produkcją własną" ISIS, nie gazem bojowym typu sarin. I jeśli popatrzeć na publikowane zdjęcia z miejsca tragedii to widać, że działający tam przedstawiciele kontrowersyjnej organizacji Białe Hełmy nie używają ani masek, ani rękawiczek. Więc z pewnością miejsce ataku na ludność cywilną nie było skażone gazem bojowym typu chlor czy sarin.
Warto przypomnieć, że poprzednie oskarżenie Bashar Al-Assada o użycie broni chemicznej przeciwko swoim obywatelom nigdy nie zostało udowodnione.
Warto też zauważyć, że bezpośrednio po amerykańskim ataku o świcie w piątek 7 marca nastąpił atak sił ISIS na stanowiska wojsk rządowych w rejonie bazy Szarjat. Ciekawa zbieżność w czasie, nieprawdaż?
Rada Bezpieczeństwa ONZ, która zebrała się by omówić sytuację w Syrii dała pokaz swojej niemocy i poddania rządowi USA. Bezmyślnie powtarzanym przez większość polityków frazom - pod dyktando Ameryki - w zasadzie przeciwstawiał się jedynie wyraźny głos Rosji, która oskarżyła USA o militarną interwencję na terenie niezależnego kraju, który bynajmniej nie zaatakował USA. Przeciwko marionetkom (Wlk. Brytania, Turcja, Niemcy, Jordania, Australia, Arabia Saudyjska, Włochy, Japonia, Holandia, Nowa Zelandia, Szwecja, Hiszpania, Izrael) wypowiedzieli się Syria, Rosja, Iran i Boliwia, której przedstawiciel wyciągnął zdjęcie Colina Powella, który zapewniał świat o tym, że Irak dysponuje bronią masowego rażenia i jego kłamstwa stały się podstawą do wymordowania tysięcy Irakijczyków. Chiny skrytykowały atak USA ustami swojego ministra. Prezydent Xi Jinping, który gościł wraz z małżonką u państwa Trampów na spotkaniu - dokładnie w trakcie ataku USA na Syrię - jak na razie nie zabrał głosu w tej sprawie.
Temat zbrodni USA na Iraku przywoływał także przedstawiciel Rosji zwracając uwagę na to, że obecna sytuacja z oskarżeniem Bashara Al-Assada o atak bronią gazową - bez żadnego śledztwa w tej sprawie - jest uderzająco podobna do agresji USA na Irak. Syrian Girl - syryjska blogerka, która komentuje sytuację w Syrii od lat - przypomniała, że w 2013 roku przewidziała, że USA dokładnie tak postąpią, jak postąpiły: najpierw oskarżą Syrię, że posiada broń chemiczną, potem jej nie znajdą, a potem sprowokują atak chemiczny i użyją go jako pretekstu do ataku na Syrię.
Ron Paul - jedna z najciekawszych postaci politycznej sceny USA - powiedział, że z punktu widzenia Bashara Al-Assada nie miało by to najmniejszego sensu, by w obecnej sytuacji dokonać gazowego ataku na swoja ludność cywilną. Nie było też żadnych podstaw do ataku USA na Syrię - USA nie były w niczym zagrożone i oczywistą kolejnością rzeczy powinno być śledztwo w sprawie zastosowania gazu, a nie atak zbrojny z naruszeniem międzynarodowego prawa.
Hipokryzja Donalda Trumpa wylewa się czarnym ściekiem chociażby z mediów społecznościowych. Luke Rudkowski z WeAreChange zebrał tweety Donalda Trumpa począwszy od roku 2013, w których występuje słowo SYRIA. Wszystkie one nawoływały Obamę, by nie atakował Syrii, bo nie osiągnie tą drogą niczego dobrego. Cóż, widać po wyborach prezydenckich Panu Trumpowi ktoś podmienił program. Teraz wojna z Syrią zagwarantuje mu nietykalność ze strony tzw. Deep State, czyli "ukrytego rządu". Wygląda na to, że kolejne nadzieje, że Trump będzie jakkolwiek innym prezydentem, niż jego poprzednicy (z wyjątkiem JFK) właśnie odchodzą do lamusa.
Niektórzy obserwatorzy amerykańskiej sceny politycznej przepowiadali, że Trump zostanie skutecznie odcięty od realnego dostępu do informacji, które pozwolą mu podejmować niezależne decyzję. I że zostanie wciągnięty w fikcyjną narrację, która nie ma nic wspólnego ze stanem rzeczywistym, ale służy interesom Deep State [ukrytego rządu]. I tak to wygląda, że Trump przeczy swoim własnym zapowiedziom z przeszłości. I wygląda na to, że zakłada buty Baracka Obamy...
Niewielu polityków jak na razie odważyło się zdystansować od decyzji Donalda Trumpa. Jednym z nielicznych przykładów jest Nigel Farage, który jeszcze niedawno sam się zaliczał do popleczników amerykańskiego prezydenta, wkręcił się na obiad w jego towarzystwie (co skrzętnie odnotowała prasa mniej lub bardziej brukowa), zaś ten ostatni nawet sugerował pani premier May, by ta mianowała Nigel Farage'a ambasadorem Wielkiej Brytanii w USA. Otóż Nigel skrytykował swojego kolegę Trumpa i napisał, że jest zaskoczony jego decyzją. Przestrzegł też Anglików przed jakmikolwiek angażowaniem się w dalsze ataki na Syrię.
Rząd naszego kraju powtórzył oficjalnie przygotowaną formułkę, że atak USA był "właściwą odpowiedzią". I poparł kryminalną akcję USA.
Tymczasem w Ameryce ludzie wychodzą na ulice w proteście przeciw wojnie z Syrią. A Donald Trump zasłużył na pochwałę i uznanie ze strony Hilary Clinton i całego amerykańskiego konsorcjum zbrodni.
Efekt Setnej Małpy
Źródła: WeAreChange , Russia Today , Washington Post , Radio Zet , Niezależna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy