Seweryn Blumsztajn. Fot. Wikimedia -cc |
Seweryn Blumsztajn (ur. 2 maja 1946 we Wrocławiu) – polski dziennikarz, działacz opozycji antykomunistycznej w okresie PRL, prezes Towarzystwa Dziennikarskiego. Absolwent Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W 1968 uczestnik wydarzeń marcowych, współorganizator wiecu w Warszawie. Od 1976 współpracował z Komitetem Obrony Robotników i następnie Komitetem Samoobrony Społecznej „KOR”. Był redaktorem Biuletynu Informacyjnego „KOR”. Uczestniczył w wykładach organizowanych przez Towarzystwo Kursów Naukowych, w trakcie jednego z nich został pobity przez bojówki organizowane przez Służbę Bezpieczeństwa. W maju 1980 brał udział w głodówce w kościele św. Krzysztofa w Podkowie Leśnej, prowadzonej w ramach solidarności z więzionymi wówczas Mirosławem Chojeckim i Dariuszem Kobzdejem. Po Sierpniu'80 wstąpił do „Solidarności”, współorganizował Agencję Prasową „S”, redagował związkowe pisma („AS” oraz wydawany w trakcie I Krajowego Zjazdu Delegatów „Głos Wolny”). W październiku 1981 wyjechał do Francji. Na wiadomość o ogloszeniu stanu wojennego w Polsce założył w Paryżu Komitet Koordynacyjny Solidarności i kierował nim do 1984. W latach 1986-1989 był sekretarzem generalnym Association Solidarité France–Pologne.
W 1989 wszedł w skład redakcji „Gazety Wyborczej”. W latach 2002–2006 kierował krakowskim dodatkiem tego pisma, w 2006 został redaktorem naczelnym warszawskiego dodatku lokalnego („Gazeta Stołeczna”). Objął funkcję prezesa zarządu zainicjowanego w 2012 Towarzystwa Dziennikarskiego.
W 2006 został odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. W 2008 order ten zwrócił po wypowiedzi Lecha Kaczyńskiego odnoszącej się do części działaczy opozycji demokratycznej, która zdaniem Seweryna Blumsztajna znieważała dorobek, historię i symbole opozycji demokratycznej i „Solidarności”. (na podst. Wikipedii)
Dorota Ceran: Dziennikarz obiektywny… Czy w czasach, gdy ważą się losy kraju, możemy sobie pozwolić na luksus bycia bezstronnym?
Seweryn Blumsztajn: To nie jest problem obiektywizmu. Dziennikarze bardzo rzadko mogą być obiektywni. Mnie to zresztą w ogóle nie przeszkadza, że dziennikarz ma swoje opinie. W największych gazetach świata (lewicowych, prawicowych) się je wygłasza i to jest oczywiste. Problemem jest nieprzestrzeganie pewnych elementarnych reguł. Problemem jest odwoływanie się do post faktów, a nie faktów. Ważne jest, żeby nie przekręcać, nie manipulować. Jest cały zestaw norm dziennikarskich, których należy się trzymać, ale wcale nie musisz być obiektywny. Musisz pracować uczciwie, po prostu. Nie chodzi o to, by na siłę być bezstronnym. Ja nawet nie lubię takiego dziennikarstwa, bo ono tylko udaje, że jest bez poglądów.
– Prawo przestaje być świętością. To usłyszeliśmy na początku kadencji tego Sejmu z ust Kornela Morawieckiego…
– Kornel jest idiotą. Ma przyzwoitą biografię, a teraz wstyd mi za to, co wygaduje. Natomiast – prawo nigdy nie było w Polsce świętością. Każda władza, każda ekipa próbuje trochę je nagiąć. Ale problem nie na tym polega, tylko na niszczeniu instytucji, które prawa pilnują, które je naprawiają. Tylko niezależne sądownictwo daje wiarygodność sędziom i tylko ono nam daje broń przed uzurpacją władzy. No i, oczywiście, Trybunał Konstytucyjny, który jest ostatecznym organem ograniczającym władzę. Bo co ją ogranicza? Konstytucja. A TK tego pilnuje. To jest cała filozofia. Kiedy się niszczy te instytucje, to kończy się nasze bezpieczeństwo. Nasze. Każdego obywatela, po prostu. I to jest dramat. Bo nie wiemy, co oni jutro uchwalą, jaką ustawę zmienią, w jakim kierunku i w jaki sposób ograniczą nasze prawa, naszą wolność. Ja w ogóle uważam, że mamy do czynienia z takim wyścigiem – PiS musi ludziom dawać pieniądze, bez przerwy, dlatego, że on w ten sposób płaci za to, że zabiera nam wolność. Żeby się ludzie nie buntowali, trzeba im dawać pieniądze. Tylko, że tych pieniędzy nie ma.
– Za chwilę ich zabraknie.
– Już ich brakuje i to jest prosta droga do katastrofy gospodarczej. Wyścig jest taki: czy wpierw będzie katastrofa gospodarcza, czy wcześniej to wszystko walnie politycznie.
– Dziennikarze biją na alarm, ale niewiele to daje…
– Jedni biją cały czas na alarm, a inni ten wyścig wspierają. Zwłaszcza obecne media rządowe, teraz narodowe… to jest jakiś straszliwy dramat. To było dotąd niewyobrażalne, że może być w wolnej Polsce taka telewizja czy takie radio. To w ogóle było niemożliwe… To jest absolutnie porównywalne z tym, co było w PRL-u. W skali propagandy, oszustwa, manipulacji. Co więcej, mamy do czynienia z sytuacją, że właściwie ta podzielona Polska w ogóle ze sobą nie rozmawia dlatego, że ludzie żyją w innych światach medialnych. Każdy ma swoje media, ich słucha i im wierzy. I to nie jest tylko problem opinii. To jest problem zupełnie innych faktów. Jesteśmy w innej Polsce, oglądając TVN i w innej – Telewizję Publiczną. I trudno sobie wyobrazić, jak to się może kiedyś skleić.
– Jak dotrzeć do tych, którzy myślą, że polityka, prowadzona przez PiS działa na ich korzyść? Jak ich ostrzec? Bo ta polityka kiedyś się o nich upomni.
– Upomina się. Kiedy w KOD-zie oczekują ode mnie porównań do czasów, kiedyśmy działali w KOR-ze, mówię, że dzisiaj jest znacznie trudniej. Wprawdzie poziom represji wtedy był większy, ale mieliśmy poczucie, że po drugiej stronie nie ma „wierzących”. Są przekupieni, skorumpowani, ale nie „wierzący”. Racja moralna i oczywista prawda była po naszej stronie. Dzisiaj mamy przynajmniej 20%, a może i 30% „wierzących”, a to jest znacznie trudniejszy przeciwnik. Ich łączy strach przed światem. To zresztą nie jest tylko polskie. Świat się tak szybko zmienia, że nawet ludzie, którym się powiodło materialnie, są przerażeni tym, co się dzieje, nie rozumieją zmian obyczajowych, zmian w technologii, w kulturze. Tymczasem Kaczyński proponuje im świat, który oni rozumieją, czyli Polskę prześladowaną, usytuowaną między Rosją i Niemcami, teraz jeszcze ta Bruksela… A przecież my w swojej tradycji nienawidzimy tych gejów, tego gender. Stąd ta cała symbolika narodowa, bo to jest świat, który rozumieją. Na to się nakłada Kościół, który im kibicuje. I to jest prawdziwa siła PiS. Nie 500+, którego atrakcyjność kiedyś minie. Co na to poradzić? Tego nikt nie wie. Trzeba próbować rozmawiać, próbować tłumaczyć… No i zawsze można liczyć na PiS, bo oni są tak nieudolni, że w końcu się jednak zaplączą we własne gacie.
– Słowo – wartość dla człowieka fundamentalna – kompletnie się zdewaluowało. Politycy kłamią w żywe oczy, niektórzy komentatorzy też. Kłamią i stosują komunikacyjną agresję. Czy można się temu jakoś przeciwstawić?
– Na to nie mam odpowiedzi. To jest destrukcja wszystkich autorytetów. Nie wiem… Trzeba po prostu mówić prawdę.
– Język publicznej debaty zaostrza się po obu stronach sporu.
– Po tych wielkich manifestacjach, które nic nie przyniosły, ludzie poczuli się bezsilni i zaczęli się radykalizować. W sądach, w opiniach i język się zaostrza.
– Czy rzeczywiście manifestacje nic kompletnie nie dały?
– One nie zmusiły PiSu do cofnięcia się. Wygraliśmy ulicę. Odwojowaliśmy na przykład biało-czerwone flagi. Ale manifestacje nie dały bezpośredniego efektu politycznego, a to buduje poczucie bezsilności, jak mi się wydaje. Może to się odrodzi, zobaczymy…
– Co mówią media zagraniczne o stanie demokracji w Polsce – wiemy. A co mówią Pana znajomi dziennikarze europejscy, francuscy…?
– Polska jest na kompletnym marginesie. Nikogo to w sumie już nie obchodzi. Po pierwsze – wszyscy mają swoje, straszne problemy. Wszędzie. I tym się zajmują. Po drugie – Polska w ogóle nie uczestniczy w debacie na temat przyszłości Unii Europejskiej. W ogóle. I już nikt na to nie czeka. Europa wielu prędkości to jest właśnie Polska na marginesie. Mam ogromną pretensję do opozycji, że na to, co PiS wyprawia z naszą polityką europejską nie odpowiada się zdecydowanym hasłem za wejściem do strefy euro. Powinni to ogłosić i zacząć nad tym pracować. W sensie przekonywania ludzi. To jest odpowiedź na politykę PiS, a nie mówienie, że Tuskowi udawało się przytrzymać nas w centrum.
– Kiedy napisałam w „Gazecie Wyborczej”, że chłopcy spod znaku falangi to powrót do tradycji faszystowskiej, straciłam pracę w TVP, bo powiedziano, że tak twierdząc popełniam przestępstwo… To się pojawiło teraz zrodzone nacjonalistycznymi hasłami, czy tkwiło w społeczeństwie od zawsze i teraz wylazło?
– Zawsze trochę było. Te ruchy miały u nas swoją tradycję. Zresztą, to nie jest zjawisko tylko polskie. To też jest odpowiedź na ten pędzący świat. Odpowiedź na Europę, która się jednak cały czas integruje. Jest polimorficzna, kolorowa, różnoraka. A nacjonalizm wynika z lęku przed tym wszystkim. Przez lata te tendencje były mało widoczne, bo nienawiść musi być zorganizowana. Teraz jest przyzwolenie, życzliwość dla nich. PiS uważa, że to są jego chłopcy.
– Widział Pan, przeżył tak wiele, że zastanawiam się, czy jest jeszcze coś, co mogłoby Pana zdziwić?
– Ja się ciągle dziwię. Kiedy przed wyborami straszyliśmy PiS-em, wszyscy mówili – przestańcie, nudzicie, straszycie. Okazało się, że nie starczyło nam wyobraźni. Szczerze mówiąc, ja w pierwszych miesiącach władzy PiS-u codziennie budziłem się z poczuciem, że całe życie zmarnowałem. Bo całe to moje życie to była droga do wolnej Polski i to, co się rzadko któremu pokoleniu udaje, nam się udało. A oni to konsekwentnie demolują. I ja się temu ciągle, codziennie dziwię. Otwieram telewizor, dziwię się, a potem mam ochotę go zamknąć.
– Jest Pan wściekły czy rozgoryczony?
– Wszystko naraz. Mam siedemdziesiąt lat, jak całe moje pokolenie. I mam świadomość, że to nie my już te sprawę załatwimy. Muszą młodsi.
– KOD?
– KOD to jest rewolucja trzeciego wieku. To jest pokolenie Solidarności, pokolenie ludzi, którzy znają cenę wolności, pamiętają, że może być inaczej… I mają głębokie przekonanie, że chcą im zabrać całą ich biografię. A ja nie wiem, czy tę wojnę mogą prowadzić nawet pięćdziesięciolatki. Raczej czterdziestolatki. A czterdziestolatki uczestniczą w Biegach Niepodległości.
– To, co się musi stać, by młode pokolenie wreszcie się obudziło?
– Wychowaliśmy ich tak, że oni w ogóle nie potrafią się organizować.
– Bo to nie było potrzebne do niczego.
– To zawsze jest potrzebne. Do wszystkich działań trzeba się organizować, jeśli chce się zmieniać świat. Do tego doszła sieć i oni uważają, że jak coś zalajkują, to mają sprawę załatwioną. Ale najważniejsze jest w tym wszystkim to, że całe to pokolenie uważa wolność za coś oczywistego. Zjednoczoną Europę uważa za coś oczywistego. A kiedy się przekonają, że to nie jest dane raz na zawsze, to może być już za późno.
– A czy jest coś, co Pana jednak cieszy, mimo wszystko?
– Cieszy mnie KOD jako renesans polskiej inteligencji, która po 89 roku ogłosiła abdykację: zamieniamy się w klasę średnią, zajmujemy się karierą zawodową… i okazało się, że to nie wystarczy. Że znowu trzeba stanąć do boju. Kaczyńskiemu naprawdę udało się zmobilizować polską inteligencję.
– Jak nazwać czas, w którym żyjemy? Może czasem amoku – amokracją?
– Może, nie wiem. Zdaje się, że możliwości PiS-u jeszcze się nie skończyły, więc może oni coś takiego wymyślą, że przejdzie w nazwie do historii.
Koduj24
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy