Sprofanowany pomnik ofiar mordu dokonanego przez UPA na Polakach w Podkamieniu (obwód lwowski). Fot. Kresy.pl |
Koncepcja Międzymorza (Trójmorza) sprowadza się najogólniej do tego, że pomiędzy Niemcami a Rosją miałaby powstać „trzecia siła” – czyli blok państw położonych między Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym pod przewodnictwem Polski. No i okazało się, że podczas głosowania kandydatury Tuska wszystkie państwa tego postulowanego przez neo-prometeistów bloku głosowały przeciw rządowi w Warszawie. Wszystkie: państwa bałtyckie, Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, Austria, Słowenia i Chorwacja. Poparcia Tuskowi udzieliła też będąca poza UE Ukraina. Wystarczył prawdopodobnie jeden telefon Merkel do Poroszenki. Jasno zatem widać, że Międzymorze (Trójmorze) to fikcja, śmieszna chimera. Polska jest krajem za słabym, by komukolwiek przewodzić w Europie. W UE rządzą Niemcy, a w Europie Wschodniej jedynym realnym bytem politycznym jest Rosja. Opieranie polityki zagranicznej na takiej chimerze – co w praktyce sprowadza się do bezkrytycznego wspierania przez Warszawę Ukrainy i rozniecania histerii antyrosyjskiej – to kompromitacja i szaleństwo.
Jakby tego było mało, niemal natychmiast chimera Intermarium została zweryfikowana na Ukrainie, która jest najtwardszym jądrem całej tej koncepcji, czyli „strategicznym partnerem” Polski w sojuszu antyrosyjskim. Miały tam bowiem miejsce kolejne po Hucie Pieniackiej i Bykowni profanacje miejsc polskiej pamięci narodowej. 10 marca ukraiński portal Zaxid.net poinformował o profanacji pomnika polskich profesorów zamordowanych 4 lipca 1941 roku we Lwowie przez Einsaztkommando „Galizien”. Jest to już druga profanacja lwowskiego pomnika na Wzgórzach Wuleckich. Pierwsza miała miejsce w nocy z 9 na 10 maja 2009 roku. Na istniejącym tam wówczas monumencie namalowano czerwoną farbą swastyki i napis „Śmierć Lachom”. W 2011 roku odsłonięto nowy pomnik na Wzgórzach Wuleckich, na którym – co bardzo znamienne i wymowne – władze ukraińskie nie pozwoliły napisać jakiej narodowości byli zamordowani profesorowie. Obecna profanacja jest dokładną kopią tamtej z 2009 roku. Też namalowano czerwoną farba swastykę i napis „Śmierć Lachom”. Dwa dni później dokonano profanacji pomnika polskich ofiar UPA w Podkamieniu w obwodzie lwowskim (w II RP w województwie tarnopolskim). Tablice z nazwiskami ofiar zostały oblane czerwoną farbą, a na betonowym krzyżu namalowano czarną farbą swastykę i napis „Śmierć Lachom”[1].
Profanacja w Podkamieniu została dokonana dokładnie w 73. rocznicę bestialskiej napaści kurenia UPA pod dowództwem Maksyma Skorupśkiego i ukraińskich esesmanów z 4. pułku policyjnego SS (tego samego, który dokonał zbrodni w Hucie Pieniackiej) na tamtejszy klasztor dominikański, w którym schroniła się miejscowa ludność polska. Po podstępnym wymordowaniu Polaków ukrywających się w klasztorze i obrabowaniu klasztoru (wartość zrabowanego przez Ukraińców mienia wyniosła kilka milionów dolarów) sprawcy przez kilka dni kontynuowali pogromy na terenie miasteczka Podkamień. Łącznie w dniach 12-16 marca 1944 roku zginęło w Podkamieniu około 600 Polaków, spośród których ustalono nazwiska 122 ofiar. 12 marca 1944 roku ukraińscy esesmani z 4. pułku policyjnego SS, bojówki UPA i SKW zamordowały też 365 Polaków w Palikrowach koło Podkamienia.
Profanacje w Hucie Pieniackiej, Kijowie-Bykowni, Lwowie i Podkamieniu powinny uświadomić nawet średnio rozgarniętemu obserwatorowi, że gwałtownie odradzający się po Majdanie nacjonalizm ukraiński uderzył w Polskę – co było do przewidzenia od początku – oraz że koncepcja Międzymorza (Trójmorza) legła w gruzach na najważniejszym dla niej odcinku ukraińskim.
Niestety z reakcji oficjalnych czynników polskich – a właściwie jej braku – wynika, że wszystko to spłynęło po rządzącej partii PiS i szerzej całym establishmencie postsolidarnościowym jak woda po kaczce. Jan Piekło – polski ambasador Ukrainy w Kijowie – wypowiedział się następująco: „To mniej więcej ten sam scenariusz: czerwona farba, litery SS i napis „Śmierć Lachom”. We Lwowie bardzo szybko zareagowała na to miejscowa administracja. Pomnik profesorów lwowskich został błyskawicznie oczyszczony. Mamy do czynienia ze wzmożeniem takich zjawisk, co świadczy o pewnej bezradności i determinacji strony, która to prowokuje”[2]. Identycznie ambasador Piekło wypowiedział się w lutym, kiedy na murze polskiego konsulatu we Lwowie pojawił się napis „Nasza ziemia”, a ściany konsulatu ochlapano czerwoną farbą[3].
Tym razem Piekło nie powiedział wprost – jak po incydentach w Hucie Pieniackiej i Kijowie-Bykowni – że to „rosyjska prowokacja”, ale z jego wypowiedzi faktycznie to wynika. Tylko czy „ten sam scenariusz” od razu wskazuje na Rosję? Rozumiem, że na nacjonalistów ukraińskich wskazywać nie może, bo ich – zdaniem polskich mediów – w ogóle nie ma, a przypisywanie im antypolonizmu przeczy koncepcji Intermarium. Więc sprawcą może być tylko Rosja, która chce zakłócić idealne podobno stosunki polsko-ukraińskie.
W taki też ton uderzył minister spraw zagranicznych Ukrainy Pawło Klimkin, który na Twitterze napisał: „Potępiam kolejne akty wandalizmu na Lwowszczyźnie odnośnie polskich pomników. Widać charakter pisma trzeciej strony, jakiej wspólnie dajemy zdecydowany odpór”.
A więc sprawcą zdaniem Klimkina jest Rosja, chociaż nie została przez niego wymieniona z nazwy. Wypowiedź tę skomentował następująco dr Iwan Kaczanowski: „Minister spraw zagranicznych Ukrainy przypisuje „trzeciej stronie”, bez żadnych dowodów, ostatnie akty profanacji lwowskiego pomnika polskich profesorów zabitych przez nazistów oraz pomnika ofiar policyjnego pułku SS-Galizien i UPA w Podkamieniu. Tym samym natychmiast i bez żadnego śledztwa oczyszcza radykalnych nacjonalistów i neonazistowskie organizacje, które wyrażają otwarcie ideologiczną wrogość wobec takich pomników. Tak samo poprzednio dokonywano politycznie wygodnego określania bezczeszczenia polskich pomników jako rosyjskiej operacji „pod fałszywą flagą” bez żadnych dowodów i śledztw. Ukraińskie władze zawsze zaprzeczają udziałowi skrajnej prawicy, podczas gdy sprawców tych ataków nigdy się nie wykrywa”[4].
W wypowiedzi Klimkina zdumiewają dwie rzeczy. Po pierwsze, że pan minister bez cienia wątpliwości zidentyfikował „charakter pisma trzeciej strony” (czyżby sprawcą napisów był osobiście Putin?). Po drugie, że zdaniem pana ministra Polska i Ukraina wspólnie dają „zdecydowany odpór” owej „trzeciej stronie”. To rzeczywiście nowość, bo sądziłem, że Polska jednak nie bierze udziału w „wojnie z Rosją” na wschodzie Ukrainy. Widzę tutaj pewne paralele z artykułem, który opublikowali 27 lutego w „Rzeczypospolitej” ukraińscy deputowani Hanna Hopko (przewodnicząca Komisji Spraw Zagranicznych Werchownej Rady) i Wiktor Romaniuk. Zaproponowali oni wprost „zawarcie umowy wojskowo-politycznej między Ukrainą a Polską (…) na podstawie której atak na każdy z krajów uważany byłby za agresję na oba państwa” i w oparciu o którą miałby powstać „regionalny sojusz obronny”[5]. Nikt bardziej otwarcie ze strony ukraińskiej nie sformułował dotąd chęci wciągnięcia Polski do wojny z Rosją.
Czy trzeba więcej, by zrozumieć na jakie grząskie bagno wywiodła Polskę koncepcja Międzymorza? Na forum UE widać to jaskrawo, a na kierunku ukraińskim jeszcze jaskrawiej. Ukrainie bardzo zależy na tym, by umiędzynarodowić konflikt w Donbasie. Propozycja pani Hopko i pana Romaniuka idzie właśnie w tym kierunku. Nie jest też przypadkiem, że taka propozycja pada ze strony ukraińskiej właśnie pod adresem Polski. Na zapleczu politycznym partii PiS, ale także w ośrodkach związanych z PO i ogólnie obozem liberalnym, funkcjonuje bowiem wpływowe lobby, które postrzega rzeczywistość właśnie poprzez koncepcję Międzymorza, ożywioną przed laty przez politykę amerykańską w celu wykorzystania Polski w rozgrywce geopolitycznej z Rosją.
Jaki kontakt z rzeczywistością ma to lobby najlepiej dowodzi fakt, że jeden z jego najbardziej znaczących przedstawicieli – Jerzy Targalski – otwarcie ubolewał niedawno, że Polacy jeszcze nie walczą w Donbasie. Podobnie zapewne myślą pozostali wyznawcy koncepcji Międzymorza, do których należą m.in. działający na niwie polityki zagranicznej Przemysław Żurawski vel Grajewski i Jan Piekło.
W kontekście profanacji w Hucie Pieniackiej, Kijowie-Bykowni, Lwowie i Podkamieniu, towarzyszącej im narracji władz ukraińskich i ich polskich sojuszników o „rosyjskiej prowokacji” oraz propozycji „sojuszu obronnego” ogłoszonej oficjalnie przez deputowanych Hopko i Romaniuka zastanawia czy profanacje te nie są prowokacją ukraińską, która miałaby docelowo doprowadzić nawet do zaangażowania się militarnego Polski na wschodzie Ukrainy. Bo gdyby nagle pojawiły się dowody, że za tymi profanacjami stoi Rosja, to przecież byłby idealny pretekst do zerwania stosunków dyplomatycznych Polski z Rosją. A potem to już można sobie wyobrażać różne scenariusze.
Dotychczas byłem przekonany, że PiS bezmyślnie prowadzi politykę nieodpowiedzialną, której szkodliwości nie rozumie jego elektorat, mamiony patriotyczną frazeologią oraz faszerowany kultem smoleńskim i kultem „żołnierzy wyklętych”. Teraz nabieram coraz większej pewności, że polityka ta jest obozowi rządzącemu dyktowana. Jak bowiem inaczej skomentować to, że na wniosek marszałka Karczewskiego senatorowie wycofali z Sejmu własny projekt noweli do ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego, rozszerzający działanie tej ustawy na nacjonalizm ukraiński i litewski? „Nie możemy pozwolić sobie na psucie stosunków z sąsiadami” – oświadczył jeden z senatorów, który wcześniej podpisał się pod wycofanym nagle projektem.
Natomiast senator Jerzy Czerwiński w swoim wystąpieniu oświadczył, że wycofanie projektu miało związek „z interwencją ambasadora Ukrainy, o której pisały portale internetowe. Jeśli to prawda uważam to za bardzo naganne. To by świadczyło, że dawniej słuchaliśmy się przez długi czas Moskwy, potem kilkanaście lat Berlina, a teraz Kijowa”[6].
Nasuwa się więc pytanie, kto tutaj pociąga za sznurki? Ambasada USA, fundacja Sorosa, czy przede wszystkim jednak coraz silniejsze lobby ukraińskie, mające wpływy tak w partii rządzącej jak i w obecnej opozycji? Nie sądzę bowiem, by wszystkie zdumiewające posunięcia polskiej polityki zagranicznej były li tylko rezultatem geniuszu politycznego Jarosława Kaczyńskiego.
Ta polityka na kierunku wschodnim zmierza do katastrofy. Pytaniem pozostają tylko rozmiary i skutki tej nieuchronnej w bliższej lub dalszej przyszłości katastrofy oraz liczba ofiar. Na razie ofiarami koncepcji Międzymorza (Trójmorza) są pomniki upamiętniające Polaków zamordowanych ponad 70 lat temu przez prekursorów dzisiejszej pomajdanowej Ukrainy. Na razie.
Bohdan Piętka
Konserwatyzm.pl
[1] „Ukraina: Sprofanowano polskie pomniki we Lwowie i Podkamieniu”, www.kresy.pl, 12.03.2017.
[2] „Ukraina: oczyszczono sprofanowane polskie pomniki”, www.onet.pl, 12.03.2017.
[3] „Ambasador Jan Piekło: incydent we Lwowie wpisuje się w szereg antypolskich prowokacji”, www.polskieradio.pl, 8.02.2017.
[4] Szef MSZ Ukrainy: za profanacjami polskich pomników stoi „trzecia siła”, www.kresy.pl, 13.03.2017.
[5] H. Hopko, W. Romaniuk, „Sojusz obronny z Ukrainą”, www.rp.pl, 27.02.2017.
[6] „Senat wycofał projekt ustawy zakazującej propagowania ukraińskiego i litewskiego nacjonalizmu”, www.kresy.pl, 7.03.2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy