Polscy medaliści na Halowych Mistrzostwach Lekkoatletycznych Europy w Belgradzie. Fot.Twitter |
Obejrzałem uważnie. Wysłuchałem w TVP trzech panów – dwóch mi pomagało patrzeć (tylko ta poufałość w rozmowach z mistrzami – kiedy się oduczą?), trzeci gadulstwem przeszkadzał, ale… sportowcy i tak się przezeń przebili na pierwszy plan…
7 złotych, 1 srebrny i 4 brązowe medale! Grad, lawina. Medali, zaszczytów i braw. Dorobek niebywały – pierwsze miejsce w tabeli medalowej, prymat we wszystkich pozostałych porównaniach.
Nowy „rekord Polski”, takich mistrzostw jeszcze nie było! Statystycznie – święta prawda, choć na miejscu komentatorów tak łatwo bym nie dokonywał szczegółowych porównań historycznych. Bez np. dodania, że gdy ustanawiano „poprzedni rekord” jednak układ sił był ciut inny. Dwie drużyny niemieckie, Rosjanie, których teraz z Belgradu wypędził zarzut dopingowy…
Nie przypominam, by wymowę ostatniego startu osłabić, po prostu… tak niezła pamięć podpowiada. A że sukces niebywały – prawda świetna i niepodważalna. Że mamy wyostrzenie apetytów na czas, gdy aura zdejmie dach znad lekkiej atletyki – sprawa oczywista. Że może „królowa sportów” dzięki swoim reprezentantom wróci w mediach na ważne miejsce, nie w pozycjach portalowych „inne sporty” – jest taka nadzieja. No, cień nadziei. Bo wiem, że i tak medialnie – po burzy oklasków – duperela futbolowa będzie się okazywała bardziej fascynująca od wielkiego dokonania lekkoatletycznego… Ale może trudniej będzie się tej fałszywej normie przepychać na medialne podium…
I nie chodzi mi o to, by z racji, że „królowa” klasyfikować Pana Kszczota (kłaniam się znów „Czwartkom Lekkoatletycznym”, które były dla mistrza średniego dystansu punktem startu do wielkiej kariery) przed Panem Robertem, gdy ten znów strzeli gola, albo przed opisem stanu nogi Pana Arka… Wszystko – niech będzie wedle „ważności dnia”…
Liczę nie tylko medale, sumuję własne wrażenia. W tym – to, co sugeruje mi złożona wymierność tego sportu. Tu nie sędziowskie oceny, lecz centymetry, sekundy. Być w takim układzie pierwszym, drugim, trzecim… Pierwszy – nie z uznania, lecz „z miary”… Wymierność pomaga też w ocenie innego rodzaju. Osiągnięcie łatwiej da się porównać z tym, co bywało drzewiej, a wniosek pomaga kształtować aspiracje. Jeśli np. taki młodziak Bukowiecki pcha kulę na 21, 97, to nie tylko jest rekord i sensacja dnia. To także wiedza, że w Rio (Igrzyska Olimpijskie 2016) oznaczałoby srebrny medal. 5,85 pod dachem tyczkarzy Liska i Wojciechowskiego to wynik na miarę niedawnego brązu olimpijskiego. Nie porównuję wyników w biegach, bo to inne dystanse, inne warunki, zasada, że nie zawsze biegnie się „na wynik”, często „na miejsce” … pokazuję tylko, jak to często zimne porównanie podkreśla wartość dokonania sportowego…
Jest jeszcze coś, trudniejsze to do zdefiniowania, ale możliwe. Nastrój, pewność siebie w połączeniu z pokorą wobec rywali i zadań. Taktyka i metoda rozgrywania walki. Te finisze obu naszych mistrzów średniego dystansu (Lewandowski, Kszczot), po spokojnie kontrolowanych biegach; to wojowanie filigranowej panny Zosi (Sofii); to wyrachowane wojowanie tyczkarzy; to mistrzostwo p. Bednarka na skoczni wzwyż, gdy już mogło się wydawać, że szansa uciekła wraz ze strącaną wcześniej poprzeczką… To taka niecierpliwość kulomiota, że nie czekał na kontratak, sam zaatakował…
Stop. Nie wymieniam. Zostaję przy paru przykładach, a tych, które dały świadectwo nastroju wielkiej bojowości było przecież więcej. Nawet jeszcze więcej… niż medali.
Belgrad bardzo się udał. Zawodnikom, PZLA, w ogóle ukształtował fajny dla sportu nastrój. Rozwijając ten sprzed paru dni, wynikły z ofensywnego i medalowego skakania na nartach w polskim wykonaniu. Pani Justyna wprawdzie wciąż – pewnie słusznie – narzeka, że bieganie PZN mało interesuje, ale… skakanie jakoś wadę przykrywa.
Belgrad pokazał też, że w sztuce trenerskiej źli nie jesteśmy. Przygotowanie maksymalnej dyspozycji – fizycznej i psychicznej na konkretne dni, to jedna z największych umiejętności (i tajemnic oraz niewiadomych) sportu.
Jest jeszcze tło – jakże ważne. Uważnie czytam doniesienia, a w nich wieści o tylu wyprawach w świat, by trenować w wymarzonych warunkach, że narzuca się myśl o sprawności organizacyjnej. Także – stanu zasobności kasy, którą związek musi stworzyć, wybłagać oraz pielęgnować. Polak potrafi…
Kilka zdań o innych sprawach:
- Zdobywca czterech srebrnych medali olimpijskich w biegach na 100 i 200 m Frankie Fredericks (Namibia) zrezygnował z członkostwa w komisji ds. wyboru organizatora letnich igrzysk 2024 w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim, po tym jak zarzucono mu korupcję. Dopadli go, gdy znaleźli przekazy bankowe wiążąc je z decyzjami. Działacz twierdzi, że „on nic z tych rzeczy”, ale „dla świętego spokoju”…
- Pani Agata Lang, córa Czesława, dama światowa i urodziwa została wiceprezydentem (-ntką?) Europejskiej Unii Kolarskiej. Miły prezent dla płci nadobnej – piszę w dniu Święta Kobiet. A co jeszcze o nowej pani wice? Tzw. ciekawostka: „To był ślub jak z bajki. Agata Lang i jej wybranek – Włoch Mirco Piermarini powiedzieli sobie „tak” w kościele parafialnym w Kołczygłowach. W tej wsi i okolicznych miejscowościach nie dyskutowano ostatnio o niczym innym. Wszak ojciec pani Agaty, Czesław Lang, urodził się w Kołczygłowach, w okolicy ma posiadłość, a ślub odbywał się w kościele, w którym związek małżeński zawarł niegdyś żelazny kanclerz Otto von Bismarck. Jego wybranką była wtedy Johanna Puttkamer. Też rodem z Kołczygłów. „
- Znanemu ciężarowcowi postawiono zarzut dopingowy. Wykluczył go z igrzysk w Rio. Sportowiec wojuje z zarzutem, ale… Jest kibic, który udał się do sądu. Z zarzutem, że idol sportowy go oszukał. Pewnie nic z tego nie wyjdzie, ale jakiś nowy sygnał jest…
Studio Opinii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy