Zespół folklorystyczny "Wielkopolska" na Krajowym Festiwalu Wielokulturowym w Canberze. |
W tym roku frekwencja była naprawdę
rekordowa. Tak tłoczno, że nieraz trudno było przecisnąć się przed rozbawiony
tłum. Stoisk było mnóstwo. Bardzo różnych, ofiarujących potrawy, napoje i
upominki z kilkudziesięciu krajów. Nie mogły narzekać na brak zainteresowania
ze strony zwiedzających. Wszędzie jedzono i pito - na siedząco i stojąco,
posuwając się przez gęsty tłum od stoiska do stoiska i jednej sceny do drugiej.
Krzeseł było dużo ale dla wszystkich spożywających "wielokulturowe
smakołyki" przy pomocy plastykowych widelców i łyżeczek, pałeczek, spiraleczek, a przeważnie
własnych paluszków oczywiście nie wstarczało. Więc siadano na chodniku. Było
również trochę "weteranów i weteranek festiwalowych" przezornie
zaopatrzonych w składane krzesełka i mini-ławeczki. Nagła burza z deszczem nie
przerzedziła publiczności.
Po skromnych początkach ta początkowo
"prowincjonalna, regionalna, jarmarczna" coroczna impreza stopniowo
zyskiwała na rogłosie i prestiżu. Teraz pod względem rozgłosu jest nawet
międzynarodowo znana. Jest ostra kontestacja o przydział miejsca na stoisko. A nawet wogóle o uzyskanie
stoiska. Konkurencja jest duża. Wiążę
się z powodzeniem prezentacji kulturalno-artystycznej z mocno akcentowanymi aspektami
"etniczno-narodowanymi". Moim zdaniem, trudno jest o bardzej efektowne
demostrowanie kulturalno-artystycznego wkładu Polonii i polskości w
australijską wielokulturowość.
Jak w
poprzednich latach, ponownie w tym roku wielostronny wkład miejscowej
Polonii był doskonale zorganizowany. Jest coraz bardziej widoczny i trafny. Oczywiście
ponownie doskonale prezentowało się zaopatrzone w ciekawe materiały
informacyjne stoisko Ambasady fachowo prowadzone przez personel Ambasady. Przed
tym stoiskiem tradycyjnie znajdującym się w "sekcji dyplomatycznej"
zawsze było dużo ludzi. Zresztą też
tradycyjnie już.
Tym razem, bez ździebka przesady, wyjątkowo udany był
udział kanberskiej Polonii. Przed
doskonale położonym w pobliżu popularnej sceny No.1 polskim "podwójnym"
stoisku obsługiwanym przez urocze rodaczki, nieraz w barwnych polskich strojach
regionalnych oraz nieraz wraz z mężami i
innymi członkami rodziny, zawsze było tłoczno. Cierpliwie czekano w
kolejkach. Polskie kiełbaski z różna, piwa i pączki były ogromnie popularne.
Inne napoje również. Popyt nieraz przerastał zbyt. Trzeba było doraźnie
uzupełniać zapasy. Popularna była loteria. Występ doskonałego, barwnego zespołu
tanecznego "Wielkopolska" (wraz z utalentowaną dziatwą -
"Bursztynkami") nadzwyczajnie udany. Może nawet bardziej niż triumf
rok temu. Nie przesadzam. Przed scena było nadzwyczajnie tłoczno. Za rzędami
krzeseł stał zwarty tłum przez który prawienie można było przejść nawet kilka
kroków. Huczne brawa grzmiały i grzmiały. A "konkurencja" była
liczna, barwna i atrakcyjna. Wrócę do
tego tematu jeszcze parę razy. W międzyczasie najlepiej mówią zdjęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy