W Bumerangu Polskim przedstawiamy uaktualnioną wersję artykułu Janusza Rygielskiego.
Kiedy mojemu gościowi pragnę pokazać najciekawszą instytucję popularyzującą polską kulturę w stanie Queensland, jadę sześćdziesiąt kilometrów na południe od Brisbane, gdzie zalesiony płaskowyż ze stromymi stokami wznosi się ponad rolnicze równiny.
Dziwny to twór, na górze gęsto zabudowany, ruchliwy i często tłumny. Hotele, motele, restauracje, kawiarnie, sklepy z pamiątkami, przy głównej drodze miejsca piknikowe z piecykami gęsto okupowane podczas weekendów.
Dziwny to twór, na górze gęsto zabudowany, ruchliwy i często tłumny. Hotele, motele, restauracje, kawiarnie, sklepy z pamiątkami, przy głównej drodze miejsca piknikowe z piecykami gęsto okupowane podczas weekendów.
Na skraju inny rodzaj atrakcji – punkty widokowe. Z usytuowanych po wschodniej stronie obejrzeć można Pacyfik z panoramą Złotego Wybrzeża (Gold Coast), a od strony zachodniej widać grzbiety McPherson Range, z jedynym w słonecznym stanie masywem o charakterze alpejskim – Mount Barney. Bliżej ciągnie się Teviot Range ze skalistym Flinders Peak. W Tamborine można oglądać zarówno wschody słońca nad Pacyfikiem, jak i zachody nad najpiękniejszymi szczytami Queenslandu.
To płaskie wzniesienie opada na wszystkie strony stromymi stokami; gdzieniegdzie przechodzącymi w potężne urwiska. W ich zagłębieniach zachowały się wspaniałe fragmenty lasu deszczowego. Płynące nimi potoki wyżłobiły wąwozy, na progach tworząc wodospady.
Najpiękniejszą porą do odwiedzin Tamborine jest okres tuż po ulewnych deszczach, kiedy przez odpływające chmury przebijają się pierwsze promienie słońca, załamujące się na siąpiących jeszcze kroplach. W takich godzinach woda leje się wszelkimi możliwymi wgłębieniami, na skarpach dróg pojawiają się kaskady, a z ziemi unosi się para z aromatem australijskiego lasu deszczowego.
Gdy w taki dzień zajedziemy do Parku Narodowego Cedar Creek, cała dolina będzie wypełniona hukiem wodospadów, a nawet w przydrożnym Parku Joalah tysiące hektolitrów przewalającej się wody tłumią skutecznie odgłosy cywilizacji i tworzą atmosferę uroczyska. To chyba najbardziej interesująca cecha małych parków narodowych rozsianych po Mt Tamborine. Niewielkie, posiadają wytyczone ścieżki, a mimo to w wielu miejscach sprawiają wrażenie rozległych, dzikich ostępów.
Jest ich siedem, rozmiary wahają się od 7 do 230 hektarów. Najmniejszym jest Macrozamia Grove National Park, porośnięty sagowcami (Lepidozamia persoffskiana – jakby się kto pytał). Ich wiek, według niektórych, sięga 5 tys. lat, ale nawet jeśli ta liczba jest wielce przesadzona, to pozostaje fakt, że są krewniakami roślinności porastającej Ziemię zanim urodził się pierwszy przyszły faraon. Z sagowców, w tym przypadku zwanych też Macrozamia Palm, choć palmami nie są, wyrabia się mączkę sago.
Park Narodowy Witches Falls (Wodospad Czarownic) ma szczególne znaczenie historyczne, ponieważ jest pierwszym parkiem narodowym założonym w stanie Queensland. Stało się to w roku 1908, wprawdzie trzydzieści lat po powstaniu Royal National Park (na południe od Sydney), ale kilkanaście lat przed utworzeniem parku narodowego w Białowieży. Historia ochrony przyrody w Queensland zaczyna się właśnie w Mt Tamborine. Zainicjowano ją bardzo interesującym argumentem na rzecz ochrony środowiska – stwierdzono mianowicie, że teren ten na nic innego się nie nadawał.
Najciekawszym parkiem jest zapewne Cedar Creek, ze względu na wspomniany wąwóz wypełniony wodospadami. Park ten posiada szlak turystyczny w kształcie pętli przecinającej dwukrotnie potok. Po silnych deszczach mogą się tam pojawić kłopoty z przeprawą. Naturalne baseny przyciągają tu znaczną liczbę ludzi, zwłaszcza podczas weekendów. Ale północny fragment szlaku, wiodący przez gołoborze, zwykle jest odludny. Przejście całej trasy trwa niewiele ponad godzinę.
W pobliżu Cedar Creek znajduje się kombinacja parku, ogrodu zoologicznego i kopalni odkrywkowej agatów – Thunderbird. Główną atrakcją części faunistycznej są egzotyczne bestie o nazwie …sarna. Powulkaniczne wzgórze, kryjące cenne minerały, pozwala każdemu, włączywszy turystów z Polski, na wprowadzenie do świata poszukiwaczy skarbów. Najpierw trzeba wykupić licencję górnika i pobrać worek (licencja upoważnia do wypełnienia skarbami jednego worka), a za dodatkową opłatą wypożyczyć kilof. Pracowałem z nim, w temperaturze ok. 40 stopni, i tym doświadczeniem mogłem osobiście docenić wkład pierwszych imigrantów – skazańców w dzieło zagospodarowania Australii.
Poniżej Cedar Creek, tuż nad główną drogą do Brisbane, znajduje się skała w formie pianina, na której wymalowano klawiaturę. Od czasu do czasu, muzykalne dzieci, praktykujące przydrożny alpinizm, pozują tam rodzicom do zdjęcia. Ale, uwaga, jest to miejsce niebezpieczne. Skalny instrument muzyczny znajduje się na stromym stoku, tuż nad ruchliwą szosą. Pozującego do zdjęcia pianistę należałoby ubezpieczyć liną, przywiązaną do drzewa.
Na drugim miejscu w kategorii naturalnych atrakcji postawiłbym Palm Grove National Park, ze względu na unikatowy charakter lasu deszczowego. Palmy (piccabeen) wyglądają jak potężne maszty z nałożonym na szczyty szczelnym sklepieniem. Osobliwością jest to, że w pewnym miejscu, około pół kilometra od głównych wejść, gdzie następuje połączenie szlaków, rosną niemal wyłącznie takie palmy. Jest tu ciemnawo i chłodno, nawet w największy upał, przy najpiękniejszej pogodzie.
Ponadto, w okolicach osiedla Mt Tamborine, kilka wodospadów i urwisk skalnych znajduje się na terenach prywatnych.
Przytulnie tu i serdecznie. Stoliki ustawione są w ogrodzie opanowanym przez papugi. Papuzim chórom zazwyczaj akompaniuje Chopin. W galerii polskie obrazy i dzieła ludowe, głównie podhalańskie. W restauracji wielki oryginalny kominek, niemal na całą ścianę (zaprojektowany przez prof. Jerzego Kozłowskiego z Krakowa, który odbył dłuższy staż w Australii, jako kierownik Zakładu Planowania Przestrzennego na Queensland University), a po bokach skóry z dzika. Brakuje tylko niedźwiedziej i żubrowej. Jest natomiast żubrówka. W karcie, między innymi, bigos, pierogi, golonka i znakomite ciasta własnego domowego wypieku. Nie brakuje też bardziej wymyślnych dań.
Od ponad ćwierćwiecza Ania i Phil Sowter, właściciele tego obiektu, starają się systematycznie wzbogacać swą posiadłość polskością wysokiej klasy, zwłaszcza sztuką ludową. W restauracji wisi pas bacowski imponujących rozmiarów, a w domkach dla gości gobeliny; w ogrodzie stoją postacie z gruba ciosane, rodem jakby spod Zakopanego. Brakuje tylko skrzynki na listy w tym samym stylu, ale podobno jest w planie. Wytwornym kolacjom dla licznych przyjaciół i notabli, zarówno polskich jak i australijskich, towarzyszą koncerty muzyki szopenowskiej w wykonaniu znanych artystów.
Od lat The Polish Place otrzymuje pierwsze nagrody w australijskich konkursach gastronomicznych na najlepsze jadło, a ostatnio nawet na najlepiej dopasowane zestawy win do serwowanych posiłków.
Gospodarze często wspierają różne polonijne inicjatywy, nie tylko w stanie Queensland, a ich obiekt udziela gościnności przybyszom z Polski – marszałkom, premierom, ministrom, posłom, senatorom, pisarzom, artystom.
Wpisy do Księgi Pamiątkowej - to jakby lista członków ekskluzywnego klubu, ale jednocześnie jest to obiekt otwarty dla każdego i każdego obdarza się tutaj jednakową, tradycyjną polską gościnnością.
Dla wielu gości z Polski pobyt w The Polish Place stanowi najpiękniejsze wspomnienie z podróży do dalekiej Australii.
* * *
Po kilku latach od publikacji, Ani i Philowi Sowter wręczono Krzyże Kawalerskie przyznane przez prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej oraz medale Zasłużonego dla Kultury Polskiej, przyznane przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego RP. Otrzymali również kolejne dyplomy, przypisujące “The Polish Place” najwyższą lokatę w licznych konkursach na najlepszy obiekt gastronomiczny w południowo-wschodniej części stanu Quensland, obejmującej Gold Coast i Beaudesert Shire. Jest to popularny, turystyczny region, posiadający 700 tys. mieszkańców i dziesiątki obiektów gastronomicznych, wiele z nich na wysokim poziomie. Trzykrotnie, w latach 2011-2012-2013, Restaurant And Catering Association (profesjonalna organizacja obejmująca całą Australię – JR) przyznała „The Polish Place” tytuł najlepszej restauracji europejskiej w regionie. Oprócz jakości wyrobów kulinarnych, ten oryginalny wystrój stylowego obiektu sztuką podhalańską, w tym jedną z najcenniejszych na świecie kolekcji obrazów malowanych na szkle, wzbudzał duże zainteresowanie gości. Ponadto otoczenie tego pięknego polskiego miejsca – ogród, w którym goście konsumowali tradycyjne potrawy polskie w towarzystwie kolorowych papug crimson rosella i roześmianych kukabur. Na skraju tarasu, przy długiej ladzie barowej, podawano różne rodzaje polskiego piwa, oczywiście zimnego. Przed piwoszami rozciągała się piękna panorama McPherson Range, nawet nieco przypominający Tatry, widoczne z Turbacza czy Lubania.
To było i minęło. Pożar w noc sylwestrową spopielił dorobek trzydziestu czterech lat ciężkiej pracy w dwie godziny. Ania i Phil podjęli decyzję odbudowania symbolu polskości. Z ofertą pomocy zgłosiło się wielu mieszkańców The Tamborine Mountain. The Polish Place było również częścią ich dziedzictwa, z którego byli dumni.
Na miejsce klęski przybył ambasador Paweł Milewski i obiecał pomoc. Obiecała ją również konsul generalna Regina Jurkowska. W różnorodny sposób zadeklarowało się wielu indywidualnych przedstawicieli Polonii Australijskiej. Budynek i ogród można odbudować, ale najtrudniej będzie je wyposażyć w podobne do spalonych dzieła sztuki.
Ale papugi wróciły do The Polish Place. To dobry znak.
Janusz Rygielski
zdjęcia: Janusz Rygielski i Marek Rygielski
>
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy