Pogrzeb ks. Krzysztofa Chwałka w Sydney. Fot. B.Filip |
Uroczystości pogrzebowe odbyły się w Kościele Matki Bożej Częstochowskiej Królowej Polski w Marayong. Od samego prawie rana świątynię zaczęli wypełniać wierni. U stóp ołtarza składali przyniesione wieńce i kwiaty. Wkrótce cały front świątyni wyglądał jak jeden wielki pachnący bukiet, na którego tle umieszczona była trumna z ciałem zmarłego Kapłana, przykryta aranżacją pastelowych róż.
Ks. Maksymilian przewodniczył modlitwie różańcowej, a potem rozpoczęła się Msza św., koncelebrowana przez sześciu kapłanów, wśród których był ks. Wiesław Słowik, Rektor Polskiej Misji Katolickiej na Australię i Nową Zelandię. Mszy św. przewodził Prowincjał św. Rodziny, ks. Przemysław Karasiuk SCh. Pozostałych trzydziestu kilku księży zajęło pierwsze ławki głównej nawy kościoła.
Ksiądz Prowincjał rozpoczął modlitwę cytatem z Pisma Świętego:
„Rzekł do niej Jezus: «Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?»” (J 11,1-45)
Wiara prawdziwa objawia się i dojrzewa w doświadczeniu śmierci. Przez ostatnie miesiące życia i cierpienia sam naocznie doświadczyłem, jak wiara ks. Krzysztofa dojrzewała, jak dojrzewał do wieczności. Było to długie umieranie. A godzina 5:17pm 14 października było dotknięciem Bożego Miłosierdzia.
Dziś gromadzimy się tu w Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej Królowej Polski, aby Bogu podziękować za dar życia i kapłańskiego posługiwania ks. Krzysztofa. Chcemy prosić by Miłościwa Matka wyszła po niego w bramach raju, prosić o miłosierdzie Boże i nagrodę życia wiecznego.
Cieszę się z obecności zgromadzonych tu kapłanów, sióstr zakonnych oraz was, tych którzy w sposób szczególny doświadczyli posługi kapłańskiej ks. Krzysztofa”.
Ze względu na obecność także niepolskojęzycznych osób, Ks. Prowincjał powtórzył powyższe słowa również w języku angielskim.
Po odczytaniu wybranych fragmentów Pisma Świętego (ks. Tadeusz Przybylak) homilię wygłosił ks. dr Antoni Dudek.
Ci dwaj Kapłani przybyli do Australii w niedługich odstępach czasu. Różnili się. Filozof, mędrzec ks. Antoni i człowiek konkretu, ks. Krzysztof. Pewnie oprócz wspólnie spędzonych lat seminaryjnych oraz duszpasterskiej posługi w Australii, łączyło ich pielęgnowane na dnie serca umiłowanie poezji, piękna, dobra – tego co stanowi o Człowieczeństwie. I tymi wartościami dzielili się z wiernymi.
Swoje wystąpienie rozpoczął ks. Antoni cytatem z Pisma Św. (1 Tes 5,9 – 10)„Bóg nas przeznaczył do osiągnięcia zbawienia przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, który umarł za nas, abyśmy czy żywi czy umarli razem z Nim żyli”. Zatem życie ze śmiercią nigdy przegrać nie może. Zawsze jest zwycięskie. Nasze życie jest darem Boga, który jest Źródłem Życia. Życiem samym w sobie i to Życiem bez początku i kresu; jest Życiem, którego istotą jest Miłość. Bóg jest miłością. Ludzkie życie zrodzone jest z Miłości Pana Boga i jego najgłębszą istotą jest trwać w miłości i dzielić się nią.
A przecież jest śmierć! Człowiek umiera i to jest dramat. To nie jest tragedia jednego dnia, czy też jakiegoś niespodziewanego momentu. Śmierć ujawnia się nam przede wszystkim poprzez płynący czas. Czas zabiera moment po momencie, nieustannie zapada w przeszłość, wciąż płynie. Obecna chwila przemija i zabiera ze sobą część naszego serca, naszego bytu. Nigdy nie wróci. Moment zmarnowanego życia jest momentem zmarnowanego życia na wieczność. Pisał Seneka do Lucyliusza: „Nikt nie stara się żyć uczciwie, lecz kłopocze się , jak żyć długo, choć życie uczciwe jest w mocy wszystkich, życie długie w niczyjej”.
Ks. Krzysztof, nasz współbrat nie pożył za długo. Chciał żyć, chciał być z nami nie dla siebie, ale dla nas. Kochał życie, swoje powołanie, swoją posługę. Z pasją i niezwykle solidnie przygotowywał się do wypełniania swoich obowiązków. Byliśmy tego świadkami. Z czasów jeszcze seminaryjnych pamiętam go jak zachwycał się cudowną poezją naszych romantyków, znał i świetnie interpretował wiersze Mickiewicza, Słowackiego czy Norwida. Zaczerpnięte stamtąd nuty jakoś brzmiały na dnie jego serca. Chciał żyć pięknie, jak piękna była ta poezja i pewnie z jej nastroju szukał dla siebie jakim być człowiekiem, jakim być księdzem. Ale był też człowiekiem konkretu. TAK było tak, a NIE znaczyło nie. I może niełatwo mu się z tym żyło. Z drugiej strony cieszył się przecież przyjaźnią i szacunkiem wielu z nas i wielu rodaków, którym dawał swoje serce. Wiem i to co czynił, o czym mógł albo musiał decydować, wcześniej uzgadniał z Panem Jezusem. Bez spotkania z Nim, bez opowiedzenia Jezusowi co zamierza, jakie ma plany, jakie ma wątpliwości, nie podejmował raczej decyzji. W jakiś sposób patrzył do przodu i przemyśliwał, co z jego decyzji wyniknie, co będzie dalej...
My patrząc dzisiaj na trumnę z jego ciałem, nie musimy zadawać pytania o to co dalej. Co będzie z nim. Dobrze wiemy, że dalej to nic innego jak zmartwychwstanie. Ono oznacza koniec panowania śmierci nad człowiekiem. Ona istnieje jeszcze jako zjawisko fizyczne, ale już nie panuje nad człowiekiem. Wyjaśniał to św. Paweł (1 Kor. 15,22): „Jak w Adamie wszyscy umierają, tak w Chrystusie wszyscy będą ożywieni”. To przez chrzest, bierzmowanie i Eucharystię, człowiek w sposób wolny staje się członkiem zmartwychwstałego Ciała Chrystusa.
Krzysztof przez odpowiedź na wezwanie Chrystusa miał przywilej sprawowania sakramentów Jego Łaski. Uobecniając na ołtarzu wielką tajemnicę wiary, śmierci, i zmartwychwstania Pana, Jego Duchem umacniał Kościół – wspólnotę – Komunię. Jakoś to potem przekładało się na życie polskich wspólnot, którym posługiwał. Zawsze towarzyszyło mu w jego posłudze grono oddanych rodaków. Powstawały jakieś dzieła. Ale od tego wszystkiego przecież ważniejsze było, że personalnie, z głębokim osobistym zaangażowaniem, był z wami w tych momentach waszego życia, w zawieraniu małżeństw, przy chrzcie waszych dzieci, ich pierwszych komuniach... i dlatego tutaj dzisiaj jesteście. To wiem od was samych.
Byliśmy świadkami jak dzięki jego determinacji odkrywaliśmy niezwykłe zjednoczenie – komunię Polaków z całego Sydney podczas Mszy św. z okazji Święta Niepodległości, ale w lokalnym wymiarze także podczas organizowanych przez niego obchodów z różnych okoliczności, we wspólnotach duszpasterskich. Był to jego, nie bójmy się powiedzieć – charyzmat. Trzeba nam wierzyć, że z wyżyn wieczności, tym charyzmatem będzie się z nami dzielił, to znaczy będzie nas łączył, będzie pomagał dalej tworzyć Wspólnotę – Komunię polskich serc.
Wiem, że zbyt mało powiedziałem o Zmarłym ks. Krzysztofie. Nie dlatego, że zbyt mało go znałem, ale dlatego, że najcenniejsze klejnoty życia są oprawione ciemnością, tak jak gwiazdy. Jemu litania zasług już potrzebna nie jest. On już wyszedł z ciemności w Wiekuistą Światłość Zmartwychwstałego Pana ... Przekroczył Bramę Miłosierdzia.”
Jeszcze chwilę trwała cisza skupienia wywołanego jakże prostymi w swej mądrości słowami ks. Antoniego... Nie, nie potrzeba było nic więcej mówić na temat ks. Krzysztofa. Dla setek, a nawet tysięcy Polaków, którzy mieli szczęście spotkać tego charyzmatycznego Kapłana, pamięć o nim będzie zawsze żywa. Mnie stawały przed oczyma migawki licznych spotkań, rozmów, dyskusji, wspólnych posiłków...przeplatanych wybuchami śmiechu. Ks. Krzysztof jak mało kto posiadał niezwykłe poczycie humoru...
Zbliżał się koniec 1983 roku. Ks. Zbigniew Pajdak, ówczesny Prowincjał, pełniący jednocześnie funkcję Rektora Polskiej Misji Katolickiej przedstawił nam nowego polskiego kapłana. Miał on objąć Ośrodek Duszpasterski w Ashfield a także związane z nim wówczas Roseville oraz Maroubra. Zadanie, które postawiono przed 28- letnim, wychowanym w Polsce młodym Kapłanem wydawało się być ponad siły. A On temu wszystkiemu sprostał! To nie tylko liczące dziesiątki kilometrów odległości oraz cztery sobotnio / niedzielne Msze św. ale przede wszystkim ludzie, którzy te Ośrodki tworzyli.
Z jednej strony zmierzająca do kresu swojej życiowej wędrówki, ale ciągle jeszcze aktywna grupa emigracji lat 40. i 50. To byli na swój sposób patriotyczni i religijni Polacy, ciężko doświadczeni wojną oraz przezwyciężaniem trudności adaptacyjnych, a także wychowane już w Australii ich dzieci. Na przeciwległym biegunie plasowali się ciągle jeszcze napływający z różnych europejskich krajów emigranci "Solidarnościowi". Pomiędzy tymi dwoma grupami istniała przepaść i były także indywidualności takie jak chociażby nasza rodzina, którzy osiedlili się tutaj w latach 70. Wszyscy szukali swojego miejsca w Kościele i każdy oczekiwał duchowego, socjalnego a niektórzy nawet politycznego wsparcia od polskiego kapłana. A ks. Krzysztof? – niwelował różnice, łagodził spory, wyjaśniał, tłumaczył, zachęcał – emanował dobrocią i życzliwością.
Oprócz swoich normalnych kapłańskich obowiązków – udzielał ślubów kościelnych i przygotowywał do tego sakramentu ludzi, którzy mieli już za sobą nieraz długie, wspólne życie; chrzcił po intensywnym przygotowaniu katechetycznym nastolatków a nawet już całkiem dorosłych, przybyłych tutaj Polaków. Przygotowywał do Pierwszej Komunii św. przywiezione z Polski dzieci, których rodzice z trudem przypominali sobie "Ojcze nasz" ze swojego dzieciństwa. Prowadził w polskich szkołach lekcje religii, gromadził wokół ołtarza ministrantów, młodych lektorów i kantorów.
Nasza zażyłość, można powiedzieć nawet przyjaźń, zawiązała się już na samym początku, kiedy ks. Krzysztof, tuż po swoim przyjeździe uczył u nas w domu dzieci z Zespołu Muzycznego nowych, religijnych pieśni . Potrafił sobie zjednać i ująć te dzieci. Wkrótce chłopcy zostali ministrantami a 10 – letnia Eva śpiewała psalmy.
My z radością dowiedzieliśmy się, że wychowawczynią klasy licealnej w Dąbrowie Tarnowskiej, do której uczęszczał niezwykły uczeń, Krzysztof Chwałek, była nasza koleżanka z roku, Ala Kubisztal. Ks. Krzysztof podczas każdej wizyty w rodzinnym mieście przywoził dla nas pozdrowienia od niej. Dwa lata temu zadzwonił, żeby nam powiedzieć o śmierci swojej byłej wychowawczyni, a naszej bliskiej koleżanki. Razem modliliśmy się o spokój jej duszy.
Kochany Księże Krzysztofie! Nie wiem, czy zdążyliśmy Ci podziękować za wszystko co dla nas uczyniłeś. Obowiązki kapłańskie kazały Ci przenosić się do różnych Ośrodków Australii, ale ziarno wiary, które Ty pomogłeś pielęgnować w sercach naszych dzieci, zapuściło głębokie korzenie. Teraz dorośli już ludzie, piastujący odpowiedzialne stanowiska zawodowe, w dalszym ciągu są blisko Kościoła. A kiedy w którąś z niedziel adwentowych w kościele Londynu, Nowego Jorku, Wrocławia lub Katowic zabrzmi pieśń "Marana Tha"- wówczas każde z nich wspomina jak podczas pierwszej u nas wizyty nauczyłeś ich, kilkuletnie wtenczas dzieci, tej właśnie pieśni.
W lipcu, roku 2000, kiedy Eva miała już za sobą studia językowe, muzyczne i pedagogiczne zadzwoniłeś z propozycją, żeby przejęła Zespół Laetare. Akurat wyjeżdżała do Polski. Powiedziała, że za rok, jak wróci chętnie Zespół poprowadzi. Nie tylko nie wróciła , ale pociągnęła za sobą do Polski jednego z braci...
Teraz Ty odszedłeś. Przekonani jesteśmy, że Chrystus Pan, któremu poświęciłeś swoje życie ziemskie obdarzy Cię życiem Wiecznej Szczęśliwości... Dla naszej rodziny na zawsze pozostaniesz nie tylko charyzmatycznym Kapłanem, ale bardzo bliską osobą...
Ks. Artur odczytał Modlitwy Wiernych. Dalsza kontynuacja Mszy św. stanowiła dla setek uczestników niezapomniane przeżycie. Wszystkie modlitwy i hymny recytowane i śpiewane przez sprawującego Najświętszą Ofiarę Kapłana, teraz wykonywało sześciu celebransów wzmocnionych jeszcze trzydziestoma paroma głosami Księży, zajmujących kilka pierwszych ławek świątyni.
Oprawę muzyczną oraz wokalną przygotowała nieoceniona Maya Kędziora, wraz ze swoim Chórem Tęcza.
Na zakończenie, ks Prowincjał powiedział kilka serdecznych zdań po polsku i powtórzył to samo w języku angielskim:
Pragnę podziękować szczególnie tym którzy opiekowali się ks. Krzysztofem podczas jego choroby: ks. Tadeuszowi Przybylakowi, ks. Stanisławowi Lipskiemu a w sposób szczególny p. Zofii Kossakowskiej, za posługę prawdziwie samarytańską. Księżom Henrykowi i Maksymilianowi za przygotowanie liturgiczne dzisiejszej uroczystości a komitetowi duszpasterskiemu za prawdziwie polską gościnność, której dziś doświadczymy.
Dziękuję wszystkim kapłanom zakonnym oraz diecezjalnym z archidiecezji Sydney i Parramatta. W modlitwie łączy się dziś z nami Przełożony Generalny Towarzystwa Chrystusowego ks. Ryszard Głowacki, który w dniu dzisiejszym będzie sprawował Mszę św. w intencji śp. ks. Krzysztofa w jego rodzinnej miejscowości w Polsce, a do nas kieruje swoje słowo, które pozwolę sobie teraz odczytać:
Jako rodzina zakonna dziękujemy Bogu za dobro, którego udzielił nam
chrystusowcom i Polakom w Australii poprzez życie i posługę śp. ks. Krzysztofa.
Czcigodny Księże Prowincjale,
Drodzy Współbracia tworzący Prowincję pw. Świętej Rodziny!
Po otrzymaniu informacji o śmierci śp. ks. Krzysztofa Chwałka duchowo
łączę się z Wami w modlitwie w intencji naszego zmarłego Współbrata.Jako rodzina zakonna dziękujemy Bogu za dobro, którego udzielił nam
chrystusowcom i Polakom w Australii poprzez życie i posługę śp. ks. Krzysztofa.
Naszej modlitwie towarzyszą wspomnienia - począwszy od lat seminaryjnych w Poznaniu, aż po zmagania się z choroba i cierpieniem do ostatniego dnia ziemskiego życia - o jego osobie i działaniach, jako: wieloletniego duszpasterza na Antypodach. Przez 33 lata pracy duszpasterskiej pod australijskim niebem był wyznawcą Chrystusa i Jego gorliwym sługą, z poświęceniem posługującym Ludowi Bożemu. Postawa wiernych, którym służył staje się świadectwem, że był dobrym pasterzem, zaś my chrystusowcy zapamiętamy go, jako kochającego nasze Zgromadzenie Zakonne.
W duchowej łączności z Wami, Drodzy Współbracia, z wszystkimi
Uczestnikami uroczystości pogrzebowych - celebrując Mszę Świętą w jego rodzinnej Parafii w Dąbrowie Tarnowskiej - proszę Chrystusa Króla Wszechświata, aby śp. kapłanowi Krzysztofowi dał udział w chwale swojego Zmartwychwstania i połączył nas z nim w wiecznej szczęśliwości.
Kolejny list z kondolencjami nadesłał jego Eminencja ks. bp Wiesław Lechowicz, Delegat Episkopatu Polski do spraw Duszpasterstwa Emigracji Polskiej:
Polecamy zatem naszego Brata Jezusowi Miłosiernemu z ufnością niezachwianą, że okaże Mu swoją miłość też aż do końca, pozwalając cieszyć się Jego obecnością i miłością przez wieczność całą.
Otaczam śp. Ks. Krzysztofa modlitwą, podobnie jak i Jego duchowych Braci, Księży Chrystusowców, oraz Rodzinę, z którą był związany więzami krwi i miłości.
Niech śmierć i pogrzeb śp. Ks. Krzysztofa przyczynią się do pogłębienia naszej wiary, nadziei i miłości! Niech staną się impulsem do wiernego podążania za Jezusem i naśladowania Go w naszym powołaniu!
W tym duchu udzielam wszystkim uczestnikom pogrzebu pasterskiego błogosławieństwa
Bp Wiesław Lechowicz
Bp Wiesław Lechowicz
Rzym, 22 października
Po zakończeniu wszystkich modlitw, procesja z trumną Zmarłego Kapłana powoli opuszczała świątynię posuwając się wzdłuż samorzutnie utworzonego szpaleru wiernych. Najpierw szły sztandary – wśród nich Harcerski. Niesiono kwiaty, całe naręcza - lilii, mieczyków, kampanuli, fiołków, goździków i róż a także bukiety kwiatów australijskiego buszu...
Na cmentarz pojechali prawie wszyscy. Nie pamiętam, aby hymn "Salve Regina" brzmiał kiedykolwiek tak donośnie i tak zgodnym chórem, jak tutaj na rozpalonym wiosennym słońcem cmentarzu Pinegrove Memorial Park. Na horyzoncie majaczył zarys Gór Błękitnych... Z Dąbrowy Tarnowskiej widać byłoby Tatry, tyle że po północnej, nie po zachodniej stronie...
Drobne ziarenka australijskiego piasku sypały się przez palce, delikatnie otulając trumnę, w której spoczęło utrudzone długą chorobą ciało ukochanego Kapłana... Księże Krzysztofie! Wierzymy w Zmartwychwstanie.
Wielu uczestników pogrzebu przybyło z innych, nawet odległych miast Australii. Na wszystkich czekały chłodne napoje, kawa, herbata i zastawione różnorakimi potrawami stoły w Sali Św. Jana Pawła II. O liczbie przybyłych osób świadczyć może ilość usmażonych kotletów (było ich kilkaset) albo pączków – a przecież podano także pieczeń i co najmniej kilkanaście różnych potraw oraz smakowitych ciast. Zebrani tworzyli jedną wielką polską rodzinę. Księża z odległych miast a nawet z Nowej Zelandii odnawiali znajomości z dawnymi parafianami. W serdecznych rozmowach wypełniano luki czasu i odległości. Kiedy późnym popołudniem odjeżdżaliśmy z gościnnego, polskiego Marayong, na myśl przyszły mi słowa, które wpisał ktoś wiele lat temu do mojego pamiętnika:„Są łzy, które jak ogień palą
Są serca, które nikomu się nie żalą.
Są krzywdy, dla których nie ma sędziego.
Więc kiedy cierpisz – nie pytaj dlaczego?”
Marianna Łacek
Zdjęcia; Bogumiła Filip
* * *
ZESPÓŁ ‘KUJAWY’ W HOŁDZIE SWOJEMU KAPŁANOWI
Przy niezliczonych zajęciach parafialnych, śp. ks Krzysztof Chwałek zawsze znalazł czas aby pracować z młodzieżą. Opiekował się Zespołem Laetare popierał grupy taneczne i harcerstwo. Podczas uroczystości pogrzebowych upamiętniających życie i pracę duszpasterską tego wspaniałego Kapłana, szczególnie rzucała się w oczy grupa dziewcząt i chłopców ubranych w kujawskie stroje. To członkowie Zespołu Kujawy. Niektórzy z nich byli w trakcie zdawania matury, inni przygotowywali się do egzaminów uniwersyteckich. Nikt nie zawahał się poświęcić cennego dnia, aby oddać hołd ukochanemu Kapłanowi.
Optymizmem napawa widok tej młodzieży nie tylko rozśpiewanej i roztańczonej, ale także poważnej i rozmodlonej, kiedy wymagają tego okoliczności. Rodzice a także koordynatorzy Zespołu Kujawy mogą być z nich dumni.
Dziękujemy Wam Kochani ‘Kujawiacy’, że tak pięknie reprezentowaliście młodzież nie tylko z Sydney, ale także ze wszystkich miast Australii gdzie służył Panu Bogu i Polonii śp ks. Krzysztof Chwałek.
Marianna Łacek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy