Kibice Legii. Fot. Studio Opinii |
Nawet, gdyby było 1:6, czyli zostało spełnione telewizyjne marzenio-gaworzenie o honorowym golu – nic by to nie zmieniło. Honor sportowy inaczej się mierzy, a ten, kto kiedyś wymyślił „honorowego gola” tylko odbiorcę wziął na plewy. I – to trwa. Na przekór rozsądkowi…
Inny świat, inna piłka. Liga Mistrzów jako solówka i marne tło. Podniecamy się (nie krytykuję, zauważam) graniem reprezentacji, nie chcąc widzieć, że jej źródło oraz zaplecze jest marnej jakości… W piękne już stadiony oprawiamy kiepściutki futbol klubowy. Żal serce ściska…
A „SERCE KIBICA” – takie gorące i podatne na adrenalinę… Przepraszam za ironię, ale – po co się pchali do sektorów z gośćmi? Dla awantury? Bo przecież nie z komplementami za grę… Pobić między innymi „za Piszczka”? Toż bez żadnej myśli przewodniej innej niż chęć do bójki. I mecz przyprawiony nie tym pieprzem, co należy – bo gazem pieprzowym, przy boiskowej przeciętności. UEFA (ma nowego prezesa, to na marginesie; Słoweniec Aleksander Ceferin – Boniek go popiera oraz z góry chwali; Platiniego też sławił) i pewnie każe znów Legii płacić słoną karę. Kto wie, może nawet pustymi trybunami, gdy zjedzie Real…
Afer dopingowych ciąg dalszy. Z absurdami włącznie. Ponieważ w poprzednich igrzyskach dopingował się ciężarowiec z Mołdawii, medal można przyznać Polakowi. Który… został wydalony w Rio z olimpijskiej rodziny pod zarzutem stosowania dopingu. W norweskich nartach – wciąż aktualny zarzut stosowania leków na astmę, gdy się… astmy nie ma. Przeciek, że sławne amerykańskie „siostry tenisowe” też „pod dopingiem” – atmosferę zagęszcza, nie rozrzedza. Nasz młodziutki kulomiot – pod zarzutem; wobec którego powiadają (oby się potwierdziło!), że coś złego znalazło się nie w zamiarze, lecz we wspomagającym „środku spożywczym”, a producent pominął w opisie….
Nie jest dobrze, proszę sportu. Ceną procederu oraz lawiny podejrzeń (z pomówieniami włącznie) są zdrowie i zaufanie.
Są w Rio Igrzyska Paraolimpijskie. Czyli dla ludzi, których los dotknął zmniejszeniem sprawności. Różnie ocenianej. Zbieramy TAM ładne medalowe żniwo. Gorąco biję brawo tym, którzy aż miejscem na podium dowiedli, że: a) nie godzą się z losem i nie uważają, iż nie da się nic zrobić; b) w sporcie zauważyli – i stosują – metodę osobistego boju o swego rodzaju życiowe równouprawnienie.
To cenne, piękne, godne braw i naśladowania. Z tym – a pisałem, że łatwo nie zgadzam się na statystyczną tendencję sumowania medali obu Igrzysk żeby było ładniej i bogaciej… Bo intencje są inne. Wprawdzie sport ten sam, lecz motywy różne.
Igrzyska Olimpijskie zaczęły się (i podobno trwają), jako popis ludzi najzdrowszych ze zdrowych i mają (mają mieć) podstawę w najszerzej, powszechnie uprawianym sporcie. Rekreacyjnym wyczynowym, szkolnym, akademickim, mundurowym; amatorskim i zawodowym itd. A Paraolimpijskie to demonstracja siły szansy ograniczonej przez los. Nie zawód, nawet nie pasja, lecz pościg za wymarzoną , wyśnioną, a zakwestionowaną przez los bądź naturę normalnością.
Jeśli więc pierwszy nurt – mimo że dziś przeważnie prezentowany przez zawodowców wystawia pośrednio jakieś świadectwo sportowi powszechnemu, to nurt drugi ma opisywać jakość i dostępność rehabilitacji oraz w ogóle pomocy ludziom ograniczonej przez los szansy. To już nie zawód dla wybranych, lecz społeczne posłannictwo. Zdrowych wobec potrzebujących.
Dlatego jestem przeciw nadto prostym sumowaniom i porównaniom. Za to z wielką aprobatą dla tych związków sportowych, które i taką działalność podejmują. Ale np. stawianie za przykład stanu sprawności sportowej tego, że bieg na 1500 metrów na igrzyskach paraolimpijskich, które odbywają się w Rio jest „wynikowo” sensacyjny. Bo „czterech niewidomych zawodników pobiegło szybciej, niż Matthew Centrowitz Jr, który niedawno w Rio tryumfował na igrzyskach olimpijskich”. W cyferkach niby tak jest, z tym, że finał, z Centrowitzem rozgrywany był „na miejsca”, nie „na czas”, a możliwości rzeczywiste mistrza i reszty stawki są o wiele sekund lepsze niż para-olimpijczyków… Dlatego porównanie biorę za tzw. ciekawostkę…
Nie są jednak jedynie ciekawostkami inne obrazki: To np. że mistrzynią (ping – pong) Paraigrzysk została Natalia Partyka. Bo wcześniej stawała w Rio do Igrzysk dla mistrzów w zawodzie. Czyli dała dowód, iż sport to dla niej nie rehabilitacja, lecz prawo do rywalizacji ze wszystkimi na równych prawach.
Pouczający kawałek życiorysu: „Natalia Dorota Partyka (ur. 27 lipca 1989 w Gdańsku) – polska tenisistka stołowa. Czterokrotna mistrzyni paraolimpijska – z Aten (2004), Pekinu (2008), Londynu (2012) i Rio de Janeiro (2016). Trzykrotna uczestniczka igrzysk olimpijskich: w Pekinie (2008),Londynie (2012) i Rio de Janeiro (2016). Pomimo swej niepełnosprawności (urodziła się bez prawego przedramienia) rywalizuje w zawodach z zawodniczkami pełnosprawnymi i niepełnosprawnymi…. Obecnie jest zawodniczką czeskiego klubu SKST Stavoimpex Hodonin…Zajmuje 76. miejsce w światowym, 31. w europejskim i 2. w narodowym rankingu ITTF”…
Albo p. Maciej Lepiato. Wygrał w Paraigrzyskach skok wzwyż wynikiem 219 cm. Ilu nas – zdrowych, nawet wytrenowanych i mających się za sprawnych tak skoczy? A próbował jeszcze sił na 2,30… Skacze też z pełnosprawnymi. Rekord życiowy 28-letniego Lepiaty od 2013 roku wynosi 2,22”.
Znów coś z cv: „O swojej niepełnosprawności mówi: – To wada wrodzona. …Noga jest krótsza o 5 cm, duży ubytek mięśniowy poniżej kolana i praktycznie nieruchomy staw skokowy. Operowana była dwa miesiące po urodzeniu w Poznaniu. Chirurg stopę najpierw fachowo połamał, a potem poskładał”…
Tak, tak – sport różne ma jednak oblicza…
Andrzej Lewandowski
Studio Opinii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy