polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Trybunał Konstytucyjny poinformował w poniedziałek, że Julia Przyłębska nie jest już prezesem, lecz sędzią kierującą pracami Trybunału. W grudniu kończą się kadencje trzech z 15 sędziów zasiadających w TK: 9 grudnia – Julii Przyłębskiej, a 3 grudnia – Mariuszowi Muszyńskiemu i Piotrowi Pszczółkowskiemu. Julia Przyłębska jest sędzią Trybunału Konstytucyjnego od 2015 r. W grudniu 2016 r. została p.o. prezesa, a 21 grudnia 2016 r. – prezesem Trybunału. * * * AUSTRALIA: Nastolatki poniżej 16 roku życia wkrótce zostaną objęte zakazem korzystania z aplikacji społecznościowych, takich jak TikTok, Instagram, Reddit, Snapchat i Facebook. Pierwsze na świecie ustawy przeszły przez parlament australijski w piątek rano. Premier Anthony Albanese powiedział, że zakaz, który wejdzie w życie za rok, pomoże zachęcić młodych Australijczyków do pielęgnowania lepszych relacji z innymi. * * * SWIAT: We wtorek późnym wieczorem czasu koreańskiego prezydent Jun Suk Jeol ogłosił wprowadzenie stanu wojennego a następnego dnia odwołał to, po tym jak Zgromadzenie Narodowe sprzeciwiło się jego decyzji. Yoon Seok-yeol wyjaśnił wprowadzenie stanu wojennego, mówiąc, że od jego inauguracji w 2022 r. złożono 22 wnioski o impeachment przeciwko urzędnikom państwowym. * Nocą na Bałtyku przerwany został kabel telekomunikacyjny między Szwecją a Finlandią. W połowie listopada uszkodzeniu uległy kable telekomunikacyjne łączące Litwę ze Szwecją oraz Finlandię z Niemcami. Niemiecki minister obrony Boris Pistorius uznał przecięcie kabli za sabotaż.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Krystyna Janda: Od listopada wszystko się zmieniło

Krystyna Janda -  czołowa polska aktorka,
reżyserka teatralna i filmowa, dyrektor art. Teatru
Polonia w Warszawie. Fot. J.Fryta (wikimedia)
Są takie sytuacje, są takie okresy w życiu narodu, w życiu społeczeństw, że nie można być artystą tylko dla samej sztuki - mówi  Krystyna Janda w  rozmawie z Magdą Jethon z portalu Koduj24.pl.

– Czy marzy się Pani zgoda narodowa?
– Marzy. Czy wierzę, że jest możliwa? Nie wierzę. Za dużo słów padło, za dużo rzeczy się stało…


– Myśli Pani nieraz, po co był ten cały wysiłek solidarnościowy, ten wielki zryw, skoro dziś ludzie, którzy wtedy to robili, nie rozmawiają ze sobą?
– Nie, broń Boże! Ani przez moment tak nie myślę. To było wielkie, wspaniałe doświadczenie. Solidarność to było coś najwspanialszego, co się mogło przydarzyć ludziom – jak mówię jako Danuta Wałęsowa, Jej słowami, w spektaklu. I myślę, że już zawsze, we wszystkich historycznych opracowaniach o Polsce, zryw solidarnościowy będzie opisywany jako wydarzenie najwyższej wagi o kapitalnym znaczeniu. Natomiast nie potrafię powiedzieć, czy te ostatnie dwadzieścia pięć lat nauczyło Polaków demokracji.


– No właśnie, powiedziała Pani w jednym z wywiadów o zagrożeniu przelewem krwi.
– Nie wiem, oby nie, to byłoby nieszczęście, ale czuję, że ta zaogniająca się sytuacja jest bliska zapłonu.


– Zapłon bez udziału większości środowiska artystycznego. Artyści często mówią „my jesteśmy tylko artystami”, nie będziemy się angażować.
– Bardzo duża część środowiska, tych arystokratów ducha, nie chce się angażować, ponieważ uważają, że nie będą się bili z byle kim. Nie chcą się zniżać do takiego poziomu dyskusji. A poza tym wiele osób, mam wrażenie, myśli, że to wszystko to albo sen, albo chwilowe „zawirowanie”.


– Jak środowisko odebrało list ministra Glińskiego w sprawie niedopuszczenia filmu „Historia Roja” do konkursu festiwalowego w Gdyni?
– Minister nie powinien zabierać głosu w ten sposób i z tak pryncypialnego politycznego stanowiska. Festiwal i ocena filmów to są sprawy artystyczne, a selekcji festiwalowej dokonuje komisja odpowiedzialna za nie.


– Czy to Pani przypomina PRL?
– Zostawmy sprawy PRL-u, to jest nieporównywalne. Wtedy była usankcjonowana cenzura, która miała swoje paragrafy, instytucje i swoich ludzi. Dzisiaj teoretycznie tych instytucji oraz ludzi nie ma. Wtedy nie dopuszczano filmów z powodów „merytorycznych”. Od dwudziestu pięciu lat szczęśliwie mamy wolność, liczy się wymowa filmu, ale także strona artystyczna i to ona jest płaszczyzną oceny filmu. Od listopada to się zmieniło, jak widać. Przywołajmy dla przykładu film „Ida”.


– Czy środowisku podoba się minister kultury?  
– Nie wiem, bo szczerze mówiąc nie rozmawiam na ten temat ze środowiskiem, ale wydaje się, że nie. Czytam w Internecie wypowiedzi artystów wszystkich dziedzin. Wynika z nich, że część środowiska uważa, że pan Gliński jest człowiekiem nie na swoim miejscu i jak na nowo to nazwał ostatnio pan Grzegorz Jarzyna, jest ministrem propagandy, a nie kultury.


– Czy pan minister Gliński był kiedyś w Teatrze Polonia? Wie czym Pani się zajmuje?
– Nie wiem, ponieważ jeszcze pół roku temu nie wiedziałam, jak wygląda, więc może przychodził, a ja tego nie wiedziałam.


– Politycy przeważnie nie chodzą do teatru, nie czytają książek, nie odróżniają Mendelssohna od Mozarta.
– Nieprawda.


– Bardzo wielu.
– Nieprawda. Bardzo wielu jest koneserami sztuki, bywalcami teatru, melomanami, teatromanami.


– Ale ci nie są ministrami kultury.
– No może. Ale bywają. Panowie Boni i Tusk. Państwo Komorowscy. Pan Borowski jest na każdej premierze. Pani Maria Kaczyńska była na każdym nowym przedstawieniu. Pan Wenderlich, pani Wanda Nowicka, nieustannie mamy prośby od polityków o zarezerwowanie biletów.


– Kto według Pani z obecnej partii rządzącej mógłby być dobrym ministrem kultury?
– Nie wiem. Chyba żaden, bo tu chodzi o doktrynę. Zawsze uważałam, że pan Sellin, niezależnie od poglądów, z którymi możemy się zgadzać lub nie, orientuje się w sprawach kultury, wie, z czym ma do czynienia. Tak mi się wydawało. Teraz mam wrażenie, że wszyscy „zwariowali”.


– Myśli Pani, że pan Sellin nie powiedziałby, że „kultura ma służyć przywróceniu godności Polakom”, i że teraz „czas na kulturę narodową”?
– Nie wiem, nie wiem, kto tam jest teraz głównym „ideologiem”. Myślę, że do listopada nikomu by to nie przyszło do głowy, ale w listopadzie doszło do różnych zmian, również terminologii i świadomości. Do listopada nie wiedziałam, że nie mam godności albo że mi ją ktoś odbiera. Wręcz przeciwnie, czułam się szanowaną Polką, obywatelką zjednoczonej Europy.


– Dlaczego dziś władza, z ministrem kultury na czele, nie szanuje wybitnych ludzi kultury, jak Andrzej Wajda, wielkich aktorów, znanych za granicą, jak Janda, Pszoniak, czy Olbrychski i odważa się ich traktować z lekceważeniem i pogardą?
– Wie Pani, kiedyś za komunizmu był na mnie zapis w telewizji. Powiedziano – ta twarz przypomina Polakom niepotrzebne rzeczy, więc może przypominamy, jesteśmy sztandarami czegoś, o czym nowa władza chce zapomnieć albo to pominąć. A dlaczego ta władza nie szanuje tak wielkich postaci, jak na przykład pan prof. Bartoszewski i wielu, wielu innych? Przepraszam, nie dokonuję tu żadnych porównań do profesora.


– Czy w ogóle w Polsce są jeszcze jakieś autorytety?
– Dla mnie są, nie wszyscy jeszcze umarli. Wielu się wycofało. Poszli już po raz drugi za swojego życia na emigrację wewnętrzną. Dziś nowa władza formułuje swoje kryteria i kreuje nazwiska.


– A czy władza nie widzi niebezpieczeństwa takich zabiegów?
– Widocznie tego chce, skoro to robi i to tak bezwzględnie. Dowiedziałam się niedawno, że do ambasad polskich dotarły listy artystów, których „mają nie obsługiwać”. Nawet nie wiem, co to znaczy.


– Czyli zaproszony artysta nie byłby wtedy polskim artystą, tylko prywatnym artystą?
– Tylko światowym artystą.(śmiech)


– Śmieje się Pani, to nie jest denerwujące?
– Przerażające. A śmieję się, bo co mam robić? Zadaje pani pytania elementarne, takie, które w przedszkolu powinno się zadawać dzieciom, a ja nie potrafię na nie odpowiedzieć. One mają jedną odpowiedź – od listopada wszystko się zmieniło.


– Powiedziała Pani, że gdyby żył Lech Kaczyński przyszedłby z żoną na urodziny Wajdy. A w każdym razie przyszłaby pani Maria. To znaczy, że gdyby żył Lech Kaczyński, to Polska byłaby dziś inna?
– Nie wiem.


– Ma Pani dobre zdanie o śp. panu prezydencie?
– Mam przede wszystkim dobre zdanie na temat pani Marii, która była osobą decydującą w wielu sprawach dotyczących kultury. To Ona poprosiła męża, kiedy był prezydentem Warszawy o stworzenie nowej instytucji zajmującej się teatrami i o istotne pieniądze na te teatry.


– Czy są dziś tacy ludzie w PiS, do których warto byłoby się zwrócić, którzy rozumieją kulturę tak, jak pani Maria Kaczyńska, którzy nie chcą konfliktu na linii środowiska artystyczne – władza. Może udałoby się zrobić pierwszy krok do zgody?
– Nie potrafię powiedzieć.


– Może Marta Kaczyńska, córka pani Marii?
– Nie wiem, nie znam tej pani. Kiedy pani Maria Kaczyńska przychodziła do teatru, nigdy nie było z nią córki. W ogóle nie znamy odpowiedzi na wiele pytań, nie wiemy, co jeszcze może się zdarzyć. Przychodzi tu do mnie dwóch chłopaków, którzy stworzyli teatr w Białymstoku. Pewnego dnia ten teatr został zlikwidowany, odtworzyli go w Warszawie, nazywa się „Trzyrzecze” w dawnym kinie „Tęcza”. Teatr niepokorny, starają się funkcjonować, ale nikt nie wie, co będzie dalej. Może będą tylko teatry narodowe, w aktualnym rozumieniu tego określenia?


– Nie podoba się Pani polityka kulturalna?
– Jestem przeciwko odgórnym sterowaniu czymkolwiek, szczególnie kultury. Kultura tego nie znosi. Zawsze uważałam, że leseferyzm wszędzie, a szczególnie w sztuce jest bardzo korzystny. Tak właśnie było do listopada, gospodarka rynkowa, wolna kultura, ten tygiel zaczął wrzeć, dlatego że otworzono drzwi, że dano wiele szans. Zamykanie tego i centralnie zarządzanie, tworzenie mediów narodowych, kryteriów mediów narodowych, to według mnie nieporozumienie. Czy kultura, sztuka polska, polscy artyści, przynieśli temu krajowi hańbę, działali na szkodę państwa? Narodu? Podobno. Nic z tego nie rozumiem. Artysta swoim dziełem ma prawo do protestu, specjalnego spojrzenia i interpretacji. Od tego też jest sztuka, odkąd istnieje.


– Młodym się to podoba… Powiedziała Pani w wywiadzie, że koledzy Pani synów, studenci są sympatykami PiS-u. Widać młodym nie przeszkadza np. ustawa antyterrorystyczna, czyli przyzwolenie na inwigilację. Czyżby nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji?
– Wielu się to podoba i co więcej, mówią, że głosowali tak, a nie inaczej, bo mieli nadzieję na takie właśnie „twarde” rządy. Nie rozpatruję, czy zdają sobie sprawę, co to znaczy. Jestem demokratką z ducha. Jeżeli oni wybierają takie państwo, to ja będę starała się w nim gdzieś przemknąć bocznymi ulicami. Tak sobie postanowiłam, jestem z gruntu demokratką. Kiedyś był wróg, jeden, zrozumiały i oczywisty – ONI. Teraz ci, co inaczej myślą niż ja, to ktoś obok mnie, ci, jedni z nas. Nawet jeżeli mniej wykształceni, w pewien sposób według mnie ograniczeni ludzie, lub jakoś naznaczeni, w większości swojej masy, zdecydują o czymś, muszę się do tego dostosować. Mogę wyrażać swoją opinię, mogę mówić, że się z tym nie zgadzam i każdy powinien mieć do tego prawo. A wracając do młodych. Nie znają życia bez wolności. Im się wydaje, że świat ułoży się na kształt ich marzeń, w ogóle nie biorą pod uwagę, że może być inaczej. Świat stoi przed nimi otworem, znają języki, jeśli chcą się czegoś dowiedzieć, wszystko mają w Internecie. Znają zabezpieczenia Internetu, mówią, że nie ma takiej możliwości, żeby im coś ukraść, jakąś myśl, albo zabronić czegoś, są pozabezpieczani. Trudno im wytłumaczyć, że mają o coś walczyć, bo oni uważają, że wszystko już mają w ręku i nikt im tego nie zabierze. Nie oglądają telewizji, bo to pokolenie, które w ogóle nie ogląda telewizji. Oni mają tylko i wyłącznie Internet i siebie nawzajem. Co dla nich znaczy choćby film „Ida”, skoro wciąż używamy tego przykładu, jaka część z nich tak naprawdę się tym zajęła? Myślę, że jak trochę „dorosną”, wtedy dopiero zaczną się zastanawiać. No i oczywiście są jeszcze ci, bez inicjatywy, a w związku z tym – bez perspektyw, w pewien sposób wykluczeni. Teraz poczuli, że może być „po równo”, bez wysiłku, „sprawiedliwiej”, czyli dla nich więcej. Kapitalizm to ustrój dla pracowitych, otwartych i ambitnych. Przepraszam, że tak upraszczam.


– Powiedziała Pani, że jest demokratką. Czy ci, którzy demokratycznie przejęli władzę nie powinni też być demokratami?
– ( śmiech) No oczywiście, uważam, że gra fair play obowiązuje… o naiwności!


– I tu jest problem, zgadzamy się na demokratycznie wybraną władzę, ale nie zgadzamy się, żeby ona zachowywała się tak, jak się zachowuje.
– I dlatego protestujemy. Ja też chodzę na marsze KOD-u, bo gdzie mam chodzić? Nigdy nie należałam do żadnej partii, a społeczność KOD-u jest bezpartyjna, i tym samym mówię, że trudno mi się z tym wszystkim pogodzić, że nasz kraj skręca w stronę, która jest dla mnie nie do zaakceptowania. Ale ja mam 63 lata i swoje życie. A życie jest ważne. Wysublimowane życie, w sztuce i harmonii. Życie na wyższym duchowym poziomie. Ktoś mi to zabiera. Ale chce mi się powiedzieć – nie liczcie na mnie, bo ja już swoje zrobiłam.


– Sama Pani wie, że to nieprawda…
– Każdego tygodnia przychodzi do mnie jakaś nowo napisana sztuka, polityczna! To nowość, teksty polityczne. Mnie nudzą, nie są doskonałe i są zbyt dosłowne. Sztuka powinna się zrobić na nowo polityczna? Jak dawniej? Może.


– Czyli…
– Teatr protestu. Gdzieś, ktoś napisał, bzdurę, taki niby żart, na jakimś prawicowym portalu, że Janusz Gajos napisał sztukę, którą ja chcę wystawić i wyreżyserować, ale mamy problem, bo odmówił nam Opania i Stuhr, może przyjmie Olbrychski. To miał być taki dowcip, ale… zadzwoniłam do kolegów i mówię żartem: Janusz, musisz siadać i pisać. Ale my jesteśmy już pokoleniem, które odbyło te wszystkie krucjaty i protesty. Teraz pora na młodzież. Wierzę w to, że jest bardzo wiele młodzieży artystycznej, która protestuje i będzie robiła różne rzeczy, dając świadectwo niezgodzie. A ja tak lubię grać komedie i dawać radość i zapomnienie. Mam wejść do okopu? Z moim reumatyzmem?


– Mówi Pani, już na mnie nie liczcie, choć doskonale Pani wie, że to Pani i kilka jeszcze osób ma odwagę mówić głośno. Większość środowiska obawia się, że coś straci, mimo że sercem jest z KOD-em. Mówią popieram, ale nie mogę tego powiedzieć głośno.
– Ja mówię głośno od czterdziestu pięciu lat.


– No właśnie. I nadal Pani będzie mówiła…, na szczęście.
– Tak, ale ja jestem zaangażowana jako Krystyna Janda obywatelka. Jeżeli mam tworzyć jakieś dzieła sztuki, które coś przewrócą, ruszą z posad tę sytuację, to na mnie proszę nie liczyć, bo ja już nie mam siły.


– Czy według Pani sztuka, kultura powinny również spełniać misję godzenia ludzi, zasypywania tego rowu.
– Myślę, że nie ma co mówić, co powinna robić sztuka. Sztuka wie, co ma robić. Sztuka jest złożona z tak wielu różnorodnych postaw, artystów, światopoglądów, że ona sobie sama poradzi.


– A ludzie sztuki…
– Ludzie sztuki sobie wymyślą, co trzeba robić. Jedni będą godzić, drudzy zaogniać, a jeszcze inni chwalić władzę. Są tacy, którzy mają taką wewnętrzną potrzebę, że choćby im ucięto ręce, to i tak zawsze napiszą wiersz wolnościowy. Ja myślę, że problem jest inny – jeszcze nie rozumieją, co się dzieje.


– Gdzie popełniono błąd, że doszło do takiego podziału w Polsce?
– Wszyscy obwiniamy uśpienie poprzedniej władzy, że zapomniała o tych biednych ludziach. Wielu wydawało się, że to szerokie społeczne myślenie nie jest już taką palącą potrzebą, sklepy są pełne, bułka kosztuje grosze. Każdy, kto chce dążyć do czegoś ma szansę, powstało wiele instytucji, fundacji wspierających, pomagających ludziom. Zajmowaliśmy się, nawet my w naszych fundacyjnych teatrach, chorymi, wykluczonymi, starszymi, dziećmi, biednymi. Współpracowaliśmy, dawaliśmy spektakle na ulicy, za darmo, bo uważaliśmy, że to nasz obowiązek. Okazało się, że wszystko nie tak, wszystko za mało, że kłopoty budującego się państwa i dobrobytu, doświadczają najsłabszych, a nie stać nas na państwo opiekuńcze. No i przyszli ci, co powiedzieli – im zabierzemy, a Wam damy. No i Bóg, honor, ojczyzna, w najprymitywniejszy sposób, a reszta zamknąć się albo wyp……ać! No i za zezwoleniem nienawiść i chęć zemsty podniosła głos.


– Przeżywa Pani sytuację w kraju. To wielkie słowa, ale powiem – chyba zależy Pani na Polsce?
– Ależ, Matko Boska, królowo Polski, moim zdaniem bardziej niż wielu innym.


– Myśli Pani, że Kaczyńskiemu też zależy na Polsce?
– Myślę, że on naprawdę uważa, że jest zbawcą. Może jestem naiwna, ale nie podejrzewam go o tak perfekcyjny cynizm, konstrukcję myślową, w której nie ma pęknięć. Zbyt perfekcyjny i zimny jest ten plan. Tego nie można tak sobie skonstruować, to trzeba tak myśleć, tak czuć.


– No to mamy swoisty paradoks… I Pani i jemu zależy na Polsce…
– Tak, ale ja niestety tracę nadzieję na ogólne opamiętanie…


– Nic się nie da zrobić? Nikt w Polsce nie ma wpływu na to, co robi Jarosław Kaczyński, nie ma wyważonych doradców? Zna Pani osobiście prezesa Kaczyńskiego?
– Nie.


– A zaprosiłaby Pani Jarosława Kaczyńskiego na spektakl, na premierę?
– Zaprosić na spektakl, zawsze. Welcome.


– To może teraz Pani zaprosi…
– Tak, bardzo proszę, tylko że wie pani – ja nie jestem państwowym wysoko dotowanym teatrem, trzeba sobie kupić bilet. My musimy z czegoś to robić.


– Nie ma Pani miejsc VIP-owskich?
– Mamy cztery miejsca, ale jeżeli pan Kaczyński ma dużą obstawę, to dla nas może być za drogo.


– Wydaje mi się, że ma trzech ochroniarzy, czyli akurat razem 4 miejsca. Może Pani wyciągnąć rękę i powiedzieć – panie prezesie, proszę przyjść do nas na spektakl, to będzie ten pierwszy krok do porozumienia.
– Ale czy pani chce, żebym ja zaprosiła pana Kaczyńskiego na „Danutę W.”? Bo ja nie wiem, o co pani chodzi? Czy pani chodzi o weryfikację uczuć? Czy o refleksję?


– Sprawdzam Pani gotowość do porozumienia. A nie ma Pani innego przedstawienia dla pana Kaczyńskiego?
– Mamy 60 spektakli, mogę zaprosić na „Mayday”, mogę na polską, romantyczną sztukę, mogę na narodowego Fredrę, na „Zemstę”, Grochowiaka, Czechowa, Różewicza, proszę bardzo. My mamy bardzo bogaty repertuar, dla każdej opcji politycznej. Zapraszam, tylko jak mówię, mogę zaoferować tylko cztery miejsca.


– No to jesteśmy na dobrej drodze do zgody z prezesem. A jak Pani widzi zgodę w samej opozycji?
– Powinni się napić wody święconej – jak mawiała słynna śpiewaczka operowa. Niestety, kłócą się, nie szanują, nie potrafią się pogodzić, są małostkowi. Nie mają jak widać wyższego celu, oprócz tej jednej chęci, żeby już dalej tak nie było, jak jest, żeby tak nie uwierało, żeby tak nie bolało i żeby tak nie bać się, co będzie dalej. To niby rozumieją wszyscy, ale żeby coś konstruktywnie w tej sprawie zrobić to… niestety. Musi przyjść jakiś człowiek, który powie, posłuchajcie mnie, proponuję, żebyśmy się pogodzili w ten i w ten sposób. Na razie nie ma takiego człowieka. Ach i jeszcze jedno, nie uważam, że ludzie idą do polityki, bo kradną, chcą się nachapać itd., itp. Ja sama na wszystko w życiu zarobiłam i tak myślę o innych. Są wyjątki, ale one się zdarzają wszędzie.


– Co Pani myśli o marszach KOD-u, czy mają sens?
– Mają, pokazują, co ludzie myślą i jak ich jest dużo. Trzeba manifestować swoje poglądy. Wszystkie manifestacje są ważne: wszelkie wypowiedzi, protesty, oddawanie medali – każda z tych rzeczy jest maleńkim ziarenkiem, które tę mozaikę układa i pokazuje, jaki jest stan aktualny. Protesty i gesty z tej drugiej strony też mają znaczenie, to tworzy świadomość sytuacji. No, ale trzeba myśleć i wyciągać wnioski, żeby oceniać.


– Co w tej chwili jest według Pani najbardziej pesymistyczne?
– Chwilowy brak nadziei. W naszej fundacji gra 170 aktorów z całej Polski, w różnym wieku, od młodzieży debiutującej po bardzo starszych aktorów. Najgorsze jest to, że pokolenie, nawet nie to najstarsze, ale to średnie, młodsi ode mnie, mówią, czy ja jeszcze dożyję, czy doczekam jeszcze zmiany. Uważają, że umrą, nie doczekawszy normalności. Że ten populizm będzie trwał, a w wybory przyszłe nie wierzą. A zdumiewające jest to, że w garderobie siedzą obok tych drugich, zachwyconych nową władzą, tych, co uważają, że zaraz będą mieli leki za darmo i że dalej będzie już tylko raj, a w każdym razie sprawiedliwie.


– Niebawem wygłosi Pani wykład inauguracyjny na rozpoczęcie roku akademickiego w szkole teatralnej. Co Pani powie młodzieży?
– Zastanawiam się od jakiegoś czasu, co tym młodym ludziom, którzy wchodzą w zawód, i tym, którzy za chwilę wyjdą ze szkoły, powiedzieć. I postanowiłam, pierwszy raz od 89 roku, przypomnieć, że artysta nie ma prawa mieć nic w dupie, jak oni to nazywają, za przeproszeniem. Są takie sytuacje, są takie okresy w życiu narodu, w życiu społeczeństw, że nie można być artystą tylko dla samej sztuki. Myślę zupełnie tak samo jak minister Gliński! Zauważyła pani? (śmiech). No nic, musimy kończyć, bo czas czynić codzienną posługę – idę na scenę.


Z Krystyną Jandą rozmawiała Magda Jehton
Koduj24.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy