polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Polska może stanąć przed poważnym wyzwaniem, jeśli chodzi o dostawy energii elektrycznej już w 2026 roku. Jak podała "Rzeczpospolita", Polska może zmagać się z deficytem na poziomie prawie 9,5 GW w stabilnych źródłach energii. "Rzeczpospolita" zwróciła uwagę, że rząd musi przestać rozważać różne scenariusze i przejść do konkretnych działań, które zapewnią Polsce stabilne dostawy energii. Jeśli tego nie zrobi, może być zmuszony do wprowadzenia reglamentacji prądu z powodu tzw. luki mocowej. * * * AUSTRALIA: Wybuch upałów w Australii może doprowadzić do niebezpiecznych warunków w ciągu najbliższych 48 godzin, z potencjalnie najwcześniejszymi 40-stopniowymi letnimi dniami w Adelajdzie i Melbourne od prawie dwóch dekad. W niedzielę w Adelajdzie może osiągnąć 40 stopni Celsjusza, co byłoby o 13 stopni powyżej średniej. Podczas gdy w niektórych częściach Wiktorii w poniedziałek może przekroczyć 45 stopni Celsjusza. * * * SWIAT: Rosja wybierze cele na Ukrainie, które mogą obejmować ośrodki decyzyjne w Kijowie. Jest to odpowiedź na ukraińskie ataki dalekiego zasięgu na terytorium Rosji przy użyciu zachodniej broni - powiedział w czwartek prezydent Władimir Putin. Jak dodał, w Rosji rozpoczęła się seryjna produkcja nowego pocisku średniego zasięgu - Oresznik. - W przypadku masowego użycia tych rakiet, ich siła będzie porównywalna z użyciem broni nuklearnej - dodał.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

wtorek, 14 czerwca 2016

Marianna Łacek wyróżniona Medalem "Order of Australia"

Marianna Łacek OAM. Fot. K.Bajkowski
Blisko 600 Australijczykom przyznano wczoraj  państwowe odznaczenia z okazji Queen Birthday.  Ordery (OA) i medale (OAM) przyznawane są przez władze australijskie osobom szczególnie  aktywnym w pracy społecznej i zawodowej niosącej wyjątkowe korzyści dla Australii i społeczności kraju. Wśród  wyróżnionych wczoraj  znalazła się też Marianna Łacek, znana działaczka polonijna z Sydney a także autorka wielu artykułów publikowanych na naszym portalu.  Mariannie Łacek przyznany został  Medal  „Order of Australia” (OAM) za działalność w obszarze edukacji i zaangażowania w społeczności polskiej w NPW.

Z tej okazji  z  Marianną Łacek  o jej życiu, pracy społecznej,  aktywności w środowisku polskim i nie tylko rozmawia  Krzysztof Bajkowski.
Krzysztof Bajkowski: Marianno, przede wszystkim serdeczne gratulacje z okazji przyznania Tobie australijskiego wyróżnienia w postaci medalu Order of Australia. W pełni zasłużenie, bo Twoja społeczna działalność w środowisku polonijnym  jest powszechnie znana ale interesuje mnie w tym momencie to, czym szczególnie zaskarbiłaś sobie uznanie wśród władz Australii?
Marianna Łacek: To z pewnością nie była jakaś jednorazowa akcja. Myślę, że osoby, które mnie nominowały są związane zarówno z polską społecznością jak też i ze środowiskiem ściśle australijskim. W uzasadnieniu  medalu „Order of Australia” podkreślone są bowiem niektóre moje osiągnięcia w szkolnictwie australijskim, wykraczające poza normalnie wymaganą pracę, jak też i działalność dla polskiej społeczności.


Medal of the Order of Australia
Fot. Wikimedia
Jeśli chodzi o australijskie szkolnictwo, to na pewno wzięto pod uwagę fakt, że otrzymałam od władz Stanowych dyplom „Award for Excellence in Teaching” oraz oficjalną nominację do „The National Award for Excellence in Teaching”.  Jednym z powodów takiego wyróżnienia, jak podano był fakt mojej troski o każdego indywidualnego ucznia, a także współpraca z innymi nauczycielami. Przez 9 lat koordynowałam grupą nauczycieli angielskiego w regionie Strathfield. Spotykaliśmy się popołudniami raz na kwartał, aby służyć sobie wzajemną pomocą, wspierać się i dzielić osiągnięciami. Na każde spotkanie zgłaszane były dwie lub trzy prelekcje, wokół których toczyła się potem dyskusja. Jeśli zdarzyło się, że ktoś z prelegentów nie mógł w danym spotkaniu wziąć udziału,  musiałam być przygotowana na zademonstrowanie własnej prelekcji.

Wielokrotnie proszono mnie o przeprowadzenie szkolenia dla nauczycieli w innych dzielnicach Sydney, jak Bondi, Kogarah, Rozelle. Zawsze otrzymywałam pozytywne komentarze uczestników. Np.: “Best session ever run”; “Congratulations to Marianna – most stimulating and invigorating session I’ve ever been to. Fantastic!”; “Sent Marianna to all schools and you’ll see the difference.”

To znaczy byłaś osobą przybyłą z Polski , emigrantką  która mogła zaproponować coś nowego Australijczykom, australijskiemu szkolnictwu...

W mojej szkole zaproponowałam kilka pomysłów efektywniejszego nauczania, które wprowadzono do ogólnego programu. Jednym z nich było podniesienie poziomu języka angielskiego poprzez pracę z lekturą nadobowiązkową, czy też praktyczne wprowadzenie aspektu językowego w nauczanie matematyki oraz geografii.

Najważniejszą była i jest dla mnie jednak praca z indywidualnym uczniem. Zachęcić, podnieś jego motywację, wskazać na sposoby uczenia się, które najbardziej odpowiadałyby jego osobowości. I w tym przypadku konieczny staje się kontakt z rodzicami. Od nich, od domu zależy wiele. Trzeba tylko umieć i chcieć zasugerować poszczególnym rodzicom jak mogą pomóc swojemu dziecku. Zawsze znajdowałam na to czas, a podczas dorocznych „Parent – Teacher Nights” do mojego biurka ustawiały się długie kolejki. Przyjemnie było mi usłyszeć potem od dyrektora szkoły podziękowanie, jakie na jego ręce składali dla mnie australijscy rodzice. A przecież angielskiego nauczyłam się tutaj, już jako dorosła osoba. Akcent w wymowie, który jest częścią naszej osobowości niezbicie świadczy o moim polskim pochodzeniu.


Przykład podziękowań od rodziców

Trudno wymienić wszystkie dziedziny Twojego zaangażowania społecznego. Z pewnością  nauczanie języka polskiego jest obszarem Twej pracy, na który najbardziej  zwracasz uwagę . Czy  to właśnie  jest  najbliższe Twemu  sercu ?

Najbliższy mojemu sercu jest oczywiście polski uczeń. Jeśli tylko zdarzyło mi się spotkać w szkole polskie nazwisko, osobiście odszukiwałam takiego ucznia i roztaczałam nad nim opiekę, nawet jeśli on nie zdawał sobie z tego sprawy. Dotyczy to szczególnie nowoprzyjezdnych, których tylu było w latach 80. oraz 90. a i teraz się zdarzają, chociaż rzadziej. Wysoko cenię sobie także uczenie języka polskiego w szkole sobotniej.  Rozpoczęłam tę przygodę cztery dni po przyjeździe do Sydney. Przypłynęłam do Pyrmont włoskim statkiem Achilles Lauro w pierwszy wtorek lutego 1971r. a w najbliższą sobotę już byłam w klasie Polskiego Gimnazjum Macierzy Szkolnej w Ashfield. Przez dwa lata prowadziłam tam lekcje Nauki o Polsce. Potem urodziła się moja  córka. Do uczenia polskiego wróciłam 10 lat później, kiedy najmłodszy z naszej czwórki też poszedł do polskiej szkoły. Dzieci chodziły do ”szkoły macierzowej’”,  ja natomiast zaczęłam uczyć w podległej Departamentowi Edukacji,  Saturday School of Community Languages. Pracuję w tej szkole już ponad 30 lat.

Wspomniałaś,  że jesteś w Australii  od 1971 r. Czy możesz zdradzić tajemnicę dlaczego tu przyjechałaś  i co Cię skłoniło aby poświęcić  się pracy dla Polonii, w szczególności dla polskiego szkolnictwa?

Kiedy kończyłam studia, na Wydziale Geografii, ówczesnej Akademii Pedagogicznej im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, był rok 1966 – Rok Milenium Chrztu Polski. Po raz pierwszy odwiedziła nasz Kraj grupa powojennych emigrantów z Australii, wśród których byli moi wujostwo Jan i Janina Śmigielscy. Odjeżdżając, zaproponowali mi kolejne spotkanie w Sydney. I tak trzy lata później otrzymałam zaproszenie z opłaconym biletem pierwszej klasy na luksusowym włoskim statku z Genui przez Cieśninę Gibraltarską, Wyspy Kanaryjskie, Południową Afrykę, przez Ocean Indyjski do Australii z przystankiem w Perth oraz w Melbourne i oczywiście docelowym punktem w Sydney. Droga powrotna, z której niestety już nie skorzystałam, miała wieść poprzez wyspy Pacyfiku, Kanał Panamski,  w poprzek Atlantyku do Anglii.

Ta wyprawa miała być dla mnie zdecydowanym uśmiechem losu. Po tym jak kończąc studia z wyróżnieniem, ze wszystkimi, łącznie z magisterskim egzaminami zdanymi na bardzo dobrze, z publikacjami moich badań nad Pasmem Przedborsko – Małogoskim (w Górach Świętokrzyskich) z licznymi wyróżnieniami i nagrodami (m.in. Dyplom Czerwonej Róży dla najlepszej Studentki Uczelni) niestety nie "załapałam się" na stypendium doktoranckie. Powód był prosty – Podpisz chociaż deklarację, że chcesz kandydować do partii (oczywiście PZPR), zachęcała mnie opiekunka roku. Tego uczynić nie chciałam. Nie, żebym była całkowicie w opozycji. Potrafiłam docenić to, co było dobrego. Chociaż dopiero niespełna dwadzieścia lat po wojnie, my studenci, korzystaliśmy z wielu form pomocy. Domy akademickie, stołówki, stypendia. Za symboliczną jedynie opłatą - koncerty, przedstawienia teatralne i operowe a także wiele innych kulturalnych atrakcji Krakowa. O tym także trzeba pamiętać. Ale dlaczego ja za to wszystko mam płacić swoją duszą? Dlaczego partia chce zawładnąć moim sumieniem?
Mówisz o duszy, sumieniu. Pojęcia świata religii. Niezbyt poprawne politycznie w tamtych czasach PRL...

Nigdy nie kryłam się z tym, że jestem praktykującą katoliczką. Uczestniczyłam w spotkaniach Katolickiej Młodzieży Akademickiej, którym przewodził ówczesny Arcybiskup Krakowa ks. Karol Wojtyła. Jeździłam na zamknięte rekolekcje do Kalwarii Zebrzydowskiej, a w czasie weekendowych Beskidzkich Rajdów uczestniczyliśmy we Mszy św. odprawianej przez niewiele tylko starszych od nas księży, przy rozłożonym na polanie ołtarzyku. Nie mogłam tego wszystkiego "sprzedać" za stypendium doktoranckie.
I w końcu wyjechałaś do Australii ale przecież to nie było chyba wówczas takie łatwe...

 Perspektywa wizyty w Australii była czymś niezwykłym. Problem stanowiło jednak wówczas załatwienie formalności. Jak uzyskać paszport, aby nie paść  łupem "Pani, która podobno ma tam znajomości"?  Już rozpoczęłam pracę, najpierw trzeba więc było uzyskać minimum roczny urlop ze szkoły. Tego nikt w Krakowie nie mógł mi podpisać. Nie wiem jakich argumentów użył mój nieoceniony profesor – Dziekan Wydziału Jan Flis, który osobiście pojechał w tej sprawie do Ministerstwa. Sam będąc bezpartyjny nie był w stanie przeforsować mojej kandydatury na doktorat, ale wrócił z Warszawy z dokumentem przyznającym mi trzy lata bezpłatnego urlopu na pobyt w Australii.  

Przyjechałam z myślą o zebraniu materiałów do pracy doktorskiej. Nawet mieliśmy z Profesorem na uwadze temat. Za rok dołączył do mnie mój kolega ze studiów i z pracy, wkrótce i do tej pory, mąż – Bronek Łacek. Przywiózł przesłanie Profesora – Nie róbcie niczego co byłoby przeciwko Polsce, bo przetniecie mi możliwość pomocy innym. My, przeciwko Polsce? Przecież to nasza Ojczyzna. Jedyna. Zmieniają się rządy, bo taka jest natura układów politycznych, a Polska trwa i my, każdy z nas musimy działać na korzyść Polski.
Oprócz uczenia polskiego, zaangażowaliśmy się obydwoje z mężem w działalność Komitetu Odbudowy Zamku Królewskiego w Warszawie a później w zbieranie funduszy na Rewaloryzację Zabytków Krakowa. Oboje otrzymaliśmy za tę działalność medale: "Zasłużony dla Kultury Polskiej".

 W jakich innych projektach polonijnych uczestniczyłaś przez te wszystkie lata  i  z którego najbardziej  jesteś dumna ?

Prawie wszystkie projekty, które organizowałam i w których brałam udział miały związek z młodzieżą.
Organizowane w odstępach dwu – trzech lat Konkursy Muzyczne im Ewy Malewicz (do tej pory było ich 6) dla wielu młodych ludzi stały się podstawą do ich kariery muzycznej. Obecnie już kilkanaścioro uczestników tych Konkursów należy do grona uznanych nie tylko w Australii muzyków. Wiem, że niejednemu z nich dyplom z podpisami tak znacznych osobistości świata muzyki jak Wiłkomirska czy Kamirski stał się kluczem, otwierającym drzwi  dla wybranych.

Wspólnie z Wandą Wiłkomirską poświęcałyśmy dużo wysiłku na promowanie młodych muzycznych talentów, organizując dla nich koncerty i recitale. Odbywały się one w Sali Polskiego Konsulatu oraz w Klubie Polskim w Ashfield.

W roku 2010 byliśmy wspólnie z mężem i Wandą Wiłkomirską głównymi organizatorami Koncertu z okazji Roku Chopinowskiego, który odbył się w Sydney.

Jestem jedną z założycielek powstałej przed kilkoma laty organizacji Polish Christmas in Darling Harbour, której celem jest kultywowanie pięknej polskiej tradycji Świątecznego Festiwalu w Sydney.
No i jeszcze - z tego co wiem - zrzeszenie nauczycielskie...

Tak, wspólnie z moim mężem oraz dwoma nauczycielkami  polskiego i angielskiego, Ewą Nadolską i Gosią Vellą powołałyśmy do życia Zrzeszenie Polskich Nauczycieli. Działalność tej organizacji przebiega na kilku płaszczyznach. Staramy się łączyć nauczycieli języka polskiego, aby służyć sobie wzajemnie pomocą i oparciem (podobnie jak ma to miejsce wśród nauczycieli angielskiego). Organizujemy spotkania, konferencje, warsztaty metodyczne z pomocą zaproszonych z Polski specjalistów. Obejmujemy swoją działalnością nauczycieli polskiego z całej Australii. Członkami Zrzeszenia są także nauczyciele australijscy, polskiego pochodzenia. Z myślą o nich organizujemy spotkania z okazji Dnia Nauczyciela. Cieszą się one dużym powodzeniem.
Spotkania, konferencje, warsztaty.. a jaki cel?

Jednym z zadań Zrzeszenia Polskich Nauczycieli jest wyrabianie u dzieci poczucia dumy z przynależności do Narodu Polskiego. W tym celu organizujemy Konkursy, w których biorą udział dzieci ze wszystkich polskich ośrodków w Australii. Do tej pory było tych konkursów wiele.
To może przypomnij, jakie to były konkursy

 "Uczę się Języka Polskiego", "Moja polska klasa w sobotniej szkole", "Mój ulubiony bohater" z polskiej książki, wiersza, bajki lub filmu, "Byłem polskim żołnierzem " wspólnie z Konsulatem RP, "Ks. Jerzy Popieluszko Wielki Kapłan i Wielki Człowiek" wspólnie z ‘Naszą Polonią’, "Mój Chopin, bo ja także jestem Polakiem", "Jan Paweł II Największy Polak naszych czasów" i "Tradycje polskie z dala od Kraju"
Oczywiście, pracując z dziećmi nie można pominąć roli Rodziców. Zawsze staramy się uwzględnić ich rolę. W ubiegłym roku zorganizowaliśmy serię spotkań w Sydney, Melbourne, Brisbane i w Perth, zatytułowanych "Dwa Języki – Dwie Kultury".

Były jakieś porażki , coś co chciałaś zrealizować  a nie udało się?

Porażek było niewiele. Jedna z nich to z pewnością fiasko koncertu fortepianowego dwu młodych muzyków, którzy brali udział w Konkursie Chopinowskim w Canberze we wrześniu 2014 r. Po niezwykle udanym koncercie, który dla nich zorganizowaliśmy z Maciejem Pawelą w Polskim Konsulacie poprzedniego wieczoru, młodzi muzycy pragnęli zagrać również w Klubie Polskim w Ashfield. Mógłby ten koncert odbyć się w niedzielę, wczesnym popołudniem, ponieważ o godz. 17.30 muzycy musieli już być na lotnisku. Pertraktacje z Klubem, aby przenieść fortepian do sali, która nie była o tej porze zajęta, skończyły się w bardzo nieprzyjemny sposób. „You don’t touch the piano!”- to tylko najdelikatniejsze i możliwe do powtórzenia, co usłyszałam od „ms Club Director”. A co najważniejsze, fortepian, z którego Klub korzysta został zakupiony przeze mnie. Jako prezes Polskiego Związku Kulturalnego zebrałam potrzebne fundusze aby nie trzeba było wypożyczać fortepianu na Koncerty Ewy Malewicz. Oczywiście Klub mógł korzystać  i korzysta z tego instrumentu podczas różnych, odbywających się tam imprez kulturalnych.

Drugie niezrealizowane marzenie – to zakończenie Roku Chopinowskiego. Po bardzo udanym Koncercie na początku marca 2010 r. w the City Recital Hall, przy pełnej sali publiczności (cena biletów $35) stawało się bardzo realne zebranie wystarczających funduszy, aby zamówić  Sydney Opera Concert Hall na kończący Rok Chopinowski, Koncert.  Artyści po raz kolejny zgodzili się zagrać gratisowo. Niestety, pseudo-działacz zawładnął całym dochodem na rzecz prowadzonej przez siebie organizacji, aby móc opłacić ileś tam mandatów do Rady Naczelnej. Koncert się nie odbył,  a my, Polonia straciliśmy wielu cennych ludzi, którzy wolą od tego typu zagrywek trzymać się z daleka.

Angażujesz się również dziennikarsko.  Dowodem na to jest wiele Twoich publikacji w Bumerangu Polskim dotyczących nie tylko spraw szkół polskich ale stanowiących relacje reporterskie z imprez polonijnych  w Sydney a nawet  z podróży  do Polski.  To też Twoja praca społeczna ,  w mojej  ocenie rzetelnie  i niezawodnie realizowana. 

Odkryłam, że bardzo lubię pisać. Szczególnie odkąd można to robić na komputerze. Lubię się bawić językiem. Chciałabym, aby to co piszę było nie tylko wyliczeniem szczegółów, ale także aby oddawało atmosferę danego wydarzenia. Nie zapomnę, kiedy ponad 45 lat temu w ręce wpadł mi egzemplarz ‘Wiadomości Polskich’ i w sekcji ‘Kronika Towarzyska’ przeczytałam sprawozdanie z czyjegoś ślubu i wesela: ‘Panna Młoda miała długą białą suknię, a Pan Młody czarny garnitur’. Ubawiło mnie to. Jeszcze tylko brakowało, że trawa była zielona, a niebo błękitne.

Jesteś również tłumaczem książek.  Jaki był klucz podejmowania prac przekładowych: autor, jego styl pisania, tematyka ?

Pewnie dlatego, że lubię pisać zabrałam się również za tłumaczenie literatury.  Z twórczością Skrzyneckiego zetknęłam się w australijskiej szkole. Jego wiersze od lat 80. ub. wieku należą do obowiązkowej lektury klas maturalnych języka angielskiego  (od przyszłego roku także w Victorii). Postanowiłam przybliżyć te pozycje polskiemu czytelnikowi. Stąd moje tłumaczenia.  Do tej pory wydane zostały trzy pozycje – tom opowiadań ‘Bezdomne psy’, powieść biograficzna "Wróbli ogród" oraz dwujęzyczna  antologia poezji "Stary świat – Nowy świat’"
Czy jest jakaś pozycja, którą  obecnie tłumaczysz?

Obecnie jestem w trakcie tłumaczenia powieści autobiograficznej Haliny Czernuszyn-Robinson: A Cork on the Waves – Korek na falach.
Miałaś też – starsza Polonia to pamięta - radiowy cykl pogadanek. Na co w nich zwracałaś szczególną uwagę?
 Znaczna część pogadanek dotyczyła języka polskiego. To nie taka znów starsza Polonia. Tylko trzy lata upłynęły od tego jak nagrałam ostatni humorystyczny segment ‘Plewimy naszą Polszczyznę’. Chodziło mi o to, abyśmy tutaj na emigracji jak najdłużej zachowali czystość języka polskiego. Wystarczy się tylko pilnować, aby mówiąc po polsku nie tworzyć dziwolągów językowych w stylu: insiurancu , na drajwłeju, a nawet robić szoping, a jak mówimy ‘plama’, to nie mieć na myśli hydraulika.  

Ale był też i inny cykl audycji, który trwał przeszło dwa lata. Były to audycje o wychowaniu, pod wspólnym tytułem: Zawód wykonywany – Rodzice. Do każdego zawodu się przygotowujemy teoretycznie a także zdobywając praktyczne umiejętności. Bycie rodzicem, to niezwykle odpowiedzialna praca, trwająca przez większą część dorosłego życia, 24 godziny na dobę. Szczególnie na emigracji, gdzie nie ma zaplecza rodzinnego i brak jest sprawdzonych wzorców, młodzi rodzice mogą czuć się zagubieni.
Myślę, że to było potrzebne, bo otrzymałam wiele podziękowań od ludzi, którzy znali mnie tylko z anteny radia SBS.

A Twoje urodzone w Australii  dzieci, wszyscy czworo, doskonale mówią po polsku...
Tak. Muszę przyznać, że dzieci, teraz już dorośli ludzie są zdecydowanie dwujęzyczni. To nie tylko moja zasługa, ale także a może nawet przede wszystkim mojego męża. Dzieci miały i mają bardzo bliski kontakt z ojcem. Czytali polskie książki. Dużo rozmawiali. Kiedy ja po pracy zajęta byłam gotowaniem, praniem lub innymi absorbującymi czynnościami, ojciec woził dzieci na lekcje muzyki, zajęcia sportowe, na basen – zawsze wiązało się to z rozmowami i ze śpiewaniem polskich piosenek. Mąż i dzieci mają doskonały słuch muzyczny i ładne głosy. Mnie los tego poskąpił, ale za to mam pamięć do słów. Tak więc w naszym 6-osobowym samochodzie ja podpowiadałam kolejne linijki piosenek i pieśni, a oni je śpiewali.

Wszyscy zdawali maturę także z języka polskiego. Tutaj trzeba także zaznaczyć, że język angielski zdawali na najwyższym poziomie  (wtenczas było to 3 Units Related) z doskonałymi wynikami.

W czym zatem wg Ciebie leży  sekret sukcesu w nauczaniu języka?

Sekret języka polega na czytaniu. Tylko czytając możemy każdy z naszych języków rozbudowywać i doskonalić. Nasze dzieci od maleńkości zarażone są czytaniem. My z mężem również dużo czytamy.

Niewiele osób w środowisku polonijnym cieszy się dużym autorytetem. Ty z pewnością taki masz.  To zadam  Tobie w związku z tym  może niełatwe pytanie: co znaczy być Polakiem w Australii?
Nie wiem, czy bycie Polakiem wymaga czegoś szczególnego. Po prostu trzeba być człowiekiem. Uczciwym –  nawet jeśli wszyscy wokół mówią, że uczciwość nie popłaca. Rzetelnym i prostolinijnym – nawet jeśli spryciarzom lepiej się powodzi. Wyrozumiałym i wybaczającym – nawet jeśli pięść się sama zaciska. I co najważniejsze, jak wyraził to prof. Norman Davies – Nigdy nie mówić źle o Polsce.

Marianno, jeszcze raz serdeczne gratulacje z okazji przyznania australijskiego wyróżnienia a zarazem honorowego tytułu  OAM  i dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Krzysztof Bajkowski

1 komentarz:

  1. Na przełomie 2012/2013 roku po przejściu na emeryturę podczas "podróży życia" miałem okazję przebywać kilka miesięcy w Australii. Miałem okazję być przez kilka dni gościem państwa Marianny i Bronka Łacków. Wspaniali ludzie, serdeczni, uczciwi. Sporo mi pomogli podczas mojego pobytu w Australii. Mile wspominam ten czas. Za udzieloną pomoc serdecznie dziękuję, także za pomoc przy redagowaniu jednego z tekstów jakie pisałem wówczas dla Dziennika Łódzkiego. I oczywiście gratuluję Pani Marianno otrzymanego wyróżnienia. Tomasz Pokorski (obecnie z synem na emigracji w Rotterdamie).

    OdpowiedzUsuń

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy