„Projekt Przestrzeń wolności, czyli jakiej Polski chcemy zrodził się z pewnej smutnej konstatacji, że rozumienie demokracji w Polsce zaczyna ograniczać się do jednego dnia: dnia wyborów. Po nim następuje „polityczny apartheid”, czyli wygrani biorą wszystko, a przegrani to obywatele drugiej kategorii, których głos nie znaczy nic.”
To ciekawa inicjatywa, która skłania do kilku uwag:
A/ Dlaczego KOD?
Fakt, że to KOD jest inicjatorem projektu „Jakiej Polski chcemy?” jest bardzo istotny. KOD jest ruchem ponadpartyjnym, nie jest lewicowy, ani prawicowy, nie jest religijny, ani ateistyczny, wyłonił się w reakcji na zagrożenia wolności w państwie i zyskał znaczące, acz daleko niewystarczające poparcie społeczne.
Słyszy się, i nie jest to bez znaczenia, że zahamowanie wzrostu społecznego zainteresowania działaniami KOD-u wynikają po części z faktu, że wyjściową i symboliczną kwestią stał się dla tego ruchu Trybunał Konstytucyjny, czyli protest przeciwko próbie osłabienia, a nawet eliminacji konstytucyjnego organu, nadzorującego przestrzeganie zasad funkcjonowania państwa.
Spór o Trybunał nie wszystkich interesuje, nie wszyscy go rozumieją, nie wszyscy mają ochotę spierać się o jakiś Trybunał Konstytucyjny, uważając że jest tysiąc ważniejszych kwestii. Dlatego konieczne jest wyłożenie sprawy w sposób, który będzie zrozumiały i w miarę oczywisty dla znacznie większej części społeczeństwa. Ten spór jest sporem o Polskę parlamentarną, o system, który pozwoli, aby spory o każdą z owego „tysiąca ważniejszych” spraw mogły być prowadzone w sposób bardziej produktywny i to niezależnie od tego, czy przedkłada ją pod rozwagę lewica, czy prawica, wierzący, czy niewierzący, przyjaciel, czy ktoś za kim nie bardzo przepadam. Polska parlamentarna, to Polska, w której ludzie dyskutują szanując reguły gry, tak aby można było docierać do kompromisów, a nie tylko walczyć o to, czyje na wierzchu.
B/ Język
Zatrzymał mnie tytuł projektu „przestrzeń wolności”. Niemal automatycznie zacząłem myśleć o murach dzielących ludzi przywiązanych do różnych form katolicyzmu. (Piszę o katolicyzmie, bo inne religie są dziś w Polsce marginalne.) Możemy tu mówić o czterech, (a może nawet więcej) typach religijności. Jest trochę opracowań porównujących katolicyzm ludowy i katolicyzm inteligencki. Dwie grupy korzystające z różnych mediów, chodzące do różnych kościołów, mające w gruncie rzeczy różne duchowieństwo.
Otwarty (czy tylko bardziej otwarty) katolicyzm inteligencji posługuje się własnym językiem, który często odstrasza przedstawicieli tej drugiej grupy. Te dwie grupy dzieli mur. Opowiadają o sobie różne rzeczy, ale właściwie ze sobą nie rozmawiają.
Te dwie grupy są podzielone na wiele podgrup. W obydwu jednak mamy wyraźny podział na tych, dla których religia jest centralnym elementem tożsamości, i na chrześcijan kulturowych, przywiązanych do tradycji , ale myślących o religii od święta, a nie od rana do nocy.
Jestem zewnętrznym, niezaangażowanym obserwatorem, interesują mnie zachowania, język i porażka tych, którzy próbują przezwyciężyć podziały.
Wydaje się, że chrześcijanie kulturowi są grupą największą, praktykują niezbyt pilnie, nie zawsze słyszą co ksiądz mówi, psioczą na chciwość i występki kleru, częściej zdarza im się pościć niż przestrzegać zakazu stronienia od środków antykoncepcyjnych, odmawiają zastanawiania się nad sprzecznościami w Biblii czy sprzecznościami między nauką i religią. Godzą te sprzeczności przez rezygnację z refleksji. (Czasem mówiąc wprost: a kto by się nad tym zastanawiał.) Religia kojarzy im się z miłością, dobrocią, współczuciem i tradycją. Otwarty, liberalny katolicyzm budzi ich niepokój, chyba głównie jako zagrożenie dla tradycji, ale również z powodu obcego, niezrozumiałego języka.
Ludowy katolicyzm ma swoich proroków, walczących o to, aby religijność była głównym, najsilniejszym, elementem tożsamości. Oznacza to często upolitycznienie religii, próbę zawłaszczenia państwa i patriotyzmu, wykoślawienie pojęcia demokracji. Prowadzi to do instrumentalnego traktowania religii przez polityków i do instrumentalnego traktowania państwa przez Kościół. Ich oferta dociera do wielokrotnie większej liczby ludzi niż oferta otwartego, liberalnego katolicyzmu, ale ich żarliwy fundamentalizm (na szczęście) wielu odstrasza.
Wśród liberalnych katolików, większość traktuje swoją religijność ulgowo. Teksty o religii czytają okazjonalnie, częściej w „Wyborczej” niż w „Tygodniki Powszechnym” czy „Więzi”, mają wyrobione zdanie na temat Radia Maryja czy „Frondy”, ale są zdumieni, że komuś się chce słuchać tego radia czy oglądać wypowiedzi frondystów. Niemal w równym stopniu odstraszają ich teologiczne rozważania katolickich liberałów.
Czytając hasło „przestrzeń wolności” mam wrażenie, że wielu odwróci wzrok w poszukiwaniu czegoś ciekawszego. Pytanie jakiej Polski chcemy, jeśli je dobrze rozumiem, jest pytaniem do wszystkich, wymaga prezentacji w języku akceptowanym przez ogół i w mediach wychodzących poza zamknięte kręgi.
C/ Czy społeczeństwo może zakochać się w parlamentaryzmie?
Wolność jest pięknym słowem, ale bardzo górnolotnym. Jest to pojęcie, które łatwo ukraść, wykręcić tak lub inaczej, wymalować na transparencie, wykrzyczeć na wiecu. Możemy pójść na skróty i powiedzieć, że chcemy żyć w społeczeństwie, w którym moja wolność nie zagraża twojej wolności. Tu jednak docieramy do pytania – jak? Jak ukrócić swobodę ograniczania wolności? Jak nie być pięknoduchem, gdzie ustanowić granice, gdzie zezwolić na przymus, jak go kontrolować?
Pierwsze pytanie – czy umiemy rozmawiać? Parlamentaryzm znamy, bo są parlamenty, ale parlamentaryzm jest sztuką rozmowy podporządkowanej rygorystycznym regułom. Jest porządek obrad, jest prowadzący jest zgoda na przyjęte reguły gry, jest zgoda na zewnętrznego sędziego.
Wolność wyłania się z porządku, a nie z anarchii i bezprawia, chociaż zmęczenie anarchią może wyłonić pragnienie porządku, a ten może przyjąć formę dyktatury lub konstytucyjnego ładu. Piosenka „Mury” była piękna, tworzyła niesamowitą atmosferę, dawała poczucie wspólnoty, nie dawała informacji, co robić, kiedy mury runą.
Ład konstytucyjny wymaga parlamentaryzmu rozumianego jako sztuka rozmowy i to nie tylko w parlamentach. Mali chłopcy doskonale rozumieją, że reguły gry są święte. Kiedy jakiś dryblas łapie piłkę w ręce i biegnie do bramki przeciwnika, kopie po drodze dwóch zawodników, odpycha bramkarza i strzela gola, można tylko zejść z boiska. Kiedy podczas meczu sędzia dostaje w zęby, a kibice wpadają na boisko i biją zawodników nielubianej drużyny, sport dawno się skończył widzimy grandę i łajdactwo.
Na pytanie jakiej Polski chcemy odpowiadam – parlamentarnej. Ale uzyskawszy wstępną zgodę, że to interesujące, staniemy przed pytaniem nie tylko o to, jak działają parlamenty, ale również jak udało się w niektórych społeczeństwach osiągnąć większą niż u nas wydajność dyskusji i zredukować liczbę amatorskich (czasem nawet znakomitych) monologów Hamleta.
(Wbrew pozorom długi wtręt o różnych formach religijności nie był tu od rzeczy, przeciwnie, nadmierne przejęcie religią parlamentaryzmowi nie sprzyja, bo religie dążą do absolutu, a parlamentaryzm umożliwia kompromisy, ale ludzie przywiązani do religijnej tradycji wcale nie muszą być wrogami demokracji.)
Andrzej Koraszewski
Studio Opinii / Listy z naszego sadu
____________________
Andrzej Koraszewski - publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. (Wikipedia)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy