Równo rok temu nakładem wydawnictwa Solaris ukazała się powieść najbardziej zakręconego steampunkowego autora piszącego po polsku i na dodatek mieszkającego w Australii - Jana Maszczyszyna pt " Światy Solarne". Okazało się, że autor nie potrafi na dobre uciec od wyimaginowanej rzeczywistości i powraca wraz z nią w najnowszym steampunku wydanym wlaśnie tydzień temu pt. " Światy Alonbee".
"Światy Alonbee " są drugą częścią trylogii. Trzecia, zamykająca całość będzie miała premierę w listopadzie. I nosi tytuł " Hrabianka Asperia".
Do znanych z
poprzedniej części bohaterów i kosmicznych ras dołączają nowe. - czytamy w opisie najnowszej pozycji steampunkowej Maszczyszyna. Oto czeka nas
druga odsłona porywającej steampunkowej przygody pośród rybopodobnych Alonbee,
Houlotee i Ludzi. Główny bohater Sir Ashley Brownhole, jego córka Asperia wraz
z niezłomnym i pomysłowym baronem Vanhalgerem prowadzą nas przez planetarne
głusze Plutona, wzlatują ku jego satelicie Hamaii, by w pełnym napięcia splocie
wydarzeń uratować podziemne cywilizacje Plutonarchów i dotrzeć w finale do
zrujnowanego przez wojenną pożogę Marsa. To jednak tylko drobnostka. Jest
więcej akcji, szersza perspektywa, bogatsze grono bohaterów i zróżnicowania środowisk
planetarnych. Są gwiezdne okręty i bitwy bez precedensu. I, co więcej będzie
część trzecia, która w finałowym akordzie galaktycznej epopei zamknie całość
tej steampunkowej trylogii.
O steampunkowej
twórczości Jana Maszczyszyna pisaliśmy już w Bumerangu w poprzednich latach. Zob: Jan Maszczyszyn: Światy Solarne" , W dzikim buszu Australionu , Zakręcona fantastyka Jana Maszczyszyna .
Przypomnijmy: Jan Maszczyszyn
urodził sie w 1960 roku w Bytomiu. Jest laureatem pierwszego konkursu literackiego
ogłoszonego przez miesięcznik "Fantastyka" (obok Sapkowskiego i
Huberatha). Debiutował na łamach "Nowego Wyrazu" w 1977 roku
opowiadaniem "Strażnik". Swoje teksty publikował również w takich
czasopismach jak "Fantastyka", "Politechnik", „Fakty”, ”Bez
retuszu”,„Merkuriusz","Odgłosy", „"Somnambul”, „Fikcje”,
„Kwazar”, „Feniks ”, „Spectrum”. Wydał również antologię własnych opowiadań
"Testimonium" 2013.
W kwietniu roku
2015 nakładem Wydawnictwa Solaris ukazała się jego powieść utrzymana w
klimatach steampunku „ Światy Solarne”.
Był wspózałożycielem
klubu fantastyki "Somnambul" na Śląsku, wydającego pierwszy w Polsce
fanzin zawierający twòrczość własną.
W 1989 roku
wyemigrował do Australii, gdzie mieszka do dzisiaj. Powrócił po latach do
pisania SF-zainspirowany ideą portalu Nowej Fantastyki. Jego teksty można
również odnaleźć w postaci elektronicznej na łamach różnych portali fantastyki
i grozy, takich jak; Niedobre Literki, Fantastyka Polska PL, Szortal, Ex
Fabula, Herbatka u Heleny, Carpenoctem, Nowa Fantastyka, Qfant a także Bumerang Polski ( anonsowaliśmy "Testimonium" i "Światy Solarne"), Sadurski PL, Horror online
oraz Sofa i Nowe Myśli.
W związku z wydaniem nowej pozycji steampunkowej pytanie do autora tak dla przypomnienia: czym
jest steampunk?
- Mógłbym posłużyć
się definicją steampunku i tak cytując znakomitą Polską Retrostację: Steampunk
łączy stare mity z nowymi - spogląda z nostalgią na Wiek Pary (STEAM), ale z
przekornej, obrazoburczej perspektywy końca XX i początku XXI wieku (PUNK).
Jego nazwa wywodzi się od cyberpunku, futurystycznej mody z lat 1980.:
cyberpunk to mroczna industrialna przyszłość, a steampunk - mroczna
industrialna przeszłość.
Ale skorzystam z
okazji i podpowiem coś od siebie. Czy znają państwo może atmosferę towarzyszącą
paryskiej wystawie z roku 1900? Ten entuzjazm, rozmach i dumę z bycia
człowiekiem?
Rozpalała wówczas
umysły do białości. Dopiero horror pierwszej wojny światowej ściągnął nas z
powrotem na ziemię i zdeptał górnolotne marzenia o wspaniałości rasy ludzkiej. No więc
zapragnąłem powrotu do radości i entuzjazmu z przynależności do rasy rozumnej.
Zażyczyłem sobie ucieczki od natłoku ponurych wizji katastroficznych. Przecież
można inaczej myśleć o przyszłości nawet paradoksalnie uciekając wizją do
przeszłości.
Skąd
inspiracja do tego gatunku pisarstwa?
- Przez niemal
trzydzieści lat pobytu na emigracji zaczytywałem w literaturze popularno naukowej- po prostu
była łatwiejsza w percepcji i zawsze wspaniale aktualna. Nie trzeba było czekać
na czyjeś wybory, a potem tłumaczenia. Pewnego dnia wpadłem na pomysł napisania
czegoś w strukturze dramatycznej , czy konstrukcji logicznej przypominającego
powieść Juliusza Vernea. Otóż mistrz niejednokrotnie w przygodowej akcji
przemycał fascynujące pejzaże idei, wynalazki nauki i techniki. Pomyślałem, co
gdyby pod płaszczykiem przygody przemycić jakieś inspirujące mnie witalne
teorie kosmologiczne? I tak pojawiły się wizje współczesnej astronomii, a w
szczególności światopogląd Carla Sagana, którego jestem entuzjastą, czy
koncepcja "Gaji" Jamesa Lovelocka ucieleśniona w postaci
wielopokoleniowych Istot Ekosferycznych. . Nie zabrakło też odniesień do
historycznych wizji naukowych; szczególnie tych XIX wiecznych, które użyte w
konwencji wiktoriańskiej brzmią może dość staroświecko i nonsensownie, ale
oczywiście są dla niektórych bohaterów współczesne i witalne. Co więcej
potrafią niezmożonym wysiłkiem koncepcje uwspółcześnione wspierać i
popularyzować.
* * *
A oto specjalnie dla czytelników Bumeranga Polskiego, fragment "Światów Alonbee"
Miejsce akcji: Pluton.
Rozbitkowie odkrywają, że nie są sami.
Do dziś nie pojmuję, co bardziej mną wzburzyło: treść
wiadomości, ton jego głosu, czy nieswoja mina? Przeszedł mnie dreszcz aż po
koniuszki palców i zimno pleców wprost niespotykane. I wtedy właśnie doleciał
do nas ten okropny, wibrujący w powietrzu wrzask.
Brzeg rzeki był oddalony o jakieś piętnaście metrów od
naszego siedziska, więc przebyliśmy tę drogę w kilku skokach, chwytając po
drodze każdy przedmiot nadający się na broń. Obaj wyobrażaliśmy sobie
najgorsze.
Krokodyl kładowy lub żółw z zasysaczem próżniowym
ciągnący o arę pod skorupę, nie wspominając o wszelkich innych wodnych drobnych
nieszczęściach z topielicą plutońską ciągnącą miękkie kobiece nogi włącznie!
Panna stała sina i prawie od przestrachu nieprzytomna,
wskazując ręką piaszczystą łachę i dalej na błoto ciągnące się wzdłuż brzegu i
trzciny. Z boku nadbiegł Vanhalger, równie roztrzęsiony z nerwów.
– Co się stało? – spytał pierwszy.
– Widziałam zjawę – wymamrotała Lagris. – Tam uciekła.
Znów wskazała trzcinę.
– Diabeł! Czarny diabeł.
– Dawno mówiłem, żeby wznieść palisadę – mruknął baron
groźnie.
Vanhalger tymczasem już zeskoczył ze skarpy i po- czął
przepatrywać ślady. W miarę jak posuwał się w stronę błot, robił się coraz
bardziej kredowy na twarzy.
Zeszliśmy z Shankbellem i my. Ruszyłem po mokrym piasku.
Obraz jaki ujrzałem sprawił, że zaniemówiłem.
– Przecież to ślad ludzkiej stopy? – niemal wrzasną- łem.
– Tutaj, na Plutonie ludzie? – Podniosłem głowę i zawołałem w stronę brzegu: –
Panno Lagris, jak wyglądał stwór, czy był naprawdę dwunożny?
Szum wody zagłuszył odpowiedź. Pobiegłem więc na skarpę
wzburzony i gniewny. Odepchnęła mnie, bo cisnąłem się w jej pobliże i
rozkazywałem, czego u mnie wprost nie znosiła.
– Widziałam ducha ludzkiego pokrytego rytualnym rysunkiem
lub wielkim skórnym przeszczepem – wyjaśniła. – Patrzył się na mnie nomada, bez
domu, zły, ubogi i rozczarowany. Wykropkowany białą farbą był tu na pewno sam.
– Zdawała się powtarzać niezmordowanie, co wrzuciłem na karb przeżytego szoku.
– Podchodził i cofał się, a w dłoniach jego widziałam rzeźnicze noże.
– A może się pani przywidziało? Ktoś z naszej paczki tu
dreptał, a pani po prostu roztrzęsiona od porannej gorączki nadinterpretuje
fakty? Nie ma przecież żadnych ludzi na Plutonie – stwierdziłem, sam wątpiąc w
to, co mówię.
– To nazbyt wielka stopa jak na naszą kompanię – zauważył
wdrapujący się na brzeg Shankbell. – Na oko szesnastka.
– Wobec tego tylko Vanhalger może tu stanąć i przystawić
własną nogę. To olbrzym i pokraka – monitowałem, bo włosy powoli stawały mi
dęba.
– Ależ ja przenigdy nie ściągnąłem moich alonbijskich
oficerek – wyjaśnił spokojnie nadchodzący baron. Wskazał przy tym na podeszwy
pełne aktywnych zębatych kółek wystających poza powierzchnię progumy. –
Wolałbym uszyć nową cholewkę niż stąpać boso po tym pełnym robactwa plutońskim
bagnie.
Staliśmy przez chwilę w zupełnym milczeniu, wsłu- chując
się z niepokojem w szemrzące wody. Baliśmy się, czy czasem nie dojdzie do nas
dźwięk nowych bandyckich kroków.
– Proponuję przejść się wzdłuż brzegu. Tam dalej są błota
i ślad może się okazać wyraźniejszy.
Posłuchaliśmy rady barona i przemknęliśmy pomiędzy
drzewami, gubiąc oddech. Przywykliśmy do naszej samotności i związanego z nią
pokoju myśli. Przeczuwaliśmy, że od teraz nasze życie będzie wyglądać inaczej.
Czekał nas strach i niepewność na każdym kroku.
Jakieś dwadzieścia metrów dalej zauważyliśmy na brzegu
nowe ślady. Jako że jedyny byłem uzbrojony w broń palną, zdecydowałem się udać
na samotny reko- nesans. Z bijącym sercem, uzbrojony dodatkowo w długi nóż
Shankbella z rzeźbioną w drewnie rękojeścią, przebrnąłem przez gęstwinę
trzciny. Wreszcie rozchyliłem ostatnie łodygi wysokiej trawy i wyjrzałem na
błot- nistą lagunę. Widok ukazał się mym oczom okropny. Oto od brzegu do wody i
wzdłuż płycizny i po darni rozbiegały się głębokie ludzkie ślady we wszystkich
możliwych kierunkach. Jakby zerwało się stąd stado przerażonych, wielkich gęsi.
Ktoś odrywał stopę, ktoś inny podskakiwał i bez ekwipunku lekko lewitował, a
wtedy już oderwany od powierzchni całą mocą teleportacyjnej diody transportował
się w odległą krainę, pozostawiając woń spalenizny i okropnego pomieszanego ze
świeżą krwią potu.
Z obrzydzeniem pomyślałem o tych dzikich. Myślałem, że
dostrzegam ich tchórzliwe cienie przekradające się przez nisko zwieszone chmury
w kierunku ogromniejącego satelity. I groza się na mnie wylała, rodząc myśl, że
już nie jesteśmy sami na naszej kosmicznej wyspie. Że aby przeżyć, przyszło mi na starość
zabijać.
(...)
Książka dostępna w księgarni internetowej solarisnet .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy