Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk podczas przemówienia z okazji 40 lat EPP ( Europejskiej Partii Ludowej, 30 maja). Fot. printscreen (YouTube) |
Europa bez państw narodowych jako filarów Unii Europejskiej nie ma szans istnieć i nie ma szans przetrwać, ponieważ za dużo jest w niej prawdziwych antagonizmów i prawdziwych sprzeczności, które moglibyśmy wymieniać całymi setkami stron – żeby byt oparty tylko o konsensus i pragmatyzm mógł przetrwać.
Niestety trzeba przyznać – uderzając się w piersi, również własne, że uwierzyliśmy w to, że możliwa jest Europa oparta na wspólnocie pieniądza. Owszem, to jest możliwe do utrzymania, jednakże nie jako gwarancja interesów jednego, może dwóch lub trzech krajów. Pieniądz europejski, wspólny dla całego kontynentu, ma i może mieć tylko wtedy sens, kiedy będzie się on opłacał – dominującej części państw, mieszczących dominującą część obywateli Unii Europejskiej. O ile przypadek Grecji można uznać za wypadek przy pracy, to niestety już Hiszpania, Włochy, czy Francja to rdzeń Unii i nie ma żartów. Nie można sobie wyobrazić sytuacji w której kolejne kraje miałyby położyć modele funkcjonowania swoich społeczeństw na ołtarzu niemieckiej supremacji ekonomicznej. Euro musi być dla wszystkich, oznacza to, że kraj będący w kłopotach zasługuje na pomoc. Pomocy udziela się, jeżeli nie było kłamstw, szachrajstw i próby oszukania systemu. Niestety pod tym względem istnieją pewne poważne zastrzeżenia wobec Grecji, która dzisiaj ekstremalnie cierpi, a prawie na pewno jej społeczeństwo czekają kolejne wyrzeczenia. Byłoby im o wiele łatwiej, gdyby Unia Europejska zdecydowała się na uwspólnienie długów.
Idea uwspólnienia długów legła u podstaw Stanów Zjednoczonych, podobnie MUSI BYĆ w Europie, jeżeli ma być ona rzeczywiście wspólnotą. Wszystkie długi publiczne można uznać za dług Unii Europejskiej, a poszczególne kraje powinny mieć w nim adekwatny do swojego potencjału udział. Oczywiście najbardziej obciążyłoby to Niemcy i inne najbogatsze kraje. Jednakże to jest realny koszt jaki powinni zgodzić się ponieść, jeżeli chcą sprzedawać swoje samochody i wszystko inne co sprzedają w całej Europie – dalej na dotychczasowych zasadach. Tylko takie myślenie może spowodować, że Unia Europejska będzie czymś więcej niż klubem interesów, ponieważ oczywistym jest to, że wraz z przejęciem i spłatą długów – będzie obowiązywał zakaz zaciągania nowych. Tą kompetencję miałaby cała Unia, tzn. bez zgody głównych płatników nie byłoby możliwości zaciągania kolejnych długów. Takie podejście totalnie zmieniłoby filozofię funkcjonowania w ramach Unii Europejskiej. Kraj opuszczający Unię, musiałby oczywiście spłacić swój dług – wobec Unii.
Wymaga to jednak wspólnego centrum podejmowania decyzji politycznych, gospodarczych i obronnych. Chodzi o to, żeby państwa unijne scedowały na Brukselę kompetencje z zakresu: polityki finansowej wraz z polityką rozwoju, polityki zagranicznej i polityki bezpieczeństwa. W pierwszym przypadku należałoby przekazać Unii kompetencję nakładania i ściągania podatków, to Unia dostawałaby nasze podatki, w zamian, to Unia płaciłaby za nasze wydatki, które wcześniej byłyby zatwierdzane. Oczywiście do parlamentów narodowych należałaby zgoda na przekroczenie progów podatkowych – poza wyznaczone odgórnie widełki. Również Unia, decydowałaby o wewnętrznym kształcie ustroju gospodarczego, celach rozwojowych – inwestycjach. Wystarczyłoby władztwo w zakresie zatwierdzania decyzji rządu krajowego, które miałyby mieścić się we wspólnych ramach. Oczywiście każdy kraj miałby prawo weta na poziomie Unii, jednak musiałoby ono dotyczyć spraw zasadniczych, najwyższej wagi. W tym przypadku oczywiście wojna z jakimkolwiek krajem Unii, byłaby wojną z całą Unią. Właśnie dlatego trzecim elementem byłaby kwestia bezpieczeństwa. Armie narodowe byłyby dalej pod dowództwem narodowym. Jednakże planowanie zakupów uzbrojenia, wyposażenia, możliwość użycia wspólnie – oddziałów – to byłoby pod dowództwem Unii, oczywiście odpowiednio uzgodnionym wcześniej na zasadach analogicznych do NATO. Miałoby to dla nas tą olbrzymią zaletę, że raczej zbyt łatwo, nikt nie wmieszałby nas w poważną wojnę, na jednym z głównych kierunków zagrożeń dla naszego kraju, ale na pewno stale uczestniczylibyśmy w walkach na mniejszych frontach, czy też pełnili misje stabilizacyjne. Zawsze jest coś za coś! Nigdy nie ma tak, że można uniknąć kosztów.
Powyższe to niezbędne minimum, którego ukoronowaniem powinien być prawdziwy Parlament Europejski, mający prawdziwe – demokratyczne kompetencje – w tym prawdziwą kompetencję, wybierania prawdziwego Prezydenta Unii Europejskiej, który były rzeczywistym organem Unii mającym władzę analogiczną do władzy wykonawczej. Najlepszym modelem jest model francuski, z tą różnicą, że szef Komisji Europejskiej – czyli de facto premier Unii Europejskiej, powinien być zatwierdzany przez Parlament z wniosku „drugiej izby”. Drugą „izbą” powinny być rządy poszczególnych państw, czyli dzisiejsza Rada Unii Europejskiej – z mocą zatwierdzania lub nie – decyzji Parlamentu. W Parlamencie procedury głosowania już są, liczy się większość. W Radzie, jako drugiej izbie powinna panować jednomyślność co do zasady z odstępstwem dla większości krajów posiadających przewagę ludnościową w Unii, z tym zastrzeżeniem, że w jakiejkolwiek sprawie dotyczącej państwa narodowego – dany rząd może się sprzeciwić i wówczas dotyczące go postanowienia będą osobno negocjowane zgodnie z długą tradycją unijnych negocjacji wszystkiego ze wszystkimi.
Zanim powiemy coś innego, trzeba się zastanowić czy mamy alternatywę? Mówimy w warunkach realnych! Proszę pamiętać, że na neutralność nikt nam nie pozwoli. Bylibyśmy jeszcze bardziej drenowani gospodarczo, ponieważ nie mielibyśmy nawet formalnego głosu sprzeciwu. Dlatego – wsłuchując się w bardzo mądre słowa pana Donalda Tuska, trzeba się dobrze zastanowić co możemy zrobić, żeby było lepiej. Przecież dokładnie o to chodzi. Dzisiaj widmo rozpadu krąży nad Europą.
Krakauer
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy