Dziś, 168 lat po wielkich walkach wolnościowych ludów europejskich, "nasza wspólna ojczyzna , Europa nie jest wolna" – powiedział premier Węgier Viktor Orban przed Węgierskim Muzeum Narodowymna uroczystości w święto narodowe z okazji rocznicy wybuchu powstania przeciwko Habsburgom w 1848 r. , które bylo częścią Wiosny Ludów.
„Europa nie jest wolna, wolność zaczyna się od mówienia prawdy. Dziś w Europie jest to zakazane. Kaganiec jest kagańcem, nawet jeżeli jest z jedwabiu. Nie wolno powiedzieć, że dziś do Europy nie przybywają uchodźcy, lecz zagraża jej wędrówka ludów. Nie wolno powiedzieć, że dziesięciomilionowe tłumy czekają w gotowości, żeby ruszyć w naszym kierunku. Nie wolno powiedzieć, że migracja przynosi do naszych krajów przestępstwo i terror.” – mówił Viktor Orban.
„Narody Europy obudziły się, uporządkowują się i niedługo wstaną. Narody Europy zrozumiały, że chodzi o ich przyszłość. Nie tylko dobrobyt i wygodne życie, praca, ale nasze bezpieczeństwo i pokój jest zagrożony. Śpiące w dobrobycie narody Europy wreszcie zrozumiały, że zagrożone są zasady, na których Europa została zbudowana” – podkreśliłpremier Węgier.
Wspomnial też o Polsce i Polakach, ktorych liczna grupa przybyla na urooczystości. : Witam duchowych następców generała Bema – witamy synów polskiego narodu! Tak jak zawsze przez naszą wspólną tysiącletnią historię, tak i teraz stoimy przy was w waszej walce o wolność i niezależność waszej ojczyzny, Jesteśmy z wami i ślemy do Brukseli to przesłanie: więcej szacunku dla Polaków, więcej szacunku dla Polski!
15 marca jest na Węgrzech świętem narodowym dla upamiętnienia powstania 1848-1849, które było częścią Wiosny Ludów, Celem Wiosny Ludów na Węgrzech było uniezależnienie się od panowania Habsburgów. Węgrzy domagali się m.in. wolności prasy i zniesienia cenzury, swobód obywatelskich i równouprawnienia wyznań religijnych, niezależnego od władz w Wiedniu węgierskiego rządu oraz wycofania z kraju obcych wojsk. W walkach po stronie węgierskiej brali udział Polacy, m.in. gen. Józef Bem,gen. Henryk Dembiński atakże Legion Polski pod dowództwem gen. Józefa Wysockiego.
Ze względu na ważność przemówienia premiera Węgier w aktualnym kontekscie politycznym Europy ( prawdopodobnie najwazniejsze przemówienie przywódcy europejskiego ostatnich lat) przytaczamy jego cały tekst w tłumaczeniu na język polski:
Szanowni Państwo, Rodacy ! Węgrzy na całym świecie !
Mając do piersi przypiętą kokardkę uszytą przez Julię Szendrey, w kieszeni tomik swych wierszy, a w głowie wciąż ekscytujące doświadczenie rewolucji Sándor Petőfi powitał w swoim pamiętniku dzień 15 marca takimi słowami: „Witaj, węgierska wolności w dniu twoich narodzin!” I tak samo dzisiaj, 168 lat później, z żywiołową radością, optymizmem przedwiośnia, z nadzieją i w podniosłym duchu obchodzimy ten dzień w całej kotlinie karpackiej od Beregszász do Szabadkę, od Rimaszombat po Kézdivásárhely: wszyscy Węgrzy jednym sercem, jedną duszą i jedną wolą.
I tak samo jak wtedy, w decydujących bitwach Walki o Wolność, węgierskie serca rosną widząc, że jest tu z nami dziś polski legion. Witam duchowych następców generała Bema – witamy synów polskiego narodu! Tak jak zawsze przez naszą wspólną tysiącletnią historię, tak i teraz stoimy przy was w waszej walce o wolność i niezależność waszej ojczyzny, Jesteśmy z wami i ślemy do Brukseli to przesłanie: więcej szacunku dla Polaków, więcej szacunku dla Polski! Witamy was. Jest także znakiem wspólnego losu Polski i Węgier to, że również inna pełna chwały rewolucja, ta z 1956 roku, narodziła się pomiędzy pomnikiem Bema i placem Kossutha w Budapeszcie. Niepowstrzymana wola naszych chwalebnych poprzedników narosła w jeden dzień tak, że już wieczorem ściągnęli tu za długie buty sowieckiego generalissimusa.
Panie i panowie,
Węgrzy ze swej natury stają po stronie sprawiedliwości, kiedy pojawia się taka potrzeba. I jeśli trzeba walczą, ale sami zaczepki nie szukają. Wiedzą, że często więcej osiąga się cierpliwością niż pobrzękiwaniem szabelką. Dlatego tacy jak my rzadko wzniecają powstania. Poszliśmy tą drogą tylko dwa razy w ciągu ostatnich 170 lat. A kiedy już nią poszliśmy, mieliśmy dobry powód: czuliśmy, że płuca nam pękną, jeśli nie nabierzemy oddechu wolności. Rzuciliśmy się w to, a kiedy robimy rewolucję, robimy to w określony sposób. Współczesna historia europejska zachowała obie węgierskie rewolucje wśród chwalebnych wspomnień świata: dwie błyszczące gwiazdy, dwa narodowe powstania z roku 1848 i 1956, które były wynikiem węgierskich aspiracji i węgierskich interesów. Chwała bohaterom, cześć ich odwadze. Kronikarze zapisali również rewolucję 1918-19 ale te wspomnienia nie zachowały się na kartach chwały; nie tylko spisane są na innych kartach, ale i w innej księdze. Rewolucję 1918-19 znajdziemy w tomie antywęgierskich bolszewickich przewrotów wywoływanych w służbie obcych interesów i ambicji, w rozdziale pt. Przerażające przykłady politycznego i intelektualnego zwyrodnienia. Owszem, my Węgrzy mamy dwie tradycje rewolucyjne: jedna wiedzie od roku 1848 przez rok 1956 aż do upadku komunizmu, przez cały czas do Konstytucji i obecnego porządku prawnego. Rodowód tej drugiej tradycji prowadzi od europejskich jakobinów, przez rok 1919 do komunizmu po II wojnie światowej i ery sowieckiej na Węgrzech. Obecne życie na Węrzech jest wytworem spadkobierców i potomków rewolucji ’48 i ’56. Dziś puls tej tradycji rewolucyjnej porusza i prowadzi nasze zycie polityczne, gospodarcze i duchowe: równość wobec prawa, odpowiedzialny rząd, bank narodowy, wspólne ponoszenie ciężarów, poszanowanie godności ludzkiej i jedność narodu. Dziś tak jak wtedy, ideały ’48 i ’56 są impulsem i siłą przewodnią narodu, które tłoczą duchową i psychiczną krew Węgrów. Dziękujmy, że to może być tak, dziękujmy Panu historii, że doprowadził nas do tej ścieżki. Soli Deo gloria!
Panie i panowie,
Niech nawet podniosły nastrój tego świątecznego dnia nie pozwoli nam zapomnieć, że tradycja 1919 jest również ciągle z nami, choć na szczęście jej puls to tylko mętne pomrugiwanie. Mimo to czasem może ona narobić hałasu. Jednak bez organizmu żywicielskiego jej dni są policzone. Potrzebuje ona kolejnego dużego intelektualnego i politycznego zastrzyku z zagranicy. Jeśli go nie otrzyma, to po uschnięciu jej liści i gałęzi, jej korzenie także wyschną na węgierskiej ziemi, która jest nieprzyjazna dla internacjonalizmów. I to jest dobrze i w porządku.
Porządny człowiek, który wychowuje swoje dzieci i solidnie pracuje, aby zbudować swoje życie, zwykle nie kończy jako rewolucjonista. Prawidłowo myśląca osoba, która stoi obiema nogami na ziemi i zachowuje kontrolę nad swoją przyszłością wie, że nagłe zmiany i zawirowania normalnego biegu spraw rzadko kiedy przynoszą cokolwiek dobrego. Człowiek dobrej woli, który szuka życia w spokoju i rozwoju wie, że próba zrobienia dwóch kroków naraz prowadzi do potknięcia się o własne nogi i zamiast posunąć się do przodu można zaryć twarzą w ziemię. A mimo to tacy właśnie rozsądni ludzie dobrej woli, obywatele Pesztu, stanęli natychmiast na wezwanie naszych rewolucji maszerując na ich czele zaraz za studentami. Utworzyli oni trzon rewolucji i walk o wolność, zapłacili własną krwią za honor Węgrów. Każda rewolucja jest taka jak ludzie, którzy ją wzniecają. W komitecie, który nadzorował porządek zrywu 15 marca, w cieniu wielkich postaci Petőfiego i Vasváriego znajdujemy takie osoby jak kuśnierz Máté Gyurkovics, i wytwórca guzików György Molnár. Naszym powstaniom przewodzili szanowani obywatele, oficerowie, prawnicy, pisarze, lekarze, inżynierowie, uczciwi kupcy, chłopi i robotnicy z poczuciem narodowego obowiązku: Węgrzy, którzy ucieleśniali najlepsze cechy naszego narodu. Węgierscy rewolucjoniści to nie są bojownicy za idee wylęgłe w zajęczych móżdżkach, obłąkane utopie albo chore pomysły na uszczęśliwianie świata. W Peszcie nie znajdziemy śladu złudnych wizji hochsztaplerskich filozofów albo mściwych rojeń zawiedzionych intelektualistów. Rewolucjoniści roku 1848 nie chcieli ratować kamieni z ruin absolutyzmu, aby z nich budować świątynię jeszcze jednej tyranii. Dlatego węgierskie pieśni rewolucyjne nie były pisane ku czci ostrza gilotyn ani pętli szubienic. Naszych pieśni nie śpiewał motłoch przy samosądach ani gapie na egzekucjach. Rewolucja peszteńska nie jest hymnem na cześć chaosu, zemsty lub rzezi. Rewolucja 1848 jest uroczystym i godnym momentem naszej historii, w którym rany naszego chwalebnego narodu jeszcze raz zostały otwarte. Wychodząc z konstytucyjnych założeń zażądała ona powrotu i przyznania praw, które narodowi zabrano i których mu odmówiono. Jest ona radosna, ale trzeźwa, pełna ekstazy, ale praktyczna, pełna chwały, ale umiarkowana. Jest węgierska do szpiku kości.
Panie i panowie,
Na trzy dni przed swoją śmiercią w bitwie, w swoim ostatnim liście do Jánosa Arany’ego Sándor Petőfi zapytał: „Hát ti mit csináltok?” (To co mamy robić?). Kiedy dziś my, jego współcześni następcy czytamy te słowa, brzmią one tak, jakby zadawał nam znów to samo pytanie. To co mamy robić? Jak wykorzystamy to nasze dziedzictwo? Czy Węgrzy są nadal godni reputacji swoich przodków? Czy znamy stare węgierskie prawo – że cokolwiek się robi, musi to nie tylko być mierzone miarą przydatności, ale także według norm uniwersalnych? A to dlatego, ze wszelkie czyny muszą przejść test nie tylko tu, ale i zdać go w wieczności.
Panie i panowie,
Mamy zatem swoje dziedzictwo, naród wegierski wciąż istnieje, Buda jeszcze stoi, jesteśmy kim jesteśmy i będziemy kim jesteśmy. Opinia o nas rozchodzi się daleko i szeroko. Mądrzy ludzie i inteligentne narody mają dla Węgrów uznanie. Trzymamy się tradycji i nasze czyny mierzymy według uniwersalnych standardów. Uczymy nasze dzieci, że ich horyzontem jest wieczność. To czy nam się uda, czy w końcu ujrzymy gmach naszej ojczyzny jako wolny, niezależny i szanowany na świecie – czyli taki jakim go już wysoko wznieśli nasi poprzednicy z 1848 roku i za który zapłacili cenę swego życia – tego jeszcze nie wiemy. Wiemy jednak, że obecna konstelacja europejska jest niestabilna i że przed nami jest czas próby. Czasy, w których żyjemy stawiają przed nami pytanie, które jest niczym szabla husarska przytknięta do piersi: „Czy mamy żyć wolni czy w niewoli?” Los Węgrów splótł się z losami narodów Europy i stał sie do tego stopnia częścią Unii, że dziś żaden naród, w tym i węgierski, nie może być wolny, jeśli Europa nie jest wolna. A dzisiejsza Europa jest tak krucha i wiotka jak kwiat wyżarty od środka przez robaka, który go skrycie toczy. Dziś 168 lat po wielkiej walce o wolność jej narodów, Europa – nasz wspólny dom – nie jest wolna.
Panie i panowie,
Europa nie jest wolna, ponieważ wolność zaczyna sie od mówienia prawdy. Dziś w Europie nie wolno wypowiadać prawdy. A kaganiec jest kagańcen, nawet jeśli jest z jedwabiu. Nie wolno dziś mówić, że nie jesteśmy świadkami przybycia uchodźców, tylko Europie zagraża masowy najazd obcych. Nie wolno mówić, że w naszym kierunku szykują się dziesiątki milionów. Nie wolno mówić, że imigracja wnosi do naszych krajów przestępczość i terroryzm. Nie wolno mówić, że masy ludzi, które przychodzą z innych cywilizacji tworza zagrożenie dla naszego sposobu życia, naszej kultury, obyczajów i tradycji chrześcijańskich. Nie wolno mówić, że zamiast się zintegrować, ci którzy przybyli tu już wcześniej zbudowali tu sobie swój własny świat ze swymi własnymi prawami i ideałami, który rozrywa tysiącletnią strukturę Europy. Nie wolno mówić, że to nie jest przypadkowe i nie jest łańcuchem skutków niezamierzonych, ale zaplanowaną i skoordynowaną kampanią i masą ludzi skierowanych przeciw nam. Nie wolno mówić, że w Brukseli snuje się plany przywożenia tu obcych jak najszybciej i osiedlania ich tu pomiędzy nami. Nie wolno mówić, że celem osadzania tych ludzi tutaj jest przenicowanie religijnej i kulturowej mapy Europy i zmiana jej etnicznych fundamentów, co wyeliminuje państwa narodowe, będące ostatnią przeszkodą dla Międzynarodówki. Nie wolno mówić, że Bruksela skrycie pożera coraz większe fragmenty naszej narodowej suwerenności i że w Brukseli wielu pracuje już dziś nad koncepcją utworzenia Stanów Zjednoczonych Europy, na którą nikt nigdy nie dał zgody.
Panie i panowie,
Dzisiejsi wrogowie wolnosci są skrojeni z innego materiału niż królowie i cesarze starego porządku, albo ci którzy przewodzili w systemie sowieckim. Uzywają oni innego zestawu narzędzi, aby nas sobie podporządkować. Dziś nie zamykają nas, nie wywożą do obozów, ani nie posyłają czołgów na kraje, które chcą wolności. Dziś wystarczają media i ich bombardowania, donosy, groźby i szantaże – albo raczej wystarczały one jak dotąd. Narody Europy budzą się powoli, przegrupowują i wkrótce odzyskają grunt pod nogami. Okowy nałożone na prawdę w Europie zaczynają trzeszczeć i pękać. Narody Europy mogą w końcu zrozumieć, że chodzi o ich przyszłość: nie tylko o ich dobrobyt, wygodę i miejsca pracy, ale o ich realne bezpieczeństwo i pokojowy porządek ich życia. Narody Europy, opływające w dostatek zrozumiały wreszcie,że podstawowe zasady, na których zbudowano Europę są w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Europa jestwspólnotą wolnych i niezależnych narodów chrześcijańskich. Jest to równość kobiet i mężczyzn, uczciwa konkurencja i solidarność, duma i pokora, sprawiedliwość i łaska.
To niebezpieczeństwo nie grozi nam teraz tak jak wojny albo klęski żywiołowe, które powstają nagle pod naszymi nogami. Masowa migracja jest raczej jak powolny i stały strumien wody, która podmywa brzegi. Pojawia się w przebraniu akcji humanitarnej, ale jej prawdziwy charakter polega na zajęciu terytorium, które wtedy dla nas jest terytorium straconym. Hordy nieubłaganych bojowników o prawa człowieka odczuwają nienasycony popęd do pouczania i oskarżania nas. Twierdzą, że jesteśmy ksenofobicznie i wrogo usposobieni, choć prawda o historii naszego narodu jest również taka, że nas włączano i przeplatano z innymi. Ci, którzy tu przychodzili jako członkowie rodzin, sojusznicy albo uchodźcy z obawy o swe życie – tym pozwoliliśmy się osiedlić wśród nas. Ale ci, którzy przychodzili z zamiarem zmienienia nam kraju i przerobienia naszego narodu na ich modłe, którzy weszli tu przemocą i wbrew naszej woli, zawsze spotykali się z oporem.
Panie i panowie,
Na początek mówią nam tylko o kilkuset, może 1000-2000 przesiedleńców. Ale żaden odpowiedzialny przywodca europejski nie zechce przysiąc, że te kilka tysięcy nie rozrośnie się w konsekwencji do dziesiątek lub i setek tysięcy. Jeśli chcemy powstrzymać tę masową migrację, musimy przede wszystkim powstrzymać Brukselę. Główne niebezpieczeństwo dla przyszłości Europy nie bierze się z tych, którzy chcą tu przyjść, ale pochodzi od brukselskich fanatyków internacjonalizmu. Nie możemy pozwolić Brukseli, by stawała ponad prawem.Nie mozemy pozwolić, by wmuszała w nas gorzki owoc swej kosmopolitycznej polityki imigracyjnej. Nie będziemy importować na Węgry przestępstw, terroryzmu, homofobii i antysemityzmu płonących synagog. Nie będzie tu w naszych miastach dzielnic poza prawem, masowego warcholstwa i zamieszek w wykonaniu imigrantow, nie będzie gangów polujących na nasze żony i córki. Nie pozwolimy, aby nam inni mówili kogo mamy wpuszczać do naszych domów i do kraju, ani z kim mamy się podzielić naszym krajem. Sami wiemy, jak się wych sprawach rządzić. Jeśli najpierw im pozwolimy mówic nam, kogo mamy przyjąć, to potem zmuszą nas byśmy służyli obcym we własnym kraju. A na koniec każą się nam spakować i wyjechać. Dlatego odrzucamy plan przymusowych nasiedleń i nie będziemy tolerować ani szantażu ani gróźb.
Nadszedł czas, aby uderzyć w dzwon alarmowy. Nadszedł czas na sprzeciw i opór. Nadszedł czas, aby gromadzić sojuszników w tej sprawie. Nadszedł czas, aby wznieść sztandary dumnych narodów. Nadszedł czas, aby zapobiec destrukcji Europy i uratować jej przyszłość. W tym celu apelujemy o jedność do wszystkich obywateli Węgier bez względu na przynależność partyjną oraz do wszystkich narodów europejskich. Przywódcy i obywatele Europy nie mogą mieszkać w dwóch odrębnych światach. Musimy przywrócić jedność Europy. My, narody Europy, nie będziemy wolni w osobności, jeśli nie będziemy wolni razem. Jeśli zespolimy nasze siły to się nam uda, ale jeśli będziemy ciągnąć każdy w swoją stronę – doznamy klęski. Razem jesteśmy siłą, osobno jesteśmy slabością. Albo więc będziemy razem, albo nie będzie nas wcale – takie jest prawo dzisiejszego dnia.
Panie i panowie,
W roku 1848 w księdze losów było zapisane, że nic nie można było zrobić przeciw imperium Habsburgów. Gdybyśmy wtedy tego wyroku posłuchali, nasz los byłby przypieczętowany i germańskie morze pochłonęłoby Węgrów zupełnie. W roku 1956 w księdze losów było zapisane, że mamy pozostać krajem okupowanym i sowietyzowanym dopóki u ostatniego Węgra nie wytępi się patriotyzmu. Gdybyśmy wtedy tego wyroku posłuchali, nasz los byłby przypieczętowany i Węgrów pochłonęłoby sowieckie morze. Dziś w księdze losów jest napisane, że ukryte, bezimienne potęgi światowe zniszczą wszystko co jest odmienna, autonomiczne, odwieczne i narodowe. Mają zmieszać kultury, religie i populacje, aż wieloraka i dumna Europa nie stanie się nijaka i łagodna. I jeśli teraz tego wyroku posłuchamy, nasz los będzie przypieczętowany i połknie nas ogromny brzuch Stanów Zjednoczonych Europy. Zadaniem, jakie staje przed Wegrami, narodami Europy środkowej i innymi narodami Europy, które jeszcze nie pożegnały się ze zdrowym rozsądkiem, jest bronić się, przeredagować ten wyrok, i odmienić los, jaki jest nam przewidziany.
My, Węgrzy i Polacy, wiemy jak to robić. Nauczono nas, że tylko jesli sie jest odwaznym można spojrzeć niebezpieczeństwu prosto w twarz. Musimy więc wydobyć stara cnotę odwagi spod mułu zapomnienia. Przede wszystkim musimy umieścić stal w naszych grzbietach i jasno odpowiedzieć sobie na najważniejsze i najpierwsze pytanie określające nasz los. Zadać je głosem tak donośnym, aby zostało usłyszane daleko i powszechnie. A pytanie, po którym ustoi lub upadnie przyszłość Europy brzmi tak: „Czy mamy żyć wolni czy w niewoli?” Oto jest pytanie i niech każdy na nie odpowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy