Lech Wałęsa podczas spotkania z prezydentem Bushem w 1989 r. (domena publiczna) |
Przebieg wydarzeń miał być, według oficjalnych informacji IPN,
następujący: do Instytutu przyszła wdowa po generale Kiszczaku, Maria Teresa
Kiszczak. Miała ona zaoferować historykom sprzedaż prywatnego archiwum zmarłego w listopadzie męża,
pokazując jako przynętę jeden dokument, dotyczący sprawy TW „Bolka”. Gdyby
chcąca zarobić żona oferowała bogatą korespondencję męża, jego zapiski a może
nawet dziennik, propozycja mogłaby być uznana za normalną – sprzedaż archiwów
wpływowych osób często się zdarza. – pisze
redaktor naczelny magazynu historycznego HistMag, Tomasz Leszkowicz. Niestety, okazało się, że w
archiwum znajdują się dokumenty urzędowe i to wytworzone przez służby PRL, a
prawo mówi jasno, że należy je przekazać IPN-owi. Stąd też zamiast pieniędzy
Maria Teresa Kiszczak otrzymała 16 lutego wizytę policji, przeszukanie archiwum
męża oraz zarekwirowanie kilku kartonów akt.
Pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej, wśród nich archiwiści wyspecjalizowani w tego typu materiałach, od razu rozpoczęli oględziny akt odnalezionych w domu Kiszczaków. Przy dwóch teczkach TW „Bolka” znalazł się list Czesława Kiszczaka do dyrektora Archiwum Akt Nowych w Warszawie, sporządzony w kwietniu 1996 roku, w który informuje on o przesłaniu dokumentów sprawy „Bolka”. List nie został nigdy wysłany. Poinformował o tym na konferencji prasowej szef IPNu – Łukasz Kamiński. Powiedział, że w jednym z pakietów zabezpieczonych w domu b. szefa MSW Czesława Kiszczaka znajdowała się papierowa paczka zawierająca dwie teczki. Na tej paczce była przyklejona koperta zaadresowana: "Do dyrektora Archiwum Akt Nowych w Warszawie, do rąk własnych". W kopercie znajduje się odręcznie napisany list z kwietnia 1996 r., w którym Kiszczak informuje o przekazaniu do Archiwum Akt Nowych akt dokumentujących współpracę Lecha Wałęsy z SB; list wraz z paczką zawierającą obie teczki nie został wysłany. Kamiński poinformował, że akta, które zostały poddane oględzinom, składają się z teczki personalnej i teczki pracy tajnego współpracownika o pseudonimie Bolek.
IPN opisał zawartość materiałów zarekwirowanych w sposób następujący:
Do całej sprawy odniósł się Lech Wałęsa przebywający aktualnie z wizytą w Wenezueli. Legendarny przywódca „Solidarności” i pierwszy prezydent niekomunistycznej Polski oświadczył na swoim mikroblogu na portalu społecznościowym wykop.pl, że nie współpracował z SB, ale popełnił błąd, dał słowo "sprawcy" i nie może ujawnić prawdy. "Nie zostałem złamany w grudniu 1970 roku, nie współpracowałem z SB, nigdy nie brałem pieniędzy, żadnego ustnego, ani na piśmie nie złożyłem donosu. Popełniłem błąd, ale nie taki, dałem słowo, że go nie ujawnię, na pewno nie teraz jeszcze nie teraz. Chyba, że ujawnią go inni. Jeszcze żyje człowiek-sprawca, który powinien ujawnić prawdę i na to liczę. Miałem miękkie serce" – napisał b. prezydent.
Wczoraj wieczorem Maria Kiszczak zaprosiła
do swojego domu na Mokotowie dziennikarzy. Podczas spotkania opowiadała o całym
zamieszaniu związanym z ujawnieniem dokumentów. Punktem kulminacyjnym było
pokazanie gabinetu generała Czesława Kiszczaka. W pokoju znajduje się
sekretarzyk, w którym schowane były dokumenty.
Wdowa po generale wyznała, że żałuje ujawnienia dokumentow, ponieważ "można to było zrobić później". – Mój mąż i Lech Wałęsa to były dwie najważniejsze osoby przy Okrągłym Stole. Mąż go chronił, uważał za bohatera – powtórzyła.
Jak wyjaśniała Maria Kiszczak, właśnie z tego powodu jej mąż chował dokumenty w swoim domu. – Chciał, żeby był polskim bohaterem. Gdyby tego nie zrobił, to prawdopodobnie nie dostałby Nagrody Nobla. Nie byłby tym, kim jest – argumentowała.
Podkreślała również, że o istnieniu dokumentów dowiedziała się dopiero przed śmiercią męża. Gen. Kiszczak, b. szef MSW w czasach PRL i główny uczestnik z ramienia rządu podczas obrad Okrągłego Stołu zmarł w listopadzie ub. roku.
Sprawa ujawnienia przez IPN dokumentów dotyczących Lecha Wałesy wzbudziła falę komentarzy:
Sebastian Adamkiewicz:
Autentyczne, nie wiarygodne? Galimatias z teczką TW „Bolka”
Konferencje
IPN-u powinien każdorazowo poprzedzać mały wykład z metodologii historii. Historycy z Instytutu uznali najwyraźniej,
że każdy z słuchaczy przeszedł stosowny kurs i wykład Jerzego Topolskiego o
autentyczności źródeł ma w małym palcu. Dlaczego więc to co w historii jest
autentyczne nie musi być wiarygodne, a to co jest wiarygodne nie musi być wcale
autentyczne? Mało tego – autentyczny może
być także falsyfikat!
Więcej: HistMag
* * *
Ta cała nagonka na Wałęsę, to propaganda partii rządzącej, by skłócić Polaków, by krzyczeć, że III RP to dawny układ oparty na kierownictwie byłych agentów SB. Dziś Wałęsa, a jutro kto?
Przecież tu nie chodzi o Prezydenta, bo po co mieliby nagle robić szum bez większej przyczyny. Chodzi tu o to, by skłócić Polaków i utrzymać swój elektorat, który zaczyna powoli głośno wyrażać swoje niezadowolenie wobec rządzących. Wystraszyli się siły KOD-u, dlatego teraz będą wyciągać teczki, ojców, dziadków, pradziadków, będą poniżać. Oczywiste jest dla każdego, że Lech Wałęsa jest wielkim Polakiem. Na całym świecie jak zapytasz o Polskę – pada odpowiedź: Lech Wałęsa i Solidarność. Lech Wałęsa był liderem Solidarności, i poprowadził Polskę do wolności. Tego nikt nie może podważyć bo manifestum non eget probationem.Więcej: Studio Opinii
* * *
Krakauer: Idziemy w pełny absurd czyli jak zmieszać autorytety z błotem?
Nie wiadomo jeszcze co zawierają materiały przekazane przez wdowę po generale Kiszczaku do Instytutu Pamięci Narodowej, jednakże to w istocie nie ma znaczenia, ponieważ po latach i po śmierci ich gestora – nie jesteśmy w stanie zweryfikować ich rzeczywistego przeznaczenia oraz trybu w jakim powstały. Nie wiadomo i nigdy nie będzie wiadomo, czy Służba Bezpieczeństwa wygenerowała je i w jakim stopniu na potrzeby prowadzonego postępowania, a na ile zostało to stworzone na zamówienie resortowe i do jakiej tezy? Zakładamy, że raczej nie chciano „zrobić” z pana Lecha Wałęsy ani wzorowego opozycjonisty, ani wzorowego członka zakładowej organizacji PZPR.
Z powyższych względów te wszystkie materiały, które nawet przez istniejące w nich niedopowiedzenia i braki, mogą oczerniać autorytety, w tym przypadku najwyższy autorytet pana Lecha Wałęsy – powinno się schować głęboko do archiwum i otworzyć na światło dzienne za kolejne 50 lat, nie wcześniej. Przede wszystkim chodzi o nasz głęboki szacunek do pana Lecha Wałęsy, którego autorytet nie ulega wątpliwości i nie podlega kwestionowaniu. Wiadomo, że wówczas w Związkach byli agenci i donosiciele systemu, jednakże nadal nie wiadomo co to były za osoby, poza co najwyżej dwoma przypadkami o których mówi środowisko. Dlatego też coś takiego, jak rzucanie pomówienia – o jakimkolwiek negatywnym charakterze wobec osoby pana Wałęsy jest najzwyczajniejszym przyczynieniem się do manipulowania faktami w celu wpływania na rzeczywistość.
Więcej: Obserwator Polityczny
kb/BumerangMedia/Onet.pl/HistMag.org/StudioOpini/ObserwatorPolityczny
Nie widziałem aby ci "fachowcy" z IPN czy policji mieli na rękach gumowe rękawiczki dla zabezpieczenia śladów biologicznych lub daktyloskopijnych z kartonów i teczek. Nie słyszałem, nawet z wypowiedzi Kiszczakowej że spisywano ( rejestrowano) zabierane dokumenty i aby ona lub ktokolwiek ją reprezentujący "kwitował" cokolwiek. W ten sposób do "archiwum" Kiszczaka można wszystko - wcisnąć - lub - zgubić. Śmierdzi mi "cóś" takiego bo przypomina CUDA w domu Blidy ...
OdpowiedzUsuń