Zwycięzczyni IV edycji Konkursu - Agnieszka Opolska |
Termin nadsyłania zgłoszeń mija 22 kwietnia 2016 roku. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone 31 lipca. Na zwycięzców czekają nagrody:
I miejsce – 5000 złotych, tytuł „Literacki Debiut Roku”, dyplom, opublikowanie zwycięskiego utworu drukiem, jego dystrybucja oraz promocja przez Wydawnictwo Novae Res oraz patronów i partnerów Konkursu, zestaw 10 egzemplarzy książek.
II miejsce – dyplom, tygodniowy pobyt w SPA, zestaw książek.
III miejsce – dyplom, weekendowy pobyt w SPA, zestaw książek.
II miejsce – dyplom, tygodniowy pobyt w SPA, zestaw książek.
III miejsce – dyplom, weekendowy pobyt w SPA, zestaw książek.
W zeszłej edycji konkursu zwyciężyła powieść Agnieszki Opolskiej pt. „Anna May”. Książka miała premierę na 19. Targach Książki w Krakowie, gdzie jej fragmenty publicznie odczytała aktorka Anna Dymna.
„Literacki Debiut Roku” jest inicjatywą, dzięki której odnajdujemy i promujemy utalentowanych rodzimych debiutantów, których twórczość ma za zadanie odświeżyć polski rynek literacki. – wyjaśnia Wojciech Gustowski, przewodniczący Kapituły konkursu.
Jak co roku uroczyste wręczenie nagród będzie miało miejsce w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym w Gdyni. Tradycją już stało się, że fragmenty zwycięskiego utworu w trakcie tej uroczystości czyta znany aktor. W poprzednich edycjach byli to Szymon Sędrowski, Katarzyna Figura oraz Ewa Kasprzyk.
Jak co roku uroczyste wręczenie nagród będzie miało miejsce w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym w Gdyni. Tradycją już stało się, że fragmenty zwycięskiego utworu w trakcie tej uroczystości czyta znany aktor. W poprzednich edycjach byli to Szymon Sędrowski, Katarzyna Figura oraz Ewa Kasprzyk.
Premiera zwycięskiej powieści będzie miała miejsce w trakcie jubileuszowych 20. Targów Książki w Krakowie.
Regulamin konkursu oraz formularz zgłoszeniowy dostępne są na stronie www.literackidebiutroku.pl.
Konkurs prowadzony jest pod honorowym patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Partnerami konkursu są: Gdynia Literacka, International Paper, sieć księgarni MATRAS oraz Hotel Lawendowe Termy. Patronami medialnymi konkursu są ONET.PL, Magazyn Charaktery, Magazyn Literacki Książki oraz Radio ZET Chilli.
W poprzedniej edycji Konkursu pierwszą nagrodę zdobyła Agnieszka Opolska. W Bumerang u Polskim przedstawiamy fragment nagrodzonej powieści.
Agnieszka Opolska
„Anna May”
Fragment
Schodziłam po schodach niczym indyk o przydługich kończynach.
„Jak ja dojdę do domu?” – płakałam w myślach, ale zacisnęłam
wargi, starając się zignorować ból pięt. Szłam tak szybko, jak tylko
byłam w stanie, ciągle mając na sobie te dziurawe pończochy. W sumie
za bardzo się ochłodziło, żeby je zdejmować. Dni były jeszcze
zaskakująco ciepłe, ale wieczorami temperatura spadała do kilku
stopni. Czuło się nadchodzącą zimę.
Zachciało mi się ryczeć, kiedy pomyślałam, co mogłabym zrobić
ze stówą wydaną tak bez sensu. Teraz ja postanowiłam zadrwić
z pończochy. Weszłam do sklepu przy Piłsudskiego i kupiłam wino
za ostatnie trzydzieści jeden złotych, które znajdowały się w mojej
portmonetce. Dobrze, że zaraz weekend i będę mogła wydzielić sobie
kolejną porcję gotówki do wydania w przyszłym tygodniu. Strach
pomyśleć, jak szybko upłynniłabym pieniądze, gdybym pozwoliła sobie
na posługiwanie się kartą przy drobnych wydatkach. Na szczęście
na moim koncie jest jeszcze co nieco, które zawsze ratuje mnie
w nagłych wypadkach. „Na przykład takich jak dziś” – stwierdziłam
zgryźliwie w duchu, spojrzawszy na wino, i ruszyłam do domu z mocnym
postanowieniem nieprowokowania kolejnych „nagłych zdarzeń”,
zmuszających mnie do nieplanowanych wydatków. W przeciwnym
razie wkrótce zostanę zupełnie bez grosza przy duszy. Oraz na koncie.
Po pół godzinie marszu otworzyłam drzwi naszej kamienicy. Na
parterze z ulgą zdjęłam buty i wbiegam lekko na czwarte piętro.
Kamienica była stara, ale w niezłym stanie. Najlepsze mieszkanie,
jakie mieliśmy od początku studiów. Pomarańczarnia – tak je nazywaliśmy.
Należała tylko do nas. Na Świętokrzyskiej nie było tak
źle, ale musieliśmy znosić niespodziewane odwiedziny właściciela,
który po imprezach nie wracał do swojego domu na obrzeżach miasta,
tylko spał w naszej hiperciasnej kuchni. Nigdy nie zapomnę tych
wystających spod stołu stóp i gimnastyki, jaką trzeba było wykonywać,
by otworzyć lodówkę.
Stan Pomarańczarni był katastrofalny. Zanim się wprowadziliśmy,
musieliśmy przeprowadzić generalny remont, na który właściciel
się nie zgodził. Nie mieliśmy innego wyboru, jak wyłożyć pieniądze
z własnych kieszeni. Musiało nam wystarczyć samodzielne
pomalowanie ścian. Pomarańczarnia zyskała swoją nazwę od ich
koloru. Uznaliśmy, że jest ciepły i optymistyczny, a Lukasowi kojarzył
się ze świętami Bożego Narodzenia. W czasie, kiedy malowaliśmy,
bardzo potrzebowałam tego optymizmu… Do wnętrza wchodziło
się przez balkon, do którego nie mieli dostępu inni lokatorzy.
Właśnie on był głównym powodem, dla którego zdecydowaliśmy
się na to mieszkanie.
Stanęłam przy przeszklonych drzwiach prowadzących do
kuchni. Usłyszałam głośny śmiech Lukasa. Rozmawiał przez telefon.
Wyciągnęłam papierosa i nasłuchiwałam, próbując domyślić
się, z kim rozmawia. Mówił coś o zwariowanym profesorze z jego
uczelni i znów wybuchnął śmiechem. Schowałam fajkę z powrotem
do paczki i weszłam do mieszkania. Usiadłam przy stoliku i gapiłam
się na dziurę w pończosze, która dalej śmiała się ze mnie bez
skrępowania, obnażając kawałek uda. Była widomym śladem mojej
głupoty, żałosną próbą powrotu… Ze szczytu jajowatego oczka
zwisała sobie pofalowana nitka, rżąc ze śmiechu. Pociągnęłam za
nią. Oczka leciały, aż zaświeciło gołe kolano, i wtedy spostrzegł
mnie Lukas.
– Muszę kończyć – rzucił krótko do telefonu. – Cześć – powiedział
i gapił się na to, co zrobiłam z podłą pończochą.
– Cześć. Co u ciebie? – zapytałam jakby nigdy nic.
– Chyba wolałbym zapytać ciebie o to samo.
– Doskonale. – Wyciągnęłam wino z torby, a on uniósł brwi.
– A to co? – Wymownie spojrzał na moją nogę.
– Cholerna dziurawa pończocha – powiedziałam z teatralną
manierą.
Parsknęłam śmiechem, co było dla Lukasa wystarczającym dowodem
na to, że nie ma się o co martwić. Wyluzował. Usiadł obok i zaplótł
swoje bocianie nogi, jakby wiązał je w supeł. Jego przykrótkie
spodnie podjechały do góry, do połowy obnażając owłosione łydki.
– A ty? Jak twój dzień?
– Za dobrze. – Na jego twarzy znów pojawił się ten uśmiech,
niczym banan rozszczepiający mu twarz na połowę. Wyszczerzył
zęby, odsłaniając charakterystyczną furtkę między jedynkami.
Zaniepokoiłam się. Ten przesadzony uśmiech mógł wróżyć tylko
kłopoty.
– Niech zgadnę. Poznałeś kogoś?
– Poznałem. Nowa osoba na zajęciach u profesora Zubrzyckiego.
No wiesz… Tego, co chodzi w muszce w grochy.
Kiwnęłam głową. Lukas ekscytował się dalej:
– Ma na imię Marek. Jest z Warszawy. Przyjechał na wymianę
międzyuczelnianą. Usiadł obok mnie i zgadaliśmy się. Pożyczył ode
mnie notatki! – Głos drżał mu z podekscytowania i ledwo łapał
powietrze.
– Lukas, a on wie?
– Co wie? Że to…? Nie. – Roześmiał się i potrząsnął głową. –
Nie, to nie tak. To kolega. Tylko gadaliśmy.
Nie skomentowałam tego. Zawsze było tak samo: gadka szmatka,
potem się zakochiwał i wzdychał do faceta z odległości, a ja musiałam
o tym słuchać miesiącami.
Lukas był moim najlepszym przyjacielem. Studiował filozofię na
czwartym roku. Nie znałam dotąd nikogo tak błyskotliwego i bystrego.
Autentyczny geniusz. Jego pasją było zgłębianie filozoficznych
teorii Jaques’a Derridy czy Jürgena Habermasa. Wiedza sama
wchodziła mu do głowy. Czasami było to naprawdę denerwujące,
szczególnie kiedy mieliśmy sesję i Lukas całymi dniami oglądał
telewizję, podczas gdy ja wkuwałam. On zaliczał wszystkie egzaminy
najlepiej na swoim roku, a ja tylko dobrze.
Lukas był na swój sposób przystojny, choć nie rozbrajał wyglądem.
Miał ciemne włosy, które – w ramach oszczędności czasu
i pieniędzy – obcinał sam. Zazwyczaj dlatego z tyłu były długie,
a z przodu bardzo krótkie. Fryzjera odwiedzał w ostateczności
i strzygł się na zapałkę, by jak najdłużej do niego nie wracać.
Powalał za to inteligencją, a nie w każdej sytuacji było to pożądane.
Zawsze mu doradzałam, żeby w zwykłych dyskusjach trzymał
swoją wiedzę dla siebie, przynajmniej dopóki nie zorientuje się, kto
jest jego rozmówcą. Interlokutorzy Lukasa mieli wielkie szanse na
to, by poczuć się jak idioci.
Oparłam się ręką o blat stołu i patrzyłam na butelkę wina.
– Zmęczona? – zapytał Lukas. – Chwila, chwila… Jest czwartek…
Pokaż się… Makijaż… I twoje włosy są okiełznane. I bluzka…
Czy to przypadkiem nie jest ta od…
– Tak, to ta od matki. Kolekcja Chanel.
– Anna, coś się dzieje. Miałaś egzamin?
– Nie, na razie jest luz. No, prawie. Szurnięty doktor Vendetta
zapowiedział kolokwium na jutro, więc muszę się pouczyć.
– O nie, teraz nigdzie nie uciekniesz. – Zatrzymał mnie, kiedy
wstawałam. – No to jak? Z jakiej okazji to wszystko? Czyżbyś wreszcie
się z kimś umówiła?
– Nie! – przerwałam mu.
Moje policzki poczerwieniały. „Teraz to już na pewno nie da mi
spokoju” – pomyślałam. Westchnęłam i powiedziałam mu prawdę:
– Byłam umówiona na rozmowę o pracę. W agencji reklamowej
szukali modelki, a skoro pracowałam kiedyś w tej branży, pomyślałam,
że w obliczu mojej katastrofy finansowej mogłabym sobie dorobić.
Lukas popatrzył na mnie ze zdumieniem, a jego oczy przypominały
teraz dwa spodki. Nastąpiła chwila ciszy. Długo trwało, zanim
coś z siebie wydusił.
– Pracowałaś jako modelka?! – piszczał prawie, jak zawsze, gdy
się czymś ekscytował.
– Stare dzieje… – Nie czułam się gotowa na tę rozmowę. –
Lukas, to było dawno temu. Potrzebuję pieniędzy. Nie mówiłam ci,
ale w zeszłym miesiącu dostałam list. Zajęto moje angielskie konto
z oszczędnościami… Na szczęście przelałam trochę kasy, zanim to
wszystko się stało. Mam jeszcze oszczędności na bieżące wydatki
na polskim koncie, ale to za mało, żeby się utrzymać.
Teoretycznie nie musiałam się martwić do końca listopada, ale
potem konieczne było znalezienie jakiejś pracy. W praktyce byłam
przerażona.
– Może powinnaś sprzedać wasz dom w Londynie? – Lukas wyglądał
na bardzo zmartwionego.
– Podejrzewam, że w tym temacie nie będę miała zbyt dużo do
powiedzenia. Bank zajął wszystko.
– To brzmi poważnie… Skąd ty masz takie długi? – dziwił się.
– Zobowiązania… I moja matka trochę namieszała…
Westchnął ciężko.
– Jeśli bank sprzeda dom, da ci spokój?
– Prawdopodobnie…
– Chociaż tyle. A co z tą pracą modelki?
Odwróciłam głowę.
– Nici – powiedziałam.
– No co ty! Mogłabyś być świetna! Jesteś taką dużą tyczką,
twarz masz nie najgorszą, można powiedzieć: ładną. Tylko nie pomyśl
sobie, że mi się podobasz. – Próbował żartować.
– Tak, wiem… A ta praca to niewypał. Okazało się, że to nie
agencja, a jakiś malarz szukający modelki do cyklu obrazów.
– Oooo! – zawołał zaciekawiony. – Przystojny?
– Proszę cię. Jeśli pytasz, czy jest gejem, nie wiem.
– Nie. Zapytałem, czy jest przystojny.
Zastanowiłam się, zanim odpowiedziałam.
– Trudno powiedzieć. Wyglądał, jakby wyszedł z tuby farby,
w której siedział przez ostatni miesiąc.
Uśmiechnęłam się, przypominając sobie jego zarost, okropne
włosy, brudne ubranie. Z pewnością nie był to facet, któremu zależało
na robieniu dobrego wrażenia.
– Zgodzisz się?
– Nie. To nie dla mnie – ucięłam. – Muszę wziąć prysznic i zabrać
się do nauki. – Zmieniłam temat.
– Naleję nam winka. Może coś upichcę?
Mrugnął okiem, kiedy wstałam. Poszłam do swojego pokoju.
– Mówiłam ci, że nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła? – powiedziałam,
stojąc w drzwiach.
– Setki razy. – Uśmiechnął się wesoło.
(...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy