Polskie sprawy w Parlamencie Europejskim |
Przyznam, że z pewnym zainteresowaniem czekałam na tą publiczną konfrontację Beaty Szydło z największym parlamentem Europy. Polska premier jest politykiem z drugiego, a nawet trzeciego szeregu, pochodzącym z małego prowincjonalnego miasteczka. Nie ma żadnego doświadczenia na międzynarodowej arenie politycznej, słabo zna języki obce. Zastanawiało mnie, czy potrafi wyzbyć się pewnej politycznej zaściankowości i zrozumie, że Parlament Europejski, to nie polska widownia przed telewizorem, do której wygłasza swoje orędzia.
Niestety, moje nadzieje okazały się płonne. Premier Szydło wprawdzie nie dawała się zbytnio ponieść emocjom, co wzbudziło we mnie swego rodzaju podziw, nie mniej jednak, nie udało jej się kogokolwiek, poza własnym zapleczem politycznym, przekonać, że w Polsce nie łamie się prawa, konstytucji, nie uwłaszcza mediów publicznych.
Do kogo ta mowa!
Beata Szydło potraktowała eurodeputowanych, jak własny, PiS-owski elektorat. „Dziękuję za to, że mogę opowiedzieć o Polsce w Parlamencie Europejskim. Dla mnie to ważne, żeby rozwiać dziś wątpliwości dotyczące zmian. Wprowadzamy je, dlatego, że w wyborach polscy obywatele zdecydowali, że chcą, aby właśnie takie zmiany zostały wdrożone”, mówiła premier Szydło. Zapewniła, że "w Polsce nie doszło do złamania konstytucji". Zapomniała dodać, że blisko 80% polskiego elektoratu, albo na wybory nie poszła (połowa potencjalnych wyborców), albo głosowała na kogoś innego. Zapomniała też wspomnieć, że w pakiecie wyborczych obietnic nie było ani słowa o zmianach w Trybunale Konstytucyjnym, które blokują orzekanie zgodności z konstytucją RP stanowionego w Polsce przez PiS prawa, czy też o politycznych czystkach personalnych w mediach publicznych.
Dla PiS debata była „dramatyczną porażką” jej pomysłodawców, bo, jak stwierdził Ryszard Terlecki, przewodniczący sejmowego klubu PiS, pokazała, że krytycy Polski nie mają „żadnych argumentów”. A ich wiedza jest oparta „nawet nie na artykułach medialnych, ale na tytułach tych artykułów. Jedyną osobą naprawdę merytorycznie przygotowaną była polska premier, która świetnie wypadła”.
Polska niepokalanie poczęta
Premier Szydło wystąpiła dwa razy. Najpierw wygłosiła swoiste orędzie do unijnej Europy, nie zawsze zgodne z tym, co sama mówi w Polsce, i z rzeczywistością. Zapewniała w nim, że „wolność, suwerenność, równość i sprawiedliwość”, to wartości leżące u podstaw rozwoju polskiego państwa, że ci, co mówią, że w Polsce jest zagrożona demokracja - „wyrażają złą wolę”, że „ojcowie i dziadowie przelewali krew”, by Polska była częścią zjednoczonej Europy, że rząd szanuje konstytucję, ustawy i traktaty europejskie, i że „w Polsce nie doszło do złamaniu prawa”. „Konstytucja jest dla Polaków świętością”, zapewniła, „Trybunał Konstytucyjny ma się w Polsce bardzo dobrze” i „nic złego się nie dzieje”, a jego „zmiany są zgodne ze standardami UE”. Trwająca polemika wokół TK ma, wg Beaty Szydło, charakter polityczny, nie prawny. Premier zaskoczyła też niespodziewaną deklaracją: „PiS zgadza się, aby 8 z 15 sędziów było wybranych przez opozycję".
Polska ma problemy, z którymi musi się uporać, przyznała w orędziu do UE premier Szydło: duże bezrobocie wśród młodzieży; ma głodne dzieci marzące o ciepłym posiłku; ma emerytów, których bieda zmusza do wyborów między jedzeniem a lekami oraz ludzi, którzy uważają, że pominięto ich przy transformacji polityczno-ustrojowej Polski.
Media publiczne czy narodowe
Rewolucja w mediach została, wg premier Szydło, wymuszona przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Zapomniała tylko dodać, że jest to, jedno z licznych stowarzyszeń i organizacji dziennikarskich w Polsce, skupiające głównie dziennikarzy o prawicowych poglądach. Innych o zdanie nie pytano. „Media publiczne wymagają zmian, które przywrócą pluralizm, oraz zasadę neutralności i rzetelności”, dowodziła polska premier w PE, doznając amnezji, bowiem PiS w przyjętej ustawie nie chce mediów publicznych, ale ….narodowych, opartych na wartościach wyznaniowych (chrześcijańskich) i działających jako instytucje państwowe.
Innego zdania byli posłowie PE. „Jestem dziennikarką i uważam, że nowa ustawa jest zła dla mediów w Polsce”, mówiła socjalistka ze Słowenii, red. Tanja Fajon.
Beata Szydło bardzo starannie unikała wszelkich określeń typu „media narodowe”, by nie przylepiać PiS etykietki „partii nacjonalistycznej”. Na stwierdzenie Barbary Spinelli, włoskiej socjalistki i też dziennikarki, nb. jednej z założycieli dziennika „La Repubblica”, że „działania polskiego neo-nacjonalistycznego rządu stoją w sprzeczności z projektem europejskim”, zareagowała bardzo emocjonalnie. „Nie będę komentować sformułowań, które uważam za obraźliwe. Nie będę tłumaczyć, że nie jesteśmy partią nacjonalistyczną”, ostro zaprotestowała.
Niepokoje o Trybunał Konstytucyjny
Zabierając głos, na zakończenie debaty, premier Szydło przyznała, że to „ważna debata dla Polski, ale również dla Parlamentu Europejskiego. Polska jest demokratycznym państwem prawa, jesteśmy członkiem Unii Europejskiej. Pan komisarz zadał pytanie, dlaczego nie czekaliśmy na opinię Komisji Weneckiej. Nie czekaliśmy na nią, tak jak państwo tu, w europarlamencie, nie czekali na nią, organizując dzisiejszą debatę” dodała. Nieco wcześniej, podczas polemiki z belgijskim liberałem Guy’em Verhofstadtem na temat TK, odpowiadając na pytanie: „Co będzie, jeśli Komisja Wenecka wyda negatywną opinię”, przyznała jednak: „Czekamy na nią. Polski rząd sam wystąpił o tę opinię. Dużo łatwiej by nam było, gdybyśmy ją już mieli. Wierzę, że będzie to opinia, iż sytuacja Trybunału Konstytucyjnego jest dobra”.
Decydując się na debatę o Polsce w Strasburgu, władze UE jednoznacznie wskazały, co je zaniepokoiło. „Unia Europejska to nie tylko rynek. To również Unia zbudowana na wspólnych wartościach. Demokracja i poszanowanie prawa są z nich najważniejsze, to sekret naszego sukcesu – mówił Bert Koenders, minister spraw zagranicznych Holandii sprawującej prezydencję w Unii Europejskiej. - Ten kontynent doświadczył trzech najstraszniejszych doktryn. Doświadczyliśmy ich w sposób przykry i zgodziliśmy się, że nie wrócimy do tamtych czasów. Musimy się tego trzymać. Żaden kraj nie ma monopolu na cnotę i na zło. Debata została podjęta ze względu na działania, prowadzone przez nowy rząd Polski. Chodzi o zmianę prawa dot. Trybunału Konstytucyjnego i mediów publicznych. Pluralizm i wolność mediów, kwestia sądownictwa są podstawą porządku demokratycznego”.
„Polska nie zasługuje na to, żeby być oceniana przez KE, bo nie są łamane ani prawa człowieka, ani państwa prawa – replikowała polska premier. - Wszystkie sprawy realizowane są zgodnie z Konstytucją i traktatami europejskimi - zapewniła. Dodała w stylu klasycznej ”dulszczyzny” , że "polskie sprawy powinno się załatwiać w polskim domu, a pomoc z zewnątrz nie zawsze wychodziła nam na dobre".
Nie przekonało to jednak wiceprzewodniczącego KE - Fransa Timmermans, który podsumowując debatę powiedział: „Pierwsze zagadnienie dotyczy suwerenności. Teraz po raz pierwszy w swojej historii Polska ma granice, które nie są kwestionowane przez sąsiadów właśnie dzięki przynależności do struktur europejskich. Nie mamy zastrzeżeń do Trybunału Konstytucyjnego, ale do tego, że państwo nie w całości wdrażają to, co Trybunał Konstytucyjny stanowi”.
Ma rację b. premier Donald Tusk, obecnie przewodniczący Rady Europejskiej, uważając, że Polska po raz pierwszy w swojej unijnej historii, stała się tematem „raczej smutnej debaty", podczas której przedstawiciele polskich władz usiłowali bronić swoich racji, kwestionowanych powszechnie w Europie i na świecie.
Niestety, wyszło szydło z worka…
Zofia Bąbczyńska-Jelonek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy