![]() |
Spektakl w setną rocznicę urodzin ks. Jana Twardowskiego. Fot. J.Puszkar |
Już po wejściu czuło się jakąś niezwykłą atmosferę wyczekiwania. Usiadłam w ostatnim rzędzie— prawie wszystkie miejsca były zajęte. Na scenie, na niewielkim podwyższeniu siedziało na krzesłach kilka osób. Po lewej stronie fortepian, po prawej portret z twarzą Księdza Twardowskiego. U dołu sceny mikrofony i muzyczne instrumenty. Mały chłopczyk bawił się bębenkami. Później dowiedziałam się, że to Albert, najmłodszy członek rodziny Rawdanowiczów, który miał również wystąpić.
Na scenie siedziała Maria Bukowska, twórca i reżyser mającego się odbyć spektaklu. Towarzyszyli jej: Marzena Solnicka, Jolanta Supel, Andrzej Dorecki, Michał Kempisty, małżonkowie: Beata i przebrany za księdza Tomasz Rawdanowicz wraz z najstarszą córką, Klarą, i najstarszym synem, Dominikiem.
Słyszałam już wcześniej o muzykalnej rodzinie Rawdanowiczów. Byli wszyscy, łącznie z młodszymi dziećmi: Albertem, Kamilem i Anielą. Wszyscy mieli wziąć udział w przedstawieniu grając, śpiewając i recytując.

„Jeszcze nie było ludzi, a już była miłość” to wiersz, który określił program głównej części spektaklu. „Najrozsądniej jest uciec w miłość” twierdzi Ksiądz Twardowski w ostatniej linijce, a więc uciekliśmy w rozmaite jej formy manifestujące w wyborze prezentowanej poezji. Wiersze i fragmenty były tak dobrane, że płynęły jak rozmowa między artystami.
Zaczęło się od miłości do Boga. Ksiądz Twardowski pisze w wierszu „Głodny”: „Mój Bóg jest głodny/ ma chude ciało i żebra/ nie ma pieniędzy/ wysokich katedr ze srebra”. Miłość do Boga w poezji Księdza Twardowskiego ucieleśnia się w poszukiwaniu kontaktu z człowiekiem. Na przykład, w wierszu pod tytułem „Wyjaśnienie” poeta mówi: „nie zacznę panu wlewać do ucha świętej teologii łyżeczką/ po prostu usiądę przy panu/ i zwierzę swój sekret/ że ja, ksiądz,/ wierzę Panu Bogu jak dziecko”. To chyba to, że zwierza się on nam ze swych najgłębszych sekretów jest tą nicią która łączy nas z poezją Księdza Twardowskiego. W wierszu „Człowiek” mówi o swoich obawach: „Nocą klękasz i znaleźć chcesz Boga/ potem w oczach strach nosisz i łzy/ na dalekich, rozstajnych gdzieś drogach/ ktoś się zbłąkał i płacze jak ty”. Jest i miłość intymna: „Ta jedna chwila dziwnego olśnienia/ kiedy ktoś nagle wydaje się piękny/… taki swój na co dzień/ jakbyś mył włosy z nim w jednym rumianku”. Wiersz „Ta droga” jest medytacją nad powołaniem: „To jest przecież ta droga śniegiem zasypana/ gdy śnieg to po prostu niewinność podziwu/ to jest wybrać samotność albo najzwyczajniej/odejść od zakochanych aby byli sami”. Najważniejszym jest dla niego przesłanie, że warto kochać, nie czekając na wzajemność. W wierszu „Czekanie”, mówi: „kto miłości nie zaznał już jej nie odnajdzie/ a kto na nią wciąż czeka nikogo nie kocha”.

Nie wszystko było jednak na poważnie. Ksiądz Twardowski miał ogromne poczucie humoru. Rozśmieszyły nas cytaty takie jak: „Kiedy myślę i nic nie wymyślę, to sobie myślę, po co ja tyle myślałem, żeby nic nie wymyślić. Przecież mogłem nic nie myśleć i tyle samo bym wymyślił.”. Młodsi Rawdanowiczowie wzięli udział w recytacji lżejszych wierszy. W wierszu „O mędrcach”, który przedstawiła Aniela, zwierzęta w stajence obgadują jak uratować Dzieciątko od zaciętości Heroda: „ Kasprze Melchiorze Baltazarze/ wół dyskutował tupał szurał/ puknij się w głowę rzekł osiołek/ bo przecież Matka Boska czuwa”. Natomiast w wierszu „Arka” recytowanym przez Kamila „patrzy wujek na ciotkę/ jak na wróbelka własnego/ obmyśla jak ją wpakować/ choć na rok do Arki Noego”. Ukazał się też mały Albert z króciutkim wierszykiem o koguciku, który był chyba napisany tak o dzieciach jak i dla dzieci: „Zapiał kogut: - Kukuryku! Wstawaj rano mój chłopczyku!”.
Miłość Księdza Twardowskiego do dzieci jest widoczna w jego poezji. Wzruszające było wystąpienie Klary Rawdanowicz z wierszem „Niewidoma dziewczynka”: „Matko – mówiła niewidoma dziewczynka/ tuląc się do Jej obrazu -/ poznam Cię światełkami palców/ palce moje umieją się także uśmiechać”.

Była też i śpiewana poezja. Rodzina Rawdanowiczów wystąpiła z „Litanią do uśmiechu”. Poszły w ruch rozmaite instrumenty, łącznie z bębenkami, tak że stworzyła się jakby przyjemna janczarska kapela, albo coś z harlemowskiego chóru, szczególnie kiedy cały zespół wpadł w refren: „ciemno coraz drożej niebo z komarami/ uśmiechu Baranku Boży zmiłuj się nad nami”. Znów niespodzianka! To Grażyna Krajewska stanęła za mikrofonem, a Tomasz Śpiewak usiadł do fortepianu, aby razem przedstawić pieśniową wersję wiersza „Nie płacz”: „nie płacz. To tylko krzyż/ Przecież tak trzeba/… łatwiej kiedy się nie wie/ łatwiej kiedy się nie wie”. Maria Bukowska zaśpiewała, przy akompaniamencie Josefa Millera, wiersz pod tytułem „Pokochać”: „kochać człowieka by zdążyć do Boga”.
To był spektakl dla uszu, oczu i ducha. W pewnym momencie wszyscy wykonawcy znaleźli się na scenie. Jak to? Już finał? Czyżby zabrakło…? Zabrzmiała melodia „Lonely Shepherd”. Maria Bukowska zaczęła mówić TEN wiersz: „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą/ Zostaną po nich buty i telefon głuchy…”. Na końcu wszyscy wzięli się za ręce i wykrzyknęli „Spieszmy się kochać ludzi!”
Rozległa się burza braw przede mną i—za mną. Obejrzałam się. Sala była pełna, a ci którzy się nie mieścili, przysiedli na schodkach prowadzących na wyższe piętro Swanston Hall, chociaż z tamtej pozycji nie mogli mieć już tak dobrego widoku. Skąd się wzięli ci ludzie? Jedno było pewne: z tych PolArt-owskich przedstawień na których byłam—z punktu zainteresowania publiki— to jedno definitywnie przerosło oczekiwania organizatorów.
Brawa i owacje trwały długo. Po zakończeniu ogłoszono, że w ten dzień przypadały urodziny reżyser, Marii Bukowskiej. Buchnęło „Sto lat”, po czym wiele osób ruszyło do przodu, niektórzy z kwiatami dla solenizantki, a wszyscy z gratulacjami dla zespołu.
Z portretu spoglądał człowiek o mądrych, dobrych oczach. Na nagrobku Księdza Twardowskiego widnieje cytat: „Można odejść na zawsze, by stale być blisko”. To prawda. Ci na scenie, znani i lubiani artyści z Melbourne, którzy na pewno spędzili wiele godzin na próbach, byli tam dla niego. I my, widzowie, przyszliśmy się z nim spotkać. Przemówił był właśnie do nas przez wykonawców, a teraz się uśmiechał.
Monika Nowacka Athanasiou
zdjęcia: Jerzy Puszkar
zdjęcia: Jerzy Puszkar
Jestem pod ogromnym wrazeniem tego co zrobila w tym spektaklu pani MARIA BUKOWSKA...Dzieki niej moglismy spotkac sie z Ksiedzem TWARDOWSKIM i jego doktrynami raz jeszcze....CHAPEAUX BAS [czapki z glow] dla rezyserki.
OdpowiedzUsuńProsze Panstwa jestem ANTONETTA JAWORSKA i pisze po raz drugi poniewaz moj podpis nie ukazal sie pod moim komentarzem.Wielkie CHAPEAUX BAS dla MARII BUKOWSKIEJ za jej prace i zaangazowanie w propagowaniu KULTURY POLSKIEJ!
OdpowiedzUsuń