Występ folklorystyczny kończący PolArt 2015 w Melbourne. Fot. mat.prasowe |
Co mam na myśli przez słowo inclusiveness? Jest to to więcej niż słownikowe znaczenie
„włączanie”. Inclusivenss to zasady
postępowania, dzięki którym osoby o specjalnych potrzebach mają ułatwione partycypowanie
w działaniach społeczności. W
odniesieniu do PolArt-u, inclusiveness
to po prostu odpowiedź na pytanie „Czy wszystkim ułatwiono wzięcie udziału w
festiwalu?”.
Zajmijmy się najpierw sprawą bariery językowej. PolArt
2015 był szeroko reklamowany po angielsku, gdyż jednym z celów PolArt-u jest
przybliżenie polskiej kultury społeczności australijskiej. Poza tym, jest wiele
osób polskiego pochodzenia lub w jakichś sposób związanych z Polską, którzy nie
mówią po polsku. Tygodnik Polski wydał na PolArt specjalne wydanie—po raz
pierwszy—po angielsku. Kopie rozchodziły się jak „gorące bułeczki”. Wskazuje to
na to, że jest wiele osób zainteresowanych działalnością polonijnej
społeczności, którym nieznajomość języka to utrudnia.
Tu sekcja literatury miała chyba najtwardszy orzech do
zgryzienia. Czy ktoś nierozumiejący po
polsku mógłby znaleźć coś dla siebie w słuchaniu utworów literackich w tym
języku? Czy warto nawet go zapraszać? Sądzę, że tak. Od dawna istnieją
organizacje takie jak World Poetry @ Federation Square, albo Poetic
Inspirations@Emerald, gdzie recytowana jest poezja w różnych językach. Ciekawie
jest posłuchać melodii i rytmu mowy, której się nie rozumie.
Można zastosować różne „pomoce”, takie jak powitanie i
słowo wprowadzające po angielsku, program w języku angielskim, czy wyświetlenie
tłumaczenia podczas odczytu. Mam tu osobiste doświadczenie, gdyż mój mąż jest
greckiego pochodzenia. Bywam na prelekcjach w języku greckim, z których
niewiele rozumiem. Mimo, że czasem jest to uciążliwe, cieszę się, że w tym
oceanie anglosaskiej mowy istnieją wysepki, gdzie Grek czy Polak może usłyszeć
ojczysty język. Jednak inaczej odbieram spotkania na których powiedziane jest
chociaż kilka słów wstępnych po angielsku, tym samym uznających moją obecność.
Poza tym, nawet krótki wstęp może pomóc słuchaczowi zorientować się w sytuacji,
szczególnie osobom polskiego pochodzenia, które wiele rozumieją, mimo, że nie
mówią po polsku.
Istnieje też coś takiego jak „polski po angielsku”. Czy
„grecki po angielsku”—grecka społeczność wie już o tym od dawna. Na przykład, gazeta
Neos Kosmos zawiera angielską sekcję.
Jednak pisane tam artykuły—ich tematy i sposób pisania—pochodzą z greckich
korzeni autorów. Chciałabym tu przedyskutować spotkanie na którym wystąpili
Witek Januś, Wanda Skowrońska i Lucyna Artymiuk. Pisarze ci są autorami książek
po angielsku na temat przeżyć wojennych przodków. When reason screams no and
intuition screams yes Witka Janusia, to opowieść o przejściach dziadka,
więźnia sowieckiego. To Bonegilla from
somewhere Wandy Skowrońskiej określa drogę wypadków, które zawiodły jej
przyszłych rodziców do Bonegilla, największego obozu uchodźców w historii
Australii. Anywhere in the world
Lucyny Artymiuk przekazuje przeżycia ojca, pilota w Wielkiej Brytanii. Wiele
jest napisane na tematy wojenne, często z naukowego, czy ideologicznego punktu
widzenia. W sposób tak osobisty pisać
mogli jedynie potomkowie ludzi, którzy przeszli przez wojenne doświadczenia.
Książka When reason
screams no and intuition screams yes została przetłumaczona na język polski
i z tej to wersji autor czytał na prelekcji. Nie było chyba nikogo kto nie był
do głębi poruszony słuchając o przejściach więźniów trzymanych w głębokim jarze,
pod gołym niebem. Po sesji spytałam autora dlaczego czytał z polskiej wersji, a
nie z oryginalnej angielskiej. Odpowiedział: „Taki był postawiony warunek”. Nasuwa
się pytanie: „Co by było gdyby Witek Januś nie czuł się na tyle pewnym swoich
umiejętności w posługiwaniu się językiem polskim żeby wystąpić?” I jeszcze to:
„Ile osób z tego powodu wycofało się z wzięcia udziału w PolArt-cie? Co
straciliśmy?”
Tym bardziej szkoda, gdyż dwie pozostałe prelekcje odbyły
się jednak po angielsku. Aż się prosiło, żeby tą jedną sesję ogłosić jako
odbywającą się „po angielsku”, a nie „po angielsku i polsku”. Szczególnie dla
tego, że tematyka eksploracji polskiej spuścizny to temat szczególnie
interesujący drugie i trzecie pokolenie Polaków w Australii.
Byłam na kilku muzycznych przedstawieniach. W Deakin Edge
Hall występy zapowiadane były w większości po angielsku. Na dużych koncertach konferansjerka prowadzona była w obu językach.
Należy zaznaczyć, że w takich wypadkach ważne jest by to co zostało powiedziane
po polsku było przetłumaczone na język angielski. W przeciwnym razie
obcojęzycznym słuchaczom musi się wydawać, że słuchają połowy rozmowy. Na
przykład na Koncercie Paderewskiego, uśmiałam się wraz z większością sali z
opowiastki o papudze pianisty, szybko przetłumaczyłam siedzącemu po prawej
mężowi i zastanawiałam się co o tym sądzi siedzący po lewej azjatycki
dżentelmen.
Głęboki ukłon, piórem czapki krakowskiej o ziemię, dla
organizatorów sekcji folklorystycznej. Co prawda, z punktu barier językowych,
ta sekcja miała chyba najłatwiejszą sytuację—barwne stroje i tańce to swojego
rodzaju język. Jednak pomysł wyświetlenia nazw wchodzących zespołów wraz z
nazwą miejscowości z której przyjechali, jak i krótki opis po angielsku
przedstawianych tańców, na tle krajobrazów pomógł na pewno widzom nieobeznanym
z polską kulturą ludową.
Eksponaty na wystawach artystycznych, o ile wiem,
opisywane były po angielsku.
Dostępność dla ludzi niepełnosprawnych jest następną
sprawą, którą należy rozpatrzyć z punktu zasad inclusiveness. Tutaj również mam osobiste doświadczenie, gdyż mój
mąż chodzi o kulach. Z przyjemnością stwierdzam, że lokale na PolArt-cie były w pełni dostępne—łącznie
z toaletami—dla osób niepełnosprawnych. Jedyna rzecz na którą bym zwróciła
uwagę jest to, że budując podium dla osób przedstawiających w Swanston Hall,
nie pomyślano czy każdy będzie mógł z łatwością na nie wejść.
Z drugiej strony gratuluję komitetowi za to, że uznał na
PolArt-cie Companion Card, dającą wolny wstęp osobie towarzyszącej na rozmaite
imprezy czy pokazy, od filmów w kinach po występy operowe. Ważne jest na przyszłość
żeby wszystkie osoby sprzedające bilety były poinformowane o tym, że Companion
Card jest uznawana na festiwalu. Dobrze by też dać o tym wzmiankę w reklamie
samego PolArt-u—mimo, że Companion Card uznają wszystkie rządowe i większe
prywatne instytucje takie jak muzea, kina, teatry, sportowe areny i tym
podobne, niektórzy ludzie może nawet nie myśleli, że mogą użyć kartę na PolArt-cie.
PolArt ma głębokie katolickie korzenie: celebrowana jest
msza jako tradycyjna część festiwalu. Tym bardziej ważna jest obecność na
PolArt-cie Polaków o innych wierzeniach religijnych. Na PolArt-cie 2015
wystąpili członkowie Kościoła Adwentystów Siódmego Dnia jako grupa i
oddzielnie, włączeni w inne grupy artystyczne. Mogliśmy również usłyszeć Zelman
Memorial Symphony Orchestra, której wielu członków jest Żydami polskiego
pochodzenia. Kolejne komitety powinny kontynuować starania w zapraszaniu
Polaków z różnych ugrupowań religijnych do wzięcia udziału w PolArt-cie.
Jeśli chodzi o inclusiveness, jest jeszcze możliwość włączania osób pochodzących z innych krajów w sam program PolArt-u. Za przykład podaję tu orkiestrę młodzieżową L’Estro Amonico z Sydney, prowadzoną przez Zdzisława Kowalika do której należy młodzież o rozmaitym pochodzeniu. Orkiestra ta przedstawiała muzykę polskich kompozytorów na PolArt-cie. Z artykułu na Puls Polonii wynika, że było to dla nich wspaniałe przeżycie. Kto wie jak te polskie doświadczenia później zaowocują? Warto też zwrócić uwagę na polsko-aborygeńską kolaborację na jednej z wystaw artystycznych.
Pragnę omówić inclusiveness
w odniesieniu do Fringe Festiwalu, a
szczególnie spotkań z poezją seniorów (inni uczestnicy Fringe Festiwalu wzięli również udział w głównej części PolArt-u).
Co oznacza słowo fringe?
Pomijając niepasujące tu znaczenia, takie jak „frędzla” czy „grzywka”, znaczy
ono „skraj, peryferie” (Stanisławski). Jest również znaczenie, które mamy na myśli
mówiąc o Melbourne Fringe Festival. Tu słowo to oznacza „rozpychający granice,
awangardowy”. W jakim znaczeniu
pasuje ono do PolArt-owskiego Fringe
Festiwalu? Mam kopię zbioru poezji poetów-seniorów. Zawarta w niej poezja
jest bardzo różnorodna, tak pod względem tematyki, jak i stylu. Nie nazwałabym
jej jednak awangardową. „Fringe” w
PolArt-owskim Fringe Festiwalu
oznacza po prostu, że odbył się poza terminem głównego PolArtu.
Sądzę, że pobudką urządzenia Fringe Festiwalu była chęć zaoferowania
większej ilości przedstawień—w tym spotkań z poezją seniorów—mimo niemożliwie
zatłoczonego programu. Z punktu zasad inclusiveness
były na to dwie rady: albo zmniejszyć ogólną ilość występów na PolArt-cie, albo
rozszerzyć termin festiwalu, na przykład o tydzień. Byłoby to wskazane również
i z tego względu, że oferując nam tak bogaty program na tak krótkim odcinku
czasu, organizatorzy równocześnie zmuszali nas często do wybierania między kilkoma
przedstawieniami na których „najbardziej” chcieliśmy być.
Pragnę zaznaczyć że powyższe słowa nie są komentarzem na
temat samych spotkań z poezją seniorów, na których nieudało mi się być.
Słyszałam, że były poprowadzone bardzo sympatycznie. Sądzę, że poeci byli
zadowoleni, że ich twórczość została zaprezentowana w miłej atmosferze, przez
ludzi, którzy zapoznali się z ich wierszami, by je efektownie przedstawić.
Jednak, znów wracając do zasad inclusiveness,
spotkania te powinny były się odbyć na głównym PolArt-cie, to jest pomiędzy
powitalnymi i pożegnalnymi przemowami dygnitarzy i sponsorów festiwalu.
Zastanawiam się czy istniała potrzeba prezentowania
poetów-seniorów jako grupy? Z pewnością dla niektórych poetów byłoby trudno
prezentować własne utwory ze względów zdrowotnych. Pod tym względem dobrym
pomysłem było, żeby wiersze ich były czytane przez inne osoby. Przypuszczam
również, że wybór Domu Syrena w Rowville był pokierowany dogodnością dojazdu
dla większości seniorów, którzy zgłosili swoją poezję na PolArt. Można by
jednak, wziąwszy powyższe względy pod uwagę, zorganizować odczyt poezji poetów
w różnym wieku, nie tylko seniorów. W
1997 roku, na PolArt-cie brałam udział w podobnym przedstawieniu, na którym wraz
z innymi recytowałam poezje polonijnych poetów. Niektórzy z nich byli seniorami,
niektórzy nie. Można by również nagrać
takie spotkanie i zrobić pamiątkową płytę DVD, co byłoby szczególnie miłe dla
tych osób, które z jakichś powodów nie mogłyby być na występie. Na pewno takie
rozwiązanie nastręczyłoby różnych nowych trudności, ale sądzę, że warto by
spróbować. Myślę, że większość osób wolałaby być zaprezentowana „na własny
rachunek”, a nie jako senior, czy członek jakiejkolwiek grupy. W końcu, czy
„poezja seniorów” to nie po prostu „poezja”?
Na koniec chciałabym przekazać kilka słów komitetowi
PolArt-u. Niewątpliwie jest aktem odwagi przez miesiące wkładać w coś trud i
serce, by po skończeniu zasiąść do „sekcji zwłok” i dyskutować nad tym co nie
wyszło najlepiej. A potem przekazać pałeczkę następnym, bogatszym o Wasze
doświadczenia. Dlatego z całego serca pragnę Wam podziękować za ten PolArt—dzięki
Waszej pracy zdarzyły się niezapomniane chwile.
Monika Nowacka Athanasiou
Pragnę ogłosić sprostowanie do mojego artykułu „Inclusiveness
a PolArt2015”. Witek Januś oponuje stwierdzeniu, że występował na PolArt-cie
pod warunkiem, że będzie prowadził prelekcję po polsku. Utrzymuje, że miał
wolność wyboru i że sam zdecydował przedstawić polską wersję swojej książki
When Reason Screams NO and Intuition Screams YES.
* * *
Sprostowanie do Inclusiveness a PolArt 2015
Podałam cytat rozmowy w przekonaniu, że podaję
prawdziwe fakty. Mimo to żałuję, że nie uzyskałam zgody na cytowanie prywatnej
rozmowy. Przepraszam Witka Janusia, jak i również jakiekolwiek osoby, które
poczuły się dotknięte.
Monika Nowacka Athanasiou
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy