Ślub pakistański. Fot.Medium#Publiczne |
Pracuję jako adwokat do spraw rodzinnych.
Doświadczenie zawodowe zdobywałem w Pakistanie, skąd pochodzę, a następnie w
Wielkiej Brytanii, gdzie obecnie mieszkam i pracuję. Podczas swojej
wieloletniej praktyki napotykałem różnego rodzaju przypadki, w których pary
decydowały się na ostateczne zakończenie swojego małżeństwa, które było albo
małżeństwem zaaranżowanym, albo z miłości, albo krótkim lub długoletnim
związkiem; wszyscy jednak mieli poczucie, że gdzieś zawiedli, że coś się nie
udało i że najlepszym rozwiązaniem będzie się po prostu rozwieść. Dlaczego
związek, który rozpoczął się wielką miłością, nadzieją, podnieceniem i
zaangażowaniem, kończy się łzami, zgorzknieniem, obwinianiem się a czasem nawet
nienawiścią? Moje obserwacje i praktyka zawodowa podpowiadają mi prostą
odpowiedź: pobieramy się z niewłaściwych powodów.
Często pobieramy się z kimś tylko dlatego, że mamy już dość umawiania się z durniami. Spotykamy ludzi i wierzymy, że są idealni, poświęcają nam czas, serce, a potem nas porzucają. Płaczemy, żałujemy, potem znajdujemy kolejnego kretyna lub kretynkę, i sytuacja się powtarza, dostarczając nam tego samego cierpienia, co poprzednia relacja. Pewnego dnia mówimy sobie, że nigdy więcej nie chcemy być zranieni i pobieramy się z pierwszym lepszym, wierząc że ten na pewno nas nie porzuci. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie do końca jest to osoba, której się szukało. Wówczas sami ze sobą idziemy na pewien kompromis, obniżamy standardy, które wcześniej ustanowiliśmy. Tkwimy w tym niesatysfakcjonującym związku, gdyż mamy dość kolejnych poszukiwań. Zaniżamy więc swoje oczekiwania. Nie kochamy partnera, ale udajemy że kochamy, czujemy się nim obrzydzeni, ale dalej się uśmiechamy, patrzymy na nich z góry, ale ich chwalimy. To nic innego, jak fałszywa relacja zbudowana na kłamstwach, kompromisach, poczuciu winy. Wady naszej żony lub męża przypominają nam o naszej porażce, którą odnieśliśmy, gdy szukaliśmy tego jedynego. W skrytości ducha nienawidzimy naszego małżonka za to, że nie jest tym, kogo pragnęliśmy. W takiej relacji obydwie strony są ofiarami. Jesteśmy ofiarą, bo zgodziliśmy się na niższe standardy. Nasz mąż i żona są także ofiarami, gdyż starają się być tym, kim my chcielibyśmy żeby byli- nieustannie starają się, bo boją się nas stracić. I wtedy pewnego dnia, ta bańka mydlana po prostu pęka. Partnerzy uświadamiają sobie, że to, co uważali za miłość, to było kłamstwo- kłamstwo w dobrej wierze. Decydujemy się wówczas zakończyć ten związek oparty na poczuciu winy, wstydzie, złości i ciągłych kompromisach. Rozstajemy się w nadziei, że nie stanie na naszej drodze znowu jakiś kretyn. Lub kretynka.
Zachęca się nas do małżeństwa i mówi, żebyśmy nie zostali starym kawalerem lub starą panną. I pobieramy się, by uwolnić się od tej społecznej presji, jaką jest narzucenie konkretnego stylu życia. W niektórych społeczeństwach i kulturach grzechem jest nie bycie w związku małżeńskim po osiągnięciu pewnego wieku. Twoja rodzina, przyjaciele, znajomi wywołują w tobie przekonanie, że coś jest z tobą nie tak, że nie byłeś w stanie do tej pory się komuś poświęcić. Jesteś obiektem zatroskania i tematem rozmów na rodzinnych spotkaniach. Twoja przyszłość i rodowód twojej rodziny są zagrożone. Twoja seksualność staje się podejrzana, a niektórzy nawet czekają na moment, w którym ujawnisz sę ze swoją orientacją. A więc pewnego dnia masz już dość tej presji i pobierasz się z pierwszą lepszą osobą, która się napatoczyła lub została wybrana przez twoją rodzinę. To tylko kwestia czasu, kiedy uświadomisz sobie swój błąd i zaczniesz żałować. A żal jest najgorszym zabójcą jakiejkolwiek relacji i doprowadza już tylko do pogorszenia się jakości związku. Za chwilę ty i twój mąż lub żona będziecie na etapie poszukiwania najlepszego prawnika w mieście.
Bo widzicie, prawdziwym powodem do zawarcia małżeństwa powinna być po prostu miłość. To jest jedyny powód do poświęcenia swojego życia partnerowi. Wiemy o tym, a mimo to małżeństwa wciąż się rozpadają. Bo czy tak naprawdę kochamy swoją żonę lub męża? To jest pytanie, które powinniśmy sobie zadać. Bo prawdą jest na pewno, że kochamy samych siebie. To, co kochamy w drugiej osobie, to jest to, co kochamy w nas samych. Jestem wrażliwy i zabawny, i kocham czytać, więc jeśli znajduję te same cechy u drugiej osoby, dochodzę do przekonania, że kocham tę osobę. Z drugiej jednak strony, mogę kochać kogoś za cechy, których we mnie brakuje. I teraz budujemy związek w oparciu o te odczucia, które karzą nam wierzyć, że jest to miłość. A jest to miłość tylko i wyłącznie do nas samych. Decydujemy się spędzić resztę życia z tą osobą, bo czy jest jakiś powód, dla którego warto to zrobić, jak nie miłość? Od tej pory oczekujemy, że nasz partner będzie ciągle tym, którego pokochaliśmy, będzie posiadał te cechy, które sprawiłły, że się w nim zakochaliśmy. Niestety ponosimy porażkę- partner lub partnerka nie utrzymują tych standardów, które kiedyś wzbudziły w nas miłość do niego. Co gorsze, ujawniają się wady, których wcześniej nie widzieliśmy, przeoczyliśmy. Czujemy się rozczarowani, sfrustrowani, widzimy, że nasz partner się zmienił. Doświadczamy brak pociągu, brak komunikacji i brak seksu. Stwierdzamy, że z naszego związku uleciała miłość, wyparowała, nie ma jej. Jeszcze próbujemy zasiągnąć porad mediatorów, terapeutów, przyjaciól, urozmaicamy nasze życie seksualne, czynimy cokolwiek, by odzyskać miłość, którą kiedyś mieliśmy.W końcu decydujemy się na jakiś kompromis lub nie osiągamy żadnego, i rozwiązujemy małżeństwo. Nawet w tym przypadku, żałujemy i uświadamiamy sobie, że pobraliśmy się, kierując się niewłaściwymi pobudkami i że małżeństwo z miłości poniosło porażkę.
Tylko czy to naprawdę miłość poniosła porażkę? Zapominamy, że miłość nie polega na kochaniu jakichś konkretnych cech w naszym partnerze. Miłość to akceptacja jego słabości i pokochanie tych słabości. Miłość to pokochanie tych cech w naszym partnerze, tych właśnie, których tak bardzo nie lubimy w nas samych. Jeśli jesteśmy inteligentni, pokochajmy głupkowatość naszych partnerów. Jeśli jesteśmy silni, praktyczni i odnosimy sukcesy, pokochajmy zatem ich słabość, porażkę i idealizm. Podziwiając ich cechy i kochając ich słabości odnajdujemy klucz do pokochania prawdziwie i szczerze naszego partnera. Ciężko jest prawdziwie kochać, jeśli bardziej kochamy samych siebie niż naszych mężów i żony, jeśli uszczęśliwianie naszego ego jest dla nas ważniejsze niż szczęście naszych bliskich.
Jako małżeństwo możemy doświadczyć porażki. Ale z miłością, skierowaną poza nasze ego, w stronę naszego partnerów życiowych – nasz związek ma większe szanse być trwały i autentyczny.
Inam Rana
Tłum. Natalia Wilk
Medium#Publiczne
Autorem tekstu jest adwokat Inam Rana. Tłumaczyła
Natalia Wilk.
Jednym z powodów jest to, że pobieramy się dla
pewnych korzyści lub, mówiąc wprost, z chciwości. Mogą to być korzyści finansowe
lub korzyści wynikające z podniesienia naszego statusu społecznego. Może to być
małżeństwo zawarte po to, aby zdobyć obywatelstwo w innym kraju lub zwykła
transakcja ustalona między rodzinami. W zamian oferujemy swoje urodę, seks lub
udajemy, że kochamy tę drugą osobę. W większości przypadków tak naprawdę
obydwie strony czerpią korzyści dla siebie z tak funkcjonującego małżeństwa,
które tym sposobem nigdy nie będzie szczere i autentyczne. Prędzej czy później,
gdy obydwie strony poczują, że nachapały się, ile mogły z tego związku lub,
wręcz przeciwnie, że nie osiągną tego, co chciały – decydują się rozstać.
Kolejną kiepską motywacją jest pobieranie
się z powodu czyjejś urody. W większości przypadków zamożni mężczyźni
korzystając ze swojego bogactwa, związują się z piękną, młodą kobietą. Wiele
razy zdarza się też odwrotna sytuacja, gdy to bogate kobiety związują się z
młodszymi, przystojnymi mężczyznami. Ci bogaci są zdobywcami, a ich zdobycze to
trofea: piękna kobieta lub przystojny mężczyzna, na których po prostu miło jest
popatrzeć i mieć satysfakcję z tego, że są w pobliżu. Związek trwa o tyle, o
ile zdobywca nie znudzi się swoim trofeum, uroda nie przeminie lub trofeum nie
znajdzie nowego „nabywcy”. Partnerzy będą musieli zdecydować, co będzie ostateczną
ceną za posiadanie trofeum, choćby przez krótki czas.Często pobieramy się z kimś tylko dlatego, że mamy już dość umawiania się z durniami. Spotykamy ludzi i wierzymy, że są idealni, poświęcają nam czas, serce, a potem nas porzucają. Płaczemy, żałujemy, potem znajdujemy kolejnego kretyna lub kretynkę, i sytuacja się powtarza, dostarczając nam tego samego cierpienia, co poprzednia relacja. Pewnego dnia mówimy sobie, że nigdy więcej nie chcemy być zranieni i pobieramy się z pierwszym lepszym, wierząc że ten na pewno nas nie porzuci. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie do końca jest to osoba, której się szukało. Wówczas sami ze sobą idziemy na pewien kompromis, obniżamy standardy, które wcześniej ustanowiliśmy. Tkwimy w tym niesatysfakcjonującym związku, gdyż mamy dość kolejnych poszukiwań. Zaniżamy więc swoje oczekiwania. Nie kochamy partnera, ale udajemy że kochamy, czujemy się nim obrzydzeni, ale dalej się uśmiechamy, patrzymy na nich z góry, ale ich chwalimy. To nic innego, jak fałszywa relacja zbudowana na kłamstwach, kompromisach, poczuciu winy. Wady naszej żony lub męża przypominają nam o naszej porażce, którą odnieśliśmy, gdy szukaliśmy tego jedynego. W skrytości ducha nienawidzimy naszego małżonka za to, że nie jest tym, kogo pragnęliśmy. W takiej relacji obydwie strony są ofiarami. Jesteśmy ofiarą, bo zgodziliśmy się na niższe standardy. Nasz mąż i żona są także ofiarami, gdyż starają się być tym, kim my chcielibyśmy żeby byli- nieustannie starają się, bo boją się nas stracić. I wtedy pewnego dnia, ta bańka mydlana po prostu pęka. Partnerzy uświadamiają sobie, że to, co uważali za miłość, to było kłamstwo- kłamstwo w dobrej wierze. Decydujemy się wówczas zakończyć ten związek oparty na poczuciu winy, wstydzie, złości i ciągłych kompromisach. Rozstajemy się w nadziei, że nie stanie na naszej drodze znowu jakiś kretyn. Lub kretynka.
Zachęca się nas do małżeństwa i mówi, żebyśmy nie zostali starym kawalerem lub starą panną. I pobieramy się, by uwolnić się od tej społecznej presji, jaką jest narzucenie konkretnego stylu życia. W niektórych społeczeństwach i kulturach grzechem jest nie bycie w związku małżeńskim po osiągnięciu pewnego wieku. Twoja rodzina, przyjaciele, znajomi wywołują w tobie przekonanie, że coś jest z tobą nie tak, że nie byłeś w stanie do tej pory się komuś poświęcić. Jesteś obiektem zatroskania i tematem rozmów na rodzinnych spotkaniach. Twoja przyszłość i rodowód twojej rodziny są zagrożone. Twoja seksualność staje się podejrzana, a niektórzy nawet czekają na moment, w którym ujawnisz sę ze swoją orientacją. A więc pewnego dnia masz już dość tej presji i pobierasz się z pierwszą lepszą osobą, która się napatoczyła lub została wybrana przez twoją rodzinę. To tylko kwestia czasu, kiedy uświadomisz sobie swój błąd i zaczniesz żałować. A żal jest najgorszym zabójcą jakiejkolwiek relacji i doprowadza już tylko do pogorszenia się jakości związku. Za chwilę ty i twój mąż lub żona będziecie na etapie poszukiwania najlepszego prawnika w mieście.
Bo widzicie, prawdziwym powodem do zawarcia małżeństwa powinna być po prostu miłość. To jest jedyny powód do poświęcenia swojego życia partnerowi. Wiemy o tym, a mimo to małżeństwa wciąż się rozpadają. Bo czy tak naprawdę kochamy swoją żonę lub męża? To jest pytanie, które powinniśmy sobie zadać. Bo prawdą jest na pewno, że kochamy samych siebie. To, co kochamy w drugiej osobie, to jest to, co kochamy w nas samych. Jestem wrażliwy i zabawny, i kocham czytać, więc jeśli znajduję te same cechy u drugiej osoby, dochodzę do przekonania, że kocham tę osobę. Z drugiej jednak strony, mogę kochać kogoś za cechy, których we mnie brakuje. I teraz budujemy związek w oparciu o te odczucia, które karzą nam wierzyć, że jest to miłość. A jest to miłość tylko i wyłącznie do nas samych. Decydujemy się spędzić resztę życia z tą osobą, bo czy jest jakiś powód, dla którego warto to zrobić, jak nie miłość? Od tej pory oczekujemy, że nasz partner będzie ciągle tym, którego pokochaliśmy, będzie posiadał te cechy, które sprawiłły, że się w nim zakochaliśmy. Niestety ponosimy porażkę- partner lub partnerka nie utrzymują tych standardów, które kiedyś wzbudziły w nas miłość do niego. Co gorsze, ujawniają się wady, których wcześniej nie widzieliśmy, przeoczyliśmy. Czujemy się rozczarowani, sfrustrowani, widzimy, że nasz partner się zmienił. Doświadczamy brak pociągu, brak komunikacji i brak seksu. Stwierdzamy, że z naszego związku uleciała miłość, wyparowała, nie ma jej. Jeszcze próbujemy zasiągnąć porad mediatorów, terapeutów, przyjaciól, urozmaicamy nasze życie seksualne, czynimy cokolwiek, by odzyskać miłość, którą kiedyś mieliśmy.W końcu decydujemy się na jakiś kompromis lub nie osiągamy żadnego, i rozwiązujemy małżeństwo. Nawet w tym przypadku, żałujemy i uświadamiamy sobie, że pobraliśmy się, kierując się niewłaściwymi pobudkami i że małżeństwo z miłości poniosło porażkę.
Tylko czy to naprawdę miłość poniosła porażkę? Zapominamy, że miłość nie polega na kochaniu jakichś konkretnych cech w naszym partnerze. Miłość to akceptacja jego słabości i pokochanie tych słabości. Miłość to pokochanie tych cech w naszym partnerze, tych właśnie, których tak bardzo nie lubimy w nas samych. Jeśli jesteśmy inteligentni, pokochajmy głupkowatość naszych partnerów. Jeśli jesteśmy silni, praktyczni i odnosimy sukcesy, pokochajmy zatem ich słabość, porażkę i idealizm. Podziwiając ich cechy i kochając ich słabości odnajdujemy klucz do pokochania prawdziwie i szczerze naszego partnera. Ciężko jest prawdziwie kochać, jeśli bardziej kochamy samych siebie niż naszych mężów i żony, jeśli uszczęśliwianie naszego ego jest dla nas ważniejsze niż szczęście naszych bliskich.
Jako małżeństwo możemy doświadczyć porażki. Ale z miłością, skierowaną poza nasze ego, w stronę naszego partnerów życiowych – nasz związek ma większe szanse być trwały i autentyczny.
Inam Rana
Tłum. Natalia Wilk
Medium#Publiczne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy