Andrzej Duda, prezydent RP |
Polska polityka zagraniczna, po kaskadzie fajerwerków medialnych autorstwa szefów MSZ: Radosława Sikorskiego i Grzegorza Schetyny, stała się bardziej powściągliwa, do tego stopnia, że trudno jest potwierdzić oficjalnie sygnalizowane wizyty zagraniczne prezydenta Polski.
Kancelaria prezydencka, w osobie ministra Krzysztofa Szczerskiego, poinformowała 21 listopada br. Polską Agencję Prasową (PAP), że Andrzej Duda uda się na Ukrainę 14 grudnia, oficjalne spotkanie z prezydentem Petro Poroszenko zaplanowano na 15 grudnia, i że jest to ostatnia zagraniczna podróż prezydenta w tym roku. Poza spotkaniami z osobistościami Ukrainy, polski prezydent będzie gościem tamtejszej Polonii. Komunikat PAP upubliczniły media, m.in.: Radio Maryja i Gazeta Wyborcza. Na próżno szukać jednak jakiejkolwiek informacji na temat tej wizyty na stronach internetowych obu prezydentów. Nawet w tzw. anonsach dla mediów na stronie prezydenta Ukrainy nie ma ani słowa. Nie wiadomo, więc, po co, i z czym do Kijowa ma polecieć polski prezydent.
Grupa Tatarów krymskich, osiadłych na Ukrainie, uhonorowanych przez polski MSZ nagrodą im. Lecha Wałęsy, o wartości 1,250 mln euro dla ich lidera i deputowanego Rady Najwyższej Ukrainy - Mustafy Dżemilewa, wysadziła niedawno w powietrze dwie linie energetyczne, zasilające w prąd Krym, wobec którego Ukraina rości pretensje. Na półwyspie musiano ogłosić stan wyjątkowy, wprowadzić limit czasowy na dostawy energii i włączyć agregaty prądotwórcze. Zachód jednoznacznie negatywnie ocenił taką działalność Tatarów, wspieranych przez bandycki Prawy Sektor, przy cichej zgodzie władz. „To sabotaż i działania niehumanitarne” – stwierdzono. Polska w tej sprawie swojej opinii publicznie nie ujawniła, aktu sabotażu – nie potępiła.
Rosja poradziła sobie z krymskim problemem. Uruchomiono pierwsze, bezpośrednie z Rosji dostawy energii elektrycznej nowym kablem podwodnym, do 20 grudnia Krym dostanie łącznie 400 MWt. Przed sezonem letnim dostawy wzrosną o kolejne 200 MWt, co zdaniem prezydenta Putina, pokryje z nadwyżką eksport energii z Ukrainy.
Jeszcze bardziej tajemniczy jest polski MSZ, który wprawdzie mocno interesuje się Ukrainą, ale niewiele na ten temat informuje. Co najwyższej o polsko-ukraińskim festiwalu jazzowym „Jazz Bez” z koncertami we Lwowie i Przemyślu, których współorganizatorem jest konsul generalny RP we Lwowie.
O wyniku spotkania szefów dyplomacji w ramach 22. obrad plenarnych Rady Ministerialnej OBWE (OSCE) w Belgradzie (3/4 grudnia) MZS jednak milczy. A szkoda, bo w ramach tych obrad, na nieformalnym lunchu szefów dyplomacji państw z obszaru OBWE, w tym też Polski, tzw. „Trojka” przedstawiła zaakceptowaną i podpisaną końcową wersję raportu: „Powrót do dyplomacji” (Back of Diplomacy - Final Report and Recommendations of the Panel of Eminent Persons on European Security as a Common Project) dot. konsensusu w sprawie europejskiego bezpieczeństwa, i to w kontekście wydarzeń na Ukrainie. Nie sądzę, by ten raport nie zainteresował przebywającego w Belgradzie ministra Witolda Waszczykowskiego.
Raport podkreśla potrzebę wypracowania bardziej skutecznych środków, koniecznych do zmniejszenia ryzyka incydentów zbrojnych na Ukrainie i wzywa obie strony konfliktu do pełnego wdrożenia porozumień z Mińska.
Raport jest główną rekomendacją dla „solidnego procesu dyplomatycznego, który ma odbudować fundamenty bezpieczeństwa w Europie” - głosi oficjalny komunikat OBWE.
Byli i obecni ministrowie spraw zagranicznych państw OBWE, stanowiący skład „Trójki”: Ivica Dačić (Serbia), Didier Burkhalter (Szwajcaria) i Frank-Walter Steinmeier (Niemcy), zatwierdzając raport, stwierdzili, iż stanowi ważny wkład do debaty o przyszłości Europy i wymaga dokładnej analizy. Według nich, do państw członkowskich OBWE należy teraz decyzja, w jaki sposób zechcą się one zastosować się do zaleceń sformułowanych w raporcie.
Polska będzie miała niewątpliwy problem, bowiem już nawet OBWE nie skrywa, że to akurat Kijów nagminnie łamie ustalenia z Mińska, a nie powstańcy z Donbasu. Dlatego też w raporcie wyraźne zalecono wykreowanie specjalnej Grupy Kontaktowej, ds. Ukrainy, tj. wzmocnienie Grupy Normandzkiej państwami, które podpisały tzw. Memorandum Budapesztańskie. Chodzi przede wszystkim o przedstawicieli USA, którzy mają bezpośredni wpływ na prezydenta Poroszenkę.
Wiceprezydent USA, Joseph Biden jest akurat na Ukrainie (7 i 8 grudnia). We wspólnym wystąpieniu dla mediów tak, Biden, jak i Poroszenko podkreślili „konieczność pełnej realizacji umowy z Mińska”. Na stronie internetowej ukraińskiego prezydenta możemy przeczytać jednak, że to nie Ukraina odpowiada za wzrost napięć na wschodzie Ukrainy. „Niestety, nie możemy powiedzieć, że jest de-eskalacja Donbasu, (…) wojna jest kontynuowana. Dzisiaj mieliśmy 14 ostrzałów moździerzowych, rannych zostało 8 ukraińskich wojskowych", stwierdza Poroszenko. O tym, że siły ukraińskie codziennie ostrzeliwują cywilne dzielnice, szkoły, przedszkola i inne budynki użyteczności publicznej Donbasu i okolicznych wsi, że giną ludzie, w tym dzieci – nie wspominał. Nie zapomniał jednak dodać, że „w warunkach ciągłych naruszeń ustaleń o zawieszeniu broni przez Rosję, omówiliśmy przyszłe działania w celu zapewnienia pełnej realizacji umów Mińska przez Rosję i bojowników przez nią wspieranych”. Kiedy i gdzie Rosja naruszyła zawieszenie broni – nie ujawnił. Biden, zapewniał natomiast Poroszenkę, że „USA wspiera Ukrainę w zwalczaniu rosyjskiej agresji i prorosyjskich separatystów”.
Oficjalnie kancelaria prezydenta Ukrainy stwierdza, że ważnym elementem rozmów z Josephem Bidenem była koordynacja działań m.in.: dot. „ugody politycznej w Donbasie”. Ale nie napisano, że Biden jawnie potwierdził, że Kijów narusza zawieszeni broni na wschodzie Ukrainy. „Ukraina musi wypełniać zobowiązania zawarte w ramach mińskich porozumień. Rosjanie swoich zobowiązań nie wypełniają, ale pan premier (Jaceniuk) wie, że wy – mówił do Ukraińców amerykański polityk - ze swej strony nie możecie ich nie realizować, gdyż inaczej Europa powie, że jesteście tacy sami”.
Gwoli wyjaśnienia, Europa mówi o tym już całkiem jawnie i bez skrupułów.
Polskie władze na razie wspierają wszystko to, co niesie eskalację negatywnych wydarzeń na Ukrainie.
Grupa Tatarów krymskich, osiadłych na Ukrainie, uhonorowanych przez polski MSZ nagrodą im. Lecha Wałęsy, o wartości 1,250 mln euro dla ich lidera i deputowanego Rady Najwyższej Ukrainy - Mustafy Dżemilewa, wysadziła niedawno w powietrze dwie linie energetyczne, zasilające w prąd Krym, wobec którego Ukraina rości pretensje. Na półwyspie musiano ogłosić stan wyjątkowy, wprowadzić limit czasowy na dostawy energii i włączyć agregaty prądotwórcze. Zachód jednoznacznie negatywnie ocenił taką działalność Tatarów, wspieranych przez bandycki Prawy Sektor, przy cichej zgodzie władz. „To sabotaż i działania niehumanitarne” – stwierdzono. Polska w tej sprawie swojej opinii publicznie nie ujawniła, aktu sabotażu – nie potępiła.
Wcześniej ci sami Tatarzy zablokowali na drogach dostawy żywności na Krym, a Ukraina zlikwidowała wszelkie połączenia kolejowe.
Polskie władze muszą sobie jasno odpowiedzieć na pytanie: czy wspieranie finansowo grup ludzi, których działanie, stricte terrorystyczne, wzmacniające sytuacje kryzysowe na Ukrainie - jest polską racją stanu, czy nie? I to jeszcze przed wyjazdem Andrzeja Dudy do Kijowa.
Polski prezydent praktycznie mało wypowiadał się do tej pory o wschodnim sąsiedzie. Podczas wystąpienia na wrześniowej, jubileuszowej 70. sesji plenarnej ONZ, mówiąc o prawach człowieka, o konsekwencjach wojen i masowych emigracji, wspomniał o kobietach, które cierpią, wymieniając także kobiety na Ukrainie. I to były jedyne jego słowa o wschodnim sąsiedzie Polski. 11 listopada tego roku, w audycji 1-go programu Polskiego Radia: „Sygnały dnia”, mówiąc o polskiej polityce wobec Rosji, stwierdził, że przede wszystkim powinna być ona zrównoważona: ”Dzisiaj mamy stan taki, że Rosja dokonała agresji na Ukrainę, Rosja prowadzi samowolne działania bojowe w Syrii…”. Pytany o działania, których celem jest aktywizacja Ukrainy, zapewnił, że podczas wizyt zagranicznych i rozmów z głowami państw podkreśla kwestię Ukrainy i – jak mówił – „w przestrzeni politycznej ona żyje, choć być może w przestrzeni medialnej została częściowo przykryta kwestią uchodźców czy wojną w Syrii”.
Ale, jeśli za tym milczeniem czają się jakieś dziwne pomysły wykreowane przez rząd czy prezydenta RP, z jakimi mamy do czynienia w innych dziedzinach polskiej polityki, czy też to milczenie jest związane z czekaniem na instrukcje z Waszyngtonu – to jest ono bardzo złowrogie.
Zofia Bąbczyńska-Jelonek
Kwadratura Koła Polityki
Prezydent Duda z malżonką |
Trudno na podstawie tych zdawkowych wypowiedzi, na dodatek nie zawsze zgodnych z rzeczywistością, ocenić stosunek prezydenta Dudy, a tym samym obecnych władz Polski, do Ukrainy.
Być może, taka daleko idąca powściągliwość jest w tym przypadku zaletą.
Ale, jeśli za tym milczeniem czają się jakieś dziwne pomysły wykreowane przez rząd czy prezydenta RP, z jakimi mamy do czynienia w innych dziedzinach polskiej polityki, czy też to milczenie jest związane z czekaniem na instrukcje z Waszyngtonu – to jest ono bardzo złowrogie.
Zofia Bąbczyńska-Jelonek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy