polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Polska może stanąć przed poważnym wyzwaniem, jeśli chodzi o dostawy energii elektrycznej już w 2026 roku. Jak podała "Rzeczpospolita", Polska może zmagać się z deficytem na poziomie prawie 9,5 GW w stabilnych źródłach energii. "Rzeczpospolita" zwróciła uwagę, że rząd musi przestać rozważać różne scenariusze i przejść do konkretnych działań, które zapewnią Polsce stabilne dostawy energii. Jeśli tego nie zrobi, może być zmuszony do wprowadzenia reglamentacji prądu z powodu tzw. luki mocowej. * * * AUSTRALIA: Wybuch upałów w Australii może doprowadzić do niebezpiecznych warunków w ciągu najbliższych 48 godzin, z potencjalnie najwcześniejszymi 40-stopniowymi letnimi dniami w Adelajdzie i Melbourne od prawie dwóch dekad. W niedzielę w Adelajdzie może osiągnąć 40 stopni Celsjusza, co byłoby o 13 stopni powyżej średniej. Podczas gdy w niektórych częściach Wiktorii w poniedziałek może przekroczyć 45 stopni Celsjusza. * * * SWIAT: Rosja wybierze cele na Ukrainie, które mogą obejmować ośrodki decyzyjne w Kijowie. Jest to odpowiedź na ukraińskie ataki dalekiego zasięgu na terytorium Rosji przy użyciu zachodniej broni - powiedział w czwartek prezydent Władimir Putin. Jak dodał, w Rosji rozpoczęła się seryjna produkcja nowego pocisku średniego zasięgu - Oresznik. - W przypadku masowego użycia tych rakiet, ich siła będzie porównywalna z użyciem broni nuklearnej - dodał.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

wtorek, 1 grudnia 2015

Cicha tragedia Chrześcijaństwa bliskowschodniego

We wrześniu 2013 roku brodaci bojownicy międzynarodówki muzułmańskiej z Frontu Poparcia Ludu Lewantu i sunnici miejscowi z Frontu Wyzwolenia Gór Qalamon opanowali słabo bronioną górzystą Maalulę, niedaleko Damaszku, jedną z najstarszych miejscowości chrześcijańskich na świecie, gdzie zachowały się dwa najstarsze klasztory w Syrii. Zdobywcy zamieścili w internecie filmik pokazujący chwilę „wyzwolenia” Maaluli, któremu towarzyszy głos narratora powtarzającego mantrę Allachu Akbar (Allach jest wielki).

Wyzwoliciele, głosząc potrzebę rozprawienia się z krzyżowcami, podjęli niszczenie wnętrz kościołów, posągów, obrazów; podpalono kościół znany jako Demianos. Pewną liczbę mieszkańców zastrzelono. Ci, którzy nie zdołali ujść, musieli pod groźbą śmierci wypowiadać formułkę wyznania wiary: „Nie ma Boga prócz Allacha, a Mahomet jest jego Prorokiem”, co oznaczało, że „nawrócili się” na islam. Przynajmniej jednemu opornemu obcięto głowę. Słuch zaginął po dwóch biskupach i jednym księdzu.


Licząca ledwie 3,3 tys. osób Maalula była znana jako sanktuarium chrześcijańskie, gdzie pielgrzymi doznawali jakoby uzdrowień. Rebelianci sunniccy czuli więc przymus jej wyzwolenia z dżahiliji (czas ciemnoty poprzedzający zesłanie Mahometa). Po kilku dniach wojsko rządowe odbiło Maalulę, już miasto duchów.

Jej mieszkańcy posługują się językiem aramejskim, podobno mową Jezusa Nazareńskiego. Językiem tym, w odmianie zachodniej, kiedyś używanym na obszarach dzisiejszego Izraela, Libanu i południa Syrii, w ostatnim czasie mówiło już tylko kilka tysięcy osób, a jego ośrodkiem była Maalula. Nie była ona pierwszym miejscem, gdzie islamiści dopuścili się niszczenia miejsc kultu i przestępstw wobec ludności. Znamienny jest los chrześcijan z miasta Homs. W październiku 2012 r. islamiści zabili ostatniego chrześcijanina – przed wybuchem wojny domowej w Homsie było ich 80 tys.
World Watch List szacuje, że odkąd wybuchła wojna domowa w Syrii w 2011, kraj ten do początku tego roku opuściło przeszło 700 tys. chrześcijan (Ormianie, chrześcijanie Arabowie różnych odłamów).  W tym roku zginęły lub uciekły za granicę kolejne setki tysięcy. Nikt nie wiele ile, ale dużo. Gdy zaczynała się wojna domowa, liczba chrześcijan sięgała 2,2 mln osób.

Gdy wojska USA obaliły sunnicki reżim Saddama Husajna w Iraku w 2003 r., z sunnickich meczetów popłynęły wezwania do wypełnienia świętego obowiązku wypędzenia chrześcijan. A gdy wkrótce zapadły się państwo i gospodarka, przyszła bieda i zaraz zagrożenie życia na skutek faktycznej wojny religijnej między sunnitami i szyitami, zwłaszcza w dużych miastach, tego samego losu dla chrześcijan zaczęli żądać duchowni szyiccy. Chrześcijan utożsamiono z najeźdźcą amerykańskim i spotkał ich los znany gatunkowi człowieczemu przez całe dzieje: gdy nastawały klęski żywiołowe, masowe pomory, głód lub nędza wojenna, kozłem ofiarnym padały mniejszości religijne, etniczne.

Świat o tym nie słyszał, nie chce słyszeć, ale w Iraku urządzano lokalne igrzyska  z krzyżowaniem chrześcijan, obcinaniem im głów, paleniem kościołów, a najstraszniejszy los spotykał kobiety, czy dziewczynki, uprowadzane, dniami gwałcone zbiorowo do stanu wegetatywnego, a wówczas zarzynane. Czasem tylko świat dowiadywał o spektakularnych masakrach, jak w 2010 r., kiedy komando islamistów opanowało kościół w Bagdadzie wznosząc hasła w rodzaju „śmierć niewiernym”. Zabito 41 uczestników mszy. UNHCR zauważył, że po tym mordzie ucieczka chrześcijan z Bagdadu, Basry, Mosulu przybrała na sile. A z Kirkuku w 2011 r. po serii zamachów bombowych na kościoły. Chrześcijanie iraccy nie mają oparcia w strukturze plemiennej, jak szyici i sunnici, nie mają też własnych milicji. Są bezbronni. Gdy wojska USA wycofały się z końcem 2011 r. stali się celem jeszcze większej nienawiści.

W 2003 r. chrześcijan, według ich szacunków, żyło w Iraku 1,5 mln. Dzisiaj może  300 tysięcy. Rozpierzchli się różnym przemysłem po świecie, tracąc często dorobek życia.
W pierwszych latach kierunkiem ucieczki był Kurdystan iracki, który cieszył się autonomią, gdzie siły porządkowe nie dopuszczały do krwawej anarchii, jak w pozostałych dzielnicach Iraku. Jednak wg Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji w 2012 r. liczba opuszczających Kurdystan przekroczyła liczbę przybywających. Zaczęły się porywania dla okupu, podpalanie nieruchomości chrześcijan, ceny dla nich skoczyły rakietą w górę. Miejscowi poczuli się zagrożeni ich rosnącą liczbą, przedsiębiorczością. Ci, którzy mogą, szukają przystani w takich krajach, jak Jordania (Syria już odpadła), czy Turcja, skąd nielegalnie przedostają się dalej, głównie do Europy zachodniej. Inni wracają na poniewierkę tam, skąd uciekli. Nowym kierunkiem stały się Stany Zjednoczone, gdzie w Knoxville działa od 5 lat organizacja Arabscy Uchodźcy Chrześcijanie w USA (ARC-USA).
Z niemałą siłą Wiosna Arabska uderzyła w chrześcijan egipskich (8-12 mln na 80 mln Egipcjan). Byli oni bardzo aktywni w czasie rozruchów, które doprowadziły do upadku rządzącego od 1981 r. Hosniego Mubaraka. Nie doczekali jednak miesiąca miodowego. Zaczęły się napaści, rabowanie dobytku, atakowanie miejsc kultu.

Do historii przeszło spalenie jesienią 2011 r. kościoła w prowincji Asuan. W odpowiedzi na kłamliwe relacje telewizji państwowej, chrześcijanie urządzili w październiku marsz protestacyjny pod siedzibę telewizji w Kairze. Kilkusetosobowy tłum był już po drodze obrzucany kamieniami, butelkami z płynem zapalającym. Gdy zbliżył się do gmachu telewizji wojsko otworzyło ogień, a potem zgromadzonych rozjeżdżały trzy pojazdy opancerzone. Żołnierze wznosili okrzyki Allachu Akbar. Można to zobaczyć na filmie. Zginęło 26 demonstrantów, wielu zostało rannych. Po roku procesu, sąd ogłosił, że brak winnych, demonstrantów oskarżono natomiast, że atakowali żołnierzy powodując ich śmierć – bez podania liczby ofiar i ich nazwisk. Amnesty International uznała, że „nie przeprowadzono pełnego, bezstronnego i niezależnego śledztwa dla ustalenia przebiegu aktów przemocy  i pociągnięcia winnych do odpowiedzialności”.

Gdy w sierpniu 2013 r. wojsko obaliło rządy Bractwa Muzułmańskiego, doszło natychmiast do zmasowanych napaści na chrześcijan, mordów, rabowania dobytku i spalenia co najmniej 70 kościołów – w tym o nieocenionej wartości historycznej. Pogromy trwały kilka dni. Istniało domniemanie, że chrześcijan, bardzo zaniepokojonych działaniami Bractwa, zamach cieszy. Organizacja Human Rights Watch zauważyła potem, że „brak przeciwdziałania tej przemocy ze strony sił porządkowych miał na celu ośmielanie, a nawet zachęcanie” muzułmańskiego tłumu.
Dynamicznie rozwijające się prześladowania Koptów, zwłaszcza za rządów Bractwa Muzułmańskiego i ich prezydenta Mohammeda Mursiego, ukrócił w jakimś stopniu generał Abdealfatah el-Sisi, którzy obalił  Mursiego i rządzi obecnie jako prezydent.


***
Używamy tu zbiorczego pojęcia „chrześcijanie” na określenie wyznawców kilkunastu kościołów, nieraz żyjących w wymieszaniu, najczęściej w rozproszeniu pośród ludów muzułmańskich. Rzadko stanowią oni jedną grupę wyznaniową w danym kraju. Takim wyjątkiem są Koptowie w Egipcie, albo chociażby dominującą wśród chrześcijan, jak maronici w Libanie. Nie ma tu pewnych liczb. Ostatni spis, z 1932 r., naliczył, że chrześcijanie to 51,5 proc. Libańczyków. Dzisiejsze szacunki mówią o 34 proc. do 41,5 proc. pośród 4,3 mln mieszkańców Libanu, gdzie gwałtownie przybywa zwłaszcza agresywnych szyitów. Chrześcijanie libańscy mają długą tradycję emigrowania. Diasporę libańską oblicza się na 14 mln osób, z czego chrześcijanie mogą stanowić nawet 10 mln. To oni są często magnesem dla uciekających z Bliskiego Wschodu chrześcijan Arabów.

Bliski Wschód był matecznikiem chrześcijaństwa. Dziś stanowią oni mniej, niż 4 proc. ludności arabskiej. Pojawia się coraz więcej prognoz na temat ich zniknięcia z tego obszaru. Śledząca prześladowania chrześcijan w 60 krajach organizacja Open Doors USA ocenia: „Jeśli obecna tendencja utrzyma się chrześcijanie mogą zaniknąć w Iraku do roku 2020”.  Pewne jest, że do tego czasu chrześcijanie znikną ze Strefy Gazy.  Jeszcze 30 lat temu było ich ok. 12 tys. Dziś jest to może tysiąc osób, albo i mniej. Ucieczka zaczęła się po opanowaniu Strefy przez islamistów z Hamasu w 2006 r., a szczególnie po uprowadzeniu i zatłuczeniu na śmierć księgarza Ramiego Ajjada w 2007 r. za „nawracanie na swoją wiarę”. W księgarni były wydawnictwa chrześcijańskie, a więc księgarz uprawiał prozelityzm, za co islam karze śmiercią. Chrześcijan przybyło w ostatnich 30 latach tylko w Izraelu (obecnie ok. 150 tys. osób), co wiąże się z osiedlaniem się małżonków żydów z d. ZSRR i ok. 10 tys. maronitów libańskich w 2000 r.

Ktoś, coś powstrzyma ten krwotok? Gdy papież Franciszek zażądał w lipcu 2013 r. na wyspie Lampedusa zatroszczenia się przez Europę o emigrantów z Afryki (muzułmańskich), aby nie topili się w Morzu Śródziemnym, niektórzy politycy włoscy z Forza Italia i Ligi Północnej, zauważyli, że papież zachęca do nielegalnej emigracji do Europy. Bo niebawem zaczął się rosnąć z każdym miesiącem strumień migrantów północnoafrykańskich przedostających się do Włoch – dzięki rozkwitającemu przemysłowi przemytu ludzi. Mniej uprzejme były fora internetowe oskarżające papieża o porzucenie chrześcijan, a zwłaszcza nigeryjskich, gdzie islamiści co tydzień wysadzają ich szkoły i kościoły, choć oni do Europy nie chcą emigrować wcale.

Teraz papież odbył pierwszą podróż afrykańską – dopiero 2,5 roku po wyborze – do Kenii, Ugandy i Republiki Środkowoafrykańskiej. We wszystkich tych krajach dochodzi w ostatnich latach do zamachów na ludność chrześcijańską ze strony wojujących islamistów, nieraz bardzo krwawych, jak w Kenii. Natomiast Republika Środkowoafrykańska to jedyne miejsce na świecie, gdzie znacznie liczniejsi chrześcijanie odpowiedzieli na agresję muzułmańską  w małej wojnie domowej znacznie skuteczniejszą przemocą. Jakie były papieskie motywacje wyboru krajów, nie wiemy, ale obiektywnie chrześcijanie musieli tam poczuć pomocną dłoń.

Roman Strzemiecki
Studio Opinii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy