polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Polska może stanąć przed poważnym wyzwaniem, jeśli chodzi o dostawy energii elektrycznej już w 2026 roku. Jak podała "Rzeczpospolita", Polska może zmagać się z deficytem na poziomie prawie 9,5 GW w stabilnych źródłach energii. "Rzeczpospolita" zwróciła uwagę, że rząd musi przestać rozważać różne scenariusze i przejść do konkretnych działań, które zapewnią Polsce stabilne dostawy energii. Jeśli tego nie zrobi, może być zmuszony do wprowadzenia reglamentacji prądu z powodu tzw. luki mocowej. * * * AUSTRALIA: Wybuch upałów w Australii może doprowadzić do niebezpiecznych warunków w ciągu najbliższych 48 godzin, z potencjalnie najwcześniejszymi 40-stopniowymi letnimi dniami w Adelajdzie i Melbourne od prawie dwóch dekad. W niedzielę w Adelajdzie może osiągnąć 40 stopni Celsjusza, co byłoby o 13 stopni powyżej średniej. Podczas gdy w niektórych częściach Wiktorii w poniedziałek może przekroczyć 45 stopni Celsjusza. * * * SWIAT: Islamiści wkroczyli do Damaszku i ogłosili go "wolnym", dodając, że prezydent Baszar Asad uciekł ze stolicy. Były prezydent otrzymał azyl w Rosji i przybył do Moskwy wraz z rodziną - poinformowały w niedzielę rosyjskie agencje informacyjne RIA Novosti i TASS, powołując się na źródła kremlowskie. Szybkie zajęcie syryjskiej stolicy stanowi kulminację zakrojonej na szeroką skalę ofensywy przeprowadzonej przez Hayat Tahrir al-Sham (HTS). Dowodzone przez byłego dowódcę Al-Kaidy, wcześniej znanego jako Dżabhat an-Nusra, ugrupowanie rozpoczęło w zeszłym tygodniu niespodziewaną ofensywę z kontrolowanej przez opozycję prowincji Idlib w północnej Syrii. Wcześniej dżihadyści wyparli armię syryjską z miast Aleppo, Hama, Homs i Al-Kusajr na granicy z Libanem, zanim wkroczyli do Damaszku.* Rosyjski minister spraw zagranicznych, Siergiej Ławrow, w opublikowanym wywiadzie dla Tucker Carlsona, stwierdził, że kluczowym warunkiem zakończenia wojny na Ukrainie jest uznanie jej za "państwo nieblokowe". Ławrow przekonywał, że Rosja jest gotowa dołączyć do grupy krajów, które zapewnią Ukrainie zbiorowe gwarancje bezpieczeństwa.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

sobota, 14 listopada 2015

Specjalny wywiad z Jadwigą Barańską i Jerzym Antczakiem


Jadwiga Barańska i Jerzy Antczak / fot. archiwum prywatne
 gości specjalnego wydania OFF THE STAGE ONLINE
Chociaż od dawna nie mieszkają w Polsce, podczas tegorocznego festiwalu filmowego w Gdyni udowodnili, że nie można i nie da się o nich zapomnieć. Jadwiga Barańska i Jerzy Antczak odebrali Diamentowe Lwy za film "Noce i Dnie". Dodatkowo, odtwórczyni legendarnej roli Barbary Niechcic została okrzyknięta aktorką 40-lecia. Można odnieść wrażenie, że ekranizacja powieści Dąbrowskiej stała się pewnego rodzaju "przekleństwem" czy jak kto woli - dziełem zbyt wielkim, bo późniejsza twórczość obojga małżonków nie była już tak entuzjastycznie przyjmowana. Przynajmniej nad Wisłą. Z aktorką i reżyserem rozmawia Filip Cuprych. 
  

WITAMY W OFF THE STAGE ONLINE
 
Filip Cuprych: Zacznijmy od samych Diamentowych Lwów. W jaki sposób wyłoniono zwycięzców plebiscytu, bo przecież nie głosowało na nich kilka osób z jakiegoś jury.
 
Jadwiga Barańska:  W tym roku, we wrześniu przypadła czterdziesta rocznica Festiwalu Filmowego w Gdyni i dyrekcja tego festiwalu zorganizowała plebiscyt wśród Polaków w kraju i na świecie. Pytano o to, którą produkcję uznają oni za "film 40-lecia", to samo dotyczyło aktorki, aktora, a także kompozytora muzyki filmowej. No i zaczęło się szaleństwo internautów. Po pierwszym etapie, który trwał 2 miesiące wyłoniono po 3 kandydatury w każdej kategorii. Film "Noce i Dnie" rywalizował z "Ziemią obiecaną" i z "Potopem", ja "rywalizowałam" z Krystyną Jandą ("Przesłuchanie") i Danutą Szaflarską ("Pora umierać"), a wśród aktorów: Jerzy Bińczycki za "Noce i Dnie", Tomasz Kot za "Bogów" i Janusz Gajos za role w trzech filmach. Ostateczny wynik utrzymywany był w ścisłej tajemnicy i ogłoszony został dopiero na uroczystej gali festiwalowej. 


FC: Panie Jerzy, czy to prawda, że "Noce i Dnie" kompletnie Panu nie "leżały", że za książkę nie chciał się Pan nawet zabierać, twierdząc, że tego nie da się po prostu czytać?
Jerzy Antczak: Tak, ponieważ w szkole zmuszano nas do czytania tej książki i tym samym obrzydzono mi ją. Zacząłem ją czytać i natychmiast odrzuciłem. Po 40 latach, Jadzia podsunęła mi tę książkę, przeczytałem ją i zrozumiałem, że jest to powieść dla ludzi dojrzałych, którzy mają jakieś doświadczenia, jakiś bagaż. Dla tych, którzy wiedzą co to są życiowe wyboje. Młodzi ludzie tego nie lubią. Młodzi ludzie chcą, żeby było łatwo, prosto, żeby im wszystko podać, bo im się wszystko należy. A Dąbrowska pokazuje, że wszystko w życiu trzeba wypracować. Miłość też. Należy na nią zasłużyć. Dąbrowska pokazała dwoje poranionych ludzi i ja tego wcześniej nie rozumiałem. Nie dorosłem do niej.
 

FC: No, ale Pani Jadwiga namówiła Pana do ekranizacji powieści. Często poddaje się Pan wizjom czy przeczuciom małżonki?

Jerzy Antczak: Tak. Ona jest osobą niezwykłą. Mówię to nie dlatego, że jest moją żoną, ale przekonałem się o tym w ciągu tych blisko 60 lat razem. Mężczyźni lubią pochlebstwa. Próżność mężczyzny jest nie do pobicia. Mężczyzna jest niezwykle łasy na komplementy. Jadwigi nie przekupi się niczym, żadnym pochlebstwem, żadnym przypadkowym komplementem. Jej instynkt jest tak niebotyczny, że ja nigdy się na nim nie zawiodłem. A na swoim tak. Wiele razy. Poza tym, u mężczyzny pycha rośnie wraz z sukcesami, zajmowanym stanowiskiem. U kobiety nie. Kobieta zniesie wszystko. Ale nie zniesie odrzucenia. Bardziej cenię kobiety niż mężczyzn.
 
FC: Nie każdy wie, że w Polsce film obejrzało ponad 20 milionów widzów, nie każdy pamięta, że w roku 1976 nominowany był do Oscara. 
 
Jadwiga Barańska: Mnie się wydaje, że największą nagrodą dla filmu była nie tylko nominacja do Oscara, ale też to, że 20 lat później Akademia zorganizowała festiwal filmów kręconych na taśmie 70mm. Czyli takich, których już się nie produkuje. Takich filmow powstało na świecie 50. Na festiwal wybrano 10 najlepszych. I jednym, jedynym filmem, nie tylko z Polski, ale z całej Europy był właśnie "Noce i Dnie". Myśmy byli w takim towarzystwie, jak "Ben Hur", "Dookoła świata w 80 dni", "The Sound of Music" czy "Lawrence of Arabia". To są ogromne tytuły, przedstawienia wręcz. 

  

Jadwiga Barańska i Jerzy Bińczycki w filmie
"Noce i Dnie"
 / stopklatka

Wojciech R.: Czy można powiedzieć, że film "Noce i Dnie" zamknął pewien rozdział Waszego artystycznego życia? Jeśli się przyjrzeć Waszemu filmowemu dorobkowi, wspólnemu czy osobnemu, to okaże się, że od wyjazdu z Polski nie pojawiła się żadna produkcja z Państwa udziałem. Dopiero w 1995 "Dama Kameliowa", a 7 lat później "Chopin. Pragnienie Miłości". Czy można więc powidzieć, że po "Nocach  i Dniach" zapał artystyczny zmalał?
 
Jadwiga Barańska: To był czas chaosu, upadał Mur Berliński, cały sowiecki system, ludzie emigrowali. To był obłęd. Jakie filmy mielibyśmy robić w takim zamieszaniu? Nawet dzisiaj, proszę zobaczyć co się dzieje dookoła, w każdym zakamarku świata. I nie robi się wielkich filmów, bo nie wiadomo za co się wziąć. To wszystko musi minąć, musi się przez nas przewalić, żeby powstało kolejne wielkie dzieło. A na pewno powstanie. A jeśli chodzi o zapał...mój nie zmalał. Ale moja głowa była w tym czasie zajęta czymś zupełnie innym. Miałam bardzo chorą mamę, której musiałam się bezgranicznie poświęcić. Przed rolą Barbary zrobiłam tak wiele na ekranie i scenie, że nie miałam uczucia niespełnienia. Żeby zagrać dużą rolę, trzeba się dobrze zawodowo przygotować. Dojrzeć.
 
Jerzy Antczak: Każde przedsięwięcie mierzone sukcesem "Nocy i Dni" będzie miało pozornie mniejszy efekt. Popatrzmy na "Damę Kameliową", "Chopin. Pragnienie miłości" i dwie produkcje teatru telewizji: "Ścieżki chwały" i "Cezar i Pompejusz". Jadzia napisała scenariusz do "Damy Kameliowej", uznany w Stanach za najlepszą adaptację powieści Aleksandra Dumasa, jaką kiedykolwiek przygotowano. Film testowano w Directors' Guild of America i tak się spodobał, że zrobiono specjalną galę na jego cześć. To byl ogromny triumf. A w Warszawie stwierdzono, że nie można tego filmu porównać z "Nocami i Dniami" i go w ten sposób utrupiono. Ogromnym uznaniem cieszyły się oba spektakle teatru telewizji i to też za sprawą Jadzi, która była autorką ich adaptacji... ona tu mi macha ręką, żebym aż tyle o niej nie mówił (śmiech)...
 
Jadwiga Barańska: ...bo ciągle mówisz o mnie i o mnie (śmiech)...
Jerzy Antczak: ...no, ale taka jest prawda. Z kolei "Chopin..." został sprzedany do 38 krajów świata. A mówię to wszystko dlatego, żeby pokazać, że zapał artystyczy po "Nocach i Dniach" wcale nie zmalał, jedynie przymierzanie wszystkiego do tego filmu kończy się śmiercią lub kalectwem innych produkcji. No, ale kończę już ten wątek, bo mnie żona za chwilę zabije (śmiech).

Jadwiga Barańska w roli matki Chopina
"Chopin. Pragnienie miłości"/ Fot,Fimmoteka Narodowa



 Dorota Sz.: Czy to prawda, że praca nad filmem "Chopin. Pragnienie miłości" trwała aż 20 lat?

Jadwiga Barańska: Tak, dlatego że jest on oparty na prawdziwej historii i cokolwiek nie byłoby zrobione, to zawsze czegoś będzie brakowało. W dodatku, najpierw był producent, a potem się rozmyślił. Potem aktor się rozmyślił, potem budżet upadł. Ciągle coś było nie tak. Inni reżyserzy też chcieli kręcić film o Chopinie i też im nie wychodziło. W końcu Pani Henryka Pieronkiewicz, która była dyrektorem banku PKO BP stwierdziła, że ktoś wreszcie musi zrobić ten film, że to niemożliwe, żeby Polska nie zrobiła filmu o Chopinie. Bank znalazł pieniądze i w końcu produkcja mogła ruszyć. Jesteśmy Jej za to niezwykle wdzięczni.
Jerzy Antczak: Zdarza się też tak, że ludzie pracują nad jakimś filmem całe życie, także te 20 lat to jeszcze nie najgorzej. Film miał być kręcony w USA.  Ale dobrze się stało, że był kręcony w Polsce.

 
FC: Zatrzymajmy się na chwilę przy jeszcze innym filmie - "Hrabina Cosel". Pani Jadwigo, co to znaczy, że za ten film najzwyczajniej w świecie Pani "oberwała"?
 

"Hrabina Cosel" w reżyserii Jerzego Antczaka /
 fot. Filmoteka Narodowa

Jadwiga Barańska: Można być kochanką reżysera. Można być ukrytą metresą (śmiech), ale nie można być żoną. Żona, za komuny "hrabina" w tytule, to już nie wymaga tłumaczenia (śmiech). A głównym zarzutem było nie granie, nie aktorstwo, nie warsztat, ale moja uroda. Mówiono "Jak tak brzydka kobieta może grać taką rolę?" Ja miałam wtedy 29 lat, bez żadnego doświadczenia, zależna od każdego pismaka, który cokolwiek napisał. Ale cóż... film ciągle żyje, jest powtarzany i widzowie go bardzo lubią...
Jerzy Antczak: ...ale muszę przyznać, że Jadzia jest tam nawet ładna (śmiech). Już pomijam grę aktorską, ale jest naprawdę przepiękną kobietą. Każdy ma swoje zdanie.
 
Paulina S.: Zdobyliście Państwo rozgłos w Hollywood, co jest wielkim marzeniem wielu aktorów i reżyserów. Czy ten sam Hollywood nie korcił Państwa do pracy na światową skalę?
 
Jadwiga Barańska: Nie ma takiej możliwości, żeby Polak, w wieku lat 40 czy 50, który wyemigrował do Stanów zrobił nagle karierę i kręcił wielkie filmy. Takich cudów nie ma. Jedynym w historii Hollywood jest Roman Polański, któremu udało się zrobić karierę. Nikt inny. To nie są czasy Ingrid Bergman, kiedy można było grać z akcentem. Wtedy Hollywood był zupełnie inny. Istniały studia filmowe, które ze sobą szlachetnie konkurowały. Okres wielkich gwiazd też mamy już za sobą. Wtedy aktorzy byli piękni, niezwykle zdolni. Szło się do kina, żeby zobaczyć i podziwiać jakiegoś aktora. Dzisiaj tego nie ma.
Jerzy Antczak: No, ale widocznie dzisiaj ludzie chcą czegoś innego, skoro masowo kręci się miałkie filmy, a publiczność wypełnia sale kinowe.
Jadwiga Barańska: Wydaje mi się, że właśnie ta publiczność z czasem wyrośnie z tych dziwnych produkcji. W którymś momencie ci dzisiejsi widzowie skończą 50, 60 lat, będą potrzebować czegoś zupełnie innego. No i zobaczymy jakie będzie kolejne pokolenie.
 
FC: Kiedy skończą te 50 czy 60 lat to sięgną po "Noce i Dnie". A skoro znowu jesteśmy przy tym filmie, kolejne pytanie od czytelników: Agnieszka G.: Ciekawa jestem, co najbardziej ceni Pani w postaci Barbary. Które z jej cech mogłaby Pani przypisać sobie? 
 


Jadwiga Barańska ze statuetką Srebrnego 
Niedźwiedzia  za role Barbary Niechcic na festiwalu
filmowym w Berlinie,
1976

Jadwiga Barańska: Barbara jest zbiorowiskiem tak wielu cech kobiecych, że właściwie każda z nas znajdzie w niej cząstkę siebie. I na tym polega siła Barbary, filmu, Dąbrowskiej. Każda z nas, na całym świecie, znajdzie cząstkę swojego "ja". Żadna kobieta nie chce być zostawiona przez żadnego mężczyznę, każda kobieta chce być ładna, każda kobieta ma marzenia, z których większość do końca życia zostaje w sferze marzeń. Nasze marzenia są bardzo odmienne od męskich. Wam jest trudno zrozumieć, że nasz świat jest kompletnie inny, że nam niezwykle potrzebna jest czułość. Wam się wydaje, że jesteście wspanialsi, jako mężczyźni. Ale kobieta potrzebuje czasami czegoś, o czym wy, mężczyźni nie macie pojęcia (śmiech).
 
FC: No to teraz, kiedy dostałem po głowie, wrócę do pytania Pani Agnieszki, z tym, że rozwinę je nieco, ponieważ Ona pyta o to, czy nagrałaby Pani płytę z piosenkami w swoim wykonaniu. Ale taka płyta chyba została wydana? "Kogo nasza miłość obchodzi?".
 
Jadwiga Barańska: Tak, jest taka płyta. Ale nie ona jedna, bo takich wydawnictw było kilka. Ta ostatnia cieszy się, podobno, całkiem niezłym powodzeniem.
 
FC: Panie Jerzy, musimy porozmawiać choć chwilę o szkole filmowej w Stanach, w której Pan pracował przez 25 lat i którą Pan współtworzył. Wychowywał Pan przyszłych filmowców, którzy potem zdobywali prestiżowe nagrody. Czy ta praca całkowicie Pana pochłaniała, spełniała wszelkie oczekiwania, wypełniała  ambicje reżyserskie?
 
Jerzy Antczak: Swego czasu został ogłoszony nabór na stanowisko wykładowcy na UCLA i to żona przekonała mnie do tego, żebym wysłał swoją aplikację. Wysłałem, na nic nie liczyłem, niczego nie oczekiwałem, ale znalazłem się w grupie 60-ciu i ostatecznie dostałem posadę na wydziale filmowym uniwersytetu. Wtedy nie było jeszcze typowej szkoły filmowej. Ten wydział był nieco bezkształtny, nieudolny. Na szczęście szefostwo uczelni uwierzyło w to, że powinna powstać szkoła filmowa z  prawdziwego zdarzenia. Nie ma większej radości, niż dzielenie się tym, czego się człowiek nauczył. To ogromna satysfakcja. Nadal mam kontakt z wieloma byłymi studentami, śledzę ich losy. Chyba odcisnąłem swój ślad i wielu z nich będzie mnie chyba długo pamiętać?
 

Maria Ż.: Powiedział Pan w jednym z wywiadów, że jest Pan "nienaprawialny", a z kolei Pani Jadwiga stwierdziła, że jest "uporządkowana z rozpaczy". Czy Państwo się idealnie uzupełniacie?

Jadwiga Barańska: (śmiech)
Jerzy Antczak: Tak. To prawda. Jestem nienaprawialny. Byłem wychowany w wojskowej atmosferze, w pewnym blichtrze, w pewnym "szpanie". A nienaprawialność moja polega na tym, że z jednej strony po jednym czytaniu scenariusza potrafię wymienić wszystkie ujęcia po kolei, a z drugiej strony nie pamiętam o szczoteczce do zębów, o moim ręczniku, o moich butach. To jest kalectwo. Jestem nienaprawialny w głupocie inwestowania w ludzi, którzy na to nie zasługują. Jestem nienaprawialny w chlapaniu jęzorem i mówieniu za dużo (śmiech), a moja żona, jak kiedyś powiedziałem, jest jak "kancelaria III Rzeszy", ale niech ona sama sie wyspowiada. Ja swoje grzechy wyznałem. Ja już się nie zmienię do grobowej deski.
 

Jadwiga Barańska i Jerzy Antczak z synem

Jadwiga Barańska: (śmiech)...a co innego mi zostało? Gdybym nie porządkowała wszystkiego, to byśmy skończyli jako bezdomni. Jerzy w ogóle nie ma poczucia wartości pieniądza. W dodatku jest tak strasznym bałaganiarzem, że ja nie jestem w stanie tego opisać. Gdybym ciągle nie musiała tego wszystkiego układać i sprzątać, to byśmy oboje zginęli (śmiech)...
Jerzy Antczak: No tak, ale ja się w swoim bałaganie znakomicie czuję. Gdybym miał to wszystko poukładane, to bym zwariował...
Jadwiga Barańska: ...czy Pan słyszy tę grozę? (śmiech)
Jerzy Antczak: Groza, ale widać, że te dwie połówki się jakoś uzupełniają.
Jadwiga Barańska: To cecha bardzo wielu mężczyzn. Ale u Was, kochani Panowie, to wynika też z tego, że ktoś po Was zawsze posprząta. Tę cechę macie jednakową wszyscy, na całym świecie. "Jadziu, nie wiesz gdzie jest moja koszula? Jadziu, nie wiesz gdzie są moje skarpetki?" Wy świetnie wiecie gdzie to wszystko jest. A żona rzuca gary i leci, żeby dać mężowi tę koszulę, bo to jest właśnie ten nasz instynkt opiekuńczy i nie możemy tego opanować. Aż się czasami chce powiedzieć "A znajdź sobie tę koszulę tam, gdzie ją położyłeś" (śmiech). Wy doskonale wiecie gdzie co jest.
Jerzy Antczak: No, niestety, muszę przyznać rację. Ale żyjemy razem już tyle lat. Stworzyliśmy parę udanych rzeczy. Można się różnić i razem egzystować. Okazuje się, że można w tych koleinach i błocie życia razem brnąć do przodu. I to jest piękne.

 
FC: Panie Jerzy, w ciągu jednej rozmowy dwa razy dostaliśmy po głowach za to, że jesteśmy mężczyznami...
 
Jerzy Antczak: Przyznaję, że w wielu kwestiach jesteśmy gruboskórni, wygodni. Ale przynajmniej potrafię przyznać się do winy, uznać czyjąś rację. Nie zapieram się. W życiu prywatnym, jak i zawodowym. Reżyser, który się zapiera i nie potrafi przyznać racji aktorowi, nigdy nie osiągnie sukcesu.
 
Beata W.: Kiedy nie dostała się Pani na studia w Warszawie i za namową profesora Bardiniego znalazła pracę, żeby jakoś rok przeczekać i znowu stanąć do egzaminów, stała się bohaterką zakładowego donosu. Za co i jak to się skończyło?
 
Jadwiga Barańska: Podjęłam pracę w fabryce Rychlińskiego w Łodzi ...nawet nie wiem czy ten zakład, albo jego jakieś pozostałości nadal istnieją... Nie bardzo wiem o co chodziło tym młodym ludziom z ZMP, ale napisali na mnie donos. Ktoś, kto nie przeżył czasów stalinowskich, nie ma pojęcia co znaczy słowo "strach". Niestety, to były czasy, kiedy Polacy pisali na Polaków donosy. I właśnie z tej fabryki wpłynął na mnie donos, w którym napisano, że nie zadaję się z młodzieżą robotniczą, że jestem wrogiem klasy robotniczej, że jestem wyniosła, że z nimi nie przebywam. Podstawowa Organizacja Partyjna przygotowała stół z czerwonym płótnem i zrobiła nade mną sąd, zagrożono mi wyrzuceniem z pracy, jeśli się nie poprawię. Wtedy przewodniczącym Rady Zakładowej był Pan Sobiś. Niezwykle mądry i uroczy człowiek. On doskonale wiedział, że to wszystko było z palca wyssane i tylko po to, żeby mi dowalić. Zawołał mnie do siebie i powiedział "Dziecko, żebyś Ty nic nie mówiła. Usiądź na tym krzesełku, przytakuj głową i powiedz, że się poprawisz. A jak będziesz szła na studia, to przyjdź do mnie, ja Ci wystawię opinię." Mija 30 lat, jest premiera "Nocy i Dni" i nagle dostaję list z Łodzi: "Szanowna Pani. Moje nazwisko Sobiś. Nie wiem czy Pani mnie pamięta..." I pomyślałam sobie "Boże! Ja go mam nie pamiętać?" Odpisałam mu, że nie tylko pamiętam, ale i życie mu zawdzięczam. Opatrzność czy kosmos, zależy w co kto wierzy, czuwa. Wielokrotnie w życiu trafiałam na ludzi, którzy mi podawali rękę. Nie miałam jakiegoś śmiertelnego wroga, który by mnie ciągle wykańczał. Mogłam przejść przez życie dzięki opatrzności i wielu cudownym zbiegom okoliczności.
Jerzy Antczak: Zbiegiem okoliczności było też i to, że to ja przyc zyniłem się do tego, że Jadzia nie dostała się na studia za pierwszym podejściem. Gdyby zdała na ten rok, na który próbowała się dostać, to poszłaby na prowincję, jak wszyscy. Z tego właśnie roku. Dopiero kolejny rocznik znalazł angaż m.in.: w Warszawie. Ja bym jej nie spotkał. Opatrzność zdecydowała, że spotkaliśmy się po drugim podejściu i na jej drugim roku studiów pobraliśmy się. Gdyby nie Jadzia, to z większością moich kolegów spoczywałbym na łonie Abrahama. Bardzo wiele mojej żonie zawdzięczam. Taka jest prawda. Muszę się też trochę podlizywać, żeby mnie z domu nie wyrzuciła (śmiech).
 

Grażyna M.: Wiele Pani kreacji filmowych od lat nieustannie mnie wzrusza. Niezależnie od tego, ile razy oglądam niektóre sceny, zawsze mam tzw. "wilgotne oczy". Która zagrana przez Panią scena filmowa do dziś robi na Pani samej takie wrażenie, o której mówi Pani, że była znakomicie zagrana lub jest Pani ulubioną?

Jadwiga Barańska i Jerzy Antczak podczas tegorocznego festiwalu filmowego w Gdyni / Diamentowe Lwy za "Noce i Dnie" - najlepszy
 film i najlepsza rola kobieca 40-lecia festiwalu

Jadwiga Barańska: Jest taka scena w "Nocach i Dniach", kiedy Barbara dowiaduje się, że Bogumił ją zdradził i że spłodził dziecko. Barbara śpi na kanapie i ma sen, po czym nagle budzi się z tego snu. To jest scena ponadczasowa. Każda z nas kiedyś się budzi z jakiegoś snu i zastanawia się "czemu ja się znowu obudziłam?" Tę scenę naprawdę bardzo lubię.
Jerzy Antczak: Z kolei, moją ulubioną jest ta, kiedy Barbara dowiedziała się, że Tomaszek ukradł pieniądze. Ona wtedy klęka i modli się "Boże, jeżeli jesteś, jeżeli zbawiasz, to zbaw od złego to dziecko". Ile razy oglądam tę scenę, tyle razy mnie dławi.
Jadwiga Barańska: A czy jest jakaś matka, która własnego dziecka nie będzie chronić? To właśnie ta ponadczasowość różnych sytuacji życiowych jest niezwykła. To coś, co łączy wszystkich na całym świecie. No i ta miłość Bogumiła i jego przywiązanie do ziemi. Kiedy my przyjeżdżamy do kraju, przyjeżdżamy so siebie, do naszej ojczyzny, do naszej ziemi.
 
FC: Pani Jadwigo, Panie Jerzy, serdecznie dziekuję za rozmowę.
 
To my bardzo serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy zechcieli się do niej włączyć. Życzymy wszystkim pomyślności i szczęścia i tego, żeby dobre moce spływały na Was i Wasze rodziny. 

Wykorzystano zdjęcia z prywatnego archiwum Jadwigi Barańskiej i Jerzego Antczaka, a także zdjęcia z serwisu Fototeka / Filmoteka Narodowa 
 
Patronat medialny OFF THE STAGE ONLINE:
 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy