Beata Szydło (PiS) i premier Ewa Kopacz (PO) w przedwyborczej debacie w TVP. |
Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, że nic z tego, co widzieliśmy nie było przypadkowe, może poza bezpośrednimi pytaniami kandydatek do siebie nawzajem. Dlatego pytania były takie, jakie były i nie pozostawiały wątpliwości, te obie panie nie powinny się zajmować polityką w ogóle, a polityką na szczeblu państwowym w szczegolności! Co to bowiem były za pytania? O uchodźców? O elektrownie atomową? O brak odpowiedzialności za budżet? O prawa kobiet? O SKOKI? Do tego pytania zadawane przez prowadzące i prowadzącego o zagrożenia globalne? Czy chociaż udzielono na jedno pytanie pełnej odpowiedzi?
Szczególnie zszokowała nas wypowiedź obu pań, jeżeli chodzi o ocenę kwestii wschodnich. Pani Kopacz nadal twierdzi, że dokonaliśmy jakiegoś wielkiego sukcesu sprzeciwiając się „agresji”, a pani Szydło to w zasadzie nie wiadomo, co powiedziała, coś o potrzebie jedności z prezydentem i w Unii Europejskiej, używając w kontekście Rosji słowa „przeciwnik”. Czyżby obie panie nie kojarzyły Nordstreamu 2?
Było więcej kwiatków, o pensji minimalnej i inne kwestie – w tym o Konstytucji, której projekt rzeczywiście w ostatnich dniach był niedostępny na stronach partii opozycyjnej, co zauważyła pani premier. Jednak to wszystko to było poniżej, dużo poniżej poziomu odniesienia państwowego, do którego panie na tym stanowisku i do niego aspirujące powinny się odnosić.
Ponieważ całość była nudna jak flaki z olejem i zdechłe ryby, można było zasnąć i niestety wielu zasnęło na tej debacie. Dlatego nie ma żadnego sensu badanie, która z pań wygrała debatę, ponieważ obie ją przegrały – głównie przez organizującą tą porażkę telewizję publiczną i jej prywatnych partnerów. To była strata czasu, bez emocji w studiu telewizyjnym, ale z emocjami po wyjściu z niego. To był niesamowity teatr. Kontrast pomiędzy panią Szydło, na cześć, której wiwatował tłum młodych ludzi a panią Kopacz w otoczeniu smutnych i złamanych przez sondaże działaczy partyjnych i dygnitarzy rządowych był jednoznacznym sygnałem, kto był rzeczywistym zwycięzcą. Przynajmniej, kogo za zwycięzcę uznali przeciętni widzowie telewizji, kierujący się emocjami przekazywanymi przez media. Przerażające – naprawdę przerażające! Jak to było możliwe, że Platforma Obywatelska, nie była w stanie zmobilizować 300-400 osób, które przekrzyczałyby konkurencję? Ktoś zapomniał, że polityka to teatr? Szkoda słów – łatwo oddają zwycięstwo.
Ta debata mogła być momentem przełomowym w kampanii wyborczej, oczywiście zobaczymy po sondażach czy drgnie poparcie dla obu partii, czy nie. Jednakże można zupełnie śmiało mówić, że obie panie zmarnowały swoją szansę na dobicie nieprzyjaciela. W przypadku pani Kopacz ta porażka jest jeszcze bardziej widoczna, ponieważ ona ma więcej do odrobienia, jeżeli popatrzymy na słupki. Niestety nie pokazała niczego, co powodowałoby, że mamy do czynienia z jakąś nadzwyczajną walką, staraniem się i przedstawieniem Polakom „czegoś więcej”. To jest po prostu niemożliwe, żeby jako szefowa – mimo wszystko przecież! – partii politycznej, była skazana na samotność! Czy nie ma nikogo w PO, kto podałby jej POMOCNĄ DŁOŃ – bez sztyletu? Jeżeli w ten sposób chcą prowadzić kampanię wyborczą, to naprawdę wszelkie przypuszczenia o tym, że ich odpuszczenie walki wyborczej może być celowe.
Jeżeli więc nie oglądaliście państwo tej debaty – niczego, ale to naprawdę niczego nie straciliście. Jednak to przede wszystkim wina prowadzących, czy też już będąc dokładnym – sztabów, które ustaliły takie a nie inne pytania, jednak prowadzący nie powinni zachowywać się w sposób serwilistyczno-bezkonfliktowy w tak wysokiej grze!
Kto mimo wszystko chciałby zobaczyć pojedynek telewizyjny obu pań - oto cały zapis na kanale YT:
Tutaj sobie sprawdziłem alkomat przed debatą 0 po debacie 2 promile ...
OdpowiedzUsuń