polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Donald Tusk odniósł się do wydarzeń ostatnich godzin. Premier podczas spotkania z nauczycielami podkreślił, że wojna na Wschodzie wchodzi w "rozstrzygającą fazę". — Czujemy, że zbliża się nieznane, Szef rządu wskazał, że zagrożenie jest naprawdę poważne i realne, jeśli chodzi o konflikt globalny. * * * AUSTRALIA: Premier Anthony Albanese i prezydent Chin Xi Jinping odbyli 30-minutowe spotkanie dwustronne na marginesie szczytu G20. Xi Jinping wezwał premiera Anthony'ego Albanese do promowania "stabilności i pewności w regionie" oraz przeciwstawienia się protekcjonizmowi. Chiński prezydent zwrócił uwagę na niedawny "zwrot" w stosunkach z Australią, po zakończeniu gorzkiego, wieloletniego sporu handlowego, w wyniku którego zablokowano dostęp do ponad 20 miliardów dolarów australijskiego eksportu. Pekin wcześniej nałożył szereg karnych ceł handlowych na australijski węgiel, wino, homary i inne towary po tym, jak napięcia osiągnęły punkt krytyczny pod rządami Morrisona. * * * SWIAT: Prezydent Rosji Władimir Putin oficjalnie podpisał nową narodową doktrynę nuklearną, która nakreśla scenariusze, w których Moskwa byłaby upoważniona do użycia swojego arsenału nuklearnego. Dwa głowne punkty odnoszą się do agresji któregokolwiek pojedynczego państwa z koalicji wojskowej (bloku, sojuszu) przeciwko Federacji Rosyjskiej i/lub jej sojusznikom. Będzie to uważane za agresję koalicji jako całości. Agresja jakiegokolwiek państwa nienuklearnego przeciwko Federacji Rosyjskiej i/lub jej sojusznikom przy udziale lub wsparciu państwa nuklearnego będzie uważana za ich wspólny atak. Federacja Rosyjska zastrzega sobie prawo do użycia broni jądrowej w odpowiedzi. * Rosyjskie Siły Zbrojne po raz pierwszy użyły hipersonicznej rakiety balistycznej średniego zasięgu Oresznik przeciwko celom wojskowym na terytorium Ukrainy. Celem był teren produkcyjny zakładów wojskowych Jużmasz w Dniepropietrowsku.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

Sunday, October 25, 2015

Festival of Dangerous Ideas: Naomi Klein - nadszedł czas na śmiałość

Naomi Klein na Festiwalu Dengerous Ideas w SOH.
Fot.YouTube printscreen
Czy  należy zalegalizować narkotyki? Czy roboty zastąpią w  przyszłości pracowników? I czy powinniśmy mieć prawo umierać na własne życzenie? A także najbardziej głośny temat ostatnich miesięcy co jest przyczyną, że nagle znaleźliśmy się w samym środku światowego kryzysu uchodźczego. To tematy poruszane na tegorocznym festiwalu niebezpiecznych ideii - Festival of Dangerous Ideas   w  Sydney, który odbył się 5 i 6 września.

 Każdego roku, Festiwal Niebezpiecznych Ideii sprowadza czołowych myślicieli z całego świata do Sydney Opera House do debaty na temat ważnych problemów naszych czasów. Teraz w siódmym roku, dwa dni wrześniowej  imprezy spowodowaly burzę mózgów  w tematach takich jak   uzależnienia, cybersexism, cenzura, sztuczna inteligencja, otyłość a takze to, co ma kapitalizm do zmian klimatu i  problemu uchodźców.
W tym roku głównymi mówcami  byli: Paul Krugman z New York Times, brytyjsko-pakistanski dziennikarz i filmowiec Tariq Ali, australijski dziennikarz Peter Greste i kanadyjska dokumentalistka Naomi Klein.

Przedstawiamy tłumaczenie przemówienia Naomi Klein, popularnej autorki książek dokumentalnych z Kanady, działaczki na rzecz planety i środowiska, feministki, zajadłej krytyczni neoliberalnego systemu ekonomicznego opartego na eksploatacji ludzi i planety. Jej najsłynniejszą pozycją jest No Logo. Jej ostatnia książka, do której tu się odnosi to: This Changes Everything: Capitalism vs. The Climate. Przemówienie zostało zarejestrowane podczas konferencji „Dengerous Ideas 2015” odbywającej się w Sydney.  Tłumaczenie Rafał Betlejewski.

Kiedy brytyjscy kolonizatorzy po raz pierwszy pojawili się na wyspach Australii, uznali, że nikogo tu nie ma. Jakby tu była pustka. Oczywiście ci pierwsi kolonizatorzy natknęli się na ludzi – nie ma co do tego wątpliowści – ale nie uznali tych ludzi za ludzi. Prawo nie uznało ich za obywateli. Zostali pominięci. Takie podejście okazało się niezwykle opłacalne: odmówić innym ich człowieczeństwa i zabrać im wszystko.  Było to możliwe dzięki prymitywnym teoriom rasowej wyższości – to był fundujący błąd tak dla Waszego kraju, jak i dla mojego.

W Kanadzie, z której pochodzę, podpisaliśmy wiele porozumień z przedstawicielami rdzennej ludności, ale potem zrywaliśmy je wszystkie. Bezkarnie. Gdybyśmy potrafili uczyć się z pełnej przemocy historii naszych narodów, gdybyśmy odrobili pracę domową, może potrafilibyśmy przyznać, że żyjemy na ziemi zagarniętej prawowitym właścicielom i może potrafilibyśmy wyciągnąć z tego jakieś wnioski na przyszłość.

Ale niestety nie odrobiliśmy tej lekcji. Co więcej, wydaje się, że ta technika odmawiania innym ich człowieczeństwa została udoskonalona, a rasizm ciągle odgrywa centralną i napędzającą funkcję. Rdzenni mieszkańcy Kanady i Australii ciągle trafiają do więzień, ich prawo do ziemi jest deptane dzięki przeróżnym kruczkom prawnym, wierci się na ich ziemiach, dewastuje aż w końcu będą nie do poznania.

A w środku kryzysu uchodźczego, który dotyka świat, nasze i inne rządy prowadzą niezwykle restrykcyjną politykę, aktywnie odmawiając praw ludzkich całym kategoriom społecznym. Odmawia się im azylu przed wojnami, za które nasze państwa są często bezpośrednio odpowiedzialne, ucieczki przed konfliktami, których skutki – tak jak w Syrii – są pogłębiane przez suszę wywołaną zmianami klimatycznymi, w czym oczywiście my, zachodnie społeczeństwa, mamy swój nieproporcjonalnie wielki udział.

Opowiadamy sobie różne bajeczki, które mają nam wyjaśnić, że nasza postawa jest OK. Tak samo robili nasi przodkowie. Mówimy sobie na przykład, że migrancji z terenów wojny będą dla nas niebezpieczni, albo że zabiorą nam miejsca pracy, albo, że będą nas wysadzać w powietrze. Ale tak naprawdę jesteśmy częścią tego samego systemu, co przed laty: odmawiania tym ludziom pełnych praw ludzkich i obywatelskich. Nie godzimy się na dzielenie się naszym bogactwem – jakkolwiek nieuczciwie zdobytym.
Ostatnio my wszyscy Kanadyjczycy stanęliśmy przed ponurą prawną, że Aylan Kurdi, którego małe ciałko woda wyrzuciła na brzeg, a które stało się wymownym symbolem tragedii tysięcy ludzi, powienien teraz bezpiecznie mieszkać w Vancouver do którego zmierzał. Zamiast tego on, jego brat i matka zginęli.

Okazało się, że osoba z ich rodziny próbowała załatwić dla nich legalny przejazd, ale biurokratyczna machina w Kanadzie uniemożliwiła im to, więc postanowili powierzyć los jednej z tych plastykowych łódek… Mieli na sobie jakieś podróbki kamizelek ratunkowych.
Mój rząd zamknął drzwi nie tylko przed nimi, ale i przed wieloma innymi. Przyjął o 10,000 mniej uchodźców niż się do tego zobowiązał. Ale Kanadyjczycy nigdy wcześniej nie zostali skonfrontowani z prawdziwym obrazem konsekwencji polityki własnego rządu. Politycy są bardzo umiejętni w ukrywaniu tych obrazów przed opinią publiczną. Tu w Australii nazywa się to operacją „Suwerenne granice”. W jej zakresie statki australijskiej marynarki wojennej przechwytują łodzie wypełnione uchodźcami, holują je do ośrodków odosobnienia odległych od oczu obserwatorów, należących do prywatnych przedsiębiorców, co po raz kolejny pokazuje, że nie ma takiego nieszczęścia na którym nie moża zarobić. Straszne rzeczy dzieją się w tych obozach, ale ich pracownicy dostają prawne zakazy składania relacji, usuwa się dziennikarzy, żeby „zwyczajni ludzie” nie musieli oglądać tych okropieństw. Te obozy są w Australii tak ukryte, że aktywiście na rzecz praw człowieka zaczęli mówić o nich jako o „czarnych miejscach”. Pokazuje to smutną prawdę, że ci ludzie zostali znowu „zniknięci”. Nie zrobiono z nimi tego, co USA zrobiły z tak zwanymi terrorystami podczas wojny z terrorem, ale po prostu dlatego, że są niewygodni. Toni Abbot występował ostatnio często w telewizji reklamując australijskie obozy jako humanitarne rozwiązanie dla Europy. Cytuję waszego premiera: „skoncentrować ich dla ich bezpieczeństwa.” O właśnie! To jest ta logika: pozamykać ludzi w więziennych obozach dla ich bezpieczeństwa.
Ten festiwal nazywa się „Festiwalem Niebezpiecznych Pomysłów” i rzeczywiście – niektóre pomysły są zbyt niebezpieczne, szczególnie, jeśli stosuje się je w realnym życiu. Można je uznać za zbrodnie.

Odniosę się teraz do mojej ostatniej książki i spróbuję pokazać w jaki sposób kapitalistyczna gospodarka wiąże się z polityką migracyjną i zmianami klimatycznymi.

Jest bardzo wyraźna linia łącząca sposób w jaki traktujemy innych ludzi, czy to są uchodźcy próbujący rozpaczliwie dopłynąć do Grecji, czy to są Grecy cierpiący na niekończący się atak na ich sposób życia, zwany „polityką oszczędności”, a degradacją planety, na której całe nasze życie i systemy polityczne się opierają. Grecy dziś słyszą, że sposobem na poprawienie ich sytuacji jest wiercenie gazu na morzu jońskim… Za wszystkimi atakami na życie i godność stoi ta sama logika.

Społeczeństwo, które ma tak w niskim poważaniu kondycję człowieka, że pozwala ludziom tonąć w falach, bez mrugnięcia okiem pozwoli całym biednym społecznościom zniknąć w falach z ich wysepkami, gdyż ratowanie ich byłoby nieoplacalne w świetle współczesnej ekonomii. Zresztą to samo społeczeństwo znajdzie sposób, by wyciągnąć zyski z tonących wysp. Taki mamy teraz system. Dlatego właśnie mówię, że zmiany klimatyczne to nie tylko emisja węgla, ale to połączenie emisji węgla z toksyczną ideologią rynkowych fundamentalistów. To połączenie blokuje naszych liderów politycznych w jakiejkolwiek reakcji na zło. To dlatego Barack Obama może tak pięknie mówić o zmianach klimatycznych na Antarktyce, a jednocześnie otworzyć jej szelfy na wiercenie ropy.
Tę samą logikę widzimy tu w Austarlii, gdzie wasz rząd redukuje podatki i kary za emisję dla największych trucicieli, zmienia prawo środowiskowe, by ułatwiać działanie korporacji wydobywczych. A rezultatem tego nie jest tylko cieplejsza pogoda, ale przede wszystkim bardziej niechętne sobie i nieczułe społeczeństwo. Tę nieczułość widzimy podczas kryzysu uchodźców – dlatego właśnie tak ważny jest nasz sprzeciw wobec tego systemu.
Mówię o tym w książce, że potrzebujemy ruchu ruchów, że potrzebujemy koalicji ponad zwyczajnymi branżami aktywistycznymi, że związki zawodowe powinny się sprzymierzać z ekologami, odwoływać się wspólnie do doświadczenia rdzennych ludów, a ten ruch – i tu zacytuję papieża, co może być dziwne dla skrajnie laickiej feminizującej żydowki… – choć nie zgadzam się ze wszystkimi tezami zawartymi w encyklice na temat zmian kilmatycznych, zachęcam wszystkich do przeczytania tego niezwykłego dokumentu, przełomowej refleksji na temat wielowarstwowego kryzysu ludzkiego, a przy okazji piękne napisananego listu… Kilka tematów przewija się przez ten dokument, a jeden z nich jest niezwykle adekwatny do tezy, którą tutaj stawiam, a zawiera się we frazie, którą papież używa pięciokrotnie: zmarnowana lub odrzucona kultura. Fraza ta u papieża odnosi się do systematycznego procesu przerabiania cennych zjawisk na śmieci. Papieżowi chodzi o ludzi i o miejsca, które są odrzucane na śmietnik, jakby nie miały znaczenia. To według papieża jest ten sam proces, który przekształca piękno planety – i to jest najczęściej cytowane wyrażnie z encykliki – w wielką kupę brudu.



Wyspa Nauru

Odrzucona kultura odnosi się do koncepcji, według której możemy brać, co nam się podoba, a odrzucić resztę. Tylko dlatego, że czegoś nie widzimy, upewniamy siebie nawzajem, że to nie istnieje. Jest takie miejsce, które w niezwykły sposób ilustruje tę zasadę – jeśli się na nie spojrzy widać, jak wielu sprzymierzeńców będziemy potrzebowali, by zmienić sytuację. Niewielu na świecie o nim słyszało. To miejsce to Nauru. Wyspa niedaleko od Australii.
 

Przez tysiące lat Naurańczycy mieszkali na swojej wyspie utrzymując się z połowów i zbieractwa. Ale to się zmieniło, gdy jeden z oficerów marynarki australijskiej znalazł na wyspie kamień prawie w całości składający się z cennej rudy. Niemiecko-brytyjska spółka zbudowała pierwszą kopalnię, następnie zastąpiona przez australijsko-brytyjsko-nowozelandzką spółkę. Gospodarka Nauru rosła jak na drożdżach. Problem polegał na tym, że jednocześnie wyspa zaczęła znikać. W latach 60tych Nauru ciągle jeszcze wyglądała nieźle, gdy widziana z morza, ale to już było złudzenie. Za wąską ścianą palm kokosowych otaczających wyspę od strony morza leżało całkowicie wydrążone wnętrze wyspy, z wierzchnią warstwą gleby odrzuconą do morza, a kopalnia zagłębiła się głęboko w skały. Jako że wnętrze wyspy stało się niemożliwe do zamieszkania i w większości było nieużytkiem, życie skupiło się teraz na brzegach. Dla nikogo w zasadzie nie było to zaskoczeniem, a kolonizatorzy i kapitaliści od początku mieli dość jasną wizję tego, co się stanie: będą wiercić tak długo, aż wywiercą wszystko. Cytat: „Eksperci przewidują, że kiedy zasoby fosfatów się wyczerpią na wyspie za jakieś 20 do 30 lat, nikt nie będzie mógł już tu mieszkać.” Inaczej mówiąc, Nauru od początku zostało uznane za kraj do wyrzucenia. Nie chodzi o to, że ktokolwiek z tych kapitalistów lub rząd Australii mieli jakieś ludobójcze intencje, czy chcieli unicestwić naród Nauru – sprawa jest dużo prostsza: po prostu była ruda do wydobycia, a wyspa, o której nikt nie słyszał i jakaś ludność miejscowa nie wydawała się ceną wygórowaną za postęp. Kiedy kopalnie już się skończyły Nauru okazało się idealnym miejscem do innego typu eksploatacji: stworzono tam finansowy raj podatkowy. W pewnym momencie Nauru stało się ojczyzną blisko 400 fantomowych banków, które nie podlegały tam żadnej kontroli podatkowej czy prawnej. Ale i ten biznes się wyczerpał i teraz Nauru stoi przed widmem bankructwa: 90% powierzchni wyspy zostało zniszczonych przez górnictwo, więc Nauru jest bankrutem ekologicznym, z długiem na 800 milionów dolarów Nauru stoi przed bankructwem finansowym. Ale to nie są jedyne problemy wyspy. Okazuje się, że Nauru jest calkowicie bezbronne w obliczu zmian klimatycznych. Stojąc przezd zgromadzeniem państw na konferencji klimatycznej w Kioto, ówczesny prezydent Nauru przedstawił obraz, który utkwił mi głęboko w pamięci: Zostaliśmy złapani w pułapkę. Za plecami mamy wysypisko śmieci, a przed oczami wzrastający poziom morza, które wkrótce nas zabierze.

Naprawdę ciężko jest znaleźć drugie miejsce na ziemi, które lepiej ilustruje katastrofę takiego sposobu podejścia do eksploatacji planety, ludzi i zasobów. Przez intensywne górnictwo Nauru zniknęło od środka. Teraz ze względu na światowe górnictwo paliw kopalnych Nauru może zniknąć od zewnątrz.
Nauru jest dla nas wszystkich ostrzeżeniem. Przez ostatnie dwieście lat wmawialiśmy sobie, że możemy wydobywać resztki organicznych form życia z wnętrza ziemi i spalać je w naszych piecach, a dymy i spaliny z tych pieców – tylko dlatego, że nie są dla nas widoczne – nie będą miały zadnego znaczenia. A nawet jeśli miałyby jakieś znaczenie, wymyślimy coś, co je unieszkodliwi.
Ciągle opowiadamy sobie takie historie, w których nasze działania nie mają żadnych niemiłych konsekwencji. Opowiadamy sobie o tym, że możemy bezkarnie plądrować świat. W związku z tym, jesteśmy ciągle zaskoczeni, jeśli okazuje się coś innego.

Odławiamy bez uzupełniania ławic, a potem się dziwimy, że ryby zniknęły. Dziwimy się, że do gleby musimy dostarczać coraz więcej fosfatów, żeby w ogóle coś rosło. Dokonujemy inwazji na kraje, uzbrajamy grupy terrorystyczne, a potem dziwimy się, dlaczego ludzie nas nienawidzą. Obniżamy pensje, przenosimy fabryki do biednych regionów świata, znosimy zabezpieczenia socjalne, drenujemy lokalne gospodarki, a potem zastanawiamy się, dlaczego ludzie nie mają pieniędzy na zakupy. Jako antidotum oferujemy konsumentom kredyty, zamiast dać im uczciwe wynagrodzenia, a potem dziwimy się, że system okazuje się bańką.

Na każdym etapie działania nie potrafimy uszanować sił, które uruchamiamy. Mamy złudną nadzieję, że przyroda, którą przekształciliśmy w śmietnisko i ludzie, których wyrzuciliśmy na śmieci nie wrócą, by upomnieć się o swoje.

Teraz Nauru stało się wysypiskiem jeszcze innego rodzaju. W nadziei uzbierania jakiegoś dochodu, Nauru zgodziło się stać morskim obozem przetrzymywania uchodźców dla rządu Australii. Wielką uwagę przykłada się do tego, żeby obrazy tego obozu nie przedostawały się do świadomości opinii publicznej, ale część zjęć przecieka. Widzieliśmy koszmarne zdjęcia uchodźców, którzy na znak protestu zaszywają sobie usta zszywkami do papieru. Mark Isaaks, kiedyś związany z Armią Zbawienia, a który pracował na Nauru, mówi, że ten obóz to taka niszczarka dla ludzi. Wsadza się tam bardzo odważnych, wytrwałych ludzi i przerabia się ich na proch.

Na wyspie, która sama została przerobiona na proch, taki obraz działa na wyobraźnię.
Z mieszkańców Nauru, którzy za chwilę mogą sami stać się uchodźcami klimatycznymi, zrobiono strażników ludzi, którzy próbowali przedostać się do Australii.

Kiedy patrzę na okrutną historię Nauru, uderza mnie, że wiele z tego, co się tam działo, wynika z konceptu „nigdzie”, „daleko”, „nieważnie”. Nauru jest daleko, jest niewidoczne, więc możemy tam zrobić cokolwiek bez konsekwencji.

Jeśli więc Nauru jest tym, co papież nazywa kulturą odrzucenia, w takim razie zadanie jest jasne: musimy stworzyć kulturę dbania. Taką kulturę, w której nikt i nigdzie nie trafia na śmieci. W której człowiek i życie są fundamentem.

Jak takie społeczeństwo dbałości miałoby wyglądać? Jak wyglądałaby walka z wykluczeniem społecznym, zmianami klimatycznymi, niesprawiedliwością ekonomiczną, rasizmem, nierównouprawnieniem płci – ze wszystkim na raz? Co musielibyśmy zrobić, żeby w tak wielodyscyplinarnym zadaniu znaleźć rozwiązania?



Trzeba by było przede wszystkim zrozumieć, że stoimy w obliczu tak wielu kryzysów, że nie mamy czasu, by rozwiązywać je jeden po drugim. Na tym etapie drobne kroczki nic nie dadzą. Musielibyśmy dokonać przeskoku od razu do nowego systemu ekonomicznego. Teraz.

Miałam dużo szczęścia od kiedy książka „To zmienia wszystko” się ukazała, brać udział w wielu fascynujących dyskusjach o tym, czym byłby przeskok do tej „nowej ekonomii”. Wiele osób mówi, że musimy spróbować zadziałać razem i poszukać całościowego podejścia do wielu poszczególnych problemów.






Postaram się podsumować główne pomysły na ratowanie świata. Trzymajcie się.

Po pierwsze, musimy uznać prawo ludzi zamieszkujących dane obszary do stanowienia o sobie i swoim otoczeniu. Lokalne społeczności zawsze stały na samym froncie walki o rzeki, jeziora, lasy i ziemie przed zniszczeniem przemysłowym. Musimy zacząć ich słuchać i przypomnieć sobie deklarację ONZ na temat rdzennej ludności planety, która zakłada, że kampanie wydobywcze i wszelkie inne mają w pierwszym kroku zdobyć zgodę od lokalnej społeczności na działania, które zamierzają.

Dbanie o planetę i o środowisko mogłoby się stać jedną z najszybciej rozwijających się branży przemysłowych. Wiele dodatkowych osób mogłoby znaleźć pracę za sensowne stawki i w rozsądnym czasie pracy.

Ostatnie badania przeprowadzone na uniwersytecie Standford pokazują, że jest możliwe zasilenie gospodarki światowej w 100% ze źródeł odnawialnych w ciągu następnych 20 do 30 lat. Moglibyśmy mieć czystą gospodarkę do połowy stulecia.

Jeśli to prawda, jeśli technologia istnieje, oznaczałoby to, że nie ma sensu skazywać nas na wieloletnie inwestycje wydobywcze skazujące nas na dalsze bazowanie na kopalinach. Musimy jednak wprowadzić żelazne prawo: jeśli jesteś w kopalni, koniec wiercenia. Żadnych nowych kopalń węgla!
Razem z tym pojawia się myśl, że nie ma żadnych takich miejsc, które są „nigdzie”.

Po drugie musimy zmienić sposób w jaki kształtujemy przemysł energetyczny i to, kto czerpie z niego zyski. Nazywamy to demokracją energetyczną. Chodzi o to, że tam gdzie to tylko jest możliwe, lokalne społeczności powinny kontrolować wytwarzaną przez siebie energię. Zyski z energii powinny wracać do lokalnych społeczeństw. Takie projekty są możliwe. To działa w Niemczech, które 30% swojej energii produkują ze źródeł odnawialnych, a w słoneczny dzień nawet 80%. Wokół czystej energii stworzono 400 000 miejsc pracy. Dedykuję tę informację tym premierom rządów, którzy mówią swoim społeczeństwom, że muszą wybierać: albo praca albo przyroda. W miastach takich jak Hamburg w lokalnych referendach zdecydowano, że produkcja energii będzie kolektywizowana, gdyż motyw zysku psuje tę branżę.
Musimy wprowadzić zasadę, że państwowe środki na produkcę energii w pierwszej kolejności trafiają do lokalnych społeczności, które mają wziąć odpowiedzialność za tworzenie swojej czystej energii. Obszary zdewastowane przyrodniczo powinniśmy przekształcać w miejsca produkcji energii. Jeśli w taki demokratyczny sposób zorganizujemy produkcję energii, nie tylko otrzymamy czystszą gospodarkę, ale także środki na zasilenie lokalnych społeczeństw.

Po trzecie, należy zabrać ponadnarodowym korporacjom prawo i możliwość do ingerowania w lokalną ekonomię energetyczną. W tej chwili wielkie firmy energetyczne mogą prowadzić postępowania sądowe o odszkodowanie za straty powstae w wyniku decyzji lokalnych rządów o zmianie podejścia do produkcji energii. Niektóre stany w USA stają w obliczu takich odszkodowań. Niemcy być może będą musieli płacić odszkodowania korporacjom za swoje decyzje w zakresie produkcji energii. W tej chwili w sądzie jest pozew o 4,7 miliarda euro przeciw Niemcom założony przez firmę, która uważa, że zmiana w kierunku czystej energii przyniosła temu przedsiębiorstwu stratę.

Wiele osób powie, że nie stać nas na czystą energię. Ale to nie jest prawda. Żyjemy w czasach nieprawdopodobnej prosperity. Musimy po prostu uwolnić te pieniądze. To jest możliwe. Australia robi to nakładając podatek węglowy, zwiększając cenę pozwoleń na kopanie. Musimy inwestować w sferę publiczną i to na masową skalę – wiele zawodów publicznych, takich jak służba zdrowia, edukacja to są branże z bardzo niską emisją węgla… Artyści mają niezwykle niską emisję zanieczyszczeń… Może powinniśmy przemyśleć, co oznacza czysta zielona praca?

Jedna rzecz jest pewna: polityka oszczędności, która zawsze uderza w czyste zawody, jest także mentalnością kopalnych źródeł energii, która stała się zagrożeniem dla życia na ziemi. Trzeba z tą polityką skończyć.

Korporacje mają zbyt duży wpływ na nasze życie polityczne. Powinniśmy przemyśleć sposób finansowania kampanii politycznych. Wybory powinne być w 100% finansowane ze środków publicznych. Trzeba zerwać pępowinę łączącą biznes i administrację państwową.

Musimy zmienić media!

Pytano mnie przed moim przyjazdem tutaj, dlaczego problem zmian klimatycznych jest tak mocno wypierany tu w Australii i w USA. Myslałam nad odpowiedzią i przyczynami, ale nagle objawiło mi się, że w tych kajach Ruppert Murdoch kontroluje olbrzymią część mediów!

Musimy zmienić wszystko.

Gdyby to było tak, że obecny problem sprowadza się do podnoszącego się poziomu morza – już wtedy mielibyśmy poważną zagwozdkę, ale prawda jest taka, że obecny system zawiódł nas na całej linii czy uwzględnimy zmiany klimatyczne, czy nie. To jest kryzys moralny. Tej walki nie możemy po prostu przegrać, stawka jest zbyt wysoka. Mamy w ręku potężne naukowe argumenty i mamy przed sobą dead-line – musimy tworzyć międzynarodowy ruch.

Na koniec wrócę jeszcze do tego kozmarnego obrazu Aylona Kurdi wyrzuconego przez fale na piasek plaży. Przepraszam, że przed chwilą tak mocno się wzruszyłam, ale sama mam małe dziecko, z którym jestem rozłączona i bardzo ciężko to przeżywam. Patrząc na zdjęcia Aylona pamiętajmy jednak, że są i inne obrazy, obrazy nadziei. Widzieliśmy turystów, którzy wyławiali ludzi z wody i starali się im pomóc. 10 000 ludzi na Islandii, którzy zgłosili się do przyjęcia uchodźców pod swoje dachy. Widzieliśmy spontaniczne marsze poparcia dla ludzi uciekających z Bliskiego Wschodu.

My, ludzie, mamy to wszystko w sobie. Są wśród nas ci, którzy odwracają się, by nie widzieć tego, co jest przed nimi, ale są i tacy, którzy niosą pomoc z końca świata. Są tacy, którzy beztrosko wyrzucają na śmieci, ale i tacy, którzy dbają do bólu. Obie strony są prawdziwe. Niestety żyjemy w otoczeniu systemu, który aktywnie wspiera tę beztroską stronę, a zabija w nas dbałość. Chodzi więc o to, by tworzyć wokół nas odwrotną kulturę. Droga przed nami jest jasna i podniecająca. Trudna, ale nie niemożliwa. Pamiętajmy, że wszelka zmiana zawsze odbywała się poprzez tajemnicze połączenie kultury, myśli, polityki, duchowości, prawa. Możemy tego znowu dokonać.

Powiedzą nam, że to nierealne, niepoważne, niepraktyczne, że jesteśmy wrogami tego, co działa.


Zakończę słowami z Nauru, który w końcu nie jest tyko obozem więziennym, nie tylko spoleczeństwem rozszarpanym przez ekonomiczne i polityczne skandale, to także kraj stojący nad przepaścią. Te słowa wypowiedziała Marylin Moses, która przez wiele lat służyła jako ambasador Nauru przy ONZ, a wypowiedziała je jako reprezentantka wielu małych państw wyspiarskich: Jako liderzy mamy obowiązek nazwać po imieniu zagrożenia jakie stoją przed naszymi narodami. Jeśli polityka nie pozwala mówić prawdy, musimy poświęcić więcej energii na zmianę polityki. To jest nasza misja przed tymi, którzy krzywdzili nas w przeszłości i w imieniu tych, którzy cierpią obecnie, a którzy mają prawo do przyszłości. Teraz już za późno na małe kroki. Teraz jest czas na śmiałość.

Naomi Klein
Tłum. Rafał Betlejewski
Medium#Pbliczne


 Zapis wideo z przemówienia Naomi Klein w SOH i pytania z sali:

No comments:

Post a Comment

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy