Podczas zjazdu muzułmanów w Warszawie. Fot. PP |
Na zachodzie pełno jest raportów – np. w Niemczech, przygotowanych przez organizacje pozarządowe, w których wymienia się przypadki napaści osób innych kulturowo na etnicznych Niemców – w szkole, w miejscu zamieszkania itd. To potęguje strach związany ze zderzeniem z inną kulturą i koniecznością poszanowania w otaczającej przestrzeni dla odmienności, która do niej nie przynależy. Co więcej, – co do której istnieją poważne przypuszczenia, że nie będzie chciała przynależeć kulturowo nigdy, ponieważ wybierze swoją odmienność i przy niej pozostanie.
Dla ludzi inny kulturowo imigrant wygląda inaczej przez szybę limuzyny a inaczej obok w autobusie. Politycy mogą sobie mówić o prawach człowieka, o poszanowaniu godności o zakazie ksenofobii itd. Tymczasem realia są dokładnie takie, jak odczuwają je ludzie. Jeżeli ktoś jest bogaty i izoluje się od większości społeczeństwa samochodem, domem w dobrej dzielnicy, pracą w strzeżonym miejscu i zakupami robionymi przez służbę – to się nie musi obawiać kontaktu z obcymi. Dziecko bogatego decydenta prawdopodobnie nie będzie miało styczności z dzieckiem imigranta, które wyciągnie nóż, bo w jego kulturze mężczyzna bez noża, to nie mężczyzna. Ponieważ bogatego stać na prywatną szkołę. Podobnie bogaty nie będzie musiał stykać się z innymi kulturowo w ramach interakcji społecznych – w przywołanym tytułowym autobusie. Uwaga – nie chodzi tutaj o irracjonalność ksenofobicznych obaw, to sobie mogą rozważać psychologowie na warsztatach. W świecie realnym liczy się ludzka niechęć i obawa – związana z obecnością obcego. Bogaty decydent, nie będzie ponosił konsekwencji braku integracji imigrantów ze społeczeństwem, to społeczeństwo – jeżdżące autobusami będzie musiało sobie jakoś z nieintegrującymi się imigrantami ułożyć stosunki. Właśnie na to większość ludzi nie ma ochoty, tego nie chce, nie akceptuje i nie wyraża na to zgody. Uwaga – nie ma w tym niczego złego. To nie jest ksenofobia, albowiem prawo jednego człowieka do jakiegoś działania np. do obecności w konkretnej przestrzeni, nie może ograniczać prawa innych ludzi do zachowania stanu istniejącego – ZA KTÓRY DODAJMY PŁACĄ! Politycy muszą to uszanować, w przeciwnym wypadku do władzy dojdą demony.
Homogeniczność kulturowo-tożsamościowa Polski nie jest wyborem Polaków, to obcy zdecydowali o tym, że dzisiaj jesteśmy społeczeństwem w istocie jednolitym narodowościowo a nawet wyznaniowo. Przed ostatnią wojną było inaczej, były w Polsce miasteczka, gdzie ludność polska stanowiła mniejszość – i to w „rdzennej Polsce”. Na tym tle – abstrahując od kwestii związanych z humanitaryzmem, czy też w ogóle prawem dyfuzji społecznej, – dlaczego mielibyśmy akceptować fakt, że znowu obcy zdecydują za nas, – jakim społeczeństwem mamy być? MAMY PRAWO, JAKO SPOŁECZEŃSTWO SIĘ NIE ZGADZAĆ NA ZMIANĘ TOŻSAMOŚCI. To nie jest nietolerancja, ona byłaby wówczas gdyby np. nie było akceptacji dla związków między ludźmi z różnych kultur, ras i religii. Jednak takie są, dzieją się i wzbogacają nasze monokulturowe społeczeństwo – jednak za każdym razem nie jest to decyzja administracyjna władz cudzych państw, tylko konkretnych Polaków lub Polek, którzy decydują się związać swoje życie z konkretną osobą – to ich wybór, niech się dzieje, a każdy niech układa sobie życie tak, żeby był jak najbardziej zadowolony. Jednak trzeba zwrócić uwagę na fakt, że w przypadku niektórych kultur np. małżeństwa będące naturalną dyfuzją kultur są ograniczone tylko do jednego typu związków, tj. związków mężczyzn z jednej kultury z kobietami z drugiej. Odwrotnych relacji prawie w ogóle nie ma. To jedna z największych tajemnic wynikających z NIETOLERANCYJNOŚCI I WEWNĘTRZNEGO ZAMKNIĘCIA SIĘ niektórych innych kultur na dyfuzję. Dotyczy to w szczególności niektórych kultur opartych na bardzo wyrazistym kodzie religijnym. Powstaje na tym tle pytanie, – po co nam obcy kulturowo imigranci w naszym kraju, którzy generalnie w ramach własnej kultury wykluczają integrację – chroniąc swoją czy to rasę, czy to kulturę, przez zachowanie odrębności prawa zwyczajowego w np. definiowaniu wolności osobistej i swobody obyczajowej kobiet? To proste i banalne – trzeba to tylko zrozumieć! Jak możemy przyjmować ludzi, którzy mają w sobie kod kulturowy wykluczający integrację? Którzy z definicji własnej kultury i ról społecznych jej członków – wykluczają, co do zasady dyfuzję po linii żeńskiej. Po prostu, jeżeli tolerancja – to proszę państwa w obie strony, a tutaj możemy podejrzewać, że ktoś uważa się za lepszego, co więcej – czystszego, nie tylko rytualnie, ale wręcz w życiu codziennym. Proszę sobie pojechać do krajów jednej z innej kultury i spróbujcie, – jako mężczyźni zawrzeć znajomość z tamtejszymi kobietami. W najlepszym wypadku, po kontakcie będziecie musieli się z daną przedstawicielką ożenić, wcześniej dokonując konwersji religijnej.
Ludzie to wiedzą, wiedzą także inne sprawy – zwłaszcza ludzie, którzy podczas pobytu na zachodzie spotkali się z przedstawicielami innych kultur, mieli możliwość obserwować ich skupiska, sposoby funkcjonowania, życia, reakcji i interakcji. W wielu przypadkach są to doświadczenia, które skończyły się doświadczeniem noża lub pałki, ale także w innych – gościny, nawet w obcej kulturowo świątyni. Na pewno nie można tu niczego jednoznacznie kategoryzować, albowiem doświadczenia bywają różne. Liczy się jednak to, że ludzie mają prawo do swoich obaw i fobii, państwo nie może zmuszać społeczeństwa – decyzjami elit, do ponoszenia konsekwencji ewentualnych błędów i komplikacji wynikających z decyzji, KTÓRYCH NIE MUSI PODEJMOWAĆ. Dokładnie tak jest w tym przypadku, państwo nie musi podejmować decyzji w sprawie migracji. Jeżeli klasa polityczna się zdecyduje na ten błąd, to zwykli ludzie jak zawsze poniosą konsekwencje. Ponieważ się boją – grozi nam bunt społeczny w Polsce.
Najważniejsze jest w ocenie tych wszystkich spraw wystrzeganie się wszelkich form ksenofobii, nienawiści i nietolerancji. Przy czym należy dbać o to, żeby była wyrażana tolerancja dla takiego rozumienia spraw, zgodnie z którymi ludzie mają prawo do tego, żeby nie podejmowano za nich decyzji (w zasadzie nie odwracalnych), które będą ważyły na ich prawie do życia w homogenicznym środowisku kulturowym i przy niemodyfikowanej tożsamości. Strach przed obcymi nie ma wymiaru ksenofobii – to tacy sami ludzie jak wszyscy inni, jednak ludzie mają prawo się bać, a państwo nie może przeprowadzać w tym zakresie żadnych eksperymentów. Niech procesy dyfuzji pomiędzy kulturami, społeczeństwami, rasami, wyznaniami itd., przebiegają w sposób naturalny – w wyniku łączenia przez ludzi swoich losów. To zupełnie inny model – udany model integracji, tak odmienny od chorych i niesprawdzających się, a zarazem krzywdzących eksperymentów multikulturalnych, jakie przeprowadził Zachód i nawet sama pani Kanclerz Merkel uznała ich wynik za porażkę. Dlaczego mamy powielać ich błędy? Jeżeli pani Kopacz się na to zdecyduje – grozi jej bunt społeczny i oddanie władzy w ręce prawicy na kolejne około 15-20 lat, ponieważ ludzie się po prostu boją i nic tego strachu nie zmieni, a na pewno nie przyczyni się do jego zmniejszenia nagłe pojawienie się dużej ilości ludności z grup innych kulturowo na ulicach polskich miast.
Krakauer
Obserwator Polityczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy