Waldemar Tomaszewski - przewodniczacy Akcji Wyborczej Polaków na Litwie i europoseł do Parlamentu UE. Fot. W.Pacewicz/PAP |
Polacy na Litwie, liczącej niecałe 3 mln mieszkańców, są najliczniejszą mniejszością narodową, stanowią 6,6 proc. ludności kraju, 17 proc. mieszkańców Wilna, a w niektórych miejscowościach podwileńskich – nawet 80 proc. Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości 25 lat temu startowali w wyborach jako organizacja społeczna Związek Polaków na Litwie, a po wprowadzeniu 1993 r. zakazu udziału w wyborach dla organizacji - jako partia polityczna AWPL. Od 2008 roku AWPL startuje w koalicji z Aliansem Rosjan.
W 2000 r. poparcie wyborcze dla AWPL wynosiło 2 proc., a w ostatnich wyborach samorządowych, które się odbyły na początku marca - 8 proc. Od lat AWPL jest partią rządzącą w rejonach wileńskim i solecznickim, gdzie Polacy stanowią większość. Przez ostatnie cztery lata współrządziła w Wilnie.
PAP: Jak należy oceniać wynik ostatnich wyborów samorządowych? Jako dobry?
Waldemar Tomaszewski: Jako bardzo dobry. Przed czterema laty uzyskaliśmy 6,4 proc. w skali państwa, obecnie - 8 proc. Mieliśmy 65 mandatów w siedmiu samorządach, teraz mamy 70 mandatów w ośmiu samorządach. W rejonach wileńskim i solecznickim ponownie mamy zdecydowaną większość i swych merów: Marię Rekść i Zdzisława Palewicza wyłonionych po raz pierwszy w bezpośrednich wyborach. Ich kandydatury poparło około 70 proc. wyborców. Dotychczas merów wybierały rady samorządowe.
PAP: Ale w Wilnie jeden mandat straciliście: było 11 w 51-osobowej radzie, a teraz jest 10. Byliście w koalicji rządzącej, a teraz, gdy stanowisko mera stolicy zdobył Remigijus Szimaszius z Litewskiego Ruchu Liberałów (LRL), który rywalizował z dotychczasowym merem Arturasem Zuokasem, prawdopodobnie będziecie w opozycji.
W.T.: W poprzednich wyborach samorządowych, uzyskaliśmy w Wilnie 15 proc. głosów, głosowało na nas 29 tys. osób, teraz mamy 17,2 proc. i 38 tys. osób głosujących na AWPL. Do rozdania tym razem było jednak nie 51 mandatów w stołecznej radzie a 50. Po wprowadzeniu bezpośrednich wyborów mera jeden mandat automatycznie przypada merowi. Poza tym była znacznie mniejsza liczba partyjnych list wyborczych w stolicy. Jeżeli chodzi o koalicje, będziemy dążyli do zawiązania ich - na ile to będzie możliwe - we wszystkich radach, w których zdobyliśmy mandaty.
PAP: Szimaszius już zapowiedział, że będzie współpracował ze wszystkimi z Polakami, ale nie z AWPL, bo – jak się wyraził - to jest partia starej daty, która koncentruje się na utrzymywaniu konfliktu.
W.T.: Taka wypowiedź Szimasziusa jest nie tylko nielogiczna, ale też go kompromituje. Wybory wyraźnie pokazały, że nie sposób oddzielić Polaków od AWPL. Zdobyliśmy absolutną większość głosów polskich, a w niektórych rejonach zdobyliśmy więcej głosów niż mieszka tam Polaków. W rejonie wileńskim mieszka 52 proc. Polaków, 35 proc. Litwinów, pozostali to Rosjanie, Białorusini, Tatarzy - a uzyskaliśmy 61 proc. głosów.
Konflikt polsko-litewski zasiano w 1991 roku, gdy w obliczu interwencji wojsk sowieckich w Wilnie, chcąc pozyskać nasze poparcie, Rada Najwyższa Litwy (ówczesny parlament na czele z przewodniczącym Vytautasem Landsbergisem) przyjęła uchwałę zobowiązującą rząd do przygotowania projektu powołania okręgu wileńskiego, gdzie Polacy stanowili większość, ze specjalnym statusem prawnym. Ale nas oszukano. Zamiast uzyskać obiecany status, rady samorządów rejonów wileńskiego i solecznickiego zostały rozwiązane. W rejonach tych wprowadzono zarządzanie komisaryczne z bardzo bolesnym skutkiem. Zezwolono na przykład na zwrot ziemi upaństwowionej w czasach radzieckich w dowolnej części Litwy, a więc wielu etnicznych Litwinów ziemię utraconą na Żmudzi odzyskało pod Wilnem. W wyniku czego ziemi na Wileńszczyźnie zabrakło dla prawdziwych właścicieli, rodowitych mieszkańców, głównie narodowości polskiej. Wśród tych, którzy „przenieśli” swą ojcowiznę bliżej Wilna, jest m.in. Vytautas Landsbergis.
Druga fala eskalacji napięcia polsko-litewskiego nastąpiła po wstąpieniu Litwy do UE. W 2010 roku na wniosek przewodniczącego sejmowego komitetu praw człowieka Arminasa Lydeka - liberała z LRL, partii Szimasziusa - przestała obowiązywać korzystna dla nas ustawa o mniejszościach narodowych, przyjęta w 1991 roku, zezwalająca m.in. na podwójny zapis nazw ulic i miejscowości, używanie języka ojczystego w sferze publicznej. Teraz nie mamy żadnej ustawy o mniejszościach narodowych, a Polacy są karani grzywnami nawet w wysokości 50 tys. złotych za dwujęzyczne napisy z nazwami ulic.
W 2011 roku za rządów konserwatystów i liberałów, gdy ministrem oświaty był Gintaras Steponaviczius, również liberał z LRL, wbrew tysięcznym protestom Polaków, została przygotowana i przyjęta ustawa o oświacie, która znacznie pomniejszyła stan posiadania polskiej szkoły na Litwie.
AWPL nigdy nie wzniecała konfliktów, nie eskalowała napięcia, jedynie broniła i nadal będzie bronić swych praw, praw mniejszości narodowych.
PAP: To dlatego Polacy głosują głównie na AWPL, a nie na tradycyjne partie: socjaldemokratów, konserwatystów, liberałów?
W.T.: Polacy głosują również na inne partie, ale większość pamięta skutki rządów konserwatystów i liberałów. Jeżeli chodzi o obecną koalicję rządzącą w kraju, której trzon stanowią socjaldemokraci i do której początkowo należeliśmy, w jej programie są zapisane nasze polskie postulaty. Ale co z tego? Nie są one realizowane. Socjaldemokraci głosują w naszych sprawach tak samo jak konserwatyści.
PAP: Tradycyjne partie po prostu ignorują postulaty mniejszości narodowych?
W.T.: To nie jest ignorowanie. To jest oszukiwanie wyborcy, co jest znacznie gorsze. Wyborca nie jest głupi. Widzi obłudę, brak uczciwości i sądzę, że będzie też coraz mniej Polaków i innych przedstawicieli mniejszości narodowych, którzy oddadzą swe głosy na inne partie, a nie na AWPL.
PAP: Coraz lepsze wyniki wyborcze AWPL zawdzięcza skonsolidowaniu sił z Aliansem Rosjan (AR)?
W.T.: Dobre wyniki to przede wszystkim ocena naszej pracy, uczciwej, bez skandali korupcyjnych, dbania o wyborcę. To też ocena naszego kierunku jednoczenia wszystkich ludzi dobrej woli.
PAP: Czy koalicja AWPL z AR nie wpływa negatywnie na wizerunek partii polskiej?
W.T.: AWPL jest siłą, która jednoczy wszystkie mniejszości narodowe. Z naszej listy startują nie tylko przedstawiciele AR, ale też przedstawiciele około 30 organizacji społecznych – Białorusini, Tatarzy, również Litwini.
PAP: Krytykował pan niejednokrotnie kijowski Euromajdan.
W.T.: Wypowiedź była jedna, następnie powielana. Ale tę opinie podtrzymuję. Nie jestem zwolennikiem rewolucji. Władza powinna być wybierana przy urnach, a nie na wiecach, podczas których rzucane są w policjantów butelki z benzyną.
PAP: W litewskiej przestrzeni publicznej sugeruje się, że Moskwa może wykorzystać Polaków będących w koalicji z Rosjanami do własnych celów.
W.T.: Takie sugestie są bezpodstawne. Nie ma żadnego dokumentu potwierdzającego takie sugestie. Jeżeli takie są powielane, to jedynie w celu osłabienia nas jako siły politycznej.
PAP: Padały zarzuty, że w tych wyborach samorządowych wysokie miejsca na listach AWPL i AR zajęli Rosjanie, a znani działacze polscy znaleźli się na dalszych pozycjach.
W.T.: Mieliśmy 500 kandydatów, z których około 400 stanowili Polacy, około 40 – Litwini. Uzyskaliśmy 70 mandatów. Polacy zdobyli 64 mandaty, pozostałe Rosjanie, jeden mandat zdobył Białorusin, jeden – Tatar.
PAP: AWPL charakteryzuje wysoki poziom mobilizacji i zorganizowania, jeżeli chodzi o wybory. Sukcesy wyborcze nie przekładają się jednak na rozstrzyganie problemów z jakimi od lat borykają się Polacy.
W.T.: Niektóre problemy zostały rozwiązane jeszcze w 1991 roku, gdy została przyjęta ustawa o mniejszościach narodowych podpisana przez ówczesnego przywódcę państwa Vytautasa Landsbergisa, ustawa, która przestała obowiązywać przed kilku laty. Żyjemy w bardzo specyficznym państwie, w którym - wbrew podpisanej Konwencji Ramowej o Ochronie Mniejszości Narodowych – podejmuje się decyzje, które pogarszają obecny stan posiadania mniejszości. Tutaj działa system buldożera, a na taki system nie ma metody.
PAP. Skoro dotychczasowe metody zawiodły, może warto szukać innych dróg rozstrzygania problemów?
W.T.: Jakie mogą być drogi w cywilizowanym kraju europejskim? W 2012 roku, po wyborach parlamentarnych, weszliśmy do koalicji rządzącej. Udało nam się do programu rządowego wciągnąć postulaty polskie. Program rządowy poparło 88 posłów w 141-osobowym Sejmie. Fakt jest taki, że socjaldemokraci nie chcą go realizować.
PAP: Więc problemy polskie nadal będą się nasilać?
W.T.: My na pewno nie będziemy eskalowali tych problemów. Będziemy jedynie bronili naszego stanowiska i posiadania tego, co mieliśmy przed wstąpieniem Litwy do UE.
PAP: A może AWPL zależy na utrzymaniu problemu polskiego, bo bez tego partia utraci rację bytu?
W.T.: Nie chcę nikogo obrazić, ale takie twierdzenie świadczy o braku minimalnej wiedzy politycznej. Trudno jest mi nawet to komentować.
PAP: Jakie więc najbliższe zadanie AWPL?
W.T.: Najbliższe dwa miesiące upłyną pod znakiem formowania nowych władz samorządowych. Następnie przystąpimy do realizacji programu, którego – w odróżnieniu od naszych oponentów - przestrzegamy. Naszą sumienną pracę dostrzegają wyborcy i dlatego mamy taki a nie inny wynik wyborczy.
Rozmawiała w Wilnie Aleksandra Akińczo, PAP
szkoda mi naszych braci i siostrna litwie
OdpowiedzUsuń