Kadr z filmu "Ida" Pawła Pawlikowskiego |
Istotny dla percepcji filmu jest z pewnością spór dotyczący jego warstwy psychologicznej. Sprowadzający się do kwestii wiarygodność vs niewiarygodność głównych postaci. Wandy i Idy. Żadnych wątpliwości nie ma, na przykład, krytyczka filmowa Bożena Janicka. Jej zdaniem (* zob. rozmowę radiową poniżej) to wiarygodność psychologiczna i uniwersalność obu bohaterek sprawia, że najlepsza publiczność kin światowych zobaczyła w „Idzie” film dla siebie.
Przeciwnego zdania są, między innymi, socjolożka Helena Datner i kulturoznawczymi Agnieszka Graff. Widzą one w bohaterkach filmu stereotypy żydowskiej, komunistycznej k*rwy, której „przydarzył się” Holocaust i dziewicy, „zmywającej” swoje niekatolickie pochodzenie w klasztorze. Które przypominają marionetki z kukiełkowych spektakli – są przedstawiane bardzo schematycznie, a główna bohaterka nie ma żadnego życia wewnętrznego … powtórka z najgorszych antysemickich klisz oraz nieudolna próba chrystianizowania Zagłady.
Skąd się biorą tak drastyczne różnice w odbiorze bohaterek? Proces „czytania” przekazu kulturowego jest zawsze procesem nadawania własnych znaczeń przez czytającego. Podstawowym czynnikiem decydującym o treści nadawanych znaczeń są własne schematy poznawcze czytającego. Pełnią one rodzaj filtru przez który umysł przesącza czytamy tekst. Gadamer nazywa go przedrozumieniem. Przedrozumienie z jednej strony stanowi warunek poznania, z drugiej je ogranicza, z góry determinując jego kształt. Dlatego niezbędne jest zastosowanie tego, co antropolodzy nazywają konstruktywnym zdziwieniem, egzotyzacją znanego i codziennego. Zawieszenie własnego „wiem”. Zabieg warunkuje uzyskanie wysokiego poziomu otwarcia poznawczego. Niski poziom otwarcia poznawczego puszcza w ruch projektor własnych klisz. Włącza mechanizmy kategoryzowania, atrybucji. Co powoduje, że proces czytania tekstu jest procesem pozornym. Jak przelatywanie wzrokiem po literach bez odbierania sensu, jaki przekazują. Zamiast poznania tekstu, czytelnik konfrontuje siebie z własnymi uprzedzeniami i stereotypami. Jest to zjawisko znane i szeroko opisane w psychologii społecznej. Będące konsekwencją jednej z ważniejszych reguł poznania społecznego, reguły skąpca poznawczego. Niski poziom otwarcia poznawczego powoduje projekcję wcześniej posiadanej wiedzy na czytany tekst. Zamiast odbierania płynącego z niego przekazu.
Każde czytanie wymaga uprzedniej alfabetyzacji. Nie można kogoś, kogo nie nauczono słuchania muzyki zabrać bez jakiegokolwiek przygotowania na koncert Strawińskiego i oczekiwać tego, że usłyszy cokolwiek więcej, poza nieznośną kakofonią dźwięków. Nie można spodziewać się po kimś nieprzygotowanym do odbioru obrazów, tego, że zobaczy w obrazach Picassa coś więcej poza dziwacznymi bohomazami. Na tej samej zasadzie trudno oczekiwać od szeregowego konsumenta krzykliwej, natrętnej kultury masowej tego, że potrafi odczytywać emocje tuż pod powierzchnią. Przekazywane jednym słowem, jednym gestem, obrazem. Nikt nie uczy nas czytania własnych emocji a co dopiero rozeznawania się w cudzych.
Tymczasem „Ida” wymaga maksymalnego wyciszenia, skupienia, wycofania własnego „wiem”, własnych lęków i mechanizmów obronnych. Wymaga odwagi do pójścia w nieznane. Kompasem w tej wędrówce może być wskazówka dotycząca samego reżysera, który, jak pisze Janusz Wróblewski w Polityce, stara się żyć w „polu magnetycznym religii” …stawia wyżej metafizykę niż tradycję.
„Ida”, osadzona formalnie w judaizmie i katolicyzmie, jest głęboko zanurzona w duchu buddyjskim. W buddyjskiej medytacji. Medytujący siedzi bez ruchu i pozornie nic nie robi. Dopóki nie odważy się „puścić kontroli” i pójść w nieznane, za tym, co się zdarzy, dopóty nie zobaczy, nie doświadczy bogactwa życia pod gładką, nieruchomą taflą pozornego nicniedzianiasię. Co więcej, doświadczy dyskomfortu, irytacji. Poczucia fałszu. Jałowej pustki. Jałowej, w przeciwieństwie do tej buddyjskiej, która jest przestrzenią i przygotowaniem do odkrycia, doświadczenia czegoś nowego, wychodzącego poza granice codziennych kolein, stereotypów. Pustkę, która pozwala zajrzeć poza zasłonę Mai. „Puszczenie kontroli” w przypadku czytania tekstów kultury oznacza rezygnację z tego, co już wiemy.
„Ida” skoncentrowana jest na uważnym, delikatnym, pełnym szacunku dla bohaterek i widzów, zdejmowaniu klisz i przekraczaniu uprzedzeń, stereotypów widza. Przy użyciu niemal ascetycznych środków. Postać Wandy potraktowana jest z najwyższym szacunkiem i pieczołowitością. Poznajemy ją, jako kobietę odciętą od emocji, zamkniętą w pancerzu cynicznego racjonalizowania. Wanda odpala papieros od papierosa, upija się, łatwo wdaje w przygodne romanse. Cynicznie wykorzystuje swoje przywileje. Reżyser dwukrotnie nawiązuje do jej życia zawodowego. Raz poprzez pokazanie jej w todze sędziowskiej. I drugi raz, kiedy Wanda mówi o skazywaniu ludzi na śmierć. Obie sceny bardzo oszczędne. Demonstrowany cynizm to tylko mur chroniący wrażliwe serce przed bólem nie do uniesienia. Mur spełnia swoje zadanie do czasu spotkania z Idą. Wanda najpierw odprawia oschle siostrzenicę. Nie po to unikała z nią kontaktu przez całe lata, mimo monitów zakonnic, żeby teraz pozwolić sobie na nieprzewidziane zmiany w mocno kontrolowanym życiu. Ale spotkanie z Idą już zdążyło zrobić wyłom w murach obronnych Wandy. Wraca po nią na dworzec autobusowy. A potem krok po kroku, poprzez oglądanie rodzinnych zdjęć, snucie wspomnień, oglądanie witraży w stajni dla krów, które zrobiła matka Idy, pancerz opada. Kiedy całkiem opadnie, po odkopaniu w lesie czaszki synka, pochowaniu w rodzinnym grobie zachowanych szczątków, powrocie Idy do klasztoru, jej serce pęka. Widzimy ją w wannie, z rozmazanym makijażem, potarganą fryzurą, płaczącą, załamaną i bezradną. Potem Wanda nastawia głośno muzykę, która rozbrzmiewa w dużym, starannie urządzonym i zadbanym mieszkaniu. Ona sama, ubrana i uczesana wychodzi przez okno, z życia w śmierć. Wychodzi, nie skacze. Tak zdecydowała.
Scena pogrzebu „towarzyszki” pokazuje, że towarzysze nie zauważyli dużo wcześniejszego odejścia towarzyszki Gruz. Tymczasem ona zaczęła odchodzić w dniu, w którym wróciła na dworzec po, odtrącaną przez lata, Idę. To wtedy uchyliła drzwi, przez które tłumione przez lata emocje zaczęły się wydostawać na powierzchnię. Rozmrożenie serce zaczęło czuć coraz więcej, cierpieć coraz mocniej. Miejsce towarzyszki Gruz zajęła Wanda, ale nie potrafiła udźwignąć ciężaru życia. Najprawdopodobniej z powodu poczucia winy. Winy, że zostawiła synka swojej siostrze i poszła walczyć cholera wie, o co. Z powodu poczucia winy spowodowanego odrzuceniem siostrzenicy. Siostrzenicy, którą znowu traci a chciałaby zatrzymać przy sobie: szkoda, że Róża nie może ciebie widzieć. Ciąg tragicznych konsekwencji wcześniej podjętych decyzji. Konsekwencji, od których nie ma ucieczki. Jak w antycznej tragedii. Towarzysze widzą tylko zewnętrzną powłokę wydarzeń. Uważny widz doskonale widzi tragedię i przemianę Wandy.
Ida stoi na uboczu. Jest świadkiem pogrzebu, ale w nim nie uczestniczy. Nie bierze udziału w tej grze pozorów. Wyciąga własne wnioski. Ciotka próbowała wciągnąć ją w życie takie, jakie toczy się za murami klasztoru. Takie, jakie sama znała i prowadziła. Powtarzała, że Jezus, w którego Ida wierzy, wychodził do ludzi. Że nie powinna szukać go w książce, ale w życiu. Znamienna scena szamotaniny o czytaną przez Idę książkę. Prawdopodobnie Biblię. Że powinna poznać to, z czego chce zrezygnować.
Po pogrzebie Ida wraca do mieszkania Wandy, zdejmuje strój zakonny i naśladuje zachowania zmarłej ciotki. Wkłada jej buty i suknie. Pali jej papierosy. Pije wódkę prosto z butelki. Być może testuje nawet pomysł wyjścia przez okno. Świadomie czy podświadomie zaplątuje się w firankę, wiruje i upada na podłogę razem z oberwaną firanką. Statyczna dotąd, do granic katatonii Ida, wiruje przy otwartym oknie. Różnie się to może skończyć. Upadkiem po tej albo tamtej stronie okna. Życia. Upada po tej stronie. Tańczy a potem przeżywa romans z wcześniej poznanym saksofonistą. Jak długi? Tego nie wiemy. Kiedy matka przełożona wysyłała ją poza mury klasztoru kazała jej zostać tam tak długo, jak długo będzie trzeba. Ida smakuje, poza murami klasztoru, życia takiego, jakie pokazała jej ciotka. Innego nie znała. Wchodząc w nie, wchodzi też pośrednio w skórę ciotki. Zbliża się do niej. Podejmuje próbę lepszego jej poznania. Ciotka nie żyje i nie można jej poznać w bezpośrednim kontakcie. Trzeba iść po śladach. Próbować i ryzykować. Ogromne ryzykować. Bo przecież to, w co wchodzi, wwirowuje się, upada, może się okazać tragiczną pomyłką. Może ją odciąć od całego jej dotychczasowego życia. Od bliskich jej ludzi w klasztorze. Innych dotychczas nie miała i nie ma. Ida ma wybór. Może związać się z kochankiem na dłużej niż tylko na przelotny romans. Może zostać jego żoną. Na dobre i na złe.
Idę poznajemy w klasztorze. I to właśnie klimat klasztoru, przypominający klasztory klauzurowe, kontemplacyjne, definiuje ją w tym momencie. Skupienie, wręcz medytacyjne, daje wyraźną wskazówkę, co do młodej jeszcze, ale wyraźnie ukierunkowanej psychiki. Asceza, skupienie, zawierzenie. To nie są cechy, zdolności łatwe do osiągnięcia. Wymagają ogromnej pracy nad sobą. Nie są to cechy, przymioty, których wymaga się tylko w katolickich klasztorach. Osiąganie pełni człowieczeństwa poprzez ogołocenie siebie, to praktyki stare i znane jak świat. Znane filozofom, systemom religijnym. Zachowanie Idy w klasztorze zdaje się świadczyć o tym, że jest na dobrej drodze do ich wypracowania. Ale nie przeszła jeszcze przez próbę ognia. Ta próba czeka na nią za murami klasztoru.
Początkowo można podejrzewać, że Ida idzie taką drogą, bo innej po prostu nie zna. Idzie siłą bezwładu. Wracając od ciotki jest pewna, że za kilka dni złoży śluby wieczyste. Ale odroczenie ślubów i konstatacja, że nie jest jeszcze gotowa, pokazują, że Ida nie jest bezwolną, bezrozumną marionetką, pozbawioną życia wewnętrznego. Wręcz przeciwnie.
Ida doświadczyła innego życia. Ma wybór. I go dokonuje. Zostawia, śpiącego, kochanka, wymyka się po cichu z mieszkania ciotki. Wraca do klasztoru. W miarę jak idzie, przyspiesza coraz bardziej. Jak ktoś, kto jest pewny, że idzie tam gdzie chce być. Albo ucieka przed tym, czego nie chce. Jak się dalej ułożą jej losy, tego nie wiemy? Ale zostawiamy ją dużo dojrzalszą. Jak długo trwa proces dojrzewania Idy? Tak długo jak trzeba.
Próby zrozumienia Idy poprzez mechanizm identyfikacji, wytłumaczenia jej zachowania w kategoriach znanych doświadczeń z góry skazane są na niepowodzenie. Szczególną irytację widza może budzić niemożność zrozumienia zachowania Idy po przeżyciu romansu. Bo przecież wiemy „jak powinna się czuć katoliczka po popełnieniu grzechu, co powinna zrobić”. Tymczasem Ida jest obok tego, co wiemy na temat tego „jak powinno być”. Bo dla Idy romans „przyszedł i odszedł” jak doświadczenia przychodzące w czasie medytacji. Zgodnie z zasadami medytacji Ida nie przywiązuje się do własnych doświadczeń, pozwala im odpłynąć, z opróżnionym umysłem gotowa na dalsze doświadczanie tego, co przyniesie jej Droga. Podobnie stawianie diagnoz stricte psychologicznych skazane jest na porażkę. Jest kolejną próbą wtłoczenia Idy we własny system wiedzy. Pytania „a potem” świadczą o tym, że Ida, na skutek „popełnionego grzechu” nie zastygła w emocjonalnej, posttraumatycznej lodówce. Wręcz przeciwnie, jest w pełni świadoma tego, co robi. Na swój własny, ascetyczny sposób pogłębia zrozumienie sytuacji, analizuje propozycję kochanka: „a potem”?
Idy nie da się zrozumieć bez odrzucenia własnego „wiem”. Bez egzotyzacji tego, co znane, oczywiste. Bez konstruktywnego zdziwienia. Rodzi to irytację i przekonanie, że reżyser stworzył postać niewiarygodną. Niewiarygodną, bo niepasującą do naszych schematów poznawczych. Schematów, przy pomocy, których staramy się określić psychologiczną wiarygodność postaci. W przypadku Idy nie jest to możliwe. Stąd uznanie jej za figurę płaską, papierową, bezwolną. Tymczasem Ida jest jak buddyjski „pusty obłok”. Nie można jej pochwycić w znajome ramy. Bo tak jak obłok ma określony kształt a zarazem go nie ma. Idy można jedynie doświadczyć poza dyskursywnym umysłem. W przestrzeni opróżnionego umysłu. Tam Ida otworzy się przed nami. Bo życie Idy to jedna wielka medytacja. Możemy ją poznać tylko na drodze własnej medytacji. Nigdy poprzez wtłaczanie jej we własne schematy poznawcze. Bo reżyser …stawia wyżej metafizykę niż tradycję. W tym „tradycyjne”, utrwalone schematy poznawcze. Klucza do zrozumienia „Idy” należy szukać poza tym, co znane.
Jaga Kwiek
______________________
Jaga (Jadwiga) Kwiek jest doktorem psychologii z ponad czterdziestoletnim doświadczeniem zawodowym. Przez większość czasu łączyła praktykę z pracą naukową i dydaktyczną. Przez ostatnie siedemnaście lat pracowała jedynie na UAM w Poznaniu, gdzie wykładała przedmioty związane z problematyką mediów.
*)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy