Hong Kong occupy central. Fot. Calvin YC (Wikimedia) |
Media na zachodzie milczą, ewentualnie pokazują filmiki bez dźwięku, co najwyżej ktoś krzyczy po chińsku, czego nikt nie rozumie, jakieś zakrwawione głowy, szpaler policjantów z tarczami i pałkami, ale pod krawatami – sprzątanie ulic po demonstracji – Chińczycy to porządni ludzie! Nawet kulturalnie potrafią demonstrować, a demonstrujący segregują odpadki. Coś niesamowitego jak na nasze realia, gdzie płoną opony, a kilofy, łomy, kulki z łożysk lub inne wynalazki są w powszechnym użyciu demonstrantów.
Czy ktoś się chociaż zajęknął na myśl o protestującej chińskiej młodzieży w Hongkongu? Przecież to są prawie sami okularnicy, którzy może potrafią napisać nowe oprogramowanie do smartfonu, ale ich cherlawe wielkomiejskie płuca ledwo stać na okrzyki! Przecież tam Policja katuje dzieci! Nikomu to nie przeszkadza? Dodajmy policja reprezentująca – w sumie – komunistyczny reżim! Naprawdę nikomu to nie przeszkadza? Nikt nie chce pojechać poskakać po ulicach Hongkongu pod flagą jakiejś triady? Co się stało z naszymi dzielnymi politykami? Dlaczego nie chcą być razem z mieszkańcami Hongkongu? Dlaczego nie chcą zademonstrować tak drogiej im solidarności? Dlaczego nie chcą pokazać jak bronią wolności i jaka jest ona ważna, zwłaszcza w państwie rządzonym przez komunistyczny reżim!
Nie ma chętnych? Naprawdę? Smutne! Ponieważ śmierdzi to na kilometr hipokryzją. Nie tak dawno przecież – bez problemu wmieszaliśmy się w sprawy wewnętrzne sąsiedniego kraju – skutecznie podsycając ludność do nieposłuszeństwa demokratycznie wybranej władzy oraz w konsekwencji do wojny domowej. Wszyscy pamiętają twarze i nazwiska panów i pań z wielu partii politycznych w Polsce, którzy skakali w Kijowie pod banderowskimi flagami – za wolność Ukrainy, wszyscy również mogli zobaczyć na ekranach swoich telewizorów – do czego to doprowadziło.
Nic nie uczyniono, nic nie zrobiono, nawet nie zabrano głosu – Chiny, los uciskanych mieszkańców Hongkongu to nie nasza sprawa? Nas ma nie dotyczyć? Czy nasi wielcy opozycjoniści, jeszcze z Wielkiej Solidarności, którzy niedawno lansowali się na błękitnym szkle – że chcą pojechać do Kijowa i pomóc protestującym w ułożeniu strategii protestów – teraz będą milczeć? Nie pamiętają jak ich ORMO dopadało w bramach kamienic? W bocznych uliczkach? Już nie wiedzą co Milicja Obywatelska i opłacani przez SB bandyci robili ze studentami?
No śmiało, dlaczego okręty NATO nie płyną do wybrzeży Chin! Przecież wysłaliśmy krążowniki rakietowe na Morze Czarne!Jak to pięknie jest być kanapowym działaczem, jak to pięknie jest pojechać i pomóc podpalić sąsiedni kraj, jak to pięknie jest dorabiać ideologię do faktów, w ostateczności – jak to wspaniale jest móc wrócić do sytej Polski zasiąść na kanapie i oglądać w telewizorze wyprodukowanym pod Łodzią z koreańskich części – jak policja radzi sobie z trudną i zakłócającą spokój młodzieżą w Hongkongu. Każdy opozycjonista ze starszego pokolenia doskonale pamięta co oznacza pojęcie „bananowa młodzież”. Proste skojarzenia, podlane głupkowatym komentarzem pseudodziennikarza, który na błękitnym tle robi z siebie większego prawdopodobnie debila (termin medyczny) niż nim jest – i oto mamy znieczulica gotowa. Co nas obchodzi jakiś Hong kong? Przecież to jest w Chinach!
Wnioski – dobrze jest być opozycjonistą, można się wymądrzać na cudze sprawy. Jeżeli jednak potrzeba minimum idealizmu, to już nie ma na to miejsca…
Krakauer
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy