Mija 30 rocznica od dnia, gdy funkcjonariusze SB zamordowali kapelana "Solidarności" ks. Jerzego Popiełuszkę. |
Otóż ks. Jerzy Popiełuszko, męczennik, dla mnie – Jurek,
młodszy przyjaciel, zginął nie tylko za swoją wiarę, ale nawet nie za nią, bo,
jak zaraz udowodnię, za przyszłość. Zginął za pokój w Polsce. Za pokój
przyszłości, za możliwość pokojowego przejścia do nowej rzeczywistości.
Rozmawiałem w roku 1984 z grupą młodych ludzi, jedną z
Grup Oporu Solidarni, którzy nie bardzo chcieli słuchać Teosia Klincewicza i
planowali wywołanie, uruchomienie partyzantki miejskiej, poczynając od
Warszawy. Już pozbierali trochę broni. Nie przekonałem ich. Usłyszałem –
„rozumiemy, że pan tego nie chce, bo oni będą najpierw strzelać do takich jak
pan”. Dalsza rozmowa była bezprzedmiotowa.
Pojechał do nich Jurek, też dzięki zakonspirowanym
kontaktom skutecznie umykający ubekom, i On ich, gotowych nawet na śmierć dla
poruszenia realnego, powszechnego buntu zbrojnego rodaków, przekonał. Przekonał
ich, że wojna domowa to, po pierwsze, nic wspólnego z chrześcijaństwem, którego
wyznawcami się czują, no i, po drugie, nie kończący się śmiertelny konflikt,
który może cieszyć tylko wrogów Polski, bo zniszczy kraj i udowodni światu, jak
politycznie głupi są Polacy, którym nie trzeba wrogów, jako że sami się
wykończą.
Niby to powtarzał Jurek w sporej mierze, co ja im
przedkładałem, ale nie ja byłem dla nich wiarygodny. Jurek przekonywał nie
grupkę młodych, dzielnych ludzi , a setki tysięcy ludzi, uczestników Jego „Mszy
za Ojczyznę”, że naprawdę można, nie tylko dla dobra Polski, pokonać zło dobrem
– bez przemocy. Dziś wydaje się to stereotypowym hasłem kościelnym, ale wtedy
było zaprzeczeniem postaw i marzeń młodzieży, gotowej właśnie umierać za
wolność Polski. I było zaprzeczeniem rad wybitnego, autorytatywnego człowieka
emigracji, który wyraził się drwiąco, że Polacy chcą odzyskać niepodległość bez
przelania jednej kropli krwi…
Gdyby nie ten pokój, dyskwalifikowany dziś przez
bohaterów, spóźnionych na barykady, nie doszłoby do „jesieni narodów”, do
różnych dalszych „aksamitnych rewolucji”, zburzenia muru berlińskiego, ani, w
konsekwencji, do rozwiązania Związku Radzieckiego. Nie można kwestionować
osiągnięć ruchu Solidarności i postawy całego niemal społeczeństwa, z ówczesną,
po przeciwnej stronie, klasą panującą włącznie, ale komuś zawdzięczamy pokój,
który to wszystko umożliwił. Za ten pokój przede wszystkim należy się Jurkowi,
oraz innym takim pionierom przyszłości, pomnik dziękczynny. Od całej Europy.
Uświadomiwszy sobie, jak mogło być inaczej. Jak byłoby inaczej. W nowym piekle.
Stefan Bratkowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy