Jako Widodo - nowy prezydent największego państwa muzułmańskiego |
Moja ostatnia podróż do tego kraju, blisko 20 lat temu, nie zostawiła mi dobrego wrażenia. Nie byłem turystą, nie widziałem Bali, widziałem natomiast straszną biedę wzdłuż całej niemal drogi z lotniska do zatłoczonego, brudnego miasta, a przed piątą rano budził mnie muezin, co mojej sympatii dla kraju nie potęgowało. Lecz gdy dowiedziałem się, że człowiek ze społecznych dołów wspiął się na sam szczyt piramidy władzy, ucieszyłem się.
Indonezja wprawdzie należy do G-20, ale wciąż ponad 100
milionów ludzi żyje tam za mniej niż 2 dolary dziennie. Czego by nie mówić o
sile nabywczej dolara w tamtejszych warunkach, to nadal przerażająca nędza. A
ta, podlana odpowiednim sosem religijnym, tworzy żyzną glebę dla ekstremizmu i
terroru, czego dobrym świadectwem choćby Pakistan.
Pan prezydent przez wiele lat zarabiał na życie jako
cieśla, a potem zaczął eksportować meble, zanim wziął się w 2005 za politykę.
Dwukrotnie wybrany został burmistrzem swego półmilionowego, czyli na
indonezyjskie warunki średniej wielkości miasta, a w 2012 roku gubernatorem
Dżakarty.Joko Widodo, bez doświadczenia w strukturach rządowych, ale z talentem organizacyjnym, stanie na czele kraju o największej liczbie muzułmanów na świecie (ponad 210 milionów – z grubsza trzy razy więcej niż Iran lub Turcja), którego gospodarka rośnie w tempie nie gorszym od Indii – a nawet lepszym – ale który ma mniej niż India wykwalifikowanej siły roboczej, a bardziej polega na krajowych surowcach. Cierpi na deficyt w wymianie z zagranicą, zaś ogromne subsydia na paliwo (Indonezja była kiedyś członkiem OPEC, ale opuściła kartel, gdy przestała być eksporterem netto ropy) wysysają miliardy z kiesy państwowej. Wedle prognoz Citibanku, w 2040 roku Indonezja będzie czwartą gospodarką świata, z PKB większym niż Niemcy i Wielka Brytania łącznie. Nie wierzę w tę prognozę. Ale Indonezja ma szanse wedrzeć się do pierwszej dziesiątki świata. I stać się silną demokracją.
Nowy prezydent lekko mieć nie będzie. Ale będę za niego trzymał kciuki.
Andrzej Lubowski
Studio Opinii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy