Majdan Niezależności w Kijowie. fot.I.Varlamov (zyalt.livejournal) |
Sprawa zaprowadzenia porządku na reprezentacyjnym placu miasta stała się palącym problemem nowych władz Kijowa, które nie są w stanie zapanować nad zawiedzionymi i zdemoralizowanymi mieszkańcami miasteczka namiotowego.
___________________________
Będąc w trakcie wyborów prezydenckich w Kijowie z nieskrywanym rozczarowaniem obserwowałem to co pozostało ze sławnego swymi protestami na całym świecie Majdanu Niezależności. Obraz placu w niewielkim stopniu przypomina ten sprzed jeszcze trzech miesięcy, gdy ten skrawek Ukrainy był „najlepiej zarządzanym państwem w historii ukraińskiego narodu”. To państwo w państwie było wówczas wzorem samoorganizacji i dyscypliny, zaś panująca na nim atmosfera mogła wzbudzać wyłącznie podziw. Dziś Majdan sprawia bardzo przykry widok.Pomimo, że od postawienia pierwszych barykad minęło już ponad 7 miesięcy, reprezentacyjny plac Kijowa wciąż jest zastawiony namiotami wojskowymi, drewnianymi konstrukcjami różnego przeznaczenia, zaporami zbudowanymi z opon, kostek brukowych i worków z piaskiem. Większość obozujących na głównym placu ukraińskiej stolicy osób to przedstawiciele marginesu społecznego, bezrobotni, nierzadko bezdomni ludzie, którzy korzystają z mitu tego miejsca, sentymentu mieszkańców i przede wszystkim bezmocy władz, które nie mogą odważyć się na zrobienie porządku w reprezentacyjnej części miasta. Moralne rozprężenie panujące wśród ostatnich Mohikanów Euromajdanu jest powszechne i wzbudza zażenowanie zarówno mieszkańców, jak i gości przyjeżdżających do Kijowa.
Po odbytych w zeszłych tygodniach wyborach prezydenckich, Rady Miasta i mera stolicy, którym został Witalij Kłyczko, pojawiła się nadzieja na zrobienie porządku w centrum miast. – Kluczowe zadanie Majdanu zostało wypełnione - pozbyliśmy się dyktatora – powiedział następnego dnia po głosowaniu Kłyczko. – Obywatele wybrali tych, komu ufają. Barykady spełniły swoją funkcję i powinny zostać rozebrane. Jest to jeden z głównych celów nie tylko nowego mera, ale całego społeczeństwa – powrócić do normalnego życia. W ciągu najbliższych dni należy umożliwić przejazd przez ulicę Chreszczatyk – nie pozostawił wątpliwości co do przyszłości Majdanu nowy przewodniczący Rady Miasta Kijowa. Zaledwie dwa dni później rozpoczęto akcję sprzątania centralnego placu miasta. Jak zapowiedziano początkowo, rozebrane zostaną tylko te barykady i namioty, które „nie spełniają swoich funkcji”. Zapewniono, że prace porządkowe nie będą dotyczyć ludzi, którzy jeszcze znajdują się na Majdanie.
Akcja nie spotkała się jednak z akceptacją mieszkańców miasteczka namiotowego: – Wykorzystano nas jak prezerwatywy – skarżyli się pozostali na Majdanie aktywiści (lub ci, którzy się za takich podają). – Majdan nie rozejdzie się, dopóki nie zostaną wypełnione wszystkie nasze żądania: ukaranie przestępców, lustracja, zmiana systemu władzy… – manifestanci wyliczali warunki opuszczenia placu, tym samym odkładając termin swojego odejścia ad Kalendas Graecas.
Kłyczko nie dawał jednak za wygraną: - Niektórzy mówią, że będą na Majdanie do czasu „X”. Określmy więc, kiedy ten moment nastąpi – starał się unormować sytuację Kłyczko. Z pomocą nowemu merowi przyszedł jeden z sotników Samoobrony, który zwrócił się do pozostałych na Majdanie osób: – Siedzieć na miejscu i nic nie robić – to bardzo nie w porządku. Powiem tak: jeśli ktoś jest zdrowy i chce walczyć, to niech przyjeżdża do Dniepropietrowska, Doniecka albo Ługańska i niech broni kraju. To jednak nie pomogło. Zaplanowane na sobotę, 31 maja, ostateczne posprzątanie centrum miasta skończyło się zamieszkami. Służby komunalne, które przedpołudniem pojawiły się na Chreszczatyku celem rozebrania barykad, zostały obrzucone kamieniami, a nawet koktajlami Mołotowa. Znów, podobnie jak przed trzema miesiącami zapłonęły opony. Przybyła na miejsce jednostka straży pożarnej nie została dopuszczona do ugaszenia zapalonych część barykad.
Wobec aktywnego sprzeciwu nie zamierzających opuszczać Majdan manifestantów nowe władze miasta zrezygnowały z pomysłu oczyszczenia miasta szybciej niż na niego wpadły: – Nie powiedziałem, że będę rozganiać Majdan. Moje słowa zostały wyrwane z kontekstu. Nie wydałem polecenia rozebrania Majdanu. Zawsze byłem temu przeciwny. Ktoś mnie źle zrozumiał – mętnie tłumaczył się Kłyczko podczas zorganizowanego w niedziele (01.06.2014) pierwszego po wyborach wiecu narodowego na Majdanie. Niemoc nowych władz powodowana strachem przed reakcją czuwających na placu aktywistów nie tylko spowodowała wycofanie się Kłyczki z pomysłu rozebrania barykad. Nowy zarządca Kijowa obiecał złożyć przysięgę właśnie na Majdanie wobec obecnych tam ludzi. Swoimi okrągłymi wypowiedziami pełnymi frazesów o demokracji i roli Majdanu były bokser nie zjednał sobie jednak sympatii Majdanu. Jego wystąpienie zostało przyjęte co najmniej z rezerwą, spod sceny słychać było okrzyki „hańba” i „kłamca”.
Majdan, pomimo upadku reżimu Wiktora Janukowycza, przeprowadzenia wyborów prezydenckich, wybraniu nowych władz nie zamierza się rozejść. Obecni w miasteczku aktywiści deklarują stałe monitorowanie polityków i pozostanie na placu do czasu zrealizowania wszystkich żądań. Żądań określonych nader abstrakcyjnie – dokonania odnowy życia politycznego, przeprowadzenia niezbędnych reform, lustracji, przywrócenia porządku itp. itd. Tak sformułowane warunki sprawiają, że termin rozwiązania Majdanu zostaje odroczony w daleką, nieznaną przyszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy