Dom Emeryta księży chrystusowców w Puszczykowie. Fot. A.Łacek |
Ulice Warszawy
pachniały świeżo rozkwitłymi bzami oraz wszelkimi odmianami kolorowych,
kwitnących drzew i krzewów. Aleje i skwery zdobiły majestatyczne kasztanowce,
ze śnieżnobiałymi piramidami kwiatów – przysłowiowy już symbol nadchodzącej
matury. Balkony domów ozdabiały girlandy rozkwitłych petunii i pelargonii.
Trawniki w parkach, wzdłuż chodników i wokół domów wyglądały jak soczyste
zielone dywany gęsto usiane rozkwitłymi pomarańczowo mleczami i biało-różowymi
główkami stokrotek.
Konwersatorium
W takiej to scenerii mieliśmy okazję, podobnie jak przed
rokiem, osobiście uczestniczyć w Konwersatorium, tym razem na temat doceniania
i realizowania wartości męskiej przyjaźni w wychowaniu. Konwersatoria, to spotkania
prowadzone przez panel ekspertow oraz biorących udział w dyskusji uczestników, organizowane przez Szkołę Wyższą
Przymierza Rodzin na warszawskim Ursynowie. Odbywają się one podczas roku
akademickiego w każdą trzecią sobotę miesiąca. Zwykle bierzemy w nich udział korespondencyjnie,
chyba, że zdarzy nam się tak jak teraz, przebywać w tę sobotę w Polsce.
Tegoroczne kwietniowe Konwersatorium
wyjątkowo odbyło się w czwartą sobotę, jako że trzecią była Wielkanoc. Prowadził je prof. Maciej Górski, fizyk
jądrowy, pracownik naukowy Narodowego Centrum Badań Jądrowych, ojciec pięciorga
dzieci. W panelu uczestniczyli także
panowie: Adrian Anczarski filozof, lider grup młodzieżowych pracujący w Centrum Nauki Kopernik; Szymon Fulara,
inżynier w Instytucie Lotnictwa, wieloletni wychowawca Przymierza Rodzin; Ojciec Tomasz Rojek OP,
młody kapłan, pedagog, również wychowawca w Szkole Przymierza Rodzin.
W dyskusji, którą
prowadziła pani rektor uczelni, prof dr Elżbieta Mycielska-Dowgiałło, wzięło
udział kilka osób spośród licznej grupy uczestników Konwersatorium. Dyskutanci
dzielili się swoimi doświadczeniami, padały pytania pod adresem panelistów oraz
organizatorów. Zabraliśmy głos także i my, obydwoje z mężem, rodzice trzech już
dorosłych synów. Mówiliśmy na temat roli ojca w wychowaniu chłopców, szczególnie
teraz, kiedy obserwujemy zdecydowaną feminizację zawodu nauczycielskiego.
Młodzi chłopcy często nie mają innego, poza domem wzorca postępowania. Sytuacja
jeszcze bardziej się komplikuje w rodzinach rozbitych, gdzie matki samotnie
wychowują swoje dzieci. I tutaj wielką rolę do spełnienia miałyby organizacje
młodzieżowe jak harcerstwo, grupy ministranckie, kluby sportowe, czy zespoły
folklorystyczne. Pod warunkiem, że te grupy będą prowadzone przez odpowiedzialnych,
dobrze przygotowanych liderów.
Teksty wszystkich wystąpień
a takze głosów w dyskusji będą wkrótce opublikowane w formie elektronicznej a w
niedalekiej przyszłości zostaną wydane w kolejnym tomie „Odpowiedzi na Trudne
Pytania Dzisiejszego Świata”.
Puszczykowo
Z zielonej, tętniącej
życiem Warszawy, żegnani przez gościnnych Państwa Dowgiałło udaliśmy się
bardziej na południowy zachód, do Poznania. Z okien komfortowego pociągu
mieliśmy możliwość podziwiania naszej
pięknej Polski. Gdzie okiem sięgnąć zaorane pola – zieleniły się oziminy a łany jaskrawożólto kwitnących rzepaków zdawały
się promieniować skomasowanymi odblaskami wiosennego słońca. Ponad tym
wszystkim, jak nieruchomo zawieszone w przestworzach szare punkciki, unosiły
się skowronki. Byliśmy jeszcze pod wrażeniem ich śpiewu – kiedy jak srebrzyste
dzwoneczki oznajmiały wiosnę nad polami Wyżyny Lubelskiej i Roztocza, gdzie
spędziliśmy wcześniej dwa dni.
Wiosna, to także las.
Niezapomniany spacer ‘szlakiem borówkowym’ przez Wielkopolski Park Narodowy.
Kukułki, dzięcioły, śmigające między gałęziami rude, puszyste wiewiórki a pod
drzewami całe kobierce konwalii oraz
błękitne oczka niezapominajek w nieco wilgotniejszych miejscach. Borówek trudno
było jeszcze wypatrywać. Zielone, zlewały się na krzaczkach z kolorem liści.
Parokilometrowa droga, którą z taką przyjemnością przemierzyliśmy w słoneczny, ostatni
dzień kwietnia, prowadziła ze stacji kolejoej Puszczykowo do centrum miasteczka
o tej samej nazwie.
Celem naszego pobytu w
miasteczku zwanym hotelem Poznania, było złożenie wizyty niezwykle bliskiej nam
osobie, Człowiekowi, któremu dużo zawdzięczamy. Podobnie jak i wiele polskich
rodzin w Australii, niejednokrotnie potrzebowaliśmy punktu odniesienia,
potwierdzenia, że wychowując dzieci idziemy właściwą drogą. To właśnie ks.
Zbigniew Pajdak, ówczesny Prowincjał Chrystusowców i Rektor Polskiej Misji
Katolickiej na Australię i Nową Zelandię był dla nas taką ostoją.
Równy rok temu ks.
Zbigniew, który zaczął podupadać na zdrowiu, opuścił Australię, postanawiając
osiąść w Domu Emeryta Księży Chrystusowców w Puszczykowie koło Poznania. Z
prowadzonej korespondencji wynikało, że nie żałuje podjętej decyzji, że w Domu
ma komfortowe warunki i doskonałą opiekę lekarską. Znając optymistyczne
nastawienie do życia ks. Zbigniewa, postanowiliśmy na własne oczy sprawdzić jak
mu się tam powodzi, a gdyby coś było nie tak, na siłę przywieżć go z powrotem
do Australii.
Ulica Ks. Posadzego, przy
której Zakon Chrystusowców ma swój Dom Emeryta, to przepiękna aleja bzów.
Ciężkie, liliowe kiście zwisają nad chodnikiem stanowiąc rozkosz dla oczu i
powonienia. Sam dom, to nowa, piętrowa willa. Otoczony jest równiutko
przyciętymi trawnikami. Wzdłuż ich alejek rosną młodziutkie jeszcze iglaki.
Ksiądz Zbigniew przyjął nas
w swoim apartamencie. Jak twierdzi mieszka iście po królewsku. Salonik z
balkonem, sypialnia i przestronna łazienka z podgrzewaną posadzką. Stylowe,
komfortowe meble – to dar Prowincji. Australijscy Chrystusowcy dołożyli starań,
aby godnie wyposażyć jednego ze swoich seniorów.
Mieliśmy możliwość
uczestniczenia w południowej modlitwie w Kaplicy, później zostaliśmy zaproszeni
na obiad do refektarza wspólnie z kilkudziesięcioma księżmi, rezydentami Domu.
Zupa podawana w wazach, drugie danie na półmiskach, sałatki w salaterkach ,
każdy brał według swojego uznania i apetytu. Na deser nie czekaliśmy – ks
Zbigniew przygotował dla nas prawdziwą ucztę u siebie – owoce, serniki i
przeróżne frykasy, które tylko w Polsce tak niezrównanie smakują. Soki dla
dzieci, pyszna kawa a nawet odrobina likieru dla dorosłych...
Całe pół dnia gościliśmy u Księdza,
wspominając wiele humorystycznych zdarzeń z minionych lat. Ksiądz dzielił się z
nami swoimi przemyśleniami. Namawialiśmy go usilnie, żeby robił notatki,
spisywał swoje wspomnienia. Ciekawe, czy zachowały się gdzieś w archiwach
cotygodniowe pogadanki Księdza Zbigniewa na temat wychowania, w prowadzonym przed laty polskim programie
Radia 2EA, później przemianowanego na SBS. Stanowiłyby one cenne, warte
opublikowania wskazówki jak żyć na emigracji, by nie zatracić siebie.
Ksiądz Zbigniew prosił o
przekazanie pozdrowień i jak najlepszych życzeń swoim znajomym w Australii –
czyli praktycznie biorąc całej australijskiej Polonii – wszystkim, bez wyjątku.
Stwierdził, że wszyscy przyjaciele już dawno wiedzą jak dobrze im życzy, więc
kartek z życzeniami wysyłał więcej nie będzie. Trudno się nie zgodzić z taką
logiką.
Rozmawialiśmy także na temat
zdrowia. Powiedział, że sam jest zdumiony poprawą jaka nastąpiła z chwilą
przyjazdu do Polski. Nawet lekarka twierdzi, że to chyba polskie geny doszły do
głosu. W trakcie rozmowy Ksiądz Znbigniew powiedział nam zdumiewającą rzecz – neurolodzy
zaobserwowali, że pierwszymi objawami zbliżającej się choroby Alzheimera są u
ludzi starszych niekontrolowane wybuchy agresji. Cenne spostrzeżenie. Ciekawe,
czy potwierdzeniem tego mogłyby być niektóre zebrania polonijnych organizacji?
Zbliżał się wieczór, kiedy
odprowadzani przez Księdza Zbigniewa, udaliśmy się już nieco innym szlakiem w
drogę powrotną do stacji kolejowej w Puszczykowie. Oprócz zdjęć, czasopism,
książek i słodyczy, jakimi nas Ksiądz obdarował wywoziliśmy ze sobą cenne
wspomnienie czasu spędzonego z Człowiekiem, jakich niewielu już można dzisiaj
spotkać.
Marianna Łacek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy