Na zaproszenie papieża Franciszka do wspólnej modlitwy w Ogrodach Watykańskich przybyli prezydent Izraela Szymon Perez, Palestyny - Mahmud Abbas i Patriarcha Ekumeniczny Konstantynopola Bartłomiej I. |
Nie byłoby w tym nic specjalnego – takie rzeczy papiestwo organizowało już za pontyfikatu Jana Pawła II i wcześniej. Jednak bezprecedensowe było w tym to, że na zaproszenie papieża Franciszka zjawili się przywódcy państw i narodów, które z rzeczonym bliskowschodnim pokojem mają na pierwszy rzut oka najmniej wspólnego. Przybył prezydent Izraela Szimon Peres oraz prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas. We wspólnych modłach uczestniczył też Jego Świątobliwość Bartłomiej I, Arcybiskup Konstantynopola – Nowego Rzymu i Patriarcha Ekumeniczny.
Pomysł ściągnięcia Peresa i Abbasa do Watykanu wyszedł od papieża Franciszka podczas jego niedawnej pielgrzymki do Ziemi Świętej. Franciszek zaskakiwał w trakcie tej pielgrzymki na każdym kroku – choćby tym, że odbywał ją „niepolitycznie” od wschodu na zachód (od Jordanii przez Autonomię Palestyńską do Izraela) jak żaden inny papież wcześniej. Zaskoczył również nieoczekiwaną propozycją modlitwy o pokój w Watykanie z bardzo szybkim terminem spotkania. Zaproszenie zostało błyskawicznie przyjęte przez obie strony, zważywszy dobiegającą końca kadencję sędziwego prezydenta Peresa.
O pokój więc modlili się w Ogrodach Watykanu chrześcijanie rzymsko-katoliccy i prawosławni, modlili się żydzi i modlili się muzułmanie.
Projekt niezwykle chwalebny i piękna multi-kulturowa scenka – prawdziwy raj na ziemi dla religioznawców.
Pozostaje tylko zadać pytanie, czy to przedsięwzięcie przyniesie wymierne rezultaty? Czy przemówi do rządów i do ludzi? Czy zmieni się coś w mentalności gabinetu premiera Izraela Bena Netanyahu? Czy przyniesie zwrot w Ramallah, nie wspominając już o Gazie? I czy zmieni coś w położeniu zwykłego człowieka, któremu przyszło mieszkać na Zachodnim Brzegu Jordanu – na terytoriach określanych, jako sporne – bo to właśnie o nie idzie główny konflikt?
Niestety, realizm każe powątpiewać w zmianę na lepsze. „Nieokrzesani” Palestyńczycy będą dalej miotać kamienie na żydowskie samochody przejeżdżające „eksterytorialnymi” autostradami Terytoriów Okupowanych. A co bardziej fanatyczni żydowscy osadnicy z Zachodniego Brzegu będą dalej „dla zabawy” odcinać Palestyńczyków od wody albo ostrzeliwać stadka kóz, które są jedynymi żywicielkami pasterskich rodzin. Konflikt izraelsko-palestyński trwa kilkadziesiąt lat, przebył już mnóstwo etapów, zakrętów, miewał momenty iluzorycznego pokoju i krwawe fale grozy. I nic nie wskazuje na to, żeby miał się rychło zakończyć.
A modlitewna koncepcja papieża Franciszka wynikła z prostego faktu, że właśnie oto z końcem kwietnia runęła kolejna runda negocjacji izraelsko-palestyńskich, tak ofiarnie pilotowanych przez Sekretarza Stanu USA Kerry’ego. Można by stąd wyprowadzić złośliwą dygresję, że nie sposób, aby jedno i to samo państwo stroiło się w piórka globalnego jastrzębia i gołębia jednocześnie. Tak czy owak wszystko wróciło do patowej sytuacji – jakby wojna sześciodniowa rozegrała się wczoraj, a nie prawie pół wieku temu.
A teraz przenieśmy się odważnym skokiem z Bliskiego Wschodu w inny zapalny region Europy. Mamy oto post-majdanowy twór ukraiński i młode republiki Południowego- Wschodu – od niedawna nazywane już z pełną powagą NowoRosją. Popatrzmy spokojnie i bez uprzedzeń – i poszukajmy analogii – zrównania dramatu, cierpienia i tragedii humanitarnej.
Czy mieszkańcy powstańczych Republik Południowego Wschodu upominający się o tak zwykłe rzeczy jak prawo mieszkania na swoich własnych ziemiach, o posiadanie własnego państwa z własnym językiem jako urzędowym, własną armią, własnym samo istnieniem – nie przypominają nieco mieszkańców Izraela, terytoriów okupowanych i Autonomii?
A czy sąsiadujący z Noworosją twór ukraiński nie rości sobie „świętego prawa” do spornych ziem – równie intensywnie jak w analogii bliskowschodniej Izrael wobec Zachodniego Brzegu? Dodajmy od razu gwoli sprawiedliwości, że Zachodni Brzeg jest bezwzględnie ziemią święta dla wyznawców judaizmu – to ziemia Abrahama, Izaaka, Jakuba, Dawida. W przypadku NowoRosji naprawdę konia z rzędem temu, kto by w ziemi ługańskiej, słowiańskiej czy donieckiej dopatrzył się jakiegoś ukraińskiego sacrum.
Ukraina nie jest i nigdy nie stanie się lokalnym proatlantyckim mocarstwem. Można próbować pompować ten kraj do zadyszki – pieniędzmi i uzbrojeniem – ale nigdy nie będzie można za jej pomocą szantażować Rosji. Ten kraj jest za słaby gospodarczo, zbyt rozbity etnicznie, nieudolnie zarządzany, zbyt chaotyczny, rozwarstwiony, zadłużony. Ten kraj się nie nadaje do nadwyrężania. Tylko osoba szalona mogłaby liczyć na to, że kijowskie władze byłyby w stanie wykrzesać w swoich zwolennikach takie pokłady dyscypliny, determinacji, talentów organizacyjnych, jakie cechują np. Izrael od początków swojej państwowości aż do teraz jako państwo tworzone w konflikcie z sąsiadami.
Przeciwnie – szanse na status silnego regionalnego państwa mają właśnie młode republiki Południowego Wschodu – NowoRosja. Nie dlatego, że regiony te są jakoby faszerowane pieniędzmi i bronią przez przychylnie nastawionego sąsiada. Wbrew doniesieniom „jedynie słusznych” mediów wojska młodych państw są niedozbrojone, brakuje wszędzie pieniędzy i wielu podstawowych środków do życia dla powstańców i cywili. Jednak Południowy-Wschód ma dokładnie to samo, co Izrael miał w okresie swojego powstania – potężny kapitał moralny – ogromną determinację, wiarę w pomyślny obrót wydarzeń, jedność, przedsiębiorczość, wytrwałość. Południowy-Wschód ma bitnych żołnierzy, inteligentnych i nieugiętych przywódców, wizjonerów, niesplamionych korupcją.
Dyplomatom i architektom wyczekiwanego pokoju należy się ostrzeżenie! Niech powstrzymają się od prób stałej destabilizacji na Południowym Wschodzie. Nikt w tym rejonie Europy nie pozwoli na pseudo-proces pokojowy, na wieczny impas. A tam gdzie nie ma miejsca na impas – pozostaje albo szybka wojna albo szybki pokój. Postawmy na szybki i bezkompromisowy pokój!
Dlatego ultimatum prezydenta Poroszenki złożone świeżo po zaprzysiężeniu jest nieco chybione. Liderzy nowo rosyjskich republik Ługańska, Słowiańska i Doniecka śmiało mogliby odpowiedzieć panu Poroszence dokładnie tym samym ultimatum – amnestią dla żołnierzy Kijowa, ale tylko tym bez krwi na rękach (byłoby o takowych dość trudno), apelem o złożeniem broni i wycofanie wojsk na Ukrainę, najlepiej również specjalnym korytarzem.
Istnienie państwa noworosyjskiego jest już faktem i nic tego nie cofnie! Teraz należy tylko powstrzymać rozlew krwi i ostudzić nastroje. A wydaje się, że wola na to jest po obu stronach.
Szukajmy sprawiedliwych mediatorów. Nie znajdziemy ich w Brukseli czy Waszyngtonie. Ziemie ukraińskie i noworosyjskie to odwieczne terytorium słowiańskie, ruskie. I Ruś i tylko Ruś powinna tu rozstrzygać o swoich losach. Pokój można zacząć podobnym akordem jak ostatni gest Franciszka. Nic nie stoi na przeszkodzie – aby zacząć od modlitwy o pokój. Czy to takie nierealne, aby patriarcha Rusi Cyryl – analogicznie jak papież Franciszek – zaprosił do Moskwy – liderów zwaśnionych stron na pokojowe preludium modlitewne?
Niechaj taka modlitwa – modlitwa o realny i szybki pokój – wypłynie z piersi wszystkich Słowian zamieszkujących te tak doświadczone ziemie – Słowian prawosławnych i katolickich wszelkich maści. Niech do modlitwy dołączą się inni odwieczni mieszkańcy tych rejonów Słowiańszczyzny – wyznawcy judaizmu, islamu, buddyzmu. Nikogo nie powinno zabraknąć.
EuroAzjata
Obserwator Polityczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy