Równoczesne wybory w UE i
na Ukrainie to nie jedyny splot wydarzeń, któremu można przypisać znaczenie
symboliczne. 29 maja br. Władimir Putin powołał Unię Euroazjatycką, której
sygnatariuszami oprócz Rosji zostały Białoruś i Kazachstan, a docelowo mają do
niej dołączyć również Kirgistan i Tadżykistan. Jednocześnie 27 maja minęła
szósta rocznica przedstawienia przez Polskę i Szwecję na forum Rady
Europejskiej inicjatywy powołania Partnerstwa Wschodniego. Mniej lub bardziej
przypadkowa zbieżność tych wydarzeń rodzi pytania dotyczące nie tylko nastrojów
w UE, ale również kształtu przyszłych relacji z krajami Partnerstwa
Wschodniego.
Sukces
eurosceptyków
Wyniki wyborów w UE
kontekście nie tylko kryzysu ukraińskiego, ale również wzmożonej aktywności
Kremla, nakierowanych na poszerzenie rosyjskich wpływów w byłych republikach
radzieckich, tworzą paradoksalną sytuację. Z jednej strony mamy
euroentuzjastycznych Ukraińców, którzy już w pierwszej turze wybrali na
prezydenta prounijnego Petra Poroszenko. Z drugiej, niespotykany dotąd w
historii unijnych wyborów tryumf radykalnej prawicy. Eurosceptycy, oprócz
generalnego zamiaru zniszczenia Unii od środka, za wysokie bezrobocie i
stagnację gospodarczą obwiniają ostatnie rozszerzenie UE na wschód i napływ
imigrantów.
Z szacunków wynika, że
partie eurosceptyczne mogą zająć aż 130 miejsc w 751-osobowym Parlamencie
Europejskim, co stanowi znaczącą siłę i głos, z którym trzeba będzie się
liczyć. Najwięksi zwycięzcy niedzielnych wyborów – Marine Le Pen, liderka
francuskiego Frontu Narodowego (26% – 24 miejsca w PE) oraz Nigel Farage,
przewodniczący brytyjskiej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (29% –
24 miejsca) – choć nie zasiądą w jednej grupie politycznej, mogą potencjalnie
stworzyć mniejszościowe porozumienie i blokować europejską legislację. Skrajna
prawica zwyciężyła również w Danii (Duńska Partia Ludowa – 23%) oraz w Grecji
(Syriza – 26%). Niemcy natomiast, choć zgodnie z przewidywaniami zagłosowali
głownie na chadecję (36%), wysyłają do Europarlamentu kilkoro eurosceptyków
(AfD – 7%), a nawet jednego neonazistę.
Pomimo niekwestionowanego
sukcesu eurosceptyków, centrowe grupy polityczne w PE wciąż stanowią większość.
Ponadto partie radykalnej prawicy, które dostały się do Parlamentu są
podzielone. Wobec Frontu Narodowego Marine Le Pen, ze względu na jego
rasistowską retorykę dystansuje się nie tylko Nigel Farage, ale też Duńska
Partia Ludowa i holenderska Partia Wolności. Niemniej, choć Europejska Partia Ludowa oraz
Socjaliści pozostają liderami, zdobywając odpowiednio 213 miejsc i 190 miejsc,
trudno sobie wyobrazić, że grupy te przejdą niewzruszenie do porządku dziennego
nad miażdżącą krytyką, jaka spadła na Unię podczas tych wyborów. Rządząca
centroprawica będzie musiała się do tej krytyki w jakiś sposób odnieść, co nieuchronnie
wpłynie na kierunki niektórych polityk sektorowych. Jednocześnie państwa, w
których eurosceptycy pokonali rządzących niewątpliwie przyjmą bardziej
zdecydowane stanowisko wobec polityki migracyjnej, a także dalszego
rozszerzenia UE.
W tym kontekście
euroentuzjazm na Majdanie wydaje się przedwczesny, czy raczej o kilka lat
spóźniony. Unia Europejska, do której dążą Ukraińcy nie jest już tą samą
organizacją, do której wstępowała Polska 10 lat temu. Upatrywanie w Brukseli
lidera-zbawcy, który pomoże zmodernizować państwo i rozwiązać wszystkie
problemy zdaje się dzisiaj chybione. Choć Ukraińcy wyrazili gotowość do przeprowadzenia
koniecznych reform (prounijni kandydaci zdobyli ok. 80% głosów), wznowienie
procesu stowarzyszeniowego będzie w zaistniałym eurosceptycznym klimacie
politycznym bardzo trudne.
Co prawda program
Partnerstwa Wschodniego jest projektem, którego istnieniu eurosceptycy nie będą
w stanie zagrozić, niemniej samo stowarzyszenie Ukrainy z Unią zależy od woli
politycznej państw członkowskich. Tymczasem eurosceptyczne siły będą naciskać
na partie centrowe na poziomie europejskim, i, co ważniejsze, na poziomie
narodowym, by odpuściły sprawę ukraińską na rzecz porozumienia z Rosją.
Eurosceptycy z obu stron politycznego spektrum otwarcie podziwiają Putina –
prawica za nacjonalizm, lewica ze względu na jego antyamerykańską politykę. Nie
można też zignorować najbardziej oczywistego aspektu tych wyborów, które wszak
odzwierciedlają faktyczne nastroje jakie panują wśród europejskich
społeczeństw. Pomimo więc istnienia konkretnych zapisów (art. 8 TUE)
obligujących Unię do „rozwijania „szczególnych stosunków z państwami
sąsiadującymi”, przywódcy UE tracą rzeczywistą legitymację do prowadzenia
aktywnej polityki sąsiedztwa na Wschodzie.
Powoli staje się jasne, że
Unia Europejska będzie bardzo ostrożnie podchodzić do kwestii kolejnego
rozszerzenia. Tym samym oddaje pole Rosji, która prowadzi wzmożoną aktywność w
zakresie utrzymania i wzmacniania swoich wpływów na tym obszarze. Aby
Partnerstwo Wschodnie mogło kontynuować realizację swoich celów, musi wyłonić
się lider, który zjednoczy wokół tej inicjatywy prowschodnie siły w samej Unii.
Równocześnie ważne jest, aby Ukraina otrzymała sygnał, że droga, którą właśnie
obrała nie jest ślepym zaułkiem. Wszystko więc wskazuje, że powodzenie
Partnerstwa nadal zależy głównie od zaangażowania i determinacji jego polskich
inicjatorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy