Agnieszka Radwańska. Fot. Wikipedia/C.Johnson |
Dla 24-letniej krakowianki, która w ubiegłym roku triumfowała w Sydney, był to mecz otwarcia, bowiem w pierwszej rundzie miała "wolny los". Natomiast o cztery lata starsza Mattek-Sands, która do głównej drabinki dostała się dzięki wygranej w kwalifikacjach, pokonała Kanadyjkę Eugenie Bouchard 6:4, 6:3.
Wtorkowy pojedynek trwał 92 minuty. Po jego zakończeniu Polka stwierdziła, że nie jest załamana porażką.
- Miałam wiele udanych meczów w poprzednim tygodniu - przypomniała Radwańska, która wspólnie z Grzegorzem Panfilem dotarła niedawno w Perth do finału Pucharu Hopmana (1:2 z Francją), nieoficjalnych mistrzostw świata drużyn mieszanych.
- To nie jest tak, że dzisiaj zagrałam źle. Nie martwię się o swoją formę. Myślę, że to po prostu nie był mój dzień. Czasami zdarzają się porażki. Każdy turniej jest inny, nie da się wygrać wszystkich meczów w każdej imprezie - dodała polska zawodniczka, która wciąż ma problemy z kontuzjowanym barkiem.
- Trochę to czuję, ale mam dobre środki przeciwbólowe. To nie jest poważna sprawa, wszystko powinno być w porządku - stwierdziła.
Tymczasem Mattek-Sands nie ukrywała ogromnej radości po zwycięstwie nad znacznie wyżej klasyfikowaną rywalką.
"To prawdopodobnie jedno z moich największych zwycięstw w karierze" - przyznała Amerykanka, która teraz zagra ze swoją rodaczką Madison Keys.
Piąta w rankingu WTA Tour Radwańska i sklasyfikowana na 48. pozycji Mattek-Sands wcześniej spotkały się tylko raz. W pierwszej rundzie wielkoszlemowego Australian Open w 2012 roku lepsza okazała się krakowianka.
W turniejach rozgrywanych w Australii i Nowej Zelandii Polacy spisują się w tym roku fatalnie. Swoje mecze (oprócz Agnieszki Radwańskiej) przegrali już Łukasz Kubot, Jerzy Janowicz i Michał Przysiężny.
Polskie Radio
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy