Stało się bowiem coś nadzwyczajnego w kraju targanym niepotrzebnymi – by nie rzec idiotycznymi – sporami wobec ważnego nurtu w humanistyce, który nigdzie poza Polską nie budzi takich emocji. Głównie za przyczyną kilku nawiedzonych teologów katolickich i wsłuchujących się w ich brednie biskupów. List tych ostatnich sprowokował szereg równie idiotycznych inicjatyw politycznych(*- red. BP). Ale zdaje się, że przyszło opamiętanie i to za sprawą „wykształciuchów”, których wreszcie media zaczęły dopytywać o co w tym wszystkim chodzi.
Najpierw na łamach „Rzeczpospolitej wypowiedział się prof. Jacek Kurczewski, jeden z pionierów badań nad gender, a dzień później na łamach „Gazety Wyborczej” ks. prof. Alfred Marek Wierzbicki z KUL powiedział kilka zdroworozsądkowych uwag. Obie te rozmowy wydają się na tyle istotnie i odmienne od dominującego tonu histerii, że pozwalam sobie przywołać najbardziej znamienne fragmenty.
W poniedziałek 20 stycznia przeczytałem znakomity wywiad Magdaleny Bauer z prof. Jackiem Kurczewskim w Rzeczpospolitej „Nie ma rady na różnice płci” . Kurczewski przypomniał ważną rzecz, o której nie zawsze się pamięta. Dzisiejsze „nowinki” akademickie nie są aż tak nowe, a nawet niektóre z nich rodziły się w PRL-u: „Ważne, że cały czas mieliśmy kontakty z Zachodem. Po Październiku amerykańscy socjologowie częściej przyjeżdżali do Polski Ludowej niż do ośrodków zachodnioeuropejskich. Mamy tradycje myślowe, nowe dla młodego pokolenia doktorantek i doktorantów, dlatego my, ich preceptorzy, odbieramy wiele „awangardowych” koncepcji jako idee, które krążą od dawna”.
To istotne przypomnienie. Dla mnie jako amerykanisty jeszcze jedna myśl prof. Kurczewskiego jest ważna – wiele z idei postrzeganych jako obce naszej kulturze i mentalności rodziło się nad Wisłą: „Jestem socjologiem, który, jak zresztą prawie każdy z nas, interesuje się tymi zagadnieniami. Byłem dziekanem w roku 1996, pomagałem w tworzeniu tego kierunku, przez prof. Małgorzatę Fuszarę w naszym Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych. Wiedziałem od początku, że to, co się dzieje Ameryce jest daleką konsekwencją idei polsko-amerykańskich socjologów, jak Florian Znaniecki, William Thomas, tj. zastanawiania się czy w ogóle istnieje coś takiego jak rzeczywistość społeczna, czy też istnieje tylko rzeczywistość biologiczna, a to, co nazywamy rzeczywistością społeczną to są nasze wyobrażenia o świecie. W obrębie gender studies jest bardzo dużo różnych stanowisk – radykalnych, umiarkowanych, pośrednich. Na pewno czym innym jest to, co bada biolog czy fizyk (od razu mamy spór: czy biolog i fizyk na pewno badają, to, co jest obiektywnym faktem) niż to, co bada socjolog i antropolog kultury. Płeć biologiczna jest faktem, co do tego zgoda, ale ludzie widzą ten fakt rozmaicie”.
To bardzo trzeźwe uwagi.
We wtorek 21 stycznia równie ciekawą rozmowę z ks. prof. Alfredem Markiem Wierzbickim przeprowadziła w „Gazecie Wyborczej” Małgorzata Bielecka-Hołda: „Ksiądz z KUL o gender: Nieprecyzyjni biskupi, niedouczeni radni”. Ks. Wierzbicki śmiało krytykuje biskupów i wskazuje na możliwość chrześcijańskiej interpretacji gender: „Biskupi niestety posłużyli się nim bardzo nieprecyzyjnie. Kiedy już mowa o gender, trzeba odróżnić fakty, teorie i ideologię. Nie można gender sprowadzać tylko do zjawisk seksualnych i wszędzie węszyć zgorszenie moralne. Różnice pomiędzy przeżywaniem kobiecości i męskości są uwarunkowane nie tylko biologią, ale również kulturą, więc – z pewnego punktu widzenia rolę gender można rozumieć również po chrześcijańsku”.
A politykom ostrzegającym przed gender w Lublinie zaleca edukację: „W kulturze występują różne prądy i trudno sobie wyobrazić sytuację, że odgórnie, dekretem władzy państwowej lub samorządowej, wskaże się kierunek poszukiwań artystycznych. Sztuka na pewno ma jakiś wpływ na rzeczywistość, ale nie można jej mylić z rzeczywistością. Sztuka często sięga po prowokację, aby dać do myślenia, burzyć stereotypy. Prowokacja zazwyczaj niesie coś pozytywnego. I już jakoś tak jest, że radni miejscy nie są najlepszymi recenzentami sztuki. Przed wojną radni Drohobycza oskarżyli Brunona Schulza o rozpowszechnianie pornografii, a dziś powszechnie się uważa, że to najbardziej genialne grafiki, jakie powstały w dwudziestoleciu międzywojennym. Lepiej byłoby, gdyby radni, wygłaszając opinie na temat kultury, najpierw posłuchali tych, co się na niej znają”.
Przyznam, że już dawno nie czytałem/słuchałem tak rozsądnego księdza.
Może idzie nowe?
Stanisław Obirek
Studio Opinii
*) List pasterski na Niedzielę Świętej Rodziny 2013
W Sejmie powstał parlamentarny zespół ds. przeciwdziałania "ideologii gender"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy