polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Donald Tusk odniósł się do wydarzeń ostatnich godzin. Premier podczas spotkania z nauczycielami podkreślił, że wojna na Wschodzie wchodzi w "rozstrzygającą fazę". — Czujemy, że zbliża się nieznane, Szef rządu wskazał, że zagrożenie jest naprawdę poważne i realne, jeśli chodzi o konflikt globalny. * * * AUSTRALIA: Premier Anthony Albanese i prezydent Chin Xi Jinping odbyli 30-minutowe spotkanie dwustronne na marginesie szczytu G20. Xi Jinping wezwał premiera Anthony'ego Albanese do promowania "stabilności i pewności w regionie" oraz przeciwstawienia się protekcjonizmowi. Chiński prezydent zwrócił uwagę na niedawny "zwrot" w stosunkach z Australią, po zakończeniu gorzkiego, wieloletniego sporu handlowego, w wyniku którego zablokowano dostęp do ponad 20 miliardów dolarów australijskiego eksportu. Pekin wcześniej nałożył szereg karnych ceł handlowych na australijski węgiel, wino, homary i inne towary po tym, jak napięcia osiągnęły punkt krytyczny pod rządami Morrisona. * * * SWIAT: Prezydent Rosji Władimir Putin oficjalnie podpisał nową narodową doktrynę nuklearną, która nakreśla scenariusze, w których Moskwa byłaby upoważniona do użycia swojego arsenału nuklearnego. Dwa głowne punkty odnoszą się do agresji któregokolwiek pojedynczego państwa z koalicji wojskowej (bloku, sojuszu) przeciwko Federacji Rosyjskiej i/lub jej sojusznikom. Będzie to uważane za agresję koalicji jako całości. Agresja jakiegokolwiek państwa nienuklearnego przeciwko Federacji Rosyjskiej i/lub jej sojusznikom przy udziale lub wsparciu państwa nuklearnego będzie uważana za ich wspólny atak. Federacja Rosyjska zastrzega sobie prawo do użycia broni jądrowej w odpowiedzi. * Rosyjskie Siły Zbrojne po raz pierwszy użyły hipersonicznej rakiety balistycznej średniego zasięgu Oresznik przeciwko celom wojskowym na terytorium Ukrainy. Celem był teren produkcyjny zakładów wojskowych Jużmasz w Dniepropietrowsku.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

Saturday, January 25, 2014

Polak z Szanghaju: Serce zostało w Australii - wywiad

Piotr Dubicki -polski przedsiębiorca
z Szanghaju
Jak niektórzy czytelnicy wiedzą, urodziłem się w Harbinie w Chinach zanim jeszcze Japończycy całkowicie opanowali Mandżurię. Potem mieszkaliśmy w Szanghaju i Tienstsinie (Tiańżynie) skąd w kwieniu 1939 r. pojechaliśmy na urlop do Polski, gdzie 1 września   w miejscowości Skuszew pod Wyszkowem-nad Bugiem zastał nas wybuch II Wojny Światowej. Miałem wtedy 8  lat i dotąd pamiętam wybuchy niemieckich bomb nad ranem oraz jak z sąsiedniego domku wybiegła owiana płomeniami dziewczynka, z którą bawiłem się poprzedniego dnia. Po różnych przygodach wróciliśmy do Szanghaju w 1940 r. Oprócz pobytu w Polsce z Matką i siostrą w 1948-49 stale mieszkałem w Szanghaju do jesieni 1952 r. Była tam dość duża Polonia. Były polskie zrzeszenia, wychodziło polskie pismo. Chodziłem tam do katolickiej zakonnej szkoły.  Była polska izba handlowa. Dla tego wciąż interesuje mnie co dzieje się w tym wielkim chińskim mieście, w którym ponownie mieszka kilkaset Polaków.

W okresie świątecznym odwiedziła Australię przemiła rodzina Piotra i Magdaleny Dubickich z Bydgoszczy. Od prawie 10 lat prowadząca polsko-chińskie przedsiębiorstwo w Szanghaju gdzie stale mieszka od ponad od 9 lat. Już wróciła tam. Podczas trzydniowego pobytu w "biegu" w Canberze (26-29 grudnia ub. r.)  dyr. Dubicki udzielił nam ciekawego wywiadu: 

 Eugeniusz A. Bajkowski: Witamy Pana Dyrektora z Rodziną w Australii. Szkoda, że pobyt jest tak bardzo krótki. Mamy wiele pytań - bardzo rzadko przylatują do nas Polacy mieszkający w Szanghaju. Tym razem, najpierw poprosimy o krótkie streszczenie życiorysów Państwa. Skąd pochodzą z Polski. Gdzie studiowali?  Gdzie urodziły się śliczne córeczki?

Piotr Dubicki: Witam Panie Eugeniuszu, jest mi bardzo miło w końcu Pana spotkać osobiście. Wielu mieszkających w Szanghaju Polaków sporo o Panu słyszało w kontekście życia i pracy w przedkomunistycznym Szanghaju, i w niemałej mierze właśnie po wieści od Pana tu przyjechaliśmy. Dla nas jest to jak przywracanie celowo, przez wiele lat zamazywanej pamięci. Pochodzimy z żoną z Bydgoszczy, jednak od czasu studiów osiedliśmy w Poznaniu, gdzie urodziy się nasze córki: obecnie 13-letnia Nina i 8-letnia Marta.

EAB. Jak znalezliśćie się Pańtwo w Chinach? Jak długo mieszkacie w Szanghaju; dlaczego właśnie w Szanghaju?

PD. Po raz pierwszy przyjechałem do Chin 1.10.1998 roku, w dniu który był jednocześnie pierwszym dniem moich łącznie 6-letnich studiów sinologicznych. W Szanghaju mieszkał wówczas mój kolega z liceum w Bydogoszczy szukający okazji do rozpoczęcia działalności handlowej. Nasze spotkanie wkrótce stało się dla mnie początkiem nowej drogi rozwoju mojej firmy, dla niego początkiem własnej firmy.

EAB. Wiemy, że Pan Dyrektor prowadzi przedsiębiorstwo w Szanghaju. Jak nazywa się? W  jakiej branży działa. Ile osób zatrudnia? Czy ma biznesowe powiązania z Polską i Europą? I Australią?

PD. Firma nazywa się UNO (Shanghai) Corp. Ltd i zajmuje się handlem artykułami spożywczymi. W Polsce jestem współwłaścicielem UNO Foods Sp.J., firmy będącej licencjobiorcą Disney i innych znanych marek filmowych,  zajmującej się tworzeniem od podstaw całych linii produktowych słodyczy i zabawek ze słodyczami dla dzieci, które dystrybuowane są w Polsce, niemal wszystkich krajach Unii Europejskiej, na Ukrainie, krajach byłej Jugosławii oraz w kilku krajach Afryki południowej. Obie firmy oczywiście ściśle współpracują ze sobą. Przyjad do Australii jest rzecz jasna dogodną okazją do rozpoznania potencjalnych możliwości eksportu na ten nowy dla nas rynek.

EAB. Wiemy, że czynnie działa Pan Dyrektor w Polsko-Chińskiej Izbie Handlowej w Szanghaju. Czy jest to "odtworzenie", "ponowne wcielenie" dawnej Izby założonej chyba w 1932? Prosimy o wstępną garstkę wiadomości na ten temat.

PD. Dwa lata temu zająłem się organizacją Polskiej Izby Handlowej w Chinach. Początkowo oczywiście planowaliśmy odtworzyć Polską Izbę Handlową w Szanghaju z 1932 roku, jednak dziś jest tu zupełnie inne chińskie państwo. Szanghaj nie jest jak kiedyś trójmiastem z należącą do Francji eksterytorialną Koncesją Francuską, gdzie wcześniejsza Izba była założona. Nowa Izba jako reprezentująca wszystkie polskie firmy w Chinach została zatem zgłoszona w Pekinie. Osobną bardzo ważną okolicznością jest fakt, że nie udało mi się odnaleźć nikogo z wcześniejszych członków Izby, choć dotarłem do wielu dokumentów i nazwisk. Obecnie Izbą zajmuje się kilka osób z wcześniejszego grona założycielskiego. Ja zająłem się bliskimi mi tematami historycznymi i biznesem w regionie.

EAB Włada Pan Dyrektor doskonale językiem chińskim. Gdzie Pan nauczył się? Czy w Szanghaju nadał  mówi się wersją "szanghajską" zamiast mandaryńskim ("mandarin" - tak jak kantońskim w Kantonie i Hong Kongu? Na Tajwanie chyba używają mandariński.

PD. Prowadząc już od 5 lat własną spółkę z moim Tatą – import i dystrybucję słodyczy z Europy Zachodniej, reprezentując w Polsce kilku znanych producentów oraz osobiście nadzorując oddział w Poznaniu, od wspomnianego roku 1998 studiowałem dziennie sinologię na UAM (moje trzecie studia i jedyne skończone) oraz rok na East China Normal University w Szanghaju (2002/2003). Zaczynając studia nawet nie przypuszczałem, że poświęcenie tylu bieżacych biznesowych celów dla realizacji mojej osobistej pasji – klasycznej kultury chińskiej – będzie momentem przełomowym całej firmy i odpłaci mi tak szczodrze. Przez te lata Chiny wyrosły na potęgę handlową, nasz rozwój i konkurencyjność w Europie w dużej mierze została wykuta w połączeniu zachodnich projektów, własnej bazy dystrybucyjnej z efektywnym działem konfekcji w mającej niskie koszta pracy Polsce i bezpośredniej kontroli jakości, doboru materiałów i pod-dostawców każdego elementu finalnych produktów w Chinach, gdzie właściciele fabryk najczęściej nie znają angielskiego. Rzeczywiście, stawiając pozornie wbrew interesom na pasję i wpasowując ją w potrzeby pracy zawodowej zostałem szczodrze nagrodzony – osobiście, rodzinnie oraz jako cała firma. Trawestując znane w Polsce z pewnego filmu powiedzenie – tam skarb twój, gdzie serce twoje.

Rodzimi szanghajczycy w domu między sobą mówią oczywiście swoim własnym językiem, choć dziś w 20-milionowym Szanghaju większość stanowi ludność napływowa, nie znająca szanghajskiego. Wbrew politycznie motywowanej propagandzie, szanghajski nie jest odmianą ani dialektem tzw. „chińskiego” – w Chinach mówi się wieloma językami, pozostałościami wcześniejszych podbitych czyli „zjednoczonych” państw. Co więcej, te języki należą często do różnych rodzin językowych. Kantoński i szanghajski są tak odległe jak polski i hiszpański. Sam znam tylko mandaryński – oficjalny język powstały na kanwie języka pekińskiego i będący lingua franca nie tylko w Chinach Ludowych, ale również w Republice Chińskiej na Tajwanie. W Hong Kongu język mandaryński, mimo że po przejęciu przez ChRL spotykany powszechnie w środkach komunikacji i urzędach, przez mieszkańców Hong Kongu jest traktowany z rezerwą, jako język narzucany z zewnątrz i niszczący lokalną tożsamość. Z drugiej strony jego znajomość oferuje spore szanse osobom chcących zrobić karierę w Chinach Ludowych, zorientowanym na handel z Chinami lub obsługę masowo napływających stamtąd turystów.

 EAB. Gdzie studiują córeczki? W jakim języku? Czy urocza Pańska Małżonka pani Magdalena też pracuje wraz z Panem?

PD. Córki uczą się w Shanghai Jincai High School International Division – szkole IB która przygotowuje do międzynarodowej matury w języku angielskim, nie zaniedbując jednak języka chińskiego (mandaryńskiego), co jest dla nas bardzo ważne. To oczywiste, że niezależnie jak się potoczą losy Chin, znajomość języka będącego na tych terenach lingua franca, a w świecie Zachodu będącego językiem tak deficytowym, oferuje wielkie możliwości, bez względu na osobisty wybór własnej drogi życiowej.

Moja żona nigdy nie pracowała ze mną w firmie i osobiście uważam że jest to wspaniałe rozwiązanie – po powrocie do domu pracę mogę zostawić za drzwiami, a żona nie kojarzy mi się ze stresem zawodowym. Żona jest wicedyrekotorem i sercem polskiej szkoły w Szanghaju, powstałej jak integralna część inicjatywy przywrócenia Polskiej Izby Handlowej.

EAB. Jak liczna obecnie jest Polonia Szanghajska? Czym zajmuje się?

PD. W Szanghaju mieszka obecnie około 500 Polaków. W większości są to pracownicy szczebla menadżerskiego międzynarodowych firm, choć pomału jest coraz więcej polskiego kapitału. M. in.: Magellan (grupa znanego inwestora Michała Sołowowa), Selena, LPP, KGHM czy słynna polsko-chińska firma Chipolbrok, która jest pierwszą joint venture powstałą w Chińskiej Republice Ludowej. Poza powyżej wspomnianymi sporo jest freelancerów i, jak niemal sto lat temu, osób na własną rękę szukających szczęścia w mieście, które po latach zapaści ponownie staje się Perłą Wschodu.

EAB. Wiemy, że poświęca Pan Dyrektor wiele czasu i wysiłków utrwaleniu śladów polskiej obecności w Chinach; zwłaszcza w Szanghaju i chyba nieco w Harbinie też. Prosimy o wstępne kilka słów na ten fascynujący temat.

PD. Rzeczywiście jest to zupełnie nieznany w Polsce epizod polskiej emigracji, przy tym niesamowicie ciekawy. Począwszy od pierwszych lat XX wieku, jeszcze przed powstaniem II Rzeczpospolitej, przez cały burzliwy okres aż do przejęcia Szanghaju przez komunistyczne wojska w 1949 i niedługo później konfiskaty prywatnych majątków i wyrzucenia wszystkich obcokrajowców z kraju w tej zbudowanej przez Europejczyków i należącej do nich "Perle Orientu" (tuż obok małego, zamkniętego murami chińskiego miasta Szanghaj o powierzchni ok. 1 kilometr na 2, zwanego wówczas Nantao lub po prostu Chińskim Miastem rzadko zabudowanych, biednych przedmieść), przez Szanghaj przewinęło się wielu naszych rodaków, a co więcej rozkwitło tam wspaniale urządzone polskie życie. Mimo początkowo niewielkiej liczby Polaków (od około 300 w latach 30. do niemal 5.000 pod koniec lat 40.) istniało tam wiele instytucji – Poselstwo Polskie, Klub Polski, później Związek Polaków w Szanghaju, dwutygodnik "Echo Szanghajskie", Polska Izba Handlowa w Szanghaju. Działały polska szkoła,  parafia, Związek Młodzieży Polskiej. Organizowane były odczyty, imprezy okolicznościowe, składki na obronę Ojczyzny czy wsparcie polskich Żydów którzy trafili do Szanghaju. O ostatnim okresie - Domu Polskim, którego Pana Mama była kuratorem czy współorganizowanych przez Pana w ledwo powstałych Chinach Ludowych, nieprawdopodobnych obchodach Roku Chopinowskiego sam Pan może najwięcej powiedzieć. Dzięki zebranym, rozproszonym po świecie materiałom udało mi się nakręcić krótki film dokumentalny o tych niezwykle barwnych czasach. Jest duża szansa, że wejdzie w skład materiałów nowo organizowanego Muzeum Emigracji Polskiej w jakże wymownym budynku Dworca Morskiego w Gdyni. Kiedy Dariusz Kuś, osoba która ten film zmontowała, skotantował się z dyrekcją Muzeum okazało się, że wiedzą o tylu niezwykłych miejscach polskiej emigracji, a o Szanghaju pierwsze słyszą. Pokazuje to nie tylko jak cenna i wspaniała część polskiej historii uległa zatraceniu, ale i jaki obowiązek spoczywa na tych, którzy o tym wiedzą lub, jak Pan Panie Eugeniuszu, są nadal jej żywą pamięcią i świadectwem. Moim wielkim marzeniem jest, by zostawił Pan po sobie książkę o tych czasach i ludziach – nam, którzy w ostatniej chwili mają szansę odzyskać te resztki pamięci o prawdziwej historii Polski, i tym którzy przyjdą po nas.

 
Piotr Dubicki z rodziną na Górze Kosciuszki
EAB. Jakie są wrażenia z tego pierwszego, prawie błyskawicznego pobytu w Australii? Wiemy, że z Melbourne podróżowaliście Państwo samochodem przez Górę Kościuszki, Jindabyne i Coomę do Canberry, potem do Sydney. (A potem  samochodem do Melbourne - ale o tym może następnym  razem).

PD. Panie Eugeniuszu, jesteśmy zachwyceni Australią i Australijczykami, wręcz trudno powiedzieć czym bardziej. Spektakularnie piękna przyroda, wspaniałe jedzenie, pięknie zachowana kolonialna architektura naturalnie wpleciona w nowoczesną, zrobioną dla ludzi i ich wygody tkankę miast, piękne cmentarze, czyste powietrze, woda, wielkie przestrzenie, naturalnie kulturalni i ujmująco uprzejmi Australijczycy, cóż, wszystko to czego poza świetnym jedzeniem nie ma w Chinach Ludowych (choć jest na Tajwanie) i do czego tak tęsknimy. Jeśli dołozyć do tego polskie tropy – Góra Kościuszki, pomniki w Jindabyna i Cooma,  przemiłą i ciekawą wycieczkę po Canberze niespodziewanie urządzoną przez Pana Aleksandra Gancarza, a  nade wszystko trzy spędzone z Panem dni pełne niezpomnianych do końca życia opowiadań o dawnym „polskim” Szanghaju, słowem – podróż życia.

Jako anegdotę mogę powiedzieć, że w dzieciństwie czytałem przygody „Tomka w krainie kangurów” i zawsze chciałem wejść na Górę Kościuszki, marzyłem przy tym o Bożym Narodzeniu na plaży, a później o Nowym Roku w Sydney. Wszystko się spełniło, a w podróżach wynajętym samochodem słuchaliśmy całą rodziną audio booka z przygodami Tomka w Australii. Akurat jadąc z Sydney do Melbourne słuchaliśmy jak Tomek wraca pociągiem do Melbourne, wsiada na statek, zaczyna się uczyć żeby nadrobić szkołę i odkrywa podarowany mu nugget złota. Wsiedliśmy do samolotu w Melbourne, dzieci robiły lekcje nadrabiając opuszczony czas w szkole (w Chinach Ludowych nie ma wolnych dni ani na Boże Narodzenie ani na Nowy Rok) i odkryliśmy, że serce zostało w Australii.

EAB. Jak wygląda podróż samolotem z Szanghaju do Australii? Którą linią lotniczą.

PD. Zdecydowaliśmy się na wyjazd bardzo późno, a że wypadał w okolicach Bożego Narodzenia i Nowego Roku, nie było już biletów na bezpośrednie połączenia. Polecielismy zatem Syczuańskimi Liniami Lotniczymi przez Czengdu. Szczęśliwie przyzwyczajeni jesteśmy do długich podróży – co najmniej dwa razy do roku lecimy razem do Polski i z powrotem przez Niemcy (nie ma bezpośrednich połączeń z Szanghaju do Polski), zatem nie zrobiło to aż tak wielkiego wrażenia. Na drugi raz jednak, mając taką możliwość, kupimy bilety na bezpośrednie loty. Odchodząc z odprawy paszportowej w Melbourne jakoś samo mi się powiedziało do pani za kontuarem – Australia is fantastic, we will definitely come back!

 EAB. Bardzo dziękujemy za naszą pierwszą rozmowę.

Z Piotrem Dubickim rozmawiał Eugeniusz Bajkowski.
Zdjęcia z prywatnejgo archiwum Piotra Dubickiego.

1 comment:

  1. Zwiedzamy, bawimy się a kontrahentom nie płacimy.Smutny obraz nowobogackiego Polaka.

    ReplyDelete

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy