Z okazji 30 rocznicy przyznania Pokojowej Nagrody Nobla Lechowi Wałęsie w Warszawie odbyl się szczyt noblistów. |
Mówimy tyle o Gorbaczowie, bo to on wymyślił doroczny szczyt laureatów Pokojowej Nagrody Nobla. „Szczyt” stał się organizacją. Ma stały sekretariat w Rzymie. Wędruje po świecie, urządzając przystanki w różnych miastach, które walczą o takich gości, a potem ich medialnie zaniedbują. Kogo bowiem może pasjonować zebranie klubu kilkunastu starszych panów, którzy nie mają co zrobić ze swoim – w każdym przypadku – milionem dolarów? Panowie (i kilka pań) przyznają własną nagrodę, najchętniej gwiazdom kultury masowej – w Warszawie otrzymała ją Sharon Stone – i uchwalają papier, który od poniedziałku nikogo już nie obchodzi. Sadzą drzewko, które może urośnie i odjeżdżają, do swoich zajęć. Wałęsa zaś zabiera się do lektury książki, w której go opluto od stóp do głów jako płatnego donosiciela, dziwkarza i pijaczka-złodziejaszka, ojca nieślubnego synka, po którego grobie ślad zaginął i złodzieja sukcesu Solidarności. Jest człowiekiem dumnym, nie wiadomo, czy to zniesie. Co innego znieść komunizm, jak sam się promuje, co innego – taką książkę, która zresztą jest napisana przez habilitowanego historyka. Historykowi, choć ambitny, zdolny i płodny, daleko do Victora Hugo, Wałęsie do Jana Valjeana a „Człowiekowi z teczki” do „Nędzników”.
Dla mediów, zwłaszcza elektronicznych, znacznie bardziej interesującym wydarzeniem od Szczytu i książki o Wałęsie była konferencja smoleńska, która jest Szczytem Wszystkiego, w związku z czym wnosimy, aby Antoni Macierewicz otrzymał w roku przyszłym Pokojową Nagrodę Nobla.
Sala Kongresowa i Teatr Wielki na obradach pełne, powitały noblistów jak witano gwiazdy rocka w PRL. Licealiści i studenci, w tym setki z zagranicy – w sumie 6 tysięcy – słuchali debaty o świecie, w którym nie ma teraz dla nich pracy i w którym przyjdzie przestawiać meble pozostawione we wspólnym domu przez wielkich architektów wnętrz - gospodarza szczytu, Wałęsę a także głównych bohaterów spotkania – XIV Dalajlamę, byłego prezydenta Republiki Południowej Afryki, Frederika Willema de Klerka oraz bankiera biedaków z Bangladeszu Muhammada Yunusa. Wałęsa wraz z Gorbaczowem zlikwidowali komunizm, de Klerk wraz z Nelsonem Mandelą znieśli apartheid, Dalajlama stara się znieść tyranię chińską, Yunus pożyczył biedakom pieniądze na przeżycie, każdemu po groszu i wszyscy je oddali. Co wyrosło na ściernisku komunizmu i apartheidu? Co będzie w Chinach, które zależne są od rynków Ameryki i Unii Europejskiej, inaczej się zapadną? Nobliści są niezadowoleni…
Nagroda, jej początki, to materiał na powieść w stylu „Tess” Hardy’ego. Czterdziestoletni Nobel, właściciel trzystu patentów i dziewięćdziesięciu fabryk broni daje ogłoszenie do gazet, że potrzebna mu gospodyni, która mogłaby być także sekretarką. Zgłasza się hrabianka Bertha von Kinsky rodem z Pragi, dziennikarka i pisarka, córka hazardzistki i feldmarszałka w stanie spoczynku, którą chciano posłać w świat, bo będąc guwernantką rozkochała panicza, Alfreda von Suttnera. Po kryjomu wyjdzie za niego za mąż, ale póki co melduje się u Nobla w Paryżu i obejmuje obowiązki pani domu. Urzędowała przez tydzień, na tyle skutecznie, że Nobel ustanowił Pokojową Nagrodę swego imienia, którą mu wymyśliła, a była wojującą pacyfistką! W pięć lat później została laureatką, jako pierwsza kobieta. Jej rola w promowaniu pokoju zaznaczyła się w świadomości Austriaków tak mocno, że na monecie o nominale 2 euro bitej we Wiedniu widnieje jej portret. (Na jednym euro figuruje Mozart). Jej powieść o tytule „Precz z orężem” ukazała się w kilkunastu językach, w tym w 1898 roku po polsku.
Jak to bywa także z nagrodą literacką – bardziej zajmuje nas, kto jej nie dostał, a kto dostał. Do nagrody Pokojowej pięciokrotnie zgłaszano Mahatmę Gandhiego – i nic. Zgłaszany był ksiądz Żelazek, twórca leprozorium w Puri (Indie) i cudotwórca, jeśli idzie o terapię, większy od Alberta Schweitzera, też opiekuna trędowatych. Żelazka poparli Miłosz i Szymborska, odmówił Wałęsa, bo jeśli ksiądz – to musi być Jan Paweł II. I Żelazek umarł bez nagrody. Wałęsa mówił o papieżu na Szczycie, że to dar z nieba, dzięki któremu zmiany w Polsce mogły się odbyć, bo ludzie zwrócili się ku wartościom. Oto echo arcydzieła Hugo.
Z wypowiedzi panelistów wynotować warto informację pochodzącą od przedstawiciela konferencji Pugwash (uczeni na rzecz Pokoju), że mamy dziewięć mocarstw nuklearnych. Ale ich nie nazwał. Policzmy: USA, Rosja, Wielka Brytania, Francja, Chiny, Izrael, Indie, Pakistan. Gdzie dziewiąte?
Prezydent de Klerk (może to RPA?) powiedział, że jego kraj jako jedyny wyprodukował i zaraz potem zlikwidował bombę atomową. Nie dlatego, żeby przeszedł na pacyfizm, lecz dlatego, że walczyć nią przeciwko Buszmenom to tak, jak gdyby zrzucić ją sobie samemu na głowę.
Muhammad Yunus powiedział coś, co zabrzmiało jak słynne słowa Icchaka Rabina zapamiętane po zawarciu porozumienia z Jasirem Arafatem (za co obydwaj dostali pokojową Nagrodę Nobla, a zaraz potem Rabin kulę miedzy oczy a Arafat flakonik z trucizną): „Pokoju nie zawiera się z przyjacielem. Pokój zawiera się z wrogiem!”. Yunus też przechodzi do klasyki: „Bieda nie jest dziełem biednych. Jest dziełem bogatych”.
Lechowi Wałęsie, który nie mieści się z Internetem, telefonią satelitarną i samolotami w jednym państwie, marzą się nowe rozwiązania na poziomie świata. Chciałby przekształcić ONZ w parlament globalny, Radę Bezpieczeństwa w rząd światowy, a NATO w ministerstwo obrony powszechnej.
Dalajlama, któremu w środę, ostatniego dnia Szczytu dopisywał humor, uzupełnił pomysły Wałęsy proponując, aby kwaterę NATO przeniósł do Moskwy, Syberię włączył do Unii Europejskiej, a Chiny połączył z Indiami.
Dobry humor to rzecz w polityce konieczna, w Polsce niestety nieobecna. Dalajlama to jedyny chyba przywódca światowego formatu, który mówi, a nie przemawia, i który potrafi się w czasie wystąpienia serdecznie i głośno śmiać.
Wałęsa był refleksyjny, mówił ex tempore treściwie, dobrym choć własnym językiem, bez zbędnych dywagacji, jak gdyby miał w pamięci maksymę wyjętą z „Szewców” Witkacego: „Nie będziemy gadać niepotrzebnych rzeczy”. Uważa, jak kiedyś Wańkowicz, że żyjemy w międzyepoce między wojnami a inteligencją, miedzy siłą i rozumem. Podkreślając wyolbrzymianą często rolę papieża Polaka w procesie transformacji Europy Środkowo-Wschodniej bujał w obłokach marząc o laickim (!) dekalogu, który stałby się zbiorem wartości i stanowił fundament Nowej Konstrukcji. Nie wymienił jednak żadnego przykazania. Spróbujmy mu pomóc:
- Naucz się tolerancji i pozytywnego stosunku do wszystkich religii na raz,
- Szanuj prawa człowieka, mniejszości i granice,
- Odrzuć wszelka przemoc, licz się z drugim i innym człowiekiem,
- Kształć się, to znaczy dbaj o dostęp do informacji w taki sposób, żeby cię nie wyprzedzała,
- Dbaj o kulturę
- Myśl o pojutrze,
- Gospodarka, głupku,
- Dbaj o zdrowie swoje i innych,
- Nie daj się zdominować, nie pozwalaj na wykluczenia,
- Bądź solidarny, pomagaj.
Studio Opinii
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy