Barbara Borowicz (klarnet), Piotr Tomasz (fortepian) i Katarzyna Pasławska (wiolonczela). Fot. T.Koprowski |
Koncerty, które odbyły się m.in. w Melbourne, Hobart, Perth, Canberze, Sydney, Brisbane, Newcastle i Woolongong były przyjmowane entuzjaztycznie przez publiczność nie tylko polonijną. Podobnie było w USA, Kanadzie i Nowej Zelandii, które to kraje obejmował cały dwumiesięczny projekt muzyczny finanowany przez polskie MSZ. Muzycy wrócili już z tournee a teraz wspominają pobyt w Austalii w internetowej rozmowie z Krzysztofem Bajkowskim.
Krzysztof Bajkowski: Czy cel projektu Polish Music Days został osiągnięty?
Wojciech S. Wocław: Celem projektu było zaprezentowanie polskiej muzyki w wykonaniu polskich artystów, przy współpracy z Polonią za granicą. Tak, cel został osiągnięty. Nieskromnie powinienem powiedzieć, że chyba nikt nie spodziewał się, że uda się to zrobić aż w takim wymiarze.
K.B.: Najwięcej koncertów całego projektu daliście w Australii. Które z nich najbardziej utkwiły wam w pamięci?
Wojciech S. Wocław: Mnie najbardziej w pamięci utkwiły koncerty w SOH. Myślałem, że nie zrobią na mnie takiego wrażenia, szczególnie po kilkudziesięciu poprowadzonych wcześniej. Ale muszę dodać, że szczególnym wydarzeniem było też spotkanie w Auckland, szczególnie z osobami z grupy dzieci z Pahiatua. Bardzo wzruszającą rozmowę z panią Marią zapamiętam do końca życia.
Pianiści: Anna Miernik-Sobula i Marian Sobula |
Anna Miernik-Sobula: Ze względu na rangę miejsca odpowiedziałabym, że koncert w Sydney Opera House, w pięknej sali z bardzo życzliwą publicznością. Zapamiętam też atmosferę tego koncertu jako bardzo podniosłą. Bardzo utkwił mi w pamięci koncert w Marayong, gdzie mogłyśmy zagrać dla osób starszych i mam nadzieję ulżyć im choć w małym stopniu w ich zmartwieniach.
Barbara Borowicz: Ciężko jest wskazać, który z występów utkwił mi w pamięci. Każdy koncert był inny, ale też każdy był wyjątkowy. Zmieniały się miasta, wraz z nimi sale i publiczność, która na szczęście nigdy nie zawiodła.
Katarzyna Pasławska: Wszystkie koncerty odznaczały się szczególną i niepowtarzalną atmosferą: koncert w Klubie Polskim w Ashfield przede wszystkim ze względu na publiczność: składającą się z polskich emigrantów, dla których słuchanie muzyki polskich kompozytorów na pewno miało szczególne znaczenie, a dla nas wykonawców było bardzo emocjonujące. Koncert w Wollongong, ze względu na przemiłe towarzystwo JurkaWąsiela, bardzo miłe podjeście do nas w polskim klubie oraz wspaniałą salę koncertową. I oczywiście kurs mistrzowski oraz recital w Sydney Conservatorium of Music: wspaniała akustyka sali i bardzo ciepłe przyjęcie nas przez publiczność. W tak znaczącym dla muzyków miejscu było to szczególne wyróznienie.
K.B.: Najciekawsze komentarze publicznosci po indywidualnych koncertach...
Marian Sobula: "Bardzo trafnie wydane pieniadze przez MSZ. Czy wszystkie projekty sa tak wspaniale?". Inny: "Swietnie, naprawde swietnie. Ciesze sie, ze w końcu do Australii przyleciał Polski pianista, bo wiesz do tej pory to różnie bywało..."
Barbara Borowicz: "Nigdy wcześniej nie słyszałem klarnetu, ale po Pani koncercie wiem, że to mój ulubiony instrument!"
K.B.: Standardowe pytanie dla kazdego odwiedzającego nasz kontynent: jak odebraliście Australię? Co było dla Was największym zaskoczeniem, niespodzianką, co sie podobało, co nie?
Wojciech S. Wocław: Mogę powiedzieć, że zakochałem się w Australii i że będę do niej wracać tak często, jak to możliwe. Największe wrażenie zrobiły na mnie plaże, woda, droga do Wollongong nad samym oceanem, sobota spędzona na jachcie pana Bogusława (te dwie ostatnie rzeczy zawdzięczam Jurkowi Wąsielowi). Australia będzie mi się kojarzyć z uśmiechniętymi i spokojnymi ludźmi, jak w scenie, którą widziałem w autobusie: dziecko się niecierpliwi, krzyczy, jest niegrzeczne, mama spokojnie do niego mówi, tłumaczy, a kiedy nie potrafi sobie już poradzić, parę osób zaczyna zabawiać chłopczyka - ktoś udaje jelenia, ktoś się uśmiecha, ktoś coś mówi. Bez krzyku, złości, złowrogich min. Z Australii przywiozłem sobie „no worries” i „it should be all right”. Staram się dbać o porządek w moim słowniku, ale te dwa zwrotu zagoszczą w nim na dobre.
Anna Miernik-Sobula: Australia to wspaniałe miejsce, szkoda, że tak daleko od Polski. Osobiście jestem nią zachwycona - zafascynowała mnie przyroda, duża ilość słońca, spotkanie z kangurami, które mogłam karmić. Swoistą niespodzianką były dość spore odległości pomiędzy miejscami, do których jednakowoż szybko się przyzwyczaiłam i naturalne było, że jeśli jedziemy na koncert albo kogoś odwiedzić trzeba na to przeznaczyć co najmniej godzinę, czasami nawet więcej.
Barbara Borowicz: Najbardziej podoba mi się podejście Australijczyków do życia, ich otwartość, uśmiech, a także dewiza życiowa „no worries”.
Katarzyna Pasławska: Sydney. W Centrum miasta jest mnóstwo atrakcji i bardzo ciekawych miejsc, moje wrażenia są bardzo pozytywne: mili, usmiechnięci ludzie, czystość na ulicach, piękne, ciekawe architektonicznie budynki , dużo zieleni, egzotyczna tropikalna roślinność, piękne białe papugi na drzewach i oczywiscie urocze misie koala i kangury…
Marian Sobula: Kultowe miejsce, ktore przyciaga. Wielki respekt, szacunek i swietna frajda. Marzenie kazdego muzyka, które kiedy się spelni chcialoby się od razu powtórzyć. Z wielką radością i niecierpliwością będę oczekiwał powrotu. To bedzie zawsze niezapomniane przeżycie.
Anna Miernik-Sobula: Sydney Opera House to fabryka wydarzeń artystycznych. Ich roczna ilość sięga 2500. Chcąc sprostać takiemu ogromowi spektakli, koncertów miejsce musi funkcjonować jak ogromne przedsiębiorstwo. Za kulisami niedostępnymi dla publiczności atmosfera nie jest zbyt podniosła - to codzienny trud wielu ludzi, praca maszyn. Możliwość bycia na koncercie Sydney Symphony Orchestra, przejścia po fioletowym, miękkim dywanie, doświadczenia niesamowitej gry świateł na głównej sali sprawia, że atmosfera jest naprawdę niemal nie do powtórzenia w innych miejscach. Budynek z zewnątrz jest imponujący, chociaż wygląda nieco inaczej niż na popularnych zdjęciach.
Barbara Borowicz: Sydney Opera House to fascynujące miejsce, które zaskakuje już z zewnątrz architekturą. Miałam okazję zobaczyć wszystkie sale koncertowe tego budynku, które wywołały we mnie bardzo pozytywne odczucia. Utzon Room, w której występowałam, jej wnętrze i akustyka były dla mnie inspiracją podczas koncertu. Wysłuchałam także koncertu w wykonaniu Sydney Symphony Orchestra, który odbywał się w głównej sali opery. Dla mnie indywidualność miejsca, oświetlenie i publiczność stworzyły niepowtarzalny estetyczno-dźwiękowy klimat.
Katarzyna Pasławska: Budynek jest wspanialy, zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz: niezwykła architektura, wspaniałe sale koncertowe, wspaniała akustyka, piękne położenie, istny raj dla artystów.
K.B.: Czy macie w planach powrót do Australii z koncertami (wszyscy lub indywidualnie), czy dostaliscie juz jakies propozycje w tej sprawie?
Marian Sobula: Plany są dość obszerne. Podczas pobytu w różnych miejscach zawsze zadawane zostawało to samo zdanie, kiedy można Was bedzie usłyszeć ponownie.
Juz dziś możemy powiedzieć, ze planowana jest trasa po calej Australii w 2015 roku (marzec, kwiecień). To dobry czas, który pozwala własciwie przygotować się do podrózy, znaleźć Partnerów, "dograć" szczególy wystepów. Niewatpliwie fantastycznie byloby gdyby tym razem każdy z bliskich nam osob, rownież Panstwa - czytelników, zechciał zaangazować się w różnoraki sposób w pomoc. To może byc bardzo drobna rzecz, od poinformowania znajomych o tym, ze muszą przyjść, poznać muzykę polską; przez pomoc z dojsciem do odbiorcy lokalnego, niekoniecznie polskiego - jest się przeciez czym pochwalic; darowizna na kolejny wynajem godnych sal koncertowych aż po wsparcie calego projektu w postaci Mecenatu, Sponsorstwa, Partnera.
Wojciech S. Wocław: Rozmawiamy o tym. Mamy nadzieję, że będziemy mieli przyjemność spotkać się z Państwem znowu.
Rozmawiał: Krzysztof Bajkowski
Zdjęcia wykonane podczas pikniku Bumeranga Polskiego: Tomek Koprowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy