Książka zatytułowana "Hansa Stavanger - 121 dni w rękach somalijskich piratow" napisana została w formie dziennika pokładowego przez kapitana Krzysztofa Kotiuka. Wydanie polskie jest pierwszą pełną wesją. Książka ta była wcześniej wydana w języku niemieckim, jest też tłumaczona na język włoski i angielski.
W dniu premiery książki rozpocznie się również w Sydney festiwal filmowy Antenna Documentary Festival na którym wyświetlany będzie wielokrotnie nagrodzony w Europie film Kapitan i jego piraci. Autor książki i zarazem jeden z głównych bohaterów filmu Kpt. Krzysztof Kotiuk, będzie gościem festiwalu. Szczegóły projekcji filmu tutaj.
Tłumaczenie
na język angielski ukaże się w styczniu 2014.
Zapraszamy
do lektury.
Siedzę w kabinie, przygotowuję ostatnie miesięczne rozliczenia do wysłania
z Mombasy pocztą do kompanii.
– Panie kapitanie, proszę szybko na mostek – krzyczy do słuchawki
telefonicznej wachtowy, trzeci oficer - Speedboat przybliża się z dużą szybkością,
z SW, z naszego kontra kursu.
Speedboat to szybka łódź motorowa.
- Już lecę - krzyknąłem.
Nakazałem natychmiast zmienić kurs na przeciwny. Błyskawicznie zerwałem sie
z miejsca i na mostek. Zdążyłem tylko zdjąć mój kapitański sygnet i obrączkę i
wcisnąłem je w ziemię w doniczce z kwiatkiem
w salonie.
W ciągu paru sekund byłem na mostku. Punkt na radarze zbliżał się bardzo
szybko, ARPA pokazywała 22,7 węzłów.
- Hard starboard and full ahead - nakazałem natychmiast zmienić kurs
o 180°, na kurs przeciwny, i położyłem telegraf na maksymalną szybkość.
Poinformowałem chiefa z maszyny o sytuacji i poleciłem, żeby wyciągnął z
maszyny, ile się da, to walka na śmierć i życie.
Oceniłem sytuację jako napad piratów i przystąpiłem do „antypiracy procedure".
Cała załoga pod dowództwem 3. oficera weszła do safety roomu – to miejsce,
gdzie gramy w ping‑ponga. Ja, Vlad - Chief Oficer, drugi oficer - Frederik i
mój najlepszy sternik, marynarz Jack na mostku.
-Mayday, Mayday, Mayday… This is Hansa Stavanger, repeat Hansa Stavanger. We are under pirate’s
attack Our position...
Natychmiast wykonałem emergency call, poinformowałem wszystkich
w pobliżu o zaistniałej sytuacji, wołając o pomoc.
Chief Oficer wysłał emergency signal IAPCC informujący wszystkie stacje
naziemne i włączyliśmy alarm SSAS – dla poinformowania kompanii.
Drugi oficer telefonicznie połączył się natychmiast z „Anty Piracy Center
in Dubai”. Dyżurny oficer non stop dostawał informacje na bieżąco, sam pomagając
nam w koordynowaniu akcji.
Poprzez „24h emergency number” poinformowałem również naszą kompanię
telefonicznie.
- Życzę dużo szczęścia - odezwał się jakiś zaspany głos kobiecy.
Zaczął się szalony pościg. Speedboat płynął z szybkością ponad
22 węzłów, nasza stara dobra „Hansa Stavanger” osiągnęła 18,2 węzła.
To wszystko, co można było z niej wydusić przy 110% obciążenia maszyny.
Niedopuszczalne, maksymalne obroty.
Niestety, piraci zbliżali się coraz bliżej.
- Płynąć zygzakiem - przekazał Frederik polecenia APC Dubai.
- Już od dawna płynę - odpowiedziałem spokojnie.
Próbowałem małymi zmianami kursu zbudować falę za rufą, trudną do pokonania
przez łódź piracką. Każda większa zmiana kursu statku byłaby również
zredukowaniem szybkości.
- Zbliżają się bardzo szybko - zauważył Jack, wystraszony sternik.
- Musimy walczyć - odpowiedziałem, podtrzymując go na duchu - uda się na
pewno.
Wyjąłem aparat i pstryknąłem im kilka fotek.
Piraci podpłynęli na wysokość mostka, machając rękami, aby się zatrzymać.
- Na pewno stanę, aż się zdziwicie - mruknąłem pod nosem.
Zobaczyłem, jak kierują w naszym kierunku karabiny maszynowe AK.
Poleciały krótkie serie. Nagle zobaczyłem, jak jeden z piratów podniósł
pancerfausta – RPG, ręczną wyrzutnię rakietową.
- Padnij! - krzyknąłem. - Będą strzelać do nas z rakiety.
Wszyscy padli plackiem na ziemię, straszna detonacja wstrząsnęła statkiem.
Rakieta trafiła tuż pod moją kabiną. Zaczęło się palić.
Poderwałem się szybko z ziemi, widzę, że piraci dobijają do burty statku
i próbują zawiesić drabinę na relingu.
Skręciłem mocno w prawo, w kierunku na łódź piracką. W tym samym momencie
Frederyk przekazał mi tę samą komendę z APC Dubai.
Statek skręcił gwałtownie w prawo, odpychając łódź piracką. Pochyliła się
ona nieco i w tym momencie masa wody odepchnęła ją od burty statku.
Ku naszemu zaskoczeniu łódź zaczęła zwalniać, aż wreszcie stanęła. Wyprostowałem kurs statku i zaczęliśmy się
dość szybko oddalać.
- Chyba się udało - krzyknąłem zadowolony. - Piraci zostają w tyle.
Frederik natychmiast poinformował Dubaj.
- Congratulations, you won! - woła
oficer służbowy przez słuchawkę telefonu.
- Gratulujemy wygranej walki, Kapitanie, wspaniale.
Natychmiast wysyłam Jacka i Chiefa Vlada na dół do sprawdzenia stanu
pożaru. Każę przynieść z mojego biura paszporty i książeczki żeglarskie załogi.
Wyprowadziłem statek na kurs. Zaczęliśmy od nowa nabierać utraconą przez
ten skręt prędkość. Zauważyłem, że piraci dolewają benzyny z kanistrów. Brakło
nam jednak 10 minut do szczęścia. Po zatankowaniu piraci zaczęli swój atak od
nowa. Podchodzą do nas z lewej burty, następnie z prawej, tuż pod kabiną
drugiego mechanika. Statkiem ponownie poderwał wstrząs. My jednak uciekaliśmy
dalej. Gdy leżeliśmy po wystrzale na ziemi, piraci skręcili w prawo i zaczęli następny
atak
z prawej burty. Podpłynęli na wysokość mostka i wystrzelili do nas po raz
trzeci. Tym razem rakieta była wycelowana na mostek, na którym znajdowałem się
wraz z pierwszym i drugim oficerem oraz sternikiem manewrowym. Podczas strzału
łódź podskoczyła na fali i rakieta rozerwała się tuż ponad mostkiem. Mieliśmy
szalone szczęście, inaczej by nas już nie było. To jakiś cud.
Drugie podejście do burty i te same manewry statku. Gdy leżeliśmy
na podłodze podczas wybuchu rakiety,
nie zauważyliśmy, kiedy piraci zawiesili haki drabiny na relingu i
błyskawicznie znaleźli się na pokładzie. Nie pomogły druty kolczaste, nie
pomogła ściana wody z węży strażackich. Czterech uzbrojonych po zęby piratów w
jednej sekundzie opanowało pokład. To już koniec… - pomyślałem. W tym momencie nasza walka się
zakończyła, mimo że dzielnie walczyliśmy bez broni ponad 40 minut.
Poinformowałem o tym APC Dubai i natychmiast odłożyłem słuchawkę. Normalnie
powinno się redukować szybkość statku przez pół godziny, ale w tej sytuacji bez
zastanawiania się położyłem manetkę telegrafu
na pozycji STOP. Piraci nie mogą widzieć, że do tej pory statek próbował
uciekać przy całej naprzód.
- Wszyscy na podłogę, ręce na głowę – wydałem rozkaz. Piraci biegną
schodami zewnętrznymi, strzelają z kałachów i dopadają do drzwi, zapomniałem,
że były zamknięte. Słychać dzikie wrzaski piratów, poszła seria po drzwiach i
oknie.
Kula przeleciała mi nad głową, utkwiła w suficie. Schylony w kucki
przesuwam się do drzwi. Poczułem muśnięcie na włosach. Tym razem kula
przeleciała parę milimetrów nad moją głową i rozerwała szybę na mostku.
Pirat kolbą karabinu rozbił szybę w drzwiach i nasze ręce spotkały się przy
zamku. Otworzyli błyskawicznie drzwi i wskoczyli do środka.
- Stop engine (zatrzymać maszynę) - krzyczą piraci.
Podniosłem się i pokazałem na telegraf. Engine is stopped. Maszyna jest
zatrzymana. Don’t make any problems. Próbuję wyjaśnić piratom,
że maszyna jest zatrzymana i poruszamy się wyłącznie inercją statku.
- All crew (wszyscy na mostek) - krzyczy pirat i znów strzela w powietrze.
Widzę, że bandyci nie strzelają do nas i próbuję ich uspokajać.
- Statek zaraz się zatrzyma, a cała
załoga znajdzie się na mostku -powtarzam.
Widzę, że piraci to młodzi ludzie. Strasznie wystraszeni i przerażeni.
Tymczasem pożar zaczyna się coraz bardziej rozprzestrzeniać. Widzę dym z mojej
sypialni, który przedostaje się na mostek. Robi się duszno
i mglisto. Załoga cała na mostku. Wszyscy leżą plackiem na podłodze
i trzymają ręce na głowie.
- All German (Wszyscy Niemcy) - gestykuluje pirat. - Ilu jest na burcie?
- pyta się, bardziej gestykulując rękoma
niż mówiąc po angielsku. Pokazałem listę załogi.
- Pięciu Niemców, super – piraci zacierają ręce.
Dym coraz szybciej przedostaje się na mostek. Piraci na moją prośbę
zgadzają się zwolnić najpierw 4 marynarzy do walki z ogniem, po pół godzinie 8,
potem 12, aż wreszcie zwalniają całą załogę, oprócz mnie,
by ugasić ogień. Pierwsza zaczęła palić się sypialnia, a następnie biuro.
Załoga nie może dostać się do wnętrza przez zablokowane gorącem drzwi. Wybijają
więc okno i wiadrami strażackimi wlewają przez nie hektolitry wody. To samo od
strony pierwszego mechanika, z lewej burty. Tam rakieta przeszła przez ścianę i
nie wybuchła. Pożar, poprzez luki kablowe, tak szybko rozprzestrzeniał się, że
zaczęło się palić całe piętro i podłoga wyższego piętra – szczególnie
pomieszczenie znajdujące się powyżej mojej kabiny. Wodę laliśmy z zewnątrz, a
załoga uzbrojona
w maski tlenowe próbowała wlewać wodę od wewnątrz i z korytarza.
Po dwóch godzinach walki z żywiołem udało się dostać do mojej kabiny.
Poszły w ruch gaśnice pianowe i po długim czasie ugaszono ostatnie tlące się
resztki mojej kabiny. Salon i sypialnia spłonęły doszczętnie.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy