Moja ulubiona publicystka napisała niedawno: warto, by Polacy wyjeżdżali za granicę, tam zobaczą, że nie mamy się czego wstydzić..
Cóż… Tak się składa, że spędziłem ponad 13 lat w Australii i mam jakieś podstawy do porównań. Nie tylko w oparciu o wakacyjne wojaże. To fakt, że są rzeczy, z których mamy prawo być dumni. Nie tylko to, że za sprawą Polaków rozpadł się system komunistyczny.
Takim jest np. standard nauczania matematyki: zupełnie przeciętne dzieci polskie, które przyjeżdżały do Australii często „robiły tam za geniuszy”.
Faktem jest, że sporo poszliśmy do przodu od upadku komunizmu. Ale oczekiwania, jak i realny potencjał „doganiania świata” były i są znacznie większe… W blisko ćwierć wieku od upadku komunizmu mamy prawo odnosić nasze aspiracje do poziomu krajów zachodnich…
Prawda, wielu cieszyło niedawno porównanie tempa wzrostu dochodu narodowego Polski z innymi krajami Unii Europejskiej. Ale to bez sensu. Absurdem jest bowiem powoływanie się na gołe liczby przyrostu dochodu narodowego bez systemowego kontekstu. Zupełnie inne jest „dobre tempo” rozwoju dojrzałej gospodarki, zupełnie innego tempa rozwoju oczekiwania należałoby mieć wobec kraju, który goni sąsiadów, mając możliwość eksportu do całej Unii Europejskiej z jej znacznie wyższymi kosztami pracy…
Wydaje się, że Polska ma cztery podstawowe problemy: biurokracja, egoizm grup, brak korygującego systemu i brak rzetelnej debaty.
Po pierwsze – wszechobecna, paraliżująca biurokracja. Swego czasu przygotowywałem w Australii budowę domu. Pozwolenie miałem po sześciu tygodniach. Tymczasem w Polsce, jak wynika z badań związku Firm Developerskich 95% pozwoleń na budowę jest wydawanych po przekroczeniu ustawowych limitów, podnosząc koszty o całe 5%. 5% – To całkiem sporo… Zlikwidujmy 5% zbędnych kosztów tu i tam, 3% i 4% siam i owam… I nie będzie źle…
Biurokracja wiąże ludziom ręce, paraliżuje działanie i przyczynia się do tworzenia ogromnych, zbędnych kosztów. Przykład? – tuż przed wyjazdem do Australii miałem mieć drobny zabieg chirurgiczny. Jak mnie w Polsce poinformowano, konieczny miał być dziesięciodniowy pobyt w szpitalu. Ponieważ miałem wówczas natłok bardzo korzystnych zleceń, odłożyłem to na później… I co się w Australii okazało? Wystarczyły dwie wizyty – prosty, pięciominutowy zabieg (pół godziny, ze wszystkim), druga wizyta już tylko kontrolna. Wszystko razem – 120 dolarów. A ile by kosztował dziesięciodniowy pobyt w szpitalu? Biorąc po uwagę dostępne dane – kilkakrotnie drożej. A rozmowy z pracownikami służby zdrowia wskazują na to, że ciągle wiele (a wedle niektórych – coraz więcej) kosztownych decyzji podejmowanych jest nie dla dobra pacjenta, ale dlatego „żeby NFZ zapłacił”.
Budowniczy prądotwórczych wiatraków muszą latami toczyć walkę o możliwość wykorzystywania swej inwestycji… Zagmatwane przepisy podatkowe kosztują przedsiębiorców mnóstwo czasu i nerwów. Skomplikowanie uprawnień pracowniczych i przepisów zatrudnienia powoduje, że najmniejsze, jednoosobowe firmy boją się uczynić ten najprostszy, a jakże, trudny krok w rozwoju i przyjąć pierwsze osoby na stały etat.
Na gmatwaninie rozdętych regulacji pasie się cała masa rozmaitych grup wysysając ze społeczeństwa soki… Przykład? Materiały budowlane muszą mieć atest ogniowy. Jasne, OK., potrzebujemy bezpiecznych domów. Tylko… Dlaczego taki atest odporności na ogień jest ważny tylko trzy lata? Czy przez trzy lata zmienią się charakterystyki fizyko-chemiczne badanych drzwi i okien? Oczywiście, że nie, ale pożywić się na zrobionych już badaniach można będzie wielokrotnie… Niestety – i to trzeci kluczowy problem – dynamika naszej sceny politycznej nie sprzyja doskonaleniu systemu społeczno-ekonomicznego kraju. W Melbourne powiedziano mi kiedyś „to opozycja czyni rząd lepszym”. I rzeczywiście, tak to działa w dojrzałych krajach. Opozycja wytyka rządowi błędy, śledzi przekręty i „prostuje ścieżki” rządzących… U nas, niestety, histeryczna nacjonalistyczno-populistyczna główna siła opozycyjna raczej odbiera rządowi odwagę ważniejszych zmian, (choć trudną politycznie, a konieczną ze względów demograficznych decyzję o podniesieniu wieku emerytalnego należy docenić). A może daje wygodną wymówkę? Nie tak dawno wydano ogromne pieniądze na promocję mediacji. Fajnie! Ale jednocześnie wprowadzono ograniczenie honorarium mediatorów do… 1000 zł; co przy trudniejszych sprawach czyni sprawę niewartą zachodu..
Do bezkarnego pasożytnictwa poszczególnych przyczynia się zarówno uległa (nazwijmy to delikatnie) wobec grup nacisku klasa polityczna, brak zainteresowania sferą publiczną jak i niechęć dziennikarzy do głębszego wniknięcia w problemy sytemu społeczno gospodarczego. Bo przypomnijmy sobie – czy po ujawnieniu skandalicznego kontraktu na kierowanie budową Stadionu Narodowego ktoś zapytał o to, kto przygotował ów kontrakt, i jakie wyciągnięto konsekwencje wobec odpowiednich osób? Czy zbadano związek pomiędzy tym kontraktem, a rozdawnictwem tłustych zleceń dla firm związanych z rządzącą partią? Badania profesora Rybińskiego pokazały, że o ile w początkowym okresie „wolnej Polski” ok. 30% procent ustaw realizowało partykularne, lobbystyczne cele, a 70% miało charakter prorozwojowy, to obecnie te proporcje są odwrotne..
Wreszcie, tragedią jest brak rzetelnej debaty o przyczynach niedostatków i o potrzebnych rozwiązaniach. Często w imię zachowania dobrego samopoczucia mówi się „to się mogło zdarzyć wszędzie”. Taki komentarz usłyszałem, zszokowany, w dyskusji na temat filmu „Układ”. Otóż nie, proszę państwa. Zapewne takie rzeczy się zdarzają – a nawet są „normalką” w putinowskiej Rosji, na Białorusi Łukaszenki, czy w „komunistycznych” (bo jak nie pisać tego w cudzysłowie) Chinach. Co rusz czytamy że jakiś urząd niszczy – czy to na podstawie podejrzenia, czy na podstawie widzi-mi-się kolejną firmę. I co? I nic? A – daję słowo – przez 13 lat, mimo tego, że byłem pilnym czytelnikiem prasy biznesowej w Australii nie trafiłem na ani jeden taki przypadek.
Nie możemy dłużej popadać w samozadowolenie i cieszyć się, że fantastycznie wydajemy unijne pieniądze, gdy bezrobocie rośnie, a innowacyjność spada. Potrzebna jest poważna debata społeczna – i wiele szczegółowych, konkretnych dyskusji w rozmaitych obszarach… I potężne przemeblowanie sceny politycznej, by i w tej dziedzinie konkurencja działała na rzecz rozwoju… Bo przypomnijmy – tytułem refleksji i ostrzeżenia – Indie są od ponad trzech ćwierćwieczy są wolne, są demokracją parlamentarną, a ludzie wciąż żyją w nędzy… Te Indie, które (jak pół wieku później Polska) zafascynowały cały świat pokojowym zrzuceniem obcego jarzma. Przypomnijmy też sobie, jak to Rzeczpospolita, przy swym ogromnym potencjale gospodarczym przez wieki była w ciągłym rozgardiaszu, gdy jej ówczesne elity nie mogły się zdobyć na wzniesienie ponad interesy drobnych koterii, nie mogły się zdobyć na to, by wspólne dobro przedłożyć nad egoizmy grupek i stronnictw partyjnych.
Pytajmy więc polityków – tych rządzących i tych aspirujących, jakie mają propozycje rozwiązań wielu konkretnych problemów. I tu właśnie jest ogromnie istotna rola dla mediów, by wznieść się ponad polityczne pyskówki, by zadawać pytania, i stymulować myślenie… Media – poza robieniem pieniędzy – też mają tu ogromną rolę do odegrania…
I rozmawiajmy między sobą, co konkretnie można by zrobić… Takie długie, nocne Polaków rozmowy doprowadziły kiedyś do upadku komunizmu… Może i teraz doprowadzą do uleczenia Rzeczpospolitej…
Czego i sobie i wam życzę…
Dr Paweł J. Dąbrowski
RODC, AIMM, SBSSF
Studio Opinii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy