Wilno jest malutkie. Kilkanaście domów i
kilkanaście rodzin. Osadzone w dzikim lesie, w dolinie o nazwie Madawaska, w
prowincji Ontario, 4 godziny samochodem na północny-wschód od Toronto i 2,5
godziny na zachód od stolicy Ottawy.
Polska w Wilnie
Przy jednej z dróg dojazdowych do Wilna
stoją dwie, jedna po drugiej, wysokie na 7 metrów, drewniane bramy anonsujące
tereny obozów harcerskich. Wypisany dużymi literami napis przy wjeździe do
pierwszego z nich mówi - Karpaty, na drugim wypisano - Giewont. Mało tego.
Po drugiej stronie drogi, naprzeciwko obu
obozów, rozległa przestrzeń wielkości pola do piłki nożnej, a na polu powiewająca
na maszcie flaga białoczerwona. W jednym z róg pola, zarośniętego po kolana
wysoką trawą, usypane 10-metrowe wzgórze-pomnik. Na wzgórzu ruiny symbolicznego
miasta przedstawiające zburzoną w czasie ostatniej wojny Warszawę. Wśród
pomnikowych ruin wyryty w ziemi znak Polski Walczącej, a na murze obok krótki
opis historii Szarych Szeregów, którzy, jak się okazuje, powstali w Poznaniu na
samym początku wojny i w skrócie nazywali się przez kilka miesięcy... SS. Ten
pomnik to dla nich. Wokoło żywej duszy.
Można powiedzieć - co za pamięć o Polsce.
Co za cześć dla ojczyzny, miejsca oddalonego od tych okolic o ponad 6 tys.
kilometrów i odsuniętego w czasie o prawie 70 lat. Jak bardzo musiała Polska,
Warszawa, Szare Szeregi, wojna zapaść w serce ludzi, którzy pomnik-wzgórze
postawili.
Tak kocha się kraj matki i ojca. I pamięć
o dalekim, rodzinnym, doświadczonym przez historię kraju.
Shulist i Tuski
Donald Tusk odwiedził miejscowość Wilno, zamieszkaną przez potomków osadników z Kaszub. Fot. Maciej Śmiarowski/KPRM. (CC) |
"Tusk przyjechał z własnej
inicjatywy - mówi miejscowy Kaszub David Shulist, od 2010 burmistrz Madawaska
Valley - słyszał o nas i postanowił wpaść". Dodaje, że w czasie wizyty
wysypali oboje z premierem na zewnętrzną część dłoni kaszubską "tobakę"
i przez jakiś czas głęboko niuchali.
"Mówiłem do niego po
kaszubsku", mówi z dumą burmistrz, którego pradziadowie przyjechali w te
strony w 1858. Tusk odpowiadał mu łamanym kaszubskim. Na pożegnanie, według
relacji Davida Shulist, premier powiedział do wszystkich "Wiedno
Kaszebe" (Kaszuby na zawsze).
Kultura kaszubska tak mocno weszła
Shulistowi w krew, że założyl Wilno Heritage Society. Działa w nim ze swoim
znajomym: Peter Glofcheskie, Phil Biernaskie, Mike Polubeskie, czy Ray
Chapeskie. Za swe starania otrzymał w Polsce w maju 2013 nagrodę
"Stolem", co po kaszubsku znaczy "Gigant". Tusk także jest
wśród jej laureatów.
Nieopodal, w jednostce administracyjnej
Hagarty, Killaloe i Richards Township, mamy, według spisu, kolejne 155 osoby
przyznające się do znajomości języka polskiego. Dorzucić do tego należy
dodatkowe 145 osób mówiace po polsku w sąsiadującej z Wilnem małej miejscowości
Barry's Bay. Na dużym, ale mało zamieszkanym obszarze mamy więc prawie 700
osów, które przyznają się do swoich korzeni. Dla jasności obrazu trzeba dodać, że
to Kanadyjczycy polskiego pokolenia, nie ludzie urodzeni w Polsce.
Jedną z takich osób hest Theresa Bloskie,
18-letnia kobieta, która pracuje w głównym budynku małego muzeum kultury
kaszubskiej w Wilnie, położonego przy głównej drodze przecinającej osadę.
"Jestem Kaszubką szóstego
pokolenia", informuje Theresa, która ma 26-letnią siostrę Mary Bloskie.
Ani jedna, ani druga nie mówią jednak po polsku. "Gdy nasi rodzice uczyli
się w szkole brali lekcje polskiego - mówi - ale jak my byliśmy uczniami takich
lekcji już nie było".
Dużo starsza od młodej Theresy, które
lekcje kaszubskiego w szkole pobierała to pracowniczka tego samego muzeum
Margaret Biernaskie, Kaszubka piątego pokolenia. Od kilkunastu lat na
emeryturze, pani Margaret, która urodziła się w położonym niedaleko miasteczku
(a jakże!) Kaszuby, mówi dosyć dobrze po kaszubsku, chociaż trzeba dobrze się
wsłuchać, aby wszystko zrozumieć.
"Pierwsi polscy osadnicy, którzy tu
przyjechali mieli 4 lata, żeby pokazać, że mogą wyżywić się z ziemi",
opowiada pani Biernaskie, siedząc w izbie jednego z tradycyjnych domów
kaszubskich, które znajduje się na terenie muzeum w Wilnie. Osadnicy musieli
wyrąbać las pod działkę, oczyścić ziemię z kamieni, zaorać pole. Jeśli warunków
dotrzymali władze dawały im po 4 latach prawo własności działki. Zazwyczaj było
to 100 akrów na rodzinę.
"Izby były bez podłogi, w rogu było
legowisko, a w dachu dziura - opowiada pani Biernaskie - w zimie ogień palił się
całą dobę". Aby duchowo przetrwać ciężkie kanadyjskie zimy Kaszubi zabawiali
się opowiadając dowcipne historie o wilkach, które wpadały do izby i zabierały
tego, co nie zdążył wystarczająco szybko uciec po schodach z izby na piętro.
Popiersia Polaka tam nie ma, ale jest
sporo informacji o lotniku, który po zakończeniu służby wojennej pracował w
Kanadzie jako pilot doświadczalny w latach 50. Wsławił się jako pilot, który
przełamał barierę dźwięku w 1952, powtarzając wyczyn Amerykanina Chucka
Yager'a, który 5 lat wcześniej jako pierwszy dokonał tego czynu. Po zakończeniu
kariery Żurakowski otworzył w Barry's Bay kurort o nazwie Kartuzy Lodge, gdzie
umarł w 2004.
Zaraz obok placu Żurakowskiego, po
drugiej stronie drogi, przez całe lato jest stoisko gastronomiczne, na którym
powiewa polska flaga, a obok flagi napis: "Polka spudz". Jego właścicielka,
Ewa Walczak, wyjaśnia, że "spudz" to frytki z roztopionym serem,
które polewa się sosem wołowym.
"W zimie pracuję w domu - mówi
50-letnia Polka z Liskowa k/Kalisza - w lecie tutaj". Razem z mężem, który
jest teraz "handymanem" i dziećmi wyjechali z Polski w 1990. Przez 10
lat mieszkali w Toronto, ale miasto było za duże, bo oni z małego miasteczka.
Przyjechali kiedyś w okolice, spodobało się, więc się przeprowadzili. Przez
ostatnie 13 lat mieszkają nieopodal w Killaloe.
Roczime do Wilna
Śladów polskości i Kaszub w Wilnie, Barry's Bay, czy innych okolicznych miejscach jest więc w tej części Kanady co niemiara. Nie tylko w muzeum w Wilnie, w którym tu i ówdzie widzi się napisy po kaszubsku w rodzaju: "gbursko checz", "buda z obczosonech klocy", czy "dak ze szczepionech bólów". Nie tylko w budynkach muzealnych, gdzie można posłuchać zawsze skorych do opowiadań potomków dawnych Kaszubów.
Jakże polskie jest też miejsce w kościele
św. Matki Boskiej Częstochowskiej w Wilnie, gdzie na ścianie wewnątrz kościoła
powieszono tekst modlitwy po kaszubsku - "Ojcze nasz, jaczi jes w
niebie/Niech sa swiacy Twoje niono/Niech przindzie Twoje krolestwo/Niech mdze
Twoja wolo jakno w niebie tak też na zemi". A obok kościoła cmentarz z
nagrobkami pierwszych osadników: Shulist, Dombrowskie, Cybulskie...
Okazja, żeby je wszystkie zobaczyć
nadarza się wkrótce, bo 14 sierpnia 2013 będą obchodzone w Wilnie obchody Dnia
Polskiego Żołnierza.
Jechać więc trzeba. Bo przecież Wilno to
Polska. Ta stara z XIX wieku, a i ta nowa. Wilno to także Kaszuby. To miejsce
specjalne, które wszystkich serdecznie wita. Albo, jakby to powiedzieli
kanadyjscy Kaszubi - Roczime do Wilna (Wilno Wita). To nasza Rodno Zemia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy